Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Miałko, za jeden punkt

Odsłony: 2042

Po dwóch porażkach z rzędu i ubiegłotygodniowym, bezbramkowym remisie w Oleśnie, sympatycy „Chłopców z Pułaskiego” liczyli, że ich pupile w domowej grze z Gronowicami wreszcie zainkasują pełną pulę. Oczekiwania kibiców miały związek z faktem, że Start podejmował zespół lokujący się w tabeli kilka pozycji niżej niż nasi pupile, do tego od listopada nie wygrał z żadnym przeciwnikiem w rywalizacji boiskowej (wówczas 3-1 z Krasiejowem u siebie) Tymczasem po 90 minutach gry przekazaliśmy w świat wynik bezbramkowy. Wynik wywalczony z drużyną, która do Namysłowa przyjechała w sile dwunastu piłkarzy, nie przeprowadzając w trakcie spotkania ani jednej zmiany. Pozornie więc z naszej perspektywy to rezultat dość mocno rozczarowujący. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę przebieg potyczki i dwie doskonałe okazje gości w końcowych 10 minutach, to jednak nie będziemy marudzić. Przyjmujemy z pokorą podział punktów i gramy dalej. Ale wnioski z tych zawodów na pewno drużyna trenera Zalwerta wyciągnąć musi. To, co takiego wydarzyło się w naszym mieście, że niektórzy fani mają ambiwalentne odczucia? O tym piszemy w dalszej części relacji.

O pierwszej półgodzinie można napisać, że miała wyrównany przebieg. Obie jedenastki podejmowały próby przedostania się pod bramkę przeciwnika, tyle, że jeśli już nadarzyła się okazja do strzału, to brakowało precyzji. Zaczęło się w 6’ od ogrania zwodem rywala przez Sarnowskiego na prawej flance, wjazdu w pole karne i zagraniem piłki na 5 metr. Tam golkiper Gronowic uprzedził namysłowskich napastników, ale wypluł piłkę przed siebie. Niestety, Biczysko nie zdążył z dobitką i defensorzy gości pośpieszyli ze skutecznym wybiciem futbolówki. W 11’ P.Pabiniak dośrodkował z kornera na długi słupek, gdzie Ł.Pabiniak zgrał „kulę” do środka, lecz Żołnowski z sytuacyjnej piłki strzelił z 13 metrów nad poprzeczką. Goście odgryźli się atakiem z 13’. Wtedy to po kornerze do wybitej przez namysłowian „skóry” doskoczył Jantos i huknął z 13 metrów. Ta jednak po nodze jednego z czerwono-czarnych obrońców ostatecznie poleciała na kolejny rzut rożny. Rywale zagrozili nam też w 16’. Wówczas Witos otrzymał futbolówkę w szesnastce, decydując się na uderzenie z 15 metrów na bramkę strzeżoną przez Zacharskiego. Płaski strzał nasz golkiper odbił jednak poza boisko. W kolejnych kilkunastu minutach z boiska wiało nudą, bo po prawdzie piłka poruszała się głównie między dwoma polami karnymi. Mniej więcej od 30’ namysłowianie osiągnęli przewagę w polu i stan ten trwał aż do zaproszenia przez arbitra drużyn na przerwę. W 32’ P.Pabiniak dorzucił piłkę z kornera na 7 metr do Ptaka, ale ten drugi w dobrej sytuacji źle uderzył głową. Powtórkę sytuacji oglądaliśmy też w 36’, gdy P.Pabiniak ponownie centrował z narożnika boiska. Tym razem piłka spadła na 4 metr, gdzie jednak główkujący Żołnowski w bardzo dobrej sytuacji uderzył metr za wysoko. Dla odmiany w 43’ po ładnym ataku namysłowian P.Pabiniak zagrał na prawo do Sarnowskiego, a ten dośrodkował „kulę” na 7 metr. Tam z futbolówką minął się wprawdzie Szczygieł, ale złapał ją Świerczyński, który złamał z atakiem do środka i uderzył z okolic 7 metra. Szkoda, że przy strzale został zablokowany i z poważnego zagrożenia nic nie wyszło. Dodatkowo Maciek reklamował jeszcze zagranie ręką obrońcy, jednak arbiter miał inne zdanie w tym względzie i nakazał kontynuowanie spotkania. A ostatnim akcentem przed końcem pierwszej części była sytuacja z 44’. Wówczas to aktywny na prawej stronie Sarnowski łatwo wymanewrował jednego z obrońców i dośrodkował na 6 metr, gdzie wchodził wprawdzie Szczygieł, lecz nie zdołał piłki sięgnąć.

Do przerwy wynik był bezbramkowy. Mecz nie miał należytego tempa i w pierwszych 30 minutach żadna z drużyn nie zdominowała przeciwnika. Namysłowscy kibice mieli nadzieję, że ich pupile złamią rywala w ostatnim kwadransie, w którym Start przejął inicjatywę. Ale poza kilkoma stałymi fragmentami i rozmijaniem się z futbolówką, nic konkretnego z tego nie wyszło.

Druga część spotkania także nie przyniosła kibicom emocji w postaci goli. Znów oglądaliśmy dość niewyraźne spotkanie, choć kilka razy zrobiło się pod obiema bramkami więcej niż ciepło. Start jak kończył, tak zaczął, czyli od próby narzucenia swoich warunków w pierwszym kwadransie. W 56’ namysłowianie ładnie dla oka rozegrali miedz sobą piłkę. Biczysko po wymianie z Ptakiem zagrał na prawo do Sarnowskiego, a ten odegrał wspomnianemu Biczysko, który z 16 metrów uderzył w środek bramki. Gronowiczanie kąśliwie odgryźli nam się już minutę później (57’), kiedy to po zamieszaniu pod świątynią NKS-u Jantosa przy próbie uderzenia zablokowali defensorzy. A co na to Start? Błyskawicznie odpowiedział w 58’, gdy po kolejnym tego dnia rzucie rożnym P.Pabiniak wrzucił futbolówkę na głowę J.Adriana i „kula” po czuprynie jednego z broniących LZS-u trafiła do Żołnowskiego. Rafał nie dał nam jednak radości, bo w ostatnim możliwym momencie połapał się w jego zamiarach jeden z graczy rywali i zdołał go uprzedzić. To był krótki okres z cyklu „cios za cios”, bo w 59’ pod bramkę zapędzili się gronowiczanie. Tym razem z 25 metrów strzelił Kaczor, ale Zacharski pewnie interweniował. Start zrewanżował się gościom w 67’, po tym jak Kostrzewa dograł futbolówkę na prawo stronę do Szczygła, a nasz napastnik ruszył w środkową strefę boiska i uderzył z 24 metrów. Mocno bita piłka przeleciała jednak obok świątyni strzeżonej przez Grycana. Niewiele brakło, a w 70’ mogliśmy się cieszyć z otwarcia wyniku. Wówczas dośrodkowanie Ptaka z rzutu wolnego spadło na 7 metr do nadbiegającego Szczygła, ale ten w znakomitej okazji główkował niecelnie. Chwilę później (75’) trener namysłowian musiał dokonać wymuszonej zmiany (czwartej tego dnia), w miejsce kontuzjowanego Sarnowskiego wprowadzając Drapiewskiego. Gorzej, że za moment skurcze złapały Szczygła i ten, aby nie pogłębiać urazu, do końca zawodów właściwie już tylko dreptał po boisku. Chcieli to zdyskontować goście i prawdę mówiąc, niewiele zabrakło im do osiągnięcia celu. W 80’ Start miał duże szczęście po tym, jak uderzenie z 25 metrów Gacmagi skozłowało przed Zacharskim i piłka po odbiciu się od słupka wróciła na boisko. Z kolei w 83’ z 16 metrów uderzył Woźny, a Zacharski z najwyższym trudem odbił „kulę” do boku. Odetchnęliśmy po tych dwóch atakach z ulgą, uświadamiając sobie, że przy odrobinie precyzji rywala, mogliśmy wypuścić z rąk nawet jeden punkt. W 87’ ponownie Woźny próbował szczęścia dla LZS-u, uderzając z rzutu wolnego w odległości 18 metrów od bramki. Futbolówka poszybowała jednak pół metra nad czerwono-czarną świątynią. Ostatni atak spotkania przeprowadzili jednak namysłowianie. W 90+2’ po wrzutce Ł.Pabiniaka z prawej flanki akcję zamykał Krystian Błach, ale w trudnej dla siebie sytuacji strzelił niecelnie. Natomiast chwilę wcześniej za dwie błyskawicznie zarobione żółte kartki z boiska usunięty został Drapiewski (90+1.) i cztery minuty doliczonego czasu gry graliśmy dziewięciu przeciw jedenastu. Remis udało się jednak utrzymać i zainkasować finalnie jeden punkt.

Ostatecznie notujemy bezbramkowy remis, który przyjmujemy z pokorą i lekcją na najbliższą przyszłość. Mający poważne problemy kadrowe rywal (Gronowice nie dokonały żadnej zmiany!) zdołał zneutralizować poczynania czerwono-czarnych i wyjechał z Namysłowa bez porażki. Właściwie to przeciwnicy byli bliżsi strzelenia gola, choć i nasz zespół miał ku temu okazje. Co z tego, że przez pół godziny posiadaliśmy przewagę (między 30’, a 60’), skoro nie potrafiliśmy jej zdyskontować? Ale z drugiej strony jeśli nie potrafisz wygrać, to rób wszystko, aby nie przegrać. To się ekipie trenera Damiana Zalwerta ostatecznie udało i fakt ten potraktujmy w kategoriach dodatnich. To był miałki, nieciekawy mecz, w którym gospodarze męczyli się na boisku z wcale nie najmocniejszym przeciwnikiem. Start zmęczył siebie, widzów, jednak nie zmęczył gości i dlatego też rezultat okazał się taki, jak w momencie pierwszego gwizdka arbitra. Liczyliśmy na więcej, to fakt. Nie ma jednak co psioczyć, bo czasem i takie spotkania się zdarzają. Ważne, aby w kolejnych potyczkach zachować czujność w tyłach, a odzyskać skuteczność po drugiej stronie murawy. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy