Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Niemoc

Odsłony: 3331

 

Namysłowski Start źle zaczął IV-ligowe rozgrywki na Opolszczyźnie. W premierze ponieśliśmy porażkę z beniaminkiem z Kolonowskiego (0-1), więc kibice liczyli po cichu, że sportowa złość weźmie w czerwono-czarnych górę w ostatnią sobotę i chłopcy zdołają powalczyć o pierwsze punkty. Walczyć może i walczyli, ale efekt był mizerny i po 90 minutach zeszliśmy z boiska pokonani. Tym razem naszym pogromcą okazał się KS Krapkowice, który ograł naszych pupili wynikiem 3-0. Wynik wysoki, może nawet o jednego gola za wysoki, ale nie ma to większego znaczenia, bo porażka była zasłużona. W przekroju spotkania Start nie wykreował ani jednej sytuacji z gry. Dwie okazje mieliśmy natomiast po kontratakach, choć i one nie zakończyły się po naszej myśli. Gospodarze okazali się zespołem dojrzalszym, bardziej wyrachowanym i przede wszystkim mającym pomysł na grę do przodu. Nie znaczy to, że KS zagrał fenomenalne zawody. Nic podobnego, niemniej solidna i zdecydowana postawa w zupełności wystarczyła na momentami bezradnych namysłowian. Więcej kreatywności, uporczywa gra do przodu i wreszcie po przerwie wypracowanie kilku świetnych okazji golowych, popartych dobrą skutecznością. To wystarczyło na miałkich tego dnia czerwono-czarnych.

Nieprzyjemnie zrobiło się już w 1’, gdy po rzucie rożnym gospodarzy i mocnym wstrzeleniu futbolówki w pole karne, jeden z naszych obrońców wybił ją głową nad poprzeczką bramki Startu. W kolejnych minutach miejscowi częściej byli w posiadaniu piłki, lecz czerwono-czarni nie dopuszczali do zagrożenia. W 12’ po szybkiej akcji na jeden kontakt Szymańskiego, Wojtasika i Matuszka, wstrzeloną na niskim pułapie „kulę” Ł.Pabiniak zdołał przeciąć i na dużym szpagacie posłać wybił w pole. W 17’ rywale egzekwowali rzut wolny z lewej strony boiska. Zacharski źle zebrał się do interwencji, ale nikt z miejscowych nie zdołał doskoczyć do futbolówki. KS grał z pierwszej piłki i przez to nasza drużyna miała kłopoty z natychmiastową odpowiedzią. Nasz zespół skoncentrowany na własnym przedpolu z rzadka inicjował ataki i dopiero w 33’ odpowiedzieliśmy przeciwnikom. Wtedy to Kamil Błach zagrał z lewej strony do P.Pabiniaka, a ten momentalnie odegrał do wbiegającego przed pole karne Szczygła. Niestety, obrońca KS-u był ułamek sekundy szybszy i w momencie strzału nasz młody prawy pomocnik został skutecznie zastopowany. Żółto-niebiescy odpowiedzieli atakiem w 35’, gdy z koła środkowego piłkę na linię szesnastki posłał Wojtasik. Zacharski przewidział jednak tor lotu „skóry” i szybkim wybiegiem skasował potencjalne zagrożenie. W 38’ zakotłowało się na namysłowskim przedpolu, po tym jak po dorzucie piłki z prawego kornera piłka spadła w gąszcz nóg, gdzie jednak z bliskiej odległości próbujący uderzać Brzozowski posłał „kulę” nad bramką. Z kolei w 44’ po dośrodkowaniu z prawej flanki zaskoczony takim obrotem sprawy Niespodziński źle z 9 metrów złożył się do główki i smród pod namysłowską świątynią szybko uleciał. Namysłowianie ograniczali się głównie do kontrataków, bardzo nielicznych zresztą. Niemniej jeden z nich już w przedłużonym czasie gry (45+2’) mógł przynieść nam pełną radość. Wtedy to po szarży Smolarczyka, stoper KS-u uprzedził go, ale wybił piłkę pod nogi Ptaka, który momentalneie uruchomił na lewej stronie Sarnowskiego. „Sarna” wpadł z piłką w narożnik pola karnego, skąd ostro uderzył na krótki słupek. Ale zamiast w siatce, „kula” odbiła się od zewnętrznej części słupka i wyleciała poza linię końcową. Szkoda tej sytuacji było bardzo, bo chwilę później arbiter zaprosił obie jedenastki do szatni przy stanie 0-0. A gdyby Sarnowski była odrobinę precyzyjniejszy, to wówczas postawilibyśmy zdecydowanie grających w tym okresie przeciwników w mało komfortowym położeniu.

Do przerwy gra długimi fragmentami toczyła się pod dyktando miejscowych, którzy jednak nie mogli znaleźć skutecznego sposobu na namysłowską defensywę. Posiadanie piłki przy nodze przez KS irytowało zwłaszcza miejscowych kibiców, którzy niecierpliwiąc się na brak klarownych sytuacji, w niewybredny sposób domagali się goli. Start potrafił jednak neutralizować zagrożenie w grze bez piłki, choć sporo się chłopcy musieli za nią nabiegać. Bardziej martwiła niemal zupełna posucha w grze ofensywnej, bo za taką trudno uznać jeden groźny wypad na bramkę rywali w wyniku kontrakcji. Mimo to liczyliśmy, że rygiel na własnym przedpolu okaże się skutecznym remedium na ataki gospodarzy. Druga połowa pokazała jednak coś zupełnie innego…

W drugiej części obraz gry właściwie się nie zmienił, bo to gospodarze głównie chcieli grać piłką, podczas gdy Start skupiał raczej na przecięciu jakiegoś podania i próbach wyprowadzenia skutecznej kontry. Już w 48’ serca mocno nam zadrżały, gdy po szybkiej akcji na prawej stronie Rychlewicz podał do Trinczka, a ten wrzucił piłkę przed bramkę namysłowian. Tam jednak zdecydowanie atakującemu wykrokiem przed bramką Matuszkowi zabrakło centymetrów, aby skutecznie dołożyć nogę. W 52’ Steczek zagrał do Szymańskiego, a ten wrzucił piłkę przed bramkę. Sarnowski przewidział jednak taką możliwość i wybił ją w pole. Za chwilę (54’) Szymański mocno dośrodkował z wolnego w pole karne (z 38 metrów), jednak Zacharski pewną interwencją uspokoił graczy obu ekip. Akcja szybko przeniosła się na 40-ty metr przedpola KS-u, gdzie ruszył do piłki Smolarczyk. Arbiter liniowy wskazał na pozycję spaloną „Smolara”, na co oburzeniem zareagowała ławka rezerwowych Startu. Na nic się jednak protesty namysłowian zdały, bo grę wznowili krapkowiczanie. W 58’ miejscowi egzekwowali rzut wolny tuż sprzed szesnastki, ale Szymański trafił futbolówką w mur, a słaba próba dobitki z boku głową Rychlewicza wylądowała w rękawicach Zacharskiego. Odpowiedzieliśmy przeciwnikom w 59’, gdy po szarży Kamila Błach lewą stroną i jego płaskim dośrodkowaniu na 10 metr, uderzający głową Szczygieł posłał piłkę nad poprzeczką. Szkoda, bo okazja była naprawdę korzystna, choć Szymon chyba zaskoczony był otrzymaną piłką. Niebawem (61’) Start przeprowadził prawą stroną szybki kontratak. W finalnym momencie Kostrzewa wjechał z „kulą” przy nodze w szesnastkę, gdzie jednak „złamał” obrońcę i nie mając już jak uderzyć, krótko odegrał na 18 metr. Tam z kolei nabiegający Biczysko… potknął się. Z dobrej szarży wyszły więc klasyczne nici. Jeśli się swoje nieliczne sytuacje marnuje, to trudno liczyć, że obędzie się bez konsekwencji. Te szybko nastąpiły, bo już w 64’. Wtedy to po dośrodkowaniu z prawego kornera Steczka piłka trafiła na 10 metr do Dyczka, który (zupełnie sam, w ogóle nie pilnowany) huknął z woleja jak z armaty. Futbolówka pomknęła pod poprzeczkę bramki Zacharskiego i omal nie rozerwała siatki. No i wyzwoliła zrozumiałą radość krapkowickich kibiców, którzy przez chwilę fetowali efektowne trafienie swojego piłkarza. Za chwilę (66’) miejscowi przeprowadzili atak prawym sektorem boiska, skąd poszło dośrodkowanie przed namysłowską bramkę. Tym razem jednak bardzo podobny wolej z 13 metrów w wykonaniu rezerwowego Soboty poszybował nad bramką. W 71’ Start za sprawą Kamila Błach przeprowadził rajd środkiem boiska. Kamil dwóch rywali minął, ale trzeci już go przewrócił i mieliśmy tylko rzut wolny. Z 35 metrów mocno uderzył P.Pabiniak, lecz trafił piłką w mur. W 76’ technicznym uderzeniem „zewnętrzniakiem” próbował „Zachara” zaskoczyć Steczek. Posłał jednak piłkę dobre 2 metry od dalszego słupka jego świątyni. Start nie mając już nic do stracenia, zaczął odważniej atakować (temu służyło m.in. wejście na boisko Kostrzewy oraz Drapiewskiego). W 77’ P.Pabiniak po akcji prawą flanką mocno uderzył z narożnika szesnastki, ale 1,5 metra od celu. No to dla odmiany krapkowiczanie zrewanżowali nam się w 79’, gdy po dalekim podaniu z głębi pola „kula” spadła na głowę odwróconego tyłem do bramki Niespodzińskiego. Ten uderzył kąśliwie z 8 metrów, ale Zacharski nie dał się zaskoczyć i piłkę pewnie zatrzymał. Za chwilę (80’) Steczek głową znalazł w dobrym położeniu Sobotę, tyle, że już na ofsajdzie. Niestety, w 81’ było „po herbacie”. Wówczas to krapkowiczanie trafili nas po raz drugi. Najpierw z 20 metrów nieprzyjemnie uderzył Wośko i Zacharski z najwyższym trudem odbił piłkę przed siebie. Ale na to czekał tylko Sobota, który z paru metrów dopełnił formalności kierując piłkę w przeciwległy róg bramki. Z kolei w 84’ po wrzutce Rychlewicza i nieprecyzyjnej główce Steczka piłka ostemplowała namysłowską poprzeczkę. W końcówce Start próbował atakować, a rywale kontrować. W 87’ po wykonywanym przez nasz zespół rzucie rożnym rywale dobrze nas skontrowali. Dobrze operujący przez cały mecz piłką Rychlewicz świetnym podaniem ze środka koła uruchomił lewą stroną biegnącego Sobotę, ale ten dobiegł do linii szesnastki i uderzył prosto w wybiegającego mu naprzeciw Zacharskiego. W 90’ po faulu na Drapiewskim z lewej strony rzut wolny (okolice 3 metrów) wykonywał P.Pabiniak. Strzelił mocno i celnie, ale prosto w miejsce, gdzie stał pewnie interweniujący Cyganik. A już w przedłużonym czasie gry straciliśmy trzeciego gola. Dobił nas wprowadzony chwilę wcześniej Płóciennik (90+4’), którzy wykorzystał nieporozumienie między Kostrzewą i Ł.Pabiniakiem (z prawej strony Miłosz zagrywał do Łukasza piłkę w okolice pola bramkowego, lecz ten nie patrzył w tym momencie w jego stronę). Atakujący KS-u łatwo wszedł w posiadanie futbolówki i z kilku metrów uderzył obok próbującego ratować sytuację Zacharskiego.

W drugiej części zawodów taktyka namysłowian pozostała niezmienna. Nasz zespół skupił się na defensywie, licząc, że i tę odsłonę przetrwa bez strat. Ale nie przetrwał, bo zdecydowanie atakujący nasze przedpole krapkowiczanie po godzinie gry dopięli swego, wcześniej i później także kreując parę dobrych okazji. My odpowiedzieliśmy raptem dwoma szybkimi atakami, do tego niewykończonymi oraz główką Szczygła, dlatego też nie byliśmy w stanie ugrać choćby punktu. Po golu otwierającym wynik KS Krapkowice dążył do kolejnych goli i to mu się udało. Ofensywne nastawienie przyniosło wymierny wynik w postaci końcowego rezultatu 3-0. Nieistotne jest jednak, ile goli strzelili gospodarze, ale fakt, że nasz zespół nie zaprezentował się w tej części nawet przeciętnie. Wyglądaliśmy na zespół mający duże problemy z rozgrywaniem piłki. Byliśmy drużyną czyhającą na błędy przeciwników, ale Ci nawet jeśli się pomylili, to nie tak spektakularnie, jak Start pod własną bramką. Dlatego też podopieczni Łukasza Wichera zakończyli drugi mecz w sezonie z czystym kontem, a Start po raz drugi pozostał bez choćby trafienia na swoim koncie. Gorzej, że licząc z końcówką poprzednich rozgrywek, to już piąte spotkanie, w którym nie potrafimy skierować piłki do bramki rywali. Źle to wygląda w statystykach i wcale nie lepiej na boisku. Problem mamy już nie tylko ze zdobywaniem goli, ale i z wypracowaniem sytuacji pozwalających na oddanie dobrego strzału. W ofensywie nasza siła była w sobotę praktycznie żadna i to element do natychmiastowej poprawy. Niemoc w Krapkowicach była naprawdę porażająca i sympatyków Startu frustrująca. Czy nasza drużyna zdoła się pozbierać przed kolejnym spotkaniem? Mamy nadzieję, że tak, choć czasu jest bardzo mało, bo już we wtorek kolejny mecz o punkty. Jeśli nie chcemy zakotwiczyć na dnie tabeli, gdzie właśnie się znaleźliśmy, to trzeba wyrwać ekipie z Większyc punkty z gardła. W innym wypadku będziemy nadal oglądać plecy całej 17-zespołowej konkurencji. [KK]

P.S. Autorem zdjęcia na stronie głównej artykułu jest Pani Agnieszka Michalska.

 

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy