Wybierając się w daleką podróż do Wodzisławia Śląskiego, czerwono-czarni mieli tylko jeden cel: przerwać fatalną serię porażek. Mimo osiąganych ostatnio, katastrofalnych wyników,
w namysłowskim obozie nikt przed piłkarzami Odry nie zamierzał zwieszać głowy. Co więcej, na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem arbitra, po korytarzu klubowego obiektu niosło się echo mocnych słów trenera Kowalczyka, dotyczących postawy z ostatnich tygodni. Wydawało się, że ostre zdania dotarły do zawodników, bo Ci wyszli do gry mocno zmotywowani. Problem w tym, że efekty tyrady trenera oglądaliśmy dopiero po przerwie, gdy Start w sposób zdeterminowany dążył do wywalczenia remisu. Ta sztuka naszym chłopakom się nie udała, gdyż dobra gra przez 45 minut, to za mało. Własną pracę namysłowianie zniweczyli w I połowie, na tle wodzisławian prezentując się katastrofalnie. Bez wątpienia był to mecz o dwóch obliczach, z którego zwycięsko wyszedł były Ekstraklasowicz.
Lepiej w mecz weszli czerwono-czarni, dosyć odważnie podchodząc pod pole karne gospodarzy. Jednak w 3’ brak zdecydowania Lizaka przed szesnastką miejscowych mógł się dla nas źle skończyć. Rywale przejęli piłkę, poszła kontra, po której piłka dograna została na 16-ty metr. Tam na wykroku dzióbnął ją jeszcze Krystian Błach, lecz ta trafiła pod nogi Gacia, który uderzył po ziemi. Węglarski wyczuł intencje strzelca i błyskawicznym rzutem na ziemię nakrył piłkę. A uderzenie było naprawdę groźne, gdyż na mokrej murawie futbolówka nabrała dodatkowego poślizgu. W 6’ Start dwukrotnie z rzędu wykonywał (oczywiście za sprawą Szpaka) rzuty rożne. W obu jednak przypadkach wysocy defensorzy Odry wybijali piłkę w pole. W 8’ pod naszą bramką ponownie zrobiło się gorąco. Tym razem precyzyjny cross z prawego sektora boiska trafił do Gojnego, który dograniem na 7 metr kapitalnie znalazł Hanzela. Uderzającego w idealnej sytuacji atakującego z nr 7 w niesamowity sposób zatrzymał jednak Węglarski, który zdołał odbić piłkę, a przy dobitce tegoż piłkarza został kopnięty w głowę. Wodzisławscy kibice jęknęli tylko z rozpaczy, gdyż widzieli już futbolówkę w siatce. Po dwóch kolejnych minutach (10’) pod namysłowską bramką ponownie zaśmierdziało. Tym razem dośrodkowanie z prawej strony Krupy spadło na głowę Gacia. Ten jednak z 10 metrów spudłował i znów mogliśmy odetchnąć. Wodzisławianie częściej byli w posiadaniu piłki, zdecydowanie lepiej rozgrywając piłkę w środku pola, skąd rozrzucali akcje na boki.
W 14’ rywale ponownie stanęli przed bramkową szansą. Chaotyczna obrona własnego przedpola przez Start umożliwiła rywalom wgranie futbolówki po ziemi z prawej flanki. