Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Ważny punkt w Ozimku

Odsłony: 2450

 

Namysłowscy piłkarze źle prezentują się w bieżącym sezonie ligowym. Chłopcy wykazują się przede wszystkim brakiem dyscypliny oraz konsekwencji taktycznej, przez co na ich koncie przed wizytą w Ozimku był zaledwie jeden punkt. Z kolei rozpędzony rywal i grający ładny dla oka futbol znajdował się w ścisłej czołówce IV ligi opolskiej, przez co był wyraźnym faworytem. Tymczasem jak to w piłce nożnej bywa, na boisku rozstrzygnięcie nie padło, co oznaczało remis. Ściślej bezbramkowy remis, z którego na pewno możemy być zadowoleni. Podział punktów okazał się zasłużony, bo choć grę prowadzili gospodarze, to wcale nas nie stłamsili. Paradoksalnie, to Start miał ogromną szansę na zaksięgowanie kompletu „oczek”, ale w przedłużonym czasie gry nie wykorzystał idealnej sytuacji. To jednak nieistotne. Punkt wywalczony na tak trudnym terenie musi cieszyć, ale kibice mają nadzieję, że będzie on impulsem do lepszej gry (i regularnego punktowania) w meczach następnych. Póki co zadowoleni jesteśmy z remisu 0-0, a jak to w szczegółach wyglądało, przeczytacie poniżej.

Zaczęło się już w 2’ od uderzenia z 25 metrów wykonaniu Zyli, które Zając odbił do boku. Za chwilę (3’) też było mało sympatycznie, gdy po zbyt krótkim wybiciu futbolówki przez namysłowskich defensorów, na natychmiastowy strzał z powietrza zdecydował się Wróblewski. Mogliśmy jednak odetchnąć, bowiem „kula” posłana z 16 metrów przeleciała pół metra obok słupka. Nasz zespół odpowiedział w 5’, gdy po wybiciu „skóry” przez obrońcę na 16 metr, strzelił stamtąd Zieliński. Szkoda, że posłał piłkę dokładnie tam, gdzie stał golkiper Małejpanwi. Rywale uzyskali przewagę w polu i w 7’ znów nam zagrozili. Tym razem Zyla otrzymał podanie w szesnastce i momentalnie uderzył. Zając jednak poradził sobie w tej sytuacji. Kolejną akcję oglądaliśmy w 14’, gdy po kontrataku miejscowych Komor złamał atak z piłką przy nodze z lewej strony do środka, po czym strzelił w odległości dobrych 3 metrów od namysłowskiej świątyni. Start odpowiedział minutę później (15’), gdy dobre długie podanie Kostrzewy trafiło do P.Pabiniaka. Patryk opanował piłkę klatką piersiową na linii pola karnego, po czym minął obrońcę i uderzył w kierunku dalszego słupka. Niestety, mogliśmy tylko westchnąć, bo ta ostatecznie o centymetry minęła ozimski prostokąt i wyszła poza linię końcową. Golem niemniej poważnie zapachniało. Rywale szybko zwarli szyki i w 20’ to oni zaatakowali nasze przedpole. Tym razem środkiem pola przedarł się Wróblewski i kąśliwie strzelił. Futbolówka po plecach jednego z namysłowian ostatecznie bramkę NKS-u minęła. Rywale nie rezygnowali z nacisków defensywy czerwono-czarnych. W 24’ uderzenie z 25 metrów aktywnego Zyli wylądowało jednak prosto w rękawicach mającego sporo roboty Zająca. Start dopiero w 35’ ponownie przedostał się na przedpole gospodarzy. Wtedy to po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Kamila Błach blisko sięgnięcia piłki był Adrian. Tyle, że w ostatniej chwili uprzedził go czujny obrońca „Hutników”. Jeszcze w przedłużonym czasie gry (45+2’) Ł.Pabiniak doszedł do strzału po dośrodkowaniu z kornera, ale uderzył zdecydowanie za wysoko nad poprzeczką, abyśmy mogli mieć nadzieję na trafienie.

Do przerwy optyczną przewagę w polu uzyskali miejscowi, na początku stwarzając parę obiecujących akcji. Nie udało się jednak graczom Małejpanwi pokonać Zająca. A że ta sztuka (choć też mieliśmy ku temu szanse) nie udała się też niżej notowanym namysłowianom, to obie jedenastki zeszły do szatni przy bezbramkowym rezultacie. To nie pierwsze spotkanie, w którym między połówkami utrzymywaliśmy korzystny rezultat, stąd w szatni zwrócenie na ten fakt uwagi przez namysłowskiego coacha. Jak się okazało, zespół wziął sobie te sugestie mocno do serca, bo po zmianie stron także nie pozwolił silnemu przeciwnikowi na radość choćby z jednego gola. Ale o tym w kolejnych akapitach.

