Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Legia Warszawa w Namysłowie!

Odsłony: 4488

W historii każdego klubu są momenty szczególne. Zazwyczaj lepiej pamiętane są te pozytywne. Niekiedy jednak historia „stemplowana” jest chwilami smutku. Na szczęście wydarzeniu, do którego chcemy dzisiaj nawiązać, bliżej jest do tych pierwszych. W dziejach NKS-u spotkanie to określamy jako „mecz-legenda”. Zapewne część z Państwa już domyśla się, do jakiego pojedynku w tym momencie nawiązujemy. Tym, którzy jeszcze nie kojarzą, wyjaśniamy. Dokładnie 25 lat temu piłkarski Namysłów przeżywał swoje największe święto w historii. W ramach 1/16 finału Pucharu Polski do naszego miasta zawitała Legia Warszawa.

Mecz ten szczegółowo opisywaliśmy już w latach wcześniejszych, więc i tym razem koniecznie trzeba do niego nawiązać. Zapraszamy więc kibiców, szczególnie tych młodszych, na swoistą podróż do przeszłości. Oto szczegóły nasłynnijeszego meczu NKS-u w jego 66-letniej już historii...

6 października 1993 roku odbył się na naszym stadionie mecz, który w sposób wyjątkowy przeszedł do czerwono-czarnej historii. Do naszego miasta przyjechała Legia Warszawa, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich klubów na świecie. Warszawianie zawitali do nas na spotkanie w ramach 1/16 Pucharu Polski i po niezwykle emocjonującym pojedynku wygrali 1-0. Autorem jedynego trafienia był Wojciech Kowalczyk, który wykończył głową dośrodkowanie z kornera Leszka Pisza.

Co to był za mecz! Cały Namysłów żył tym spotkaniem od chwili, gdy dowiedzieliśmy się o wyniku losowania. Kibice z niecierpliwością odliczali kolejne godziny, aby w środę o godz. 15:00 zasiąść na trybunach. Nie było to łatwe, gdyż spotkanie obejrzeć chciał każdy. Na kameralny obiekt przy Pułaskiego 5 ciągnęły nieprzebrane tłumy. Dla wielu zabrakło miejsca na ławkach (wówczas nie marzyliśmy nawet o krzesełkach!), więc ludzie zajmowali miejsca, gdzie popadnie. Proszę sobie wyobrazić, że spora część łuku od strony ul. Parkowej zajęta była przez stojących i siedzących między drzewami ludzi! Mało tego, kibice również szczelnie wypełnili dachy okolicznych budynków! Ale to nie dziwne, wszak każdy chciał zobaczyć wielką Legię. Warszawski zespół z roku 1993, to był prawdziwy „Dream Team”. To drużyna, która kilka miesięcy wcześniej zdobyła Mistrzostwo Polski, odebrane mu decyzją PZPN na rzecz poznańskiego Lecha (za „ustawienie” meczu ostatniej kolejki z Wisłą w Krakowie, legioniści „wygrali” wówczas 6-0). Gdy warszawianie przyjechali do naszego miasta, właśnie trwały rozgrywki 1993/94. A w nich Legia sięgnęła po „potrójną koronę”, tj. Mistrzostwo Polski, Puchar Polski (po wyeliminowaniu naszego Startu zespół ten doszedł do finału, gdzie pokonał 2-0 ŁKS Łódź) oraz Superpuchar Polski (po 6-4 ze wspomnianym ŁKS-em)!

W Namysłowie zagrał wówczas prawdziwy „Wunderteam”. Wspomnijmy choćby kontrowersyjnego Macieja Szczęsnego w bramce (to jedyny piłkarz w historii polskiej piłki, który zdobył tytuł Mistrza Polski z czterema (!) różnymi klubami, młodszemu pokoleniu kibiców znany dziś jako ojciec Wojciecha, bramkarza Juventusui reprezentacji Polski), Zbigniewa Mandziejewicza (legenda wrocławskiego Śląska), Juliusza Kruszankina, czy walecznego Krzysztofa Ratajczyka. Wystarczy przypomnieć, że Jacek Zieliński, przez wiele lat legijny filar, był wtedy zaledwie rezerwowym! A to nie wszyscy. Z czerwono-czarnymi zagrali też Adam Fedoruk, wspomniany Leszek Pisz (rok później bohater dwumeczu z IFK Goeteborg, po którym legioniści zapewnili sobie historyczny awans do Ligi Mistrzów) oraz olimpijczyk z Barcelony, Marcin Jałocha. Warto również wspomnieć o Marku Jóźwiaku czy Radosławie Michalskim.

         
Janusz
WÓJCIK
Paweł
JANAS
Dariusz
DZIEKANOWSKI
Wojciech
KOWALCZYK
Leszek
PISZ

Dla nas nobilitacja była tym większa, że do Namysłowa przyjechała jedna z najlepszych jedenastek w historii Legii! Dla potwierdzenia naszych słów podajemy kompletny skład, w jakim goście zagrali przeciw czerwono-czarnym (w nawiasie liczba gier i goli w reprezentacji): Szczęsny (7A/0) - Mandziejewicz, Ratajczyk (16A/3), Kruszankin (7A), Jałocha (18A/1), Jóźwiak (14A), Pisz (14A/1), Dziekanowski (63A/20), Fedoruk (18A/1), Kowalczyk (39A/11), Michalski (28A) oraz D.Bayer. Mieliśmy więc okazję zobaczyć na murawie aż 10 reprezentantów naszego kraju (oczywiście nie wszyscy występowali w kadrze w tamtym czasie)! A trzeba wiedzieć, że rezerwowymi (którzy nie wystąpili) byli m.in. wspomniany już Zieliński (60A/1) i Arkadiusz Onyszko (2A), a więc kolejni kadrowicze.

Legionistów z ławki rezerwowych prowadził wówczas Janusz Wójcik, autor olimpijskiego srebra z 1992 r. Natomiast jego asystentem był Paweł Janas. Sami Państwo widzicie, z kim mieliśmy pamiętnej środy do czynienia. Jakby nie patrzeć, obaj później prowadzili reprezentację biało-czerwonych.

Piszemy wiele o gościach, tymczasem zdecydowana większość kibiców liczyła na sprawienie sensacji przez gospodarzy. Kto więc wystąpił wtedy w naszych barwach? W bramce zagrał Artur Sowerszenko (trafił do nas z Polonii Karłowice). Dalej Robert Chuć (wychowanek i rodowity namysłowianin), Zbigniew Budziszewski (również przybył z Karłowic, wcześniej reprezentując m.in. Odrę), Krzysztof Job (ex Górnik Zabrze), Piotr Szota (ojciec Serafina, w 2012 r. występował jeszcze w rezerwach NKS-u!), Bartosz Medyk (kolejny słynny wychowanek, były trener Startu), Zdzisław Ośmiałowski (grał w słynnym Widzewie z połowy lat osiemdziesiątych), Bogdan Kowalczyk (oczywiście znakomity wychowanek, również ex-trener NKS-u), Zbigniew Biliński (kolejny wychowanek, ojciec grającego jeszcze niedawno w Starcie Kamila), Piotr Nawrot (były zawodnik Stali Brzeg i opolskiej Odry), Zbigniew Wiliński (mózg zespołu, jeden z najlepszych zawodników w historii Startu, wcześniej występował w Opolu), Jacek Buganiuk (GKS Bełchatów) oraz Wojciech Krzak (jeden z najlepszych napastników w historii Startu, naturalnie wychowanek). Trenerem Startu był wtedy pochodzący z Opola Ireneusz Browarski.

Namysłów, dn. 06.10.1993 r. (środa)
1/16 finału Pucharu Polski na szczeblu centralnym
  0-1 (0-1)  
Start Namysłów 0-1 Kowalczyk 11’ głową Legia Warszawa
NKS START: Sowerszenko – Chuć, Budziszewski, Job, Szota, Medyk, Ośmiałowski (86.B.Kowalczyk), Biliński (66.Nawrot), Wiliński, Buganiuk, Krzak.
Trener: Ireneusz BROWARSKI.
LEGIA: Szczęsny – Mandziejewicz, Ratajczyk, Kruszankin, Jałocha, Jóźwiak, Pisz, Dziekanowski, Fedoruk (65.Bayer), W.Kowalczyk, Michalski.
Trener: Janusz WÓJCIK.
Sędziował: Andrzej Kobierski (Kielce)
Żółte kartki: Kruszankin, Michalski.
Widzów: 5000.


Warto też kilka słów poświęcić przebiegowi meczu. Ależ przeżywaliśmy wtedy emocje! Szczegółowe relacje prezentujemy Państwu na podstawie zapisów z prasy, tj. Nowej Trybuny Opolskiej oraz Gazety Opolskiej (na zdjęciach poniżej, kliknij aby powiększyć). My jedynie wspomnijmy, że była to bardzo ciekawa gra, w której czerwono-czarni w ogóle nie ustępowali renomowanym gościom (tu uwaga, w relacjach wyczytać można, że tzw. „siatkę” założył Dziekanowskiemu Wiliński lub Szota; korygujemy nieścisłość - był to nasz stoper, Piotr Szota). Mało tego. Nasz zespół - zwłaszcza po przerwie - osiągnął przewagę, stwarzając sobie zdecydowanie więcej sytuacji bramkowych! W decydujących momentach zabrakło nam jednak przysłowiowej „zimnej krwi”, a w kilku przypadkach kapitanie interweniował Szczęsny. Ach, co to był a mecz!

     
NTO nr 158 NTO nr 158 GO nr 165


Mecz ten przeszedł do historii również z innego powodu. Wspominaliśmy już o tym, że przy Pułaskiego pojawiło się mnóstwo kibiców. Oczywiście padł wtedy rekord na naszym obiekcie, a mówimy o frekwencji rzędu 5000 widzów (w tym około 100 kibiców gości)! Jako ciekawostkę dodajmy, że za szatnie obu klubom służył pawilon, który znajduje się między czerwono-czarnymi trybunami. Dla rywali był to swoistego rodzaju szok, aby przygotować się do meczu niemal w baraku. Takie mieliśmy jednak wówczas realia i nikt nawet nie marzył, że w ciągu kilku następnych lat powstanie obecny, bardzo okazały, budynek klubowy.

Nigdy wcześniej, ani też nigdy później nie gościliśmy na namysłowskim stadionie tak znakomitego zespołu. A szkoda, bo wspomnień byłoby wówczas więcej. Owszem przyjeżdżały do nas równie renomowane firmy (choćby Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław, Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin czy bytomska Polonia) jednak nie posiadały one w swoich składach takich gwiazd, jakie występowały w omawianym czasie w stolicy.

Dziś na wspomnienie niezapomnianego popołudnia wielu kibicom, zwłaszcza będącym naocznymi świadkami meczu, pewnie łza w oku się kręci. To był niezapomniany dzień. Namysłowski Start, jako beniaminek III ligi śląskiej, miał okazję zagrać z polskim „Dream Teamem”. Podobno nic dwa razy się nie zdarza, jednak my mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś doczekamy spotkań, które kibice w naszym mieście pamiętać będą przez lata.

Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy nie zaprezentowali czegoś extra. Naszym bonusem będzie relacja pióra Roberta Błońskiego, która ukazała się na łamach stołecznego dodatku „Gazety Wyborczej”. Przytaczamy ją w całości:

„Na mecz przyszło pół miasta - 7 tys. mieszkańców Namysłowa chciało zobaczyć, jak grają Dariusz Dziekanowski, Wojciech Kowalczyk i Leszek Pisz. Po raz pierwszy w 41-letniej historii klubu przyjechał tu pierwszoligowy zespół. W 1/16 Pucharu Polski Raczkowski-Start Namysłów przegrał z Legią 0:1.
Ci, dla których nie starczyło miejsca na ławkach, obserwowali mecz z balkonów i dachów pobliskich domów oraz zza żywopłotu okalającego stadion. Bilety kosztowały wyjątkowo aż 40 tys. zł. Na mecze ligowe są tańsze.
Sponsorem gospodarzy jest 35-letni właściciel firmy handlowej. Przed meczem wśród pracowników zorganizowano piłkarski totolotek - wpłaty po 100 tys. zł. Sponsor podwoił stawkę, podał dwa wyniki i, jak przyznał przed meczem, oba dyktował mu rozum, a nie serce. Przegrał, a 3 mln zł trafiły do kieszeni jednego z pracowników firmy.
Za zwycięstwo w tym meczu namysłowianie mieli obiecane 50 mln zł do podziału (w III lidze za zwycięstwo dostają, w zależności od miejsca w tabeli, 12, 18 lub 24 mln zł).
- Nie jestem potentatem i nie stworzę tak bogatego klubu, jak Miliarder Pniewy. Od trzech lat jestem prezesem. Przychodzę na każdy trening i mecz. Ćwiczę razem z zawodnikami - powiedział „Gazecie” Ryszard Raczkowski.
W 1/16 Pucharu Polski jego zawodnicy nie ustępowali Legii. Gola stracili po błędzie obrońców już w 9. min. Później mieli kilka okazji do wyrównania, ale w bramce Legii dobrze spisywał się Maciej Szczęsny.Kibice gorąco dopingowali swój zespół, co jakiś czas obrzucając wulgarnymi epitetami piłkarzy Legii i sędziego. W końcówce meczu kibice gości również dali znać o sobie. Kilku z nich próbowało ściągnąć z żywopłotu flagi Startu. Jeden wtargnął nawet na boisko. Skończyło się to dla nich źle. Kiedy uciekali do parku, dogonili ich policjanci.
Mecz rozczarował. Legia zagrała słabo. Gospodarze zbyt łatwo dali sobie strzelić gola. Dlatego podobnie jak długo przed meczem rozprawiali o szansach, tak teraz będą mówić o nie wykorzystanej okazji.”

Mamy też dla Was cytat z biografii strzelca jedynego gola spotkania, czyli Wojciecha Kowalczyka ("Kowal, prawdziwa historia", autorstwa samego piłkarza oraz Krzysztofa Stanowskiego). Legendarny snajper warszawskiej Legii słynie z bezkompromisowych komentarzy, więc i w kontekście meczu z czerwono-czarnymi nie zrobił wyjątku. Oto, jak go wspominał:

"(...) W 1/16 dzięki jego bramce Legia wyeliminowała Start Raczkowski Namysłów (...) A skoro wspomniano o meczu w Namysłowie, to warto dodać, że... przed nim spaliśmy w więzieniu, a mecz był jeszcze dziwniejszy niż nocleg. Niewidomi jechali z nami jak z amatorami, ja przypadkiem bramkę strzeliłem i wygraliśmy 1:0, a powinniśmy przegrać 1:8. Aż w przerwie Wójcik darł się:
- Tak to możecie sobie grać u siebie, na pipidówce! (...)"


Dla naszych sympatyków przygotowaliśmy również niespodziankę w postaci skrótu filmowego, który pokazywany był wieczorem w Telewizji Polskiej. Można na nim zobaczyć, jak niewiele zabrakło nam do wyrzucenia za pucharową burtę wielkiej Legii. Można też zobaczyć, jak zmienił się przez lata nasz stadion. Na zdjęciach widać kibiców z trybuny „Pod Dębem”, których od murawy oddzielał jedynie... żywopłot. Ale widać też nieprzebrane tłumy, które przyszły obejrzeć wspaniały mecz. Przy okazji drobna uwaga. Rajd lewym skrzydłem, który zobaczycie Państwo w materiale filmowym, nie przeprowadził Jacek Buganiuk, lecz Zbigniew Budziszewski.

P.S. Zamieszczamy tez zdjęcia gwiazd polskiego futbolu z tego spotkania (fot. KK), na których widać fragment naszego stadionu (Dariusz Dziekanowski), namysłowską szatnię (Leszek Pisz oraz Paweł Janas) oraz trenera Wójcika i autora gola. [KK, MW]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy