Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Zadecydował dżoker!

Odsłony: 3045

Namysłowscy piłkarze Startu sprawili swoim sympatykom kolejny bardzo przyjemny prezent. Po zwycięstwie w premierze wiosny (3-1 w Kolonowskiem z Unią) nie tylko nasz zespół miał przymusową przerwę od grania. Nie zdążyliśmy jeszcze wejść w meczowy rytm, a ważny bój z KS-em Krapkowice został przełożony ze względu na fatalne warunki atmosferyczne. Nie było więc wielkiego pola manewru – pozostawało czekać i sposobić się do (znów wyjazdowej) potyczki, tym razem z Po-Ra-Wiem Większyce. No i okazało się, że wyprawy poza Namysłów przypadły czerwono-czarnym do gustu, bowiem Ci znów (ku naszej radości) zaksięgowali 3 punkty. Tym razem skala trudności była zasadniczo wyższa, bowiem w Reńskiej Wsi podejmowała nas czołowa drużyna IV ligi, z którą cztery poprzednie spotkania przegraliśmy. Każda bessa ma jednak swój koniec. Zwycięstwo 2-1 nad Po-Ra-Wiem, to nie tylko bardzo ważny komplet na naszym koncie, ale i kolejne przesunięcie się w ligowym rankingu. Gdyby rozgrywki kończyły się dziś, to cieszylibyśmy się z utrzymania. A skoro przed nami jeszcze 15 gier, to nie ma co wybrzydzać, tylko robić swoje i… w połowie czerwca dać powody kibicom do satysfakcji. Zapraszamy do zapoznania się ze szczegółami dramatycznego pojedynku, w którym szybko straciliśmy gola, odrobiliśmy starty i w końcu w ostatniej akcji meczu za sprawą dżokera wygraliśmy. Może poziom meczu nie zachwycił, ale dramaturgii pojedynkowi nikt odmówić nie mógł.

Mocno w mecz weszli nominalni gospodarze, którzy już w 2’ zapędzili się pod namysłowską świątynię. Płaskie dośrodkowanie z lewego sektora boiska zamykał na dalszym słupku Makowski, ale ostatecznie uderzył wysoko nad bramką. W 3’ już tyle szczęścia nie mieliśmy. Jeden z atakujących Po-Ra-Wia wbiegł w szesnastkę, gdzie został sfaulowany przez próbującego interweniować Żołnowskiego. Arbiter nie miał wątpliwości i podyktował karnego. Do piłki podszedł Jędrzejczyk (który w meczu jesiennym strzelił nam 4 gole!) i pewnym strzałem przy prawym słupku dał swojej drużynie prowadzenie. Zacharski wyczuł wprawdzie jego intencje, ale strzał okazał się zbyt silny, aby piłkę sięgnąć. No i nim mecz się na dobre zaczął, Start już przegrywał. Gorzej, że w kolejnych minutach utracony gol w ogóle nie spowodował otrzeźwienia. Nadal bowiem graliśmy bardzo niemrawo w każdym niemal sektorze boiska. W 9’ jednak odpowiedzieliśmy. Po dośrodkowaniu z kornera z woleja uderzył Drapiewski, ale jego próba – po nodze obrońcy – ostatecznie minęła bramkę strzeżoną przez Bachema. W kolejnych minutach dominowała boiskowa walka, którą w 22’ przerwali miejscowi. Po krótkim rozegraniu rzutu wolnego na strzał z 25 metrów zdecydował się Teichman. Na szczęście strzelec nieznacznie się pomylił się i piłka poleciała tuż obok namysłowskiego słupka. Długo nie mogliśmy złapać należytego rytmu (mowa o pierwszej półgodzinie), ale w końcu po uwagach ze strony trenera Zalwerta, Start zaczął realizować plan. W 30’ ładnie rozegraliśmy piłkę na lewej flance, skąd P.Pabiniak dograł futbolówkę do Biczysko, który mocno uderzył z 16 metrów. Bramkarz z trudem odbił ją przed siebie, a z potencjalnej dobitki chciał skorzystać Szczygieł. Problem w tym, że został uprzedzony przez czujnego defensora z Większyc. W 32’ mogliśmy jednak radować się z remisu, do którego Start doprowadził. Z rzutu wolnego (z prawej strony) precyzyjnie na 8 metr dośrodkował P.Pabiniak, a nadbiegający Żołnowski pewnie główkował do siatki. Gol wyraźnie uradował naszego kapitana, bo nie dość, że zrehabilitował się za kiepską interwencję z początku meczu (po której straciliśmy gola), to jeszcze sprawił sobie dodatkowo urodzinowy prezent (w dniu spotkania Rafał skończył 28 lat – przyp. aut.). Do końca pierwszej części czerwono-czarni kontrolowali grę, posiadając optyczną przewagę w polu. Ale nie zdołali już zaskoczyć Bachema. W 45’ Biczysko próbował to uczynić uderzeniem z 30 metrów, tyle, że było ono zbyt lekkie żeby go pokonać. Z kolei w 45+1’ P.Pabiniak przymierzył z rzutu wolnego z narożnika szesnastki. Piłka jednak przeleciała tuz nad poprzeczką i spadła na górną siatkę bramki Po-Ra-Wia. Było blisko, ale zabrakło do szczęścia kilkunastu centymetrów.

Pierwsza połowa miała dwie wyraźne fazy. W pierwszej stroną aktywniejszą i nadającą ton boiskowym wydarzeniom było Po-Ra-Wie, które szybko objęło prowadzenie. Ale pół godziny przewagi zakończyło się i w ostatnim kwadransie role się odwróciły. I w tym przypadku zakończyło się to trafieniem dla zespołu dominującego. Dlatego też przy wyniku 1-1 obie jedenastki zeszły do szatni, aby wysłuchać instrukcji taktycznych na drugą część zawodów.

Ta na poważnie zaczęła się od akcji z 47’, gdy po szybkim rozegraniu piłki przez P.Pabiniaka i Świerczyńskiego, ten drugi zagrał na 15 metr do Biczysko. Łukasz w dobrej sytuacji uderzył mocno, ale tuż nad poprzeczką. W odpowiedzi (56’) po dośrodkowaniu ze stojącej piłki do strzału głową doszedł jeden z większyczan, ale Zacharski połapał się w jego zamiarach i odbił piłkę. Z kolei kilkadziesiąt sekund później gospodarze ruszyli na nas z kontrą, zwieńczoną dobrym uderzeniem z 15 metrów Jędrzejczyka. Ale i tym razem kolejną ładną dla oka paradą popisał się nasz młody golkiper i odbił zmierzającą w światło bramki „kulę”. Gdy na stoperze upływała godzina gry (60’) Ptak dostał „skórę” w szesnastce i z tej sytuacyjnej piłki uderzył. Futbolówkę na 5 metrze zdołał jednak zablokować obrońca Po-Ra-Wia. Próbował ją jeszcze wyłuskać w zamieszaniu Biczysko, ale i jego kolejny przeciwnik zastopował. Zawody były w tej fazie wyrównane, choć zdarzały się krótkie momenty przejmowania inicjatywy naprzemiennie przez obie strony. W 76’ Kostrzewa znalazł podaniem na 20 metrze Kamila Błach, który momentalnie huknął z półobrotu. Futbolówka jeszcze skozłowała, ale bardzo nieprzyjemny strzał bramkarz ze sporymi kłopotami zdołał odbić do boku. W 80’ zaatakowali gospodarze. Z 20 metrów uderzył Kwiatkowski, ale za lekko, aby sprawić problemy dobrze dysponowanemu „Zacharowi”. Dla odmiany w 84’ Biczysko ograł w polu karnym trzech (!) przeciwników, wpadł w szesnastkę i z 10 metrów uderzył. Ku naszemu zawodowi „skóra” o centymetry minęła z zewnętrznej strony słupek świątyni Po-Ra-Wia. Niebawem (86’) z rzutu wolnego wrzucił futbolówkę Świerczyński, ale zamykający akcję Żołnowski nie zdołał jej sięgnąć, bo ta szybowała ciut za wysoko. W efekcie tylko „liznęła” czuprynę Rafała i poleciała na aut bramkowy. W 89’ rywale mieli dwie akcje meczowe i mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Po dośrodkowaniu z wolnego jeden z atakujących Większyc główkował w bramkę, ale Zacharski kapitalną interwencją sparował „kulę” na rzut rożny, po którym do główki parę metrów od obrysu „prostokąta” doszedł Teichman. Mogliśmy jednak głęboko odetchnąć, bo gracz rywala pomylił się o centymetry i piłka przemknęła tuż przy słupku. No i gdy wydawało się, że remis pogodzi obie jedenastki (skądinąd szanowalibyśmy nawet taki rezultat na trudnym terenie), w przedłużonym czasie gry wpadliśmy w euforię. W 90+4’ Start przeprowadził kontratak, w którym Biczysko na pełnej prędkości ruszył do wybitej przez obrońców piłki, minął w środku pola jednego z przeciwników i dograł do Wojtka Czecha. Nasz zmiennik (który w 85’ zluzował na murawie P.Pabiniaka) obrócił się z obrońcą na plecach i w sytuacji „sam na sam” z Bachemem uderzył precyzyjnie do siatki! Tym samym zaskakujące zwycięstwo Startu stało się faktem, bo za moment arbiter zakończył mecz.

Radość po końcowym gwizdku była w czerwono-czarnym obozie w pełni uzasadniona. Wygraliśmy na bardzo wymagającym terenie, więc siłą rzeczy trzy punkty dopisane do tabeli mogą niebawem okazać się na wagę złota (w domyśle: utrzymania). To nie był mecz, który poziomem zachwyciłby koneserów futbolu. Ot, typowa IV-ligowa walka z akcentem położonym na rywalizację fizyczną. Ale jednego spotkaniu odmówić nie można – dramaturgii. Zaczęliśmy od straty bramki, potem obchodzący urodziny kapitan drużyny doprowadził do wyrównania, by w decydującej, ostatniej akcji meczu wprowadzony chwilę wcześniej dżoker zadecydował o zwycięstwie gości z Namysłowa. Horror z happy endem rzec można. Nie lubimy się stresować na trybunach, gdy wynik jest niepewny, ale jeśli każdy mecz Start miałby kończyć w taki sposób, to jesteśmy za. A poważnie, gratulujemy zespołowi za charakter i wiarę w sukces do końca oraz fakt, że potrafiliśmy wykorzystać swoje dwie sytuacje. Nie oznacza to, że możemy teraz pękać z dumy. Pokora i doskonalenie umiejętności w kolejnych dniach treningowych, to według nas optymalny kierunek. Nie napinajmy się, tylko róbmy swoje. Jak mówią nasi sąsiedzi zza Wschodu „Tisze budiesz, dalsze jedziesz”. [MK, KK]

P.S. Zdjęcie na stronie głównej wykorzystaliśmy za zgodą autora, będącego jednocześnie twórcą bloga www.trzirogielwer.blogspot.com

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy