Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Wjechali na właściwe TOR-y

Odsłony: 2193

Radość, radość i jeszcze raz radość! To uczucie, które towarzyszy kibicom i piłkarzom namysłowskiego Startu od początku sezonu i ani na moment nie gaśnie. W sobotę kolejnym rywalem czerwono-czarnych był TOR Dobrzeń Wielki i po raz pierwszy od dłuższego czasu wystąpiliśmy w roli faworytów. Zadanie wypełniliśmy w stu procentach, ogrywając beniaminka 3-1 i dopisując sobie w tabeli kolejne 3 punkty. Ale była to niełatwa przeprawa i o tym należy pamiętać. Namysłowianie zagrali mecz, który miał dwa oblicza. Przed przerwą podopieczni trenera Damiana Zalwerta wyglądali fatalnie i rywal zasłużenie prowadził. Natomiast po zmianie stron role się odwróciły i to nasz zespół pokazał się z wyraźnie lepszej strony. Faktem jest, że nie było to spotkanie do zapamiętania na lata. Ot, typowa walka na poziomie IV ligi opolskiej. Dużo zaciętości, ale niewiele finezji i kunsztu. Ale dla zwycięstw NKS-u i goli takiej urody jak te Biczysko czy Kostrzewy zdecydowanie warto przychodzić na stadion. Frekwencja przy Pułaskiego delikatnie w ostatnią sobotę wzrosła, więc sygnały czerwono-czarni piłkarze wysyłają w miasto na tyle wyraźne, że spotykają się z coraz większym zaciekawieniem. Sygnały zwycięskie dodajmy, które po zsumowaniu umocniły nas na pozycji wicelidera. Oby ta piękna passa trwała jak najdłużej!

Tymczasem sprawdźmy, co wydarzyło się w sobotnie popołudnie na namysłowskim oldskulowym stadionie i jak niewiele zabrakło, abyśmy sobie mocno skomplikowali przebieg ważnej rywalizacji.

Namysłowianie źle weszli w zawody, by nie napisać tragicznie. Brak zrozumienia, brak pomysłu na grę i wreszcie oddanie inicjatywy zdeterminowanym od początku gościom. Chłopcy zupełnie nie przypominali drużyny, która z takim zębem i zacięciem walczyła we wcześniejszych meczach, więc kibice mocno przecierali oczy ze zdumienia. A niektórzy już po kwadransie wyrażali pełną dezaprobatę co do poczynań gospodarzy… Już w 4’ Rupental potężnie uderzył z rzutu wolnego (z 25 metrów), a piłka poszybowała tuż obok słupka bramki strzeżonej przez Spedę. Niebawem (9’) po błędzie na środku pola D.Raszewskiego przeciwnicy ruszyli z błyskawicznym atakiem. Futbolówka trafiła do kapitana TOR-u Luptaka, który strzelił z 20 metrów. Nasz golkiper był jednak na posterunku i pewnie ją złapał. Byliśmy zagubieni niczym dzieci we mgle, no i w 11’ popełniliśmy kolejny błąd. Fatalne zagranie we własnej szesnastce D.Adriana, który zagrał „kulę” prosto pod nogi Rupentala, o mało nie zakończyło się golem. Na szczęście dla Startu, strzelający z 7 metrów rywal uderzył z 7 metrów nad bramką. Nasza drużyna odgryzła się próbą z rzutu wolnego (13’), gdy z 25 metrów uderzył D.Raszewski. Fakt, zrobił to celnie, ale zbyt lekko i piłka poleciała prosto w rękawice Grygiera. Niestety, nie wyciągnęliśmy wniosków z przytaczanych ostrzeżeń i w 17’ przegrywaliśmy 0-1. Po faulu Sarnowskiego w polu karnym na jednym z atakujących TOR-u, arbiter wskazał na punkt jedenastu metrów, z którego nie pomylił się Luptak. Od tego momentu rywale nieco zwolnili, choć i Start zaczął się wreszcie powoli „odgruzowywać”. W 30’ po ładnej akcji Żołnowski dograł na lewo do Świerczyńskiego, a ten minął obrońcę i podał na środek do Biczysko. Jeden z naszych bardziej doświadczonych piłkarzy strzelił mocno z 22 metrów, ale Grygier z największym trudem zdołał odbić futbolówkę na korner. To był pierwszy sygnał, że czerwono-czarni nie zamierzali składać broni. W 35’ po podaniu wspomnianego Świerczyńskiego na strzał z 20 metrów zdecydował się dla odmiany Kostrzewa. Zbyt lekko jednak, aby zaskoczyć bramkarza. Za moment próbował jeszcze z 25 metrów poprawiać P.Pabiniak, tyle, że była to próba bardzo niecelna. Start wreszcie zaczynał „wjeżdżać” na oczekiwane przez swoich fanów (nomen omen) tory… W 43’ Żołnowski strzelił z rzutu wolnego (27 metrów od bramki) i sprawił, że golkiper TOR-u miał spore kłopoty, ostatecznie odbijając piłkę przed siebie. Szkoda, że w powstałym zamieszaniu żadnemu z gospodarzy nie udało się doskoczyć do „skóry” i skierować jej w światło bramki. Końcówka tej odsłony dość wyraźnie należała do czerwono-czarnych. W 44’ do stojącej na 20 metrze piłki podszedł P.Pabiniak. Uderzył mocno, a Grygier wypiąstkował ją przed siebie. No i za moment po kolejnym wstrzeleniu „kuli” przez Patryka w szesnastkę, do strzału na 16 metrze doszedł Kostrzewa. Niestety, uderzył wysoko nad dobrzeńską świątynią. Ostatnia akcja przed zejściem do szatni miała miejsce w 45’. I znów była to akcja namysłowian. Tym razem P.Pabiniak złożył się do uderzenia na 25 metrze, ale jego próba okazała się o 2 metry nieprecyzyjna.

Po pierwszej części spotkania namysłowianie zasłużenie przegrywali, mimo, że w pewnym momencie obudzili się z niezrozumiałego letargu i próbowali odrobić straty. Początek był jednak w ich wykonaniu fatalny i po prawdzie mogliśmy być mimo wszystko zadowoleni, że przegrywaliśmy tylko jednym golem. W szatni musiało być nerwowo, bo już w trakcie meczu trener Zalwert irytował się na postawę swoich podopiecznych. Kibice zastanawiali się czy dojdzie do niespodzianki czy jednak NKS zewrze szeregi i pokaże pazur, do jakiego zdążył już przyzwyczaić. Okazało się, że w drugiej części zobaczyliśmy inny mecz. Może nie na szczególnie wysokim poziomie czysto piłkarskim, ale na pewno na pełnym zaangażowaniu i ambicji ze strony gospodarzy. I to przełożyło się na końcowe, wyjątkowo smakujące zwycięstwo.

Od pierwszych minut po wznowieniu widać było inne nastawienie namysłowian do gry. Chłopcy mobilizowali się wzajemnie, szybciej też organizując się w ataku. W 51’ P.Pabiniak podszedł do kolejnego w tym meczu rzutu wolnego (trochę ich było) na wysokości 19 metra, tyle, że jego mierzony strzał pod poprzeczkę Grygier zdołał (z kłopotami) wybić nad poprzeczkę. Z kolei w 59’ po dośrodkowaniu z lewej flanki Zielińskiego (który dał świetną zmianę) futbolówka trafiła do Kostrzewy, a ten z 14 metrów zdecydował się strzelić. Jego próbę zablokowali obrońcy, a futbolówka znalazła się pod nogami Biczysko, który z 15 metrów idealnie przymierzył w okienko bramki TOR-u i doprowadził tym samym do remisu. Niebawem (63’) Kostrzewa otrzymał podanie na prawo od Ptaka, gdzie po opanowaniu piłki uderzył mocno z półwoleja. Grygier musiał się naprawdę przy tym strzale wykazać, aby odbić kąśliwie lecącą „kulę” do boku. Ale co się odwlecze… W 71’ kibice obejrzeli kolejnego pięknego gola. Tym razem Kostrzewa po rozegraniu klepki z D.Adrianem zszedł z futbolówką do środkowej strefy i z 18 metrów kropnął idealnie w okienko bramki dobrzenian! Gol z gatunku „stadiony świata”, który można oglądać do znudzenia. Gorzej dla podłamanych rywali, że Ci po niecałych stu sekundach zostali trafieni po raz trzeci! W 73’ po szybkiej kontrze Startu, w której Świerczyński znalazł podaniem wbiegającego w szesnastkę P.Pabiniaka, nasz snajper krótkim zwodem oszukał obrońcę i strzałem po ziemi w kierunku dalszego słupka spowodował kolejny okrzyk radości namysłowskich fanów, wspierających swój zespół z trybun. Po tym ciosie podłamani rywale właściwie się rozsypali, więc końcowy kwadrans, to już spokojna kontrola boiskowych wydarzeń przez gospodarzy. W 80’ Start mógł dobić TOR, ale zaprzepaścił kolejną doskonałą okazję. Z prawej strony Szczygieł idealnie dośrodkował piłkę na 5 metr, skąd na strzał z woleja zdecydował się P.Pabiniak. Ale Grygier w tylko sobie wiadomy sposób odbił piłkę nad bramką i wynik nadal brzmiał 3-1 dla NKS-u. W ostatniej godnej odnotowania akcji meczu po składnej wymianie podań futbolówka znalazła się pod nogami P.Pabiniaka, który po ograniu defensora uderzył lewą nogą z 20 metrów. I tym razem Grygier poradził sobie z jego uderzeniem.

Druga część, to zupełnie inne oblicze Startu. Agresywne, waleczne i przede wszystkim skuteczne. Nie można natomiast tego powiedzieć o gościach, bo Ci do straty bramki grali dość asekuracyjnie, a po tym, jak Start strzelił pierwszego gola, już się zacięli. Natomiast gdy pięknym trafieniem popisał się Kostrzewa, z ekipy Dobrzenia Wielkiego uszło powietrze, a jej gra zwyczajnie się posypała. Wygrywamy piąty mecz w sezonie, dając sobie radę z rolą faworyta. To kibiców bardzo cieszy, choć w przekroju 90 minut przeżyliśmy „złe miłego początki”. Trener Zalwert widział, co się w pierwszej części działo i zdołał doskonale zareagować w szatni, udzielając zespołowi odpowiednich wskazówek. Efekt przyszedł dość szybko i w ciągu kwadransa załatwiliśmy sobie zawody po swojej myśli. Gościom należy podziękować za walkę i podyktowanie na początku mocnych warunków, bo to może nam tylko wyjść na zdrowie. Meczu samego z siebie, z racji pozycji wicelidera w IV lidze opolskiej, wygrać się po prostu nie da. Trzeba w niego włożyć dużo wysiłku, serducha i walki. Dlatego cieszymy się, że po fatalnym początku drużyna powoli dochodziła do siebie, aby po zmianie stron wjechać już na właściwe, zwycięskie TOR-y. A że odbyło się to kosztem akurat klubu o kojarzącej się z torami nazwie? Taki już urok naszego regionalnego futbolu. Dziękując drużynie za sukces prosimy, aby ta nie brała zbyt dosłownie przebiegu gry w kontekście nazwy przeciwnika. Bo nie chcielibyśmy, aby za tydzień w Prudniku czerwono-czarni znów zaczynali „pogoń” za rywalem przy niekorzystnym wyniku, tak jak miało to miejsce w ostatni weekend. Z drugiej strony doskonale rozumiemy zabawę i radość z futbolu ulubieńców Namysłowa, którym bardzo podoba się fakt, że są „mistrzami emocji do końca”… ;-) [MK, KK]

P.S. Autorem zdjęcia na stronie głównej jest Pan Tomasz Chabior.

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy