Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Punkt z niedosytem w tle

Odsłony: 2321

 

Namysłowscy piłkarze wracali w sobotę do domu mocno poirytowani, choć w wyjazdowym pojedynku sezonu 2017/18 wreszcie zapunktowali. Konkretnie zdobyli jeden punkt po remisie 2-2 w Krasiejowie. Teoretycznie są to dla kibiców małe powody do radości (większe byłyby w przypadku zwycięstwa), ale w praktyce jeśli z rezultatu niezadowoleni są sami piłkarze, to jest coś na rzeczy. I rzeczywiście, czerwono-czarni partaczyli świetne okazje w meczu z niezbyt wymagającym KS-em i naprawdę niewiele zabrakło, abyśmy po raz kolejny zostali z niczym. Ostatecznie rzutem na taśmę wyrwaliśmy przeciwnikom punkt i potraktujmy go jako promyczek nadziei na lepsze jutro. Niemniej sportowa złość naszych pupili niech utrzymuje się jak najdłużej, bo to może nam tylko w jesiennej perspektywie pomóc. Sprawdźmy, co wydarzyło się w Krasiejowie i z jakiego powodu nie zaliczymy tego spotkania do udanych.

Już w 3’ mogliśmy się pokusić o zdobycie bramki. Ł.Pabiniak znalazł podaniem swojego kuzyna P.Pabiniaka, który odwrócił się z piłką przy nodze i uderzył lewą nogą z 20 metrów. Niestety dla nas, futbolówka po rykoszecie minęła słupek bramki strzeżonej przez Jarosińskiego. Po kornerze i wybiciu piłki przez obrońców nasz snajper Patryk uderzył tym razem z powietrza, ale 1,5 metra obok bramki. Niebawem (5’) po akcji lewą flanką Smolarczyk wpadł w pole karne i uderzył płasko z 12 metrów, ale wprost w rękawice golkipera. Miejscowi odgryźli się kontrą z 8’, wychodząc 4 na 2. Ku irytacji miejscowych kibiców, źle w finalnym momencie zagrał Konik do Słupika. Już wtedy zarysowała się przewaga namysłowian, którzy w 10’ znów zaatakowali. Ponownie zaatakowaliśmy lewym sektorem boiska. Kamil Błach wjechał w szesnastkę i uderzył lekko wprost w bramkarza, choć mógł śmiało podawać do dużo lepiej ustawionego Smolarczyka (stojącego sam przed bramką). Po kornerze głową uderzył jeszcze Ptak, ale piłka, ku rozpaczy jego kolegów, o centymetry minęła krasiejowską świątynię. KS odpowiedział w 17’, gdy po dalekim zagraniu piłki do strzału głową doszedł Machnik. Na szczęście z 10 metrów posłał „skórę” obok słupka namysłowskiej bramki. Odpowiedzieliśmy natychmiast (18’). Doskonałe podanie Szczygła w pole karne trafiło do Biczysko, który jednak w sytuacji sam na sam z Jarosińskim, został przez niego powstrzymany. Start nadal kreował grę, będąc zespołem aktywniejszym. Niemniej w 23’ miejscowi mocno zaatakowali. Po strzale jednego z zawodników gospodarzy Krystian Błach wybił „kulę” do boku, skąd wstrzelił ją mocno w pole karny skrzydłowy. Tym razem jednak Adrian wybił „skórę” nad poprzeczkę, a po kornerze groźnie głową uderzył – na szczęście w rękawice Zacharskiego – Słupik. Ale aktywni gracze Startu (i poniekąd rozochoceni dosyć asekurancką postawą gospodarzy) w 27’ znów przeprowadzili ciekawy atak. Po dośrodkowaniu Szczygła z prawej flanki i wybiciu piłki przez defensorów ta trafiła do P.Pabiniaka, który z 13 metrów strzelił. Niestety, Patryk pomylił się o centymetry i wciąż było 0-0. Tymczasem w 31’ oglądaliśmy odpowiedź Wręczyckiego z narożnika szesnastki, po której Zacharski odbił futbolówkę poza linię końcową. Niestety, w 39’ rywale objęli prowadzenie. Wtedy to przy biernej postawie namysłowskich obrońców Słupik zupełnie niepilnowany na 14 metrze strzelił po długim słupku, nie dając szans Zacharskiemu na skuteczną interwencję. Odpowiedzieliśmy potężnym uderzeniem w 42’ P.Pabiniaka z rzutu wolnego (w odległości 27 metrów od bramki), jednak golkiper choć z trudem, to odbił piłkę przed siebie. Próbowaliśmy jeszcze odrobić straty w 45’, lecz uderzenie Bilińskiego z rzutu wolnego o pół metra minęła krasiejowski prostokąt.

