Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Po raz drugi na deskach

Odsłony: 1886

Nie tak wyobrażali sobie końcowe rozstrzygnięcie kibice namysłowskiego Startu. Większość naszych fanów zdawała sobie i owszem sprawę, że w sobotę ich pupile zagrają w Grodkowie z LZS-em Starowice Dolne, jednym z faworytów ligi. Ale chyba mało kto przypuszczał, że emocje spotkania zakończą się już na początku drugiej połowy zawodów. Przegraliśmy z gospodarzami 1-4, a wynik ustalono właśnie w 47’ spotkania. Przegraliśmy zasłużenie, choć oczywiście możemy dziś gdybać, jak wyglądałoby spotkanie, gdyby nie felerne 6 minut (między 41’, a 47’ właśnie), w których straciliśmy aż trzy gole… Choć czerwono-czarni nie zagrali jakiegoś wybitnie kiepskiego meczu (co interesujące, wyglądaliśmy na przestrzeni 90 minut całkiem poprawnie), to fakty są takie, że wysoko przegrywamy. Dyżurny optymizm kibiców został więc dość wyraźnie wyhamowany, choć Ci nadal nie tracą rezonu. Wciąż bowiem plasujemy się w czołówce IV ligi opolskiej (obecnie 5. pozycja) ze sporymi szansami na zimowanie w eksponowanym gronie. Ale zmartwił w sporym stopniu fakt, że był to czwarty mecz Startu bez zwycięstwa (w tym czasie wywalczyliśmy tylko 2 „oczka”). Słychać głosy, że nie tyle złapaliśmy zadyszkę, co silniejsi pokazują nam miejsce w szeregu. Trudno na obecnym etapie jednoznacznie tak oceniać sytuację, niemniej jeśli mielibyśmy w jakikolwiek sposób odnieść się do sprawy, to jedynie na zasadzie, że prawda leży pewnie gdzieś pośrodku. A jak sprawy miały się w Grodkowie i dlaczego przegraliśmy tam aż 1-4? O tym w kolejnych akapitach.

Mecz zaczął się zupełnie inaczej, niż przewidywaliśmy. Logika sugerowała, że miejscowi od początku zechcą narzucić defensywnie grającemu Startowi swoje warunki gry i to LZS będzie częściej atakował. Tymczasem rywale zastosowali „patent namysłowski” oddając nam pole gry i stosując niski pressing. Ekipa trenera Zalwerta siłą rzeczy musiała więc operować piłką, stosując atak pozycyjny, choć po prawdzie w roli prowadzących grę czujemy się średnio. No i to był sprytny plan, bo w momencie gdy czerwono-czarni popełniali błąd lub nieprecyzyjnie zagrywali piłkę, gospodarze momentalnie wychodzi z szybkimi atakami. W 3’ po wrzucie z autu z lewej flanki na strzał głową zdecydował się niewysoki, ale skoczny Jaworski. Jego próba z 10 metrów wylądowała jednak prosto w rękawicach Spedy. Za chwilę (4’) po stracie piłki w środku pola przez Start, tą przejął wspomniany Jaworski po czym zdecydował się strzelić zza pola karnego. Próba okazała się jednak bardzo niecelna. Start odpowiedział w 10’, gdy Smolarczyk dostał piłkę na lewej flance, przedarł się między dwoma rywalami, ale z 25 metrów uderzył bardzo nieprecyzyjnie. Próbował też z naszej strony Kostrzewa (11’). Miłosz atakował z prawego sektora boiska, gdzie ograł przeciwnika i złamał do środka, a następnie uderzył z narożnika pola karnego. To był groźny strzał, bo golkiper LZS-u z największym trudem odbił „skórę” na korner. Niestety, w 15’ przegrywaliśmy 0-1. Po szybkim ataku z lewej strony Strząbała otrzymał prostopadłe podanie w pole karne, skąd dograł wzdłuż bramki do zamykającego prawy sektor Babanskykha, który z 6 metrów dopełnił formalności. Odpowiedzieliśmy jednak błyskawicznie (18’) i to w najlepszy z możliwych sposobów, bo golem. Po dośrodkowaniu z kornera w powstałym na starowickim przedpolu zamieszaniu najlepiej zachował się D.Adrian, który z 8 metrów uderzeniem po ziemi znalazł sposób na Mikitowa. W kolejnych 10 minutach gra nieco się uspokoiła, niemniej ze strony gospodarzy cały czas liczyć się należało z nieszablonowym atakiem. W 27’ Boczarski dopadł do odbitej przez namysłowskich obrońców futbolówki i uderzył bez przyjęcia po ziemi. Speda jednak pewnie jego próbę zatrzymał. Start za sprawą D.Raszewskiego próbował swoich sił w 32’. Szkoda jednak, że Damian uderzył mocno, ale wysoko nad starowicką świątynią. I gdy wydawało się, że przy nietypowym przebiegu zawodów dowieziemy remis do przerwy, w końcówce spadły na Start dwa mocne ciosy. W 40’ po złym wznowieniu (zbyt krótkim) gry z „piątki” futbolówkę przejął Stencel, momentalnie ruszył do przodu, gdzie minął dwóch namysłowian i w sytuacji „sam na sam” ze Spedą pewnie go pokonał. A nim czerwono-czarni ochłonęli, przegrywali już 1-3. W ostatniej akcji regulaminowego czasu gry (45’) po szybkiej akcji lewym sektorem murawy Strząbała dośrodkował do Jaworskiego, który wygrał pojedynek główkowy z D.Raszewskim i piłka spadła pod nogi Babanskykha. Ten z kolei oszukał przy strzale próbującego zastopować do Sarnowskiego i uderzeniem w drugim tempie pokonał Spedę.

Do przerwy gra namysłowian nie wyglądała źle, ale końcówka tej partii zadecydowała, że zamiast remisu, zespół zszedł do szatni na dwubramkowym minusie. Szkoda, że chwila nieuwagi, braku precyzji i błędów indywidualnych zaprzepaściły wcześniejszą, poprawnie wykonaną 40-minutową pracę. Mimo to w czerwono-czarnych tliła się jeszcze nadzieja, że po zmianie stron to bardzo trudne położenie uda się golem kontaktowym poprawić, a potem być może nawet skutecznie przeciwnika gonić. Tymczasem druga część zanim się na dobre zaczęła, już się dla nas skończyła…

Zaraz po rozpoczęciu gry (47’) Stencel wpadł w namysłowskie pole karne mijając D.Raszewskiego. Na drugim namysłowianinie jednak zakończył swoją szarżę, bo zastopował go Świerczyński. Problem w tym, że Maciek uczynił to faulem i arbiter podyktował „jedenastkę” pewnie zamienioną na czwarte trafienie LZS-u przez Strząbałę. Jak się potem okazało, był to gwóźdź do namysłowskiej trumny, po mimo, że potem nasi chłopcy podejmowali próby odwrócenia losów meczu, to jednak nie na tyle przekonująco, aby realnie zagrozić stojącemu między słupkami Mikitowowi. Z kronikarskiego obowiązku przekażemy jednak informacje o akcjach tej części spotkania. W 55’ Boczarski dopadł do odbitej przez czerwono-czarnych defensorów piłki i z 22 metrów uderzył z powietrza. Strzelił jednak obok bramki. Z kolei w 63’ po wrzutce z prawego sektora piłka trafiła w szesnastce do Szczygła, który wyłożył ją na 16 metr P.Pabiniakowi. Uderzenie bez przyjęcia Patryka zostało jednak zablokowane. Co dalej? W 66’ Kostrzewa otrzymał „kulę” na prawej stronie, złamał z nią do środka i strzelił na bliższy słupek. Mikitów był jednak czujny i strzał zastopował. Dla odmiany w 69’ dalekie krzyżowe podanie trafiło do szybkiego Stencla, który wjechał w pole karne i uderzył w sytuacji „jeden na jednego” ze Spedą. Nasz golkiper równie pewną interwencją zdołał go jednak zastopować. Za chwilę poderwaliśmy się z miejsc, gdy w 70’ strzelał z 20 metrów P.Pabiniak, a piłka po rykoszecie w niewielkiej odległości minęła starowicki słupek. W tym okresie sytuacje podbramkowe były częste, a kolejna wypracowana została już w 71’. Wtedy to po dośrodkowaniu z lewej strony futbolówka trafiła do Szpali, który z powietrza huknął zdecydowanie za wysoko. Wreszcie ten sam gracz (Szpala), w 76’ spróbował swoich sił kąśliwym strzałem zza szesnastki, ale w tym przypadku „kula” poleciała pół metra obok bramki. I na tym emocje soboty zakończyły się, bo w ostatnim kwadransie nie widzieliśmy już sytuacji wartej odnotowania w notesie.

Porażka 1-4 nie jest niczym miłym, ale biorąc pod uwagę siłę przeciwnika i dotychczasową historię gier, przyjmujemy ją z pokorą. LZS pokazał, że potrafi nie tylko grać piłką (czego się spodziewaliby), ale i w chytry sposób wyprowadzić przeciwnika w pole. Tak właśnie stało się ze Startem, zmuszonym w I części do gry pozycyjnej, a zaskakiwanym nierzadko szybkimi atakami w przypadku straty piłki. Jak się okazało, taka koncepcja całkowicie zdała egzamin. Starowiczanie zaskoczyli nas, co oczywiście z perspektywy meczu doceniamy. To zespół mający szeroki wachlarz taktyczny w zanadrzu i potrafiący płynnie dostosowywać się do boiskowego przebiegu gry. Dlatego rywalom gratulujemy wygranej, zapamiętując lekcję, której nam udzielili. Mamy nadzieję, że wyciągną z niej wnioski nasi ulubieńcy i w dwóch pozostałych pojedynkach jesieni zobaczymy tego wymierne efekty. Taktyki pewnie diametralnie nie zmienimy, ale trener Zalwert to uważny facet, więc błędy popełnione przez drużynę (w ustawieniu oraz indywidualne) z pewnością podczas tygodnia treningów uwypukli. Aktualna seria czterech meczów bez zwycięstwa nieco nas smuci, ale dajmy chłopakom szansę na rehabilitację. Jasne, chcielibyśmy zawsze i wszędzie wygrywać, ale to w futbolu niemożliwe. Natomiast nie zapominajmy, że mimo gorszej serii, wciąż jesteśmy w ścisłej czołówce tabeli i Start nadal jest postrzegany jako jedno z największych pozytywnych zaskoczeń rundy jesiennej. Co przyniosą najbliższe dwa tygodnie? Dziś nie wiemy, ale liczymy na wyciągnięcie właściwych wniosków przez drużynę i kolejne punkty. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy