StartNamyslow.pl: - Jest Pan zadowolony z inauguracyjnego meczu swoich podopiecznych po czteroletnim niebycie w IV lidze opolskiej?
Zbigniew WANDAS (trener Polonii Nysa): - Przed spotkaniem końcowy wynik przyjąłbym pewnie w ciemno, niemniej uważam, że trochę zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziów.
- Biorąc pod uwagę reakcje publiczności, nie tylko Pan nie był zadowolony z pracy arbitrów. Natomiast z perspektywy trybun wydaje się, że kluczowa dla losów spotkania była sytuacja z 40 minuty, gdy po obejrzeniu drugiego żółtka z boiska wyleciał jeden z Pańskich obrońców. Do tego momentu graliście całkiem dobry futbol, ale zostaliście w dziesiątkę na boisku.
- Fakt, zostaliśmy. Tyle, że chwilę wcześniej to mój zawodnik został sfaulowany (T.Kowalczyk – przyp. aut.). Dlatego też zareagował pewnie pchnięciem rywala. No i okazało się, że dostał żółtą kartkę i w efekcie czerwoną, a rywal nie. I to najbardziej boli, bo jedni i drudzy grali ostro, a my jako gospodarze kończymy mecz z siedmioma żółtymi kartkami. Nie wiem, co mam o tym sądzić. Nigdy nie oceniałem pracy arbitrów i nadal nie zamierzam tego robić. Chcę jedynie powiedzieć, że piłka nożna jest dla ludzi twardych i walczących. Walczyli jednak dziś jedni i drudzy, i nie może być tak, że jedni kończą mecz praktycznie bez kartek, a drudzy z całym bagażem. To trochę nie fair.
- Pozostawiając sędziów na boku, mimo wszystko może być Pan zadowolony z postawy swojego zespołu.
- Cieszę się z punktu, niemniej uczciwie przyznam, że liczyłem na więcej.
- Domyślam się, ale pytam o samą grę Polonii, bo Pańska drużyna wyglądała naprawdę nieźle. A potwierdzeniem tego choćby fakt, że w drugiej połowie w ogóle nie widać było tego, że graliście w osłabieniu.
- Zgadza się. Jak jednak wspomniałem, liczyłem na więcej, choć remis, po tym co się działo, biorę w ciemno. Nie było nas w IV lidze przez cztery lata i niektórym się wydawało, że skoro do niej wracamy, a Namysłów szczęśliwie uratował się przed spadkiem, to powinien to być łatwiejszy przeciwnik. Ja jednak uważam, że goście byli rywalem bardzo wymagającym. Nie znam wprawdzie składu osobowego Startu z poprzedniego sezonu i jak to wyglądało w kontekście dnia dzisiejszego. Mogły zajść pewne zmiany i dziś możemy mówić o dwóch różnych zespołach.
- Biorąc pod uwagę poprzedni sezon i obecny skład IV ligi, uważam, że tu każdy może wygrać z każdym. Dlatego też nastawianie się kibiców, że ktoś jest nominalnie słabszy czy mocniejszy może być bardzo mylące.
- To zdanie kibiców, proszę mnie dobrze zrozumieć. Wcale nie uważam, że Start będzie tą samą drużyną, co w sezonie poprzednim. Dlatego ostrzegałem chłopaków, aby nie sugerować się tabelą poprzedniego sezonu, bo to może być zgubne. Wasi zawodnicy grali konsekwentnie i twardo w obronie. I to był klucz do końcowego wyniku. Powiem tak, pierwsze koty za płoty.
- I tą puentą podziękuję za rozmowę. Życzę sukcesów Panu i Polonii. Żeby Pana zespół na powrót stał się stałym bywalcem najwyższej ligi Opolszczyzny. A może i coś więcej (uśmiech).
- Czy więcej? Na tą chwilę raczej nie. Ja także życzę sukcesów Startowi.
- Priorytetem jest więc okrzepnięcie w IV lidze?
- Tak. Chcemy zagrać tak, aby pod koniec sezonu spokojnie patrzeć w tabelę.
- Czyli nie stresować się jak Start Namysłów w ostatnim sezonie?
- (śmiech) Dokładnie tak, jak Pan powiedział. [rozmawiał KK]
Fot.: Po końcowym gwizdku Zbigniew Wandas (na zdjęciu) miał mieszane uczucia [zdjęcie: www.nto.pl] |
StartNamyslow.pl: - Pierwszy mecz, do tego u beniaminka i pierwszy remis. To chyba satysfakcjonujący rezultat?
Grzegorz ROSIEK (trener Startu Namysłów): - To rezultat przyzwoity. Nie ukrywam, że to był nasz cel minimum w Nysie. Z przebiegu meczu i faktu, że od 40 minuty gospodarze grali w dziesięciu, powinniśmy się pokusić o komplet punktów, niemniej cieszymy się, że udało się doprowadzić do remisu i ostatecznie wracamy do Namysłowa z jednym oczkiem.
- Po strzeleniu bramki wyrównującej mogliśmy pójść za ciosem. Okazało się jednak, że rywale dobrze byli zorganizowani w defensywie i niespecjalnie dało się ich po raz kolejny „ugryźć”.
- Zabrakło nam też szczęścia, bo zaraz po przerwie „Wilu” (Wojciech Wilczyński – przyp. aut.) stworzył sobie świetną okazję golową, po trochę przypadkowym odbiorze Szczygła. Zdecydował się w dobrej sytuacji lobować bramkarza, ale zabrakło mu precyzji. Natomiast pod koniec meczu Łukasz Pabiniak centrował do Raduchowskiego na 11-ty metr, ale tu zabrakło centymetrów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Nysa miała bardzo groźnego napastnika Lepaka, na którego szczególnie musieliśmy uważać. Bardzo szybki gość, z którym mieliśmy pewne kłopoty. Mieliśmy też jednak swoje problemy w obronie, bo dzień przed meczem Żołnowski skręcił staw skokowy i musieliśmy zagrać bez niego.
- Na boisku zabrakło nie tylko „Żołiego”, ale też Lavrinenki i Patryka Pabiniaka. Czyli zagraliśmy dosyć poważnie osłabieni.
- No tak, to są trzy pewne punkty, które goszczą bardzo mocno w pierwszej jedenastce. Nie mogliśmy z nich skorzystać, niemniej zawsze powtarzam, że nie ma ludzi niezastąpionych i w ich miejsce pojawili się inni, którzy mają okazję, aby wykorzystać daną im szansę.
- Pozostaje mieć nadzieję, że po powrocie chłopców do składu kibice mogą liczyć na więcej ze strony Startu.
- Cel mamy na pewno wyższy niż remisowanie z Nysą. Chcemy powalczyć o lokaty w czubie, choć na początku mamy swoje problemy. Liczymy na szybki powrót do normalności i pokazanie z naszej strony faktycznych możliwości. [rozmawiał KK]