Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Gogolińskie aktywa

Odsłony: 1886

Przed wyprawą do Gogolina kibice namysłowskiego Startu mieli nadzieje na zwycięstwo swoich ulubieńców. Optymistyczne podejście było jednak nieco tonowane przez realistów, którzy i owszem, podbudowani zostali efektownym rozbiciem Swornicy (5-0), niemniej przestrzegali przed hurraoptymizem. Wiadomo bowiem było, że MKS po początkowym wiosennym falstarcie, w ostatnim czasie notował znakomitą serię meczów bez porażki, realnie powracając do walki o utrzymanie. Obowiązywała więc zasada: powalczyć o zwycięstwo, ale przede wszystkim nie przegrać i utrzymać co najmniej 6-punktową przewagę nad sobotnimi gospodarzami. Cel udało się zrealizować i ten fakt cieszy. W tle może pojawiło się lekkie rozczarowanie, bo przy odrobinie szczęścia (lub innych decyzjach arbitra) była szansa wygrać. Z drugiej strony obiektywnie trzeba przyznać, że tak samo do sprawy mogą podchodzić gracze MKS-u. Obie jedenastki nie stworzyły zbyt wielu okazji bramkowych, ale gdyby jedna z drużyn trafiła, to z dużym prawdopodobieństwem zgarnęłaby pełną pulę. Ostatecznie obie strony pogodził remis, który nie krzywdzi żadnej ze stron. I ten jeden punkt na trudnym dla nas historycznie terenie należy potraktować jako weekendowe aktywa. O tym, co szczegółach wydarzyło się w Gogolinie na boisku, piszemy w kolejnych akapitach.

Na początku Start wyglądał nieco ciekawiej w polu od gospodarzy, ale to MKS pierwszy poważnie nam zagroził, gdy w pierwszej akcji zaczepnej z bliska przestrzelił K.Szampera. Nasz zespół odgryzł się w 2’, gdy P.Pabiniak opanował piłkę i odegrał ją do wbiegającego prawym skrzydłem Szczygła. Szymon jednak zamiast uderzać, próbował dośrodkować i zrobił to nieprecyzyjnie. Gogolinianie odpowiedzieli w 4’, po tym jak Mizielski strzelił z narożnika szesnastki. Zacharski pewnie jednak odbił „kulę” do boku. 6’, to z kolei piłka zagrana dołem do P.Pabiniaka za linię defensywną gospodarzy i jego uderzenie lewą nogą. Zbyt lekkie jednak, aby z 10 metrów zaskoczyć stojącego między słupkami Papysha. Spokojna gra z obu stron przekładała się na raczej mało atrakcyjne widowisko. W 10’ P.Pabiniak chciał je ożywić, obracając się z obrońcą na plecach, nawijając kolejnego i strzelając w dobrej sytuacji z 16 metrów. Niestety, kolejny raz nasz super-snajper uczynił to zbyt lekko i szansa bramkowa przepadła. W następnych kilkunastu minutach walczący gogolinianie próbowali przejąć inicjatywę, ale niewiele z tego wychodziło. W 22’ po długim zagraniu z głębi pola nieporozumienie w komunikacji J.Adriana i Zacharskeigo o mało nie zakończyło się golem. Mizielski bowiem błyskawicznie zorientował się w „klopsie” namysłowian, próbując lobować naszego goalie. Na szczęście mogliśmy głęboko odetchnąć, bo jego próba o centymetry minęła namysłowską świątynię. I znów nastała podbramkowa cisza, przerwana w 33’ przez czerwono-czarnych. Tym razem aktywny P.Pabiniak pociągnął z akcją prawą flanką, odpierając ataki dwóch rywali, po czym na wysokości 12 metra oszukał zwodem jednego z nich i oddał strzał z ostrego kąta. Niestety, uderzenie okazało się niecelne i namysłowska ławka rezerwowych po wyskoczeniu z siedzisk musiała na nie wrócić bez okazywania radości z trafienia. Niebawem (38’) Start przeprowadził kolejną ładną akcję. Szczygieł wywalczył futbolówkę na prawej stronie i zagrał do stojącego w środku Biczysko. Łukasz z kolei odegrał na lewo do Kostrzewy, który z 16 metrów spróbował swoich sił. Piłka po jego uderzeniu i nodze obrońcy wyszła jednak poza linię końcową. W ostatniej godnej odnotowania akcji przed przerwą (44’) Start powinien wyjść na prowadzenie, gdy po zagraniu z autu Kostrzewa ograł przeciwnika i dośrodkował na dalszy słupek, idealnie na głowę Dominika Adriana. Nasz młody atakujący miał tylko dołożyć głowę i z 4 metrów dopełnić formalności. No i dołożył, tyle, że fatalnie przestrzelił.

Do przerwy było bez goli. Obie drużyny nie rzuciły się do huraganowych ataków, starając się raczej uważnie rozgrywać piłkę. Mecz więc siłą rzeczy nie miał tempa, ale i jakiejś większej jakości. Było nudnawo, dość wyrównanie, a bonusem tej części okazało się parę sytuacji podbramkowych, tyle że bez należytej finalizacji.

W drugiej części niewiele się zmieniło. Może tylko z tą różnicą, że pod bramkami działo się odrobinę… mniej. W pierwszych 25 minutach można było usnąć, bo wiało z murawy okrutną nudą. Trafnie ujął to jeden z kibiców, nawiązując do kultowej komedii „Rejs”. Brak akcji, nudy takie, że chciało się wyjść z kina… to znaczy ze stadionu. Dopiero w 70’ doczekaliśmy się czegoś bardziej emocjonującego pod polem karnym MKS-u. Po akcji lewą stroną Kostrzewy piłka trafiła do Ptaka, a ten uderzył wolejem z 18 metrów. Futbolówka po rykoszecie zmierzała w okienko bramki rywali, tyle, że bramkarz świetną paradą zdołał ją odbić na rzut rożny. Gogolinianie bardzo groźnie zrewanżowali się Startowi dwie minuty później (72’). Z futbolówką minął się wówczas Żołnowski i Schichta znalazł się w doskonałej sytuacji golowej. Strzelił należycie, ale jeszcze lepiej zachował się Zacharski i zapobiegł katastrofie. Niebawem prawie na linii pola karnego (tuż przed nim) Świerczyńskiego skosił jeden z rywali, ale gwizdek arbitra pozostał głuchy. Potem (80’) Prefeta zdecydował się uderzyć z 25 metrów, lecz mocno bita piłka minęła świątynię czerwono-czarnych w znacznej odległości. Z kolei w 90’ Kamil Błach wywalczył sobie pozycję i gdy wpadł w pole karne, został tam w jednej chwili popchnięty i podcięty, padając na murawę jak długi. Niestety, także i w tej sytuacji Pan Sipiora gwizdka nie użył, nakazując kontynuować grę, a za chwilę wyrzucając trenera Zalwerta za rzekomą krytykę jego decyzji (w rzeczywistości krzyczeli zawodnicy z ławki, a nie nasz coach). Co tu dużo pisać – brak reakcji zdziwił nawet gogolińskich kibiców, którzy wyglądali na równie pewnych karnego, co i my. No, ale inaczej widział to jednak arbiter… Jeszcze w 90+2’ po dośrodkowaniu z rzutu wolnego do główki doszedł Żołnowski, tyle że z ostrego kąta strzelił w boczną siatkę.

Emocje drugiej części były jeszcze mniejsze, niż pierwszej, z tą jednak różnicą, że namysłowianie mieli uzasadnione pretensje za brak w dwóch sytuacjach reakcji Pana sędziego na faule. Teraz można tylko gdybać, co mogłoby się wydarzyć, ale nie ma to sensu. Ważne, że jeśli nie mogliśmy tego meczu wygrać (tych sytuacji z obu stron było mało), to cieszy, że zremisowaliśmy. Tym bardziej, że w Gogolinie niemal zawsze mieliśmy wcześniej pod górkę. Teraz też nie było łatwo, niemniej punkt do swojego dorobku możemy dopisać. To był generalnie spokojny mecz, bez fajerwerków i zdecydowanie zbyt zachowawczy, nawet na standardy IV ligi opolskiej. Odbył się i szybko o nim zapomnijmy, bo już w środę kolejna batalia drużyną również niepewną swego, czyli Skalnikiem Gracze. [MK, KK]

P.S. Autorem zdjęcia na stronie głównej jest Pan Łukasz Baliński [www.nto.pl]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy