Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Ambiwalencja

Odsłony: 6471

Pewnie zastanawiacie się, skąd tak mało czytelny tytuł? No bo zakładamy, że nie każdy zna i prawidłowo interpretuje hasło w nim zawarte. Cóż to takiego, ta ambiwalencja? W dużym skrócie postawa charakteryzująca się jednoczesnym występowaniem nastawienia pozytywnego i negatywnego względem danego obiektu. To sprzeczne uczucia, których właśnie doświadczamy, jako kibice obserwujący domowe mecze namysłowskiego Startu. Ukierunkowani? Jeszcze nie? No to wyjaśniamy. Po derbach gminy mamy ambiwalentny stosunek do fanatyków czerwono-czarnych. Im bardziej chcemy ich szanować, tym w najmniej spodziewanym momencie Ci podrzucają nam mocne argumenty, aby tego nie robić. Tak, tak, dzisiejszy tekst, to pokłosie sobotnich wydarzeń. Niestety, mamy wrażenie, że znajdujemy się w jakimś diabelskim kręgu, który co jakiś czas wraca w Namysłowie do punktu wyjścia. A ten nie jest zbyt krzepiący.

Zacznijmy od aspektu, który powoduje, że doceniamy pasję, emocje i zaangażowanie czerwono-czarnych fanów w aktywność kibicowską. Od ponad 20 lat fanatycy Startu Namysłów znajdują się w ścisłej czołówce Opolszczyzny pod tym względem, a w kategorii opraw to już naprawdę ewenement. Piękne oprawy (wiemy, że niezgodne z przepisami, ale to temat do zupełnie innej, ogólnopolskiej już dyskusji), których nie powstydziłyby się dużo bardziej rozpoznawalne ekipy. Ba, niejedna z Ekstraklasy i jej zaplecza zwyczajnie zazdrosnym okiem spogląda w kierunku małych dzieł sztuki, które w trakcie meczów Startu tworzą jej kibice. Tu pirotechnika nie jest wątkiem wiodącym. Jest jedynie dopełnieniem motywów tematycznych, składających się na oprawy. Dodajmy, za każdym razem mocno różniących się od siebie. Mało kto wie, że sam pomysł to jedynie początek żmudnej i czasochłonnej roboty. To dziesiątki godzin spędzone na przeniesieniu projektu oprawy na materiał, a potem skrupulatne i precyzyjne malowanie. Że nie wspomnimy o pieniądzach, które fani muszą zebrać, aby efekt finalny wcielić w życie. Nierzadko to kilka tysięcy złotych przekładające się na ledwie kilkudziesiąt sekund prezentacji na trybunie „Pod Dębem” (żartobliwie mówi się, że to kasa… puszczona z dymem). Żadnego pójścia na skróty, praca od A do Z wykonana w małym w sumie środowisku. No i jeszcze 90 minut ciągłego dopingu, z którego namysłowianie słyną. Czasem zdarzy się bluzg, na szczęście tonie we wsparciu, które bez dwóch zdań pomaga w grze naszym piłkarzom. Namysłowscy fanatycy , to ludzie zakręceni na punkcie Startu, dzięki którym coraz większy odsetek przychodzących na mecze, to osoby chcące właśnie być naocznymi uczestnikami tych kilkudziesięciu sekund oryginalnej stadionowej sztuki (jedno z ich „dzieł” obejrzeliśmy także w sobotę – świetna analogia do determinacji i ducha walki Spartan podczas ich trudnej sytuacji – patrz materiał poniżej, zarejestrowany przez właściciela portalu www.facebook.com/namyslowfakty). To ludzie żyjący klubem dzień i noc, bardzo łatwo identyfikowalni charakterystycznym ubiorem i noszonymi gadżetami. To wreszcie ludzie nie ograniczający się jedynie do własnego czubka nosa, ale zdolni też do empatii i pomocy innym. Za to naprawdę należą się im się brawa.

Niestety, ta idylliczna laurka co jakiś czas burzona jest przez samych fanatyków jak domek z kart. Szacunek i uznanie, które w środowisku przeciętnych kibiców NKS-u Ci ludzie wypracowują, obraca się w gruz w momencie idiotycznych zachowań, których świadkami byliśmy w sobotę. I co smutniejsze, nie był to w ostatnich latach odosobniony przypadek, że wspomnimy choćby mecze sprzed paru lat ze Starowicami czy Lewinem Brzeskim. Wtedy też, tak jak parę dni temu, doszło do gorszących scen. W sobotę niezdrowe emocje czuć było już w momencie rozpoczęcia meczu. Fakt, sympatycy jedenastki z Głuszyny swoimi mało sympatycznymi okrzykami tylko podgrzewali i tak już niezdrową atmosferę, ale to nie może pewnych zachowań tłumaczyć. Bluzgi z obu stron stały się więc elementem psującym ogólnie dobry wizerunek trybun. W 75’ tylko interwencja prezesa Kozana zapobiegła przerwaniu meczu przez fanów z Namysłowa. Po co te wszystkie przebieżki i pseudo-akcje? Nikomu nie służą, a zdecydowanie szkodzą. Szkodzą przede wszystkim klubowi, za który Ci młodzi ludzie daliby się pokroić. I pewnie zaszkodzą, bo kwintesencją bezsensownego zachowania było to, co wydarzyło się po końcowym gwizdku. Wbiegnięcie na murawę, zerwanie transparentów zawieszonych na płocie przez sympatyków z Głuszyny, a przy okazji wprowadzenie dużej nerwowości na płycie boiska, skąd jeszcze nie zeszli piłkarze obu drużyn. Pyskówki, krzyki, przepychanki. Obraz doprawdy żenujący i załamujący. Pewnie bez kar się nie obędzie. I co wtedy? Do kogo nasi najbardziej aktywni fani skierują swoje pretensje? Jeśli zamkną nam stadion, to z automatu sami pozbawią się możliwości wspierania swoich piłkarzy (i nierzadko kolegów), na wsparcie które właśnie nasi czerwono-czarni sportowcy mocno liczą. Kary finansowe? A kto je poniesie, jeśli nie klub właśnie? Wiadomo, że w Starcie się nie przelewa, więc każdy taki wydatek to problem. Nie od dziś działacze związkowej centrali mają na nasz klub oko, właśnie z racji wcześniejszych chuligańskich zachowań. I z tego powinni zdać sobie sprawę wszyscy Ci, którzy szukają na stadionie dodatkowych „atrakcji”. To już działanie w warunkach recydywy, więc kiedyś ta cierpliwość działaczom się skończy i obudzimy się z ręką w nocniku. Przegrany mecz, to jeszcze nie powód do wyładowywania swojej złości i frustracji na przeciwniku. To tylko sport. A agresywne zachowania na własnym stadionie, to już szczyt braku wyobraźni. W ten sposób kopiemy sobie własny grób. Na to zgody nie ma i nigdy nie będzie. I nawet bardzo tolerancyjni sympatycy futbolu potwierdzą, że takie sytuacje nigdy nie powinny mieć miejsca.

Szczytem braku wyobraźni była natomiast sytuacja po meczu, do której doszło w Głuszynie, a którą opisała „Nowa Trybuna Opolska” (czytaj TUTAJ). Grupa kilkunastu (kilkudziesięciu?) osób dosyć charakterystycznie ubrana pojawiła się w Głuszynie, żeby tam dochodzić rozumianej po swojemu „sprawiedliwości”. Terroryzowanie okolicy? Panowie, to już z Waszej strony galop bez uprzęży, siodła i strzemion na rączym koniu. To sytuacja, w której zasadnym jest zadanie sobie pytania nie tyle czy z tego konia spadniecie, ale kiedy spadniecie. Bo że spadniecie, to nieuniknione. I co wtedy? Oczywiście kłopoty. Po sobotnich zatrzymaniach i przesłuchaniach sprawa znajdzie zapewne swój epilog w ławach sądowych. Takim postępowaniem nie znajdziecie w nikim przychylności, a wręcz będziecie zrażać do siebie ludzi nawet dobrze Wam życzących. Grupa określana mianem najbardziej fanatycznej – na przestrzeni tych ponad 20 lat – nigdy nie należała do szczególnie licznej, ale mimo wszystko charakternej. No to po takiej akcji tym bardziej chętnych do regularnego odwiedzania trybuny „Pod dębem” może nie być. Przykro to stwierdzić, ale tak nieracjonalnym zachowaniem strzelacie sobie sami w plecy, bo będzie Was coraz mniej.

Fot.: Takich tytułów w prasie (jak ten w "Nowej Trybunie Opolskiej") nie chcielibyśmy więcej czytać i oglądać...

 

Jasne, staramy się Was zrozumieć. Ale że daliście się aż tak mocno sprowokować kibicom drużyny przeciwnej? Nie gniewajcie się, ale przy całej do Was sympatii, to nie są rywale pokroju tych, którzy odwiedzali obiekt przy Pułaskiego w ostatnich latach. Chemik Kędzierzyn-Koźle, Ruch Radzionków, Odra Wodzisław Śląski i nieco niespodziewana, kilkudzięciominutowa wizyta połączonych sił BKS-u Stal Bielsko-Biała i sosnowieckiego Zagłębia. Trudno napisać, że w Głuszynie doping dopiero raczkuje. Bo to raczej spontaniczne zorganizowanie się sympatyków Agroplonu, choć od czterech lat sukces goni tam sukces. Tymczasem głuszynianie na trybunach zorganizowali się raptem dwukrotnie – dziwnym zbiegiem okoliczności na oba mecze z czerwono-czarnymi. Przy całym szacunku, ale to nie jest rywal do pojedynku na trybunach. Pojedynku na oprawy i doping. Bo w tym pojedynku wynik jest z góry przesądzony. I ten aspekt powinien być jednocześnie początkiem i końcem Waszych rozważań w derbowej kwestii. Grupa starszych Panów z szalikami na szyjach, to nie są z automatu kibice, których powinniście szeregować w jakiejkolwiek hierarchii czy ustawiać na jakiejkolwiek kibicowskiej półce. Nie zamierzamy urazić tu osób wspierających w sobotę Agroplon, bo nie w tym rzecz. Chylimy czoła, że ktoś w ogóle się zorganizował w tej małej społeczności. Ale ręce opadają, że sobota tak marnie się dla wszystkich osób związanych ze Startem zakończyła. Począwszy od wyniku, a na nieprzyjemnych ekscesach skończywszy.

Analizując pomeczowe wydarzenia, niżej piszącemu przypomniał się pewien mecz sprzed ponad 20 lat. W ostatni dzień września 1995 roku do Namysłowa zawitał Ruch Chorzów z grupą kilkuset fanatyków. Wiadomo, 14-krotny Mistrz Polski i uznana ekipa kibicowska. A naprzeciw nich mimo wszystko jeszcze raczkujący fani Startu. Z trybun gospodarzy słychać było głównie bluzgi kierowane pod adresem przyjezdnych. Mało dopingu, a sporo wyzwisk. A wiecie jak zareagowali kibice „Niebieskich”? Wtedy dla wszystkich… zaskakująco, gdyż ani razu nie bluzgnęli w kierunku kibiców Startu! Po prostu skupili się tylko i wyłącznie na dopingu swojej drużyny, traktując czerwono-czarnych fanów, jakby ich na stadionie w ogóle nie było! Totalna ignorancja, która dała wtedy wszystkim do myślenia. Fani Ruchu pokazali wtedy namysłowianom ich miejsce w szeregu. Ale potraktowani jak powietrze wyciągnęli wówczas wnioski i po zmianie optyki w następnych meczach koncentrowali się właśnie na wsparciu dla swoich ulubieńców. To była lekcja, która na długo zapamiętali. Lekcja z wielką klasą, ale która mocno wtedy wszystkim nam weszła w pięty… I dalszy komentarz do soboty jest chyba zbyteczny, prawda?

Fot.: Fani Startu Namysłów (na zdjęciu), czyli ludzie o dwóch skrajnych obliczach. [zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

 

Ambiwalencja, to kochać i nienawidzić jednocześnie. To lubić i nie lubić w tym samym momencie. To dziwne uczucie, którego nikomu nie życzymy. Jeśli więc nie chcecie drodzy fani utrzymywać w stanie ambiwalentnym wielu innych kibiców namysłowskiego Startu, to po sobocie musicie się głęboko zastanowić nad swoim postępowaniem. Bo droga, na którą się w weekend zdecydowaliście, to nie jest droga do szacunku. To droga w zupełnie przeciwnym kierunku, do tego naszpikowana kłopotami z prawem. Często Was chwaliliśmy, bo było za co. Ale jak zachowujecie się skandalicznie, to nasza w tym też rola, aby Wam to wytknąć. Nie zamierzamy wbijać dodatkowego klina w relacje kibice – klub, bo te już się wyraźnie ochłodziły. Zdecydowanie bardziej chcieliśmy zwrócić uwagę na problem, który pękł w ostatnich dniach jak narastający wrzód. Mamy nadzieję, że po lekturze tego materiału każdy wyciągnie swoje wnioski, choć powrót do symbiozy z pewnością nie będzie krótki i bezbolesny. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
1 Komentarze | Dodaj własne