Niedługo po przerwie pod ozimska bramką powstało duże zamieszanie (49’) , gdzie piłki do siatki omal nie wepchnął Biczysko. Na jego nieszczęście jeden z obrońców połapał się w tym wszystkim i zablokował „skórę” już na linii bramkowej. Co istotne, obraz gry nie zmienił się i to Małapanew była wciąż zespołem częściej operującym piłką. W 50’ po stracie piłki w narożniku boiska przez Kamila Błach i błyskawicznym dośrodkowaniu jej na 5 metr, doskoczył do niej Stępień. Problem dla jego zespołu polegał na tym, że przeniósł „kulę” nad poprzeczką i ta spadła na górną siatkę. Odpowiedzieliśmy w 56’ uderzeniem z rzutu wolnego P.Pabiniaka (25 metrów), które jednak pewnie wyłapał stojący między słupkami Lech. Żal było okazji P.Pabiniaka z 65’, bo nasz super-snajper dostał w szesnastce podanie, ale zamiast od razu uderzyć, zdecydował się mijać obrońcę, który powstrzymał go przytomną interwencją. W 68’ to Start ponownie zagroził Małejpanwi. Tym razem po wrzutce z rzutu wolnego Biczysko, do strzału na 6 metrze doszedł Żołnowski, który trafił w poprzeczkę. Za chwilę jednak początkowe emocje szybko w kibicach wygasły, bowiem arbiter liniowy zasygnalizował chorągiewką pozycję spaloną „Żołiego”, więc jego ewentualne trafienie i tak nie zostałoby uznane. W odwecie (71’) Grześkiewicz zdecydował się strzelać z 26 metrów, lecz potężnie bita futbolówka poszybowała nad świątynią Zająca o pół metra za wysoko. Przez kolejne 20 minut niewiele działo się pod obiema bramkami, więc kibice zaczęli już ziewać. I ku ich zaskoczeniu, w przedłużonym czasie gry dwukrotnie przed bramkowymi okazjami stanęli namysłowianie. Najpierw (90+3’) po dalekim podaniu z linii obrony piłka trafiła do Smolarczyka, który ruszył do połowy boiska sam przeciw golkiperowi. Źle się jednak z „kulą” przy nodze zabrał i dał się doścignąć obrońcy. „Smolar” próbował jeszcze zwodem oszukać swojego „plastra” i ostatecznie po złamaniu akcji z 13 metrów uderzył. Tyle, że nie w światło, ale obok bramki. Z kolei w 90+5’ mieliśmy tzw. piłkę meczową. Po wyrzucie „skóry” z autu przez Kamila Błach i strąceniu jej przez jednego z piłkarzy na dalszy słupek, Ptak znalazł się 3 metry od bramki i miał wszelkie argumenty w swoich rękach (i nogach), aby skierować ją do pustej bramki. Przez moment wydawało się, że brak zdecydowania (uderzać głową czy nogą) spowodował, że nie udało mu się trafić w piłkę i ta ostatecznie wyszła poza boisko…

Gdybyśmy zdołali sfinalizować jedną z dwóch kapitalnych okazji w przedłużonym czasie gry, to dziś fetowalibyśmy 3 punkty z bardzo wymagającym zespołem na jego terenie. Gdybać jednak można, ale nic to nie da, bo gdybaniem punktów się nie zdobywa. Jeśli jest okazja, to należy ją wykorzystać i dopiero potem analizować, czy zrobiono wszystko, aby zapewnić sobie sukces. Żałować swoich okazji mogą „Smolar” i „Ptaku”, ale to już historia. Ważne, że większość obserwatorów rozgrywek przed potyczką skazywała nas na porażkę, ale nasi ulubieńcy nie dali im tej satysfakcji i sięgnęli po remis. W naszych warunkach cenny remis, dający ważny punkt. Ale jak wspomnieliśmy na wstępie, kto wie czy nie ważniejsze było to, że zagraliśmy w końcu na zero z tyłu. Optymistycznie zakładamy, że jeśli udało się z Ozimkiem, to czerwono-czarni nie powinni mieć kompleksów wobec pozostałych uczestników IV-ligowego maratonu. Skoro potrafimy urywać punkt(-y) najlepszym, to teraz wypada przełożyć konsekwencję i uważną grę w defensywie na kolejne spotkania. Bo tzw. zero z tyłu, to gwarancja zdobycia minimum jednego punktu. A każdy bramkowy bonus z przodu trzykrotnie punktową satysfakcję zwiększa. Nie pozostaje więc chłopakom nic innego, jak potwierdzić swoją zwyżkową formę we wtorkowej rywalizacji ze Skalnikiem Gracze, a potem poprawić w batalii o punkty z OKS-em Olesno. W końcu wciąż czekamy na premierową wygraną w lidze! [MK, KK]

 

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy