Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"Pojawia się przede mną szansa"

Odsłony: 9493

Zgodnie z zapowiedzią, z lekkim poślizgiem prezentujemy wywiad z Damianem Zalwertem, nowym szkoleniowcem Startu Namysłów. Z obszernej rozmowy dowiedzieć się można kilku ciekawych wątków na temat osoby trenera,

ale też jego planów i celów na przyszłość. Nowy coach NKS-u odkrył również przed nami część tajemnicy szatni, związanej m.in. z jego relacjami z drużyną. Zapraszamy do niewątpliwie ciekawej lektury, do której bardzo solidnie przyłożyli się... namysłowscy kibice. Bo to właśnie Wy, drodzy kibice, w całości przygotowaliście repertuar pytań do D.Zalwerta. Przeczytajcie, w jaki sposób na nie odpowiedział.

StartNamyslow.pl: - Ostatnie tygodnie były w Pana życiu bardzo zaskakujące. Najpierw walczył Pan z kolegami o honorowe pożegnanie Startu Namysłów z III ligą, a od kilku tygodni jest już przełożonym niedawnych kolegów z boiska. Sporo tych zmian.

Damian ZALWERT (szkoleniowiec czerwono-czarnych): - Szczerze mówiąc, to jestem przyzwyczajony do podobnych sytuacji, które w naszym klubie akurat nie są czymś niecodziennym. Niemniej propozycją objęcia schedy trenerskiej byłem bardzo zaskoczony. W ogóle się nie spodziewałem, że zarząd może mnie widzieć w takiej roli i że już w wieku 26 lat będę kierował swoimi kolegami.

- Co skłoniło Pana do objęcia funkcji szkoleniowca Startu?

- Zacznę od tego, że nie dostałem zbyt dużo czasu do namysłu. Z zawodu jestem jednak trenerem, od wielu lat gram w piłkę i udzielam się na rzecz piłki, więc dziwna byłaby moja decyzja odmowna w kwestii omawianej propozycji. Oczywiście jak każdy z nas, miałem pewne wahania i obawy. Ostatecznie jednak doszedłem do wniosku, że pojawia się przede mną spora szansa i wyzwanie, z którym prędzej czy później i tak chciałbym się zmierzyć. Nową rolę w zespole traktuję jako duże wyróżnienie, ale też szansę na zdobycie cennych doświadczeń. Jeszcze kilka tygodni temu miałem z tego tytułu pewne wątpliwości. Dziś natomiast cieszę się, że będę mógł poprowadzić klub, w którym się wychowałem. A przy okazji wspomnę, że bijąc się z myślami na temat złożonej propozycji, w podjęciu decyzji pomógł mi krótki film, który akurat miałem okazję obejrzeć. To „Les Brown – Strach”, który można zobaczyć na YouTube.

- Kibice proszą o szczegóły dotyczące Pańskich uprawnień, doświadczeń i osiągnięć trenerskich, a także ukończone szkoły oraz zawód wyuczony.

- Z zawodu jestem trenerem przygotowania motorycznego z tytułem magistra Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Posiadam uprawienia trenera II klasy piłki nożnej, pozwalające na prowadzenie klubów do III ligi włącznie. Poza tym posiadam uprawnienia instruktora odnowy biologicznej. Dodatkowo skończyłem też studia podyplomowe menadżera sportu przy wspomnianym AWF-ie. Skończyłem ponadto pedagogikę dla nauczycieli, aby móc prowadzić zajęcia z dziećmi w szkołach. Jeśli chodzi o doświadczenie w pracy trenerskiej, to przez ostatnie dwa lata prowadziłem drużynę trampkarzy Startu. Zresztą prowadził ją będę nadal, niezależnie od pracy z seniorami. W trakcie studiów odbyłem praktyki trenerskie w dwóch klubach Ekstraklasy, Zagłębiu Lubin i Śląsku Wrocław. Tam też prowadziliśmy zajęcia z młodymi zawodnikami, ale też obserwowaliśmy i analizowaliśmy grę zespołów Młodej Ekstraklasy oraz Ekstraklasy. Ze zrozumiałych względów osiągnięciami trenerskimi nie mogę się pochwalić, bo takowych nie mam. To moja pierwsza praca z seniorami. Z zespołem trampkarzy dwukrotnie utrzymaliśmy się w Wojewódzkiej Lidze Trampkarzy, jednak nie kwalifikuję tego, jako wielkich wyników.

- Jaka jest Pańska filozofia trenerska?

- Nie lubię tego określenia, bo uważam, że piłka nożna nie jest filozofią, ale grą. Generalnie preferuję szybką grę bez przyjęcia, bądź z przyjęciem, uderzeniem, ewentualnie odegraniem do partnera. Wyznaję zasadę, że każdą akcję ofensywną należy zakończyć strzałem na bramkę. W defensywie wymagał będę agresywnej gry, z podwajaniem i potrajaniem krycia. Zawodnikom staram się wpajać, żeby po stracie każdy z nich od razu starał się wcielić w rolę obrońcy. No i przypominam też, że w piłce nożnej już napastnik jest pierwszym obrońcą, od którego zaczyna się gra obronna.

- Na jakim trenerze Pan się wzoruje?

- Jak każdy trener, chciałbym się uczyć od najlepszych. W Polsce myśl szkoleniowa sukcesywnie umacnia swoją pozycję, jeśli jednak miałbym wybór, to chciałbym móc czerpać wzorce od trenera Atletico Madryt, Diego Simeone. W praktyce nikt z nas nie ma szansy na to, aby przez tydzień czy dwa móc podglądać jego treningi i kontakt z zespołem, móc z nim porozmawiać. Obserwując jednak Atletico, podobała mi się gra tego zespołu. To bardzo kontaktowy trener, zdecydowanie bardziej przyjaciel dla zawodników, niż dyktator. Myślę, że szef i jednocześnie kolega, to właśnie jest optymalne rozwiązanie w pracy trenerskiej. Tym bardziej przemawia do mnie takie rozwiązanie, gdyż jestem młodym trenerem, który zaczął pracę ze swoimi kolegami. Simeone, to jednak nie jedyna postać trenerska, która mnie intryguje. To także Roy Hodgson, trener z nieco starszego pokolenia. Anglik zawodników traktuje trochę po ojcowsku, choć równie partnersko jak Simeone. A skoro wspomniałem o angielskim trenerze, dodam od siebie, że bardzo podoba mi się styl prezentowany przez zespoły grające w Premier League. Niezależnie od trenera, każdy zespół w Anglii walczy do końca. Nikt tam nie ucieka z nogami, nikt specjalnie nie symuluje. Po prostu lubię twardy futbol.

- Co daje Panu podstawę sądzić, że w wieku 26 lat poradzi Pan sobie z prowadzeniem IV-ligowego klubu? Jak na trenera drużyny seniorów, to wiek nawet nie młody, ale bardzo młody.

- Nie ma takiej podstawy. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że staram się wykonywać swoją pracę jak najlepiej potrafię. Do każdej jednostki treningowej specjalnie się przygotowuję, angażując się w stu procentach. A do tego sam sobie zadania nie ułatwiam, bo przecież muszę jeszcze trenować, żeby móc pomagać kolegom na boisku. Tu koniecznie chciałbym podziękować Stefanowi Kosteckiemu, w osobie którego mam nieocenioną pomoc przy prowadzeniu treningów oraz pilnowaniu spraw organizacyjnych.

- Mogę już się domyślać, jakie zasady wprowadził Pan w drużynie odnośnie Waszych relacji. Ale oficjalnie zapytam w imieniu jednego z kibiców: Koledzy z zespołu, czyli już podopieczni, mówią do Pana na Ty czy jednak wyraźnie zaznaczył Pan linię trener - zawodnicy? W końcu cześć, to koledzy, a spora grupa, to młodzi chłopcy.

- Na pierwszym spotkaniu przedstawiłem sprawę jasno: na treningu i w trakcie meczu jestem dla zespołu trenerem i w związku z tym obowiązuje zasada zwracania się do mnie per „trenerze”, „trener”. Natomiast poza meczem, szatnią czy treningiem nic się nie zmienia i dalej jesteśmy kolegami. Nie zamierzam z tego powodu świrować, niemniej w tego typu relacjach, wzajemny szacunek musimy wobec siebie mieć.

 - Czego nauczył się Pan od poprzedniego szkoleniowca Startu?

- Pan Kowalczyk był moim trenerem przez wiele lat, jeszcze od okresu trampkarza, więc w tym czasie nauczył mnie wiele. Na pewno rocznego planowania całego sezonu, to niezwykle cenna wiedza. Oczywiście wykorzystuję też niektóre ćwiczenia treningowe, które trener z nami przeprowadzał. No i muszę też wspomnieć o wpojeniu w nas przekonania, że bez względu na okoliczności, nawet trudne, jak to było w Starcie, nigdy nie można się poddawać. Że trzeba wierzyć i walczyć do końca. Natomiast koncepcje trenerskie mamy chyba różne. Kończąc wątek trenerski, chciałbym podziękować wszystkim moim trenerom, pod okiem których w przeszłości pracowałem. Od każdego mogłem się bowiem czegoś nauczyć.

- A czy rozmawiał Pan z Bogdanem Kowalczykiem na temat prowadzenia namysłowskiego Startu? Jeżeli tak, to czy legenda NKS-u przekazała Panu jakieś wskazówki?

- Rozmawiałem z trenerem. Podziękowałem mu za współpracę na linii zawodnik – trener i za to, że mogłem się właśnie czegoś od niego nauczyć. A teraz ja uczę innych (uśmiech). Trener przekazał mi kilka uwag i wskazówek. To była niedługa rozmowa partnerska.

- Czy nasz Start nie ucierpi na tym, że trener będzie jednocześnie aktywnym zawodnikiem?

- Wychodzę z założenia, że zespół na mojej obecności na boisku nie ucierpi. Uważam, że na obecną chwilę jestem potrzebny drużynie i zaistniała sytuacja wymaga mojej obecności w defensywie. Potrzebny jest ktoś, kto krzyknie w trudnym momencie z boiska. Podam tu przykład choćby obecnego prezesa, Tomka Kozana, który gdy grał, to właśnie w ten sposób ustawiał nas na murawie. Jako młodszego zawodnika, takie zachowanie wtedy mnie dziwiło. Ale szybko zrozumiałem, że taka osoba w drużynie jest niezbędna. Musi być hierarchia w zespole. Fakt, trener i piłkarz w jednej osobie, to trochę trudniejsze zadanie, niż obserwacja meczu z perspektywy ławki. W obecnej sytuacji muszę się skupić nie tylko na swojej grze, ale też w miarę możliwości obserwować i korygować pozostałych piłkarzy. Uprzedzając fakty dodam, że o sytuacji kadrowej w czasie meczu nie myślę, gdyż takie rzeczy planuję przed meczem. I tak to funkcjonowało w sparingach. Pomagać mi w tym będą nowy kierownik drużyny, Kamil Wolny oraz Stefan Kostecki, który został moim asystentem. Kamila przedstawiać nie trzeba, bo to były piłkarz Startu. A Stefan znany jest dobrze w środowisku siatkarskim, choć w piłce nie jest nowy, bo od początku pracował ze mną przy prowadzeniu trampkarzy. Oni z ławki będą widzieć więcej, więc w razie potrzeby, przekażą mi swoje uwagi i spostrzeżenia. Może faktycznie grający trener, to w Polsce nieco dziwna konfiguracja, ale przypominam, że na przełomie wieków takie rozwiązanie było czymś powszechnym w mojej ulubionej lidze angielskiej (uśmiech).

- Skoro sam wywołał Pan temat zmian w swoim sztabie, jasnym się staje, że Panowie Piotr Głowacki i Marek Gąska nie będą już z Panem współpracować?

- Zgadza się, choć chciałbym dodać, że Piotr zadeklarował pomoc prezesowi w sprawach organizacyjnych i administracyjnych w klubie. No i pomaga też nowemu kierownikowi w szybkim wdrożeniu się w swoje powinności. A i Marek zadeklarował mi, że jeśli będzie taka potrzeba, to w miarę możliwości będzie nas wspierał zabiegami lub masażami po treningach.

- Zamierza Pan sam wyznaczyć kapitana czy pozostawi tę decyzję drużynie?

- Wyznaczyłem już kapitana oraz jego zastępcę. Pierwszym kapitanem pozostaje Rafał Samborski, natomiast jego zastępcą będzie Rafał Żołnowski. Uzasadnienie jest proste. „Sambor” jest jednym z najbardziej doświadczonym zawodników, tak stażem, jak i wiekiem. No a drugi Rafał, to ważny filar defensywy. Stąd nominacje.

- Nie obawia się Pan, że wiek i zażyłość z zespołem może Panu przeszkadzać w prowadzeniu zespołu, np. kwestia dyscypliny, wyegzekwowania pewnych spraw?

- Na razie nie mam żadnych problemów z drużyną, czym jestem bardzo miło zaskoczony. Na treningach każdy z chłopaków daje z siebie maksa i wykonuje określone polecenia zgodnie z sugestią. Jestem zadowolony z pracy zespołu i z tego, że wzajemnie się szanujemy. Sam nie jestem nieomylny, więc też czasem potrzebuję porady czy uwagi z boku. Taką osobą jest Tomek Kozan, który jest też dla drużyny autorytetem. Zawsze mogę liczyć, jako zawodnik, na jego uwagi.

- Co na dzień dzisiejszy jest najmocniejszą, a co najsłabszą stroną zespołu?

- Analizując naszą grę w sparingach, na pewno mocną stroną jest gra w ofensywie, gdzie stwarzaliśmy sobie dużo sytuacji bramkowych. A najsłabszą, że mało z tych sytuacji wykorzystaliśmy. O innych sprawach się nie wypowiem, bo nie chcę ułatwiać zadania konkurencji (uśmiech).

- Koniecznie muszę zapytać o młodzież w zespole. Czy nasi juniorzy młodsi oraz chłopcy trenujący ostatnio w Pomologii Prószków są już zdolni do podjęcia wymagań i obciążeń związanych z występami w IV lidze?

- W przypadku chłopców z Prószkowa, jedyna różnica dla nich dotyczy długości oraz intensywności treningów. W wydaniu seniorskim są one intensywniejsze. Zresztą oni sami chcą podnosić umiejętności, trenując też we własnym zakresie. W pewnym momencie niektórzy chłopcy w drużynie byli nieco „zajechani”, ale widzę, że w ostatnich dniach wszystko wróciło na właściwe tory. A co do juniorów młodszych z naszej drużyny, to Ci chłopcy też solidnie pracują i jestem z ich postawy zadowolony. Myślę, że ze sporej grupy młodzieży szybko będziemy mieć pociechę.

- W relacjach z meczów kontrolnych z młodej fali najczęściej padają nazwiska: Włoszczyk, Sarnowski, Tistek i Kostrzewa. Powie nam Pan o nich coś więcej?

- W tym gronie brakuje jeszcze Marcina Walczaka, ale on ma problemy zdrowotne ze stawem kolanowym i nie trenuje. Generalnie to chłopcy, którzy odbyli największą liczbę jednostek treningowych w drużynie. Niektórym może się wydać, że to zawodnicy mogący być tylko uzupełnieniem składu. Ja jednak patrząc na ich grę i zaangażowanie oraz młodzieńczą fantazję, uważam, że mogą nam dużo na boisku pomóc. Są zespołowi potrzebni.

- Oglądając niedawno zakończony mundial, dostrzegł Pan nowe futbolowe trendy? Ewentualnie czy na bazie obserwowanej gry, zamierza Pan jakieś schematy wdrożyć w grę czerwono-czarnych?

- Sporo zespołów opierało swoją grę o taktykę 1-5-3-2, że wspomnę choćby Meksyk, Holandię czy próby Niemców. To ustawienie podobało mi się już przed mundialem, a w taki sposób grał np. Juventus. Schemat ten próbowałem już zaszczepiać naszym trampkarzom, ale to oczywiście zupełnie inna piłkarska bajka. I taki schemat ćwiczymy również w seniorach, z założeniem przejścia na 1-4-1-4-1, którym grali Belgowie. Na obecną chwilę preferuję 1-5-3-2, z naturalną modyfikacją w ofensywie na 1-3-5-2.

- Władze FIFA i UEFA ciągle stawiają opór przed wprowadzeniem powtórek video, mimo że zastosowanie tej technologii wydaje się już tylko kwestią czasu, np. „Goal Line” na mundialu. Jednym z argumentów jest to, że mecze na najwyższym poziomie rządziłyby się innymi prawami niż spotkania niższych lig, gdzie obecność kamer, a co za tym idzie powtórek, byłaby niemożliwa. Pojawia się nawet stwierdzenie, że byłyby to dwa różne sporty. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

- Faktycznie gra na najwyższym poziomie już rządzi się innymi prawami. Wspomniane „Goal Line” jest tego dobrym przykładem, jak również 5-ciu sędziów w meczach europejskich pucharów. W niższych klasach rozgrywkowych takich luksusów nie ma. Moim zdaniem nowinki techniczne czy inne udogodnienia na najwyższym poziomie powinny być stosowane. W końcu grają tam zawodowcy o najwyższe cele i… ogromne pieniądze. A tu już przypadek trzeba ograniczyć do minimum (uśmiech). Z drugiej strony my też o coś gramy i gdy skrzywdzi nas arbiter, nawet nieświadomie, to jesteśmy wściekli. Kto wie, może za 30 lat technologie dziś niedostępne staną się powszechne nawet w rozgrywkach, w których udział bierze Start Namysłów?

- Jaki cel postawił Panu Zarząd, a jaki cel wyznaczy Pan drużynie w najbliższym sezonie?

- Zarząd uznał, że utrzymanie w IV lidze jest priorytetem. Natomiast jeśli chodzi o konkretne lokaty, to będziemy walczyć z zespołem o miejsca od pierwszego do szóstego.

- Czego życzyć nowemu trenerowi tuż przed startem rozgrywek? Jakie Damian Zalwert ma trenerskie marzenia?

- Przede wszystkim dobrej gry mojej drużyny i niezawodności piłkarzy w jej trakcie, tak z defensywie, jak i grze ofensywnej. Życzyłbym sobie również jak najwięcej zwycięskich rozstrzygnięć na korzyść Startu Namysłów. No i oczywiście zdrowia, żeby omijały nas kontuzje i kartki. A trenerskie marzenia? Hm, chciałbym móc kiedyś pracować w pełni profesjonalnym klubie piłkarskim. Myślę, że ciężką pracą można osiągnąć wiele i wszystko jest wtedy możliwe. Resztę zachowam dla siebie (uśmiech).

- Dziękuję za rozmowę i życzę Pańskiemu już Startowi udanego, sobotniego startu.

- Dziękuję. [rozmawiał KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
4 Komentarze | Dodaj własne