Wściekłość trenera Zalwerta w szatni musiała chyba osiągnąć apogeum, bo patrząc na przebieg pierwszej części meczu, trudno było uwierzyć, że Start przegrywa. Jasne, to ostatni zespół w tabeli, ale jednak w sobotę dominujący przed przerwą nad rywalami, do tego koncertowo marnujący sytuacje bramkowe. Cztery świetne okazje zostały przez czerwono-czarnych zaprzepaszczone, co w 39’ klasycznie się na nas zemściło. W efekcie zamiast bezpiecznie prowadzić, chłopcy zeszli do szatni ze świadomością, że muszą się mocno postarać, aby odrobić niekorzystny wynik.

Kilkanaście sekund po przerwie w namysłowskim obozie wreszcie zapanowała radość. Konkretnie w ciągu 15 sekund Start doprowadził do wyrównania, po tym jak P.Pabiniak dostał podanie od Biczysko, po czym będąc w sytuacji sam na sam z golkiperem pewnym strzałem go pokonał. Chłopcy momentalnie podbiegli do ławki rezerwowych, gdzie uhonorowali strzelca kołyską dla dopiero co narodzonego syna. Niestety, nasza radość nie trwała szczególnie długo z remisu, bo w następnej okazji podbramkowej miejscowi ponownie objęli prowadzenie. W 57’ po dośrodkowaniu futbolówki z lewej strony, próbujący ją przejąć Krystian Błach oraz Zacharski… zderzyli się ze sobą, co wykorzystał Pinkawa, klatką piersiową pakując ją z bliska do bramki. Duży błąd dwóch naszych piłkarzy i znów trzeba było odrabiać straty. Próbował chwilę później (58’) P.Pabiniak z dystansu, jednak z 16 metrów pomylił się naprawdę niewiele. Z kolei w 61’ po wyrzucie piłki z autu przez Kamila Błach ta trafiła do Smolarczyka, który strzałem z półobrotu trafił jedynie w boczną siatkę. Nasz zespół nie miał już wyraźnej przewagi w polu, niemniej nadal częściej niż gospodarze próbował ataków. W 63’ Szczygieł otrzymał piłkę na prawej flance, wbiegł w szesnastkę, gdzie ograł jednego z obrońców i podał na 11 metr do P.Pabiniaka. Patryk huknął z pierwszej piłki, ale na wysokości rąk golkipera, który z trudem odbił „kulę” przed siebie. Z kolei w 69’ po dalekim dośrodkowaniu bramkarz z kłopotami odbił piłkę pod nogi Smolarczyka, który wycofał do Bilińskiego. Drugi z Kamilów uderzył jednak bardzo nieczysto i przez to kompletnie niecelnie. A szkoda, bo to kolejna z dobrze zapowiadających się akcji. Niestety, czas uciekał, a my nadal nie mogliśmy zmusić do kapitulacji Jarosińskiego. Kolejną z takich sytuacji stworzyliśmy sobie w 78’, gdy po wyrzucie z autu i podbramkowym zamieszaniu, do piłki na 6 metrze doszedł Świerczyński. Ale i on nie wykazał się precyzją i w naprawdę dobrej sytuacji posłał „kulę” obok krasiejowskiej świątyni. Raptem kilkadziesiąt sekund potem (79’) po ataku prawym sektorem boiska P.Pabiniak dograł piłkę wzdłuż bramki, a akcję na dalszym słupku zamykał Ptak. Niestety, „Ptaku” trafił jedynie w boczną siatkę, choć miał przed sobą pustą bramkę. I znów irytowaliśmy się, bo widzieliśmy już „kulę” w siatce, tymczasem ta jak na złość ponownie do niej nie wpadła. Schowani nieco za podwójną gardą miejscowi mogli nas ukłuć w 80’, gdy Machnik otrzymał podanie od Kokota, lecz w sytuacji jeden na jednego z Zacharskim przegrał ten pojedynek ku naszej dużej uldze. No i piłka znów wróciła na przedpole KS-u. W 81’ P.Pabiniak dograł dobrą piłkę z kornera na długi słupek do Ł.Pabiniaka. Ten jednak zbyt długo zwlekał ze strzałem i rywale Łukasza zablokowali. No i nadszedł przedłużony czas gry, w którym także sporo się działo. W 90+1’ po kolejnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego na bramkę uderzył Adrian, tyle, że obok słupka. Za chwilę (90+2’) po wybiciu futbolówki przez rywali stojących w murze doskoczył do niej po zagraniu z autu P.Pabiniak i huknął z 18 metrów. Niestety, „skóra” poleciała prosto w miejsce, gdzie stał Jarosiński. Aż nadeszła 90+4’. Nasz zespół nie miał już czego bronić, więc ruszył do przodu całą jedenastką i wywalczyliśmy korner. Z niego dograł przed bramkę Biczysko. Futbolówka poleciała na dalszy słupek do Ł.Pabiniaka, który tym razem nie zwlekał i od razu strzelił. A „kula” po odbiciu się jeszcze od słupka wreszcie znalazła się w siatce. Rzutem na taśmę wywalczyliśmy więc remis, z którego powinniśmy być zadowoleni, a tak naprawdę ledwie jedno wywalczone „oczko” jest mimo wszystko rozczarowujące.

To był dość jednostronny mecz, jeśli chodzi o przebieg rywalizacji i wypracowane sytuacje. Dość powiedzieć, że jeden z kibiców liczył takowe okazje namysłowian i po ostatnim gwizdku naliczył ich dokładnie czternaście (!), z czego połowa, to tzw. „setki”. I co? Zamieniliśmy to w dramatycznych okolicznościach na dwa gole, co procentowo skutecznością jest marną. Problem więc nadal toczy zespół i sami nie wiemy, jakich „czarów” ma podczas treningów dopuścić się trener Zalwert, abyśmy wreszcie nie stresowali się podbramkową impotencją Startu. Tymczasem krasiejowianie poważniej zagrozili Zacharskiemu trzykrotnie i dwie z tych sytuacji skutecznie zamienili na bramki. No nawet nie mamy więc czego porównywać. Chłopcy mają świadomość, że spartaczyli zawody, choć jak wspomnieliśmy już w materiale, to pierwszy mecz w sezonie, w którym w końcu zapunktowaliśmy. Dlatego mimo wszystko powinniśmy się z tego cieszyć. Jasne, z punktów trzeba się cieszyć, tym bardziej, że wytargane zostały rywalowi niemal z gardła. Ale szkoda, że zamiast zapewnić sobie korzystniejszy wynik na długo przed ostatnim gwizdkiem, sami swoją podbramkową nieporadnością doprowadzamy do tego, że radość jest połowiczna. A jeśli spojrzymy w tabelę, to po prawdzie nie ma się w ogóle z czego cieszyć, bo przesunięcie się z ostatniej pozycji na przedostatnią (nr 17), to żadne osiągnięcie. Cóż, na bezrybiu i rak ryba, więc szybko zapominamy o sobocie i skupiamy się na środzie, bo wtedy Start stoczy kolejną oficjalną batalię. Tym razem w I rundzie wojewódzkiego Pucharu Polski z Włókniarzem Kietrz. Czekamy na przełamanie. [MK, KK]

 

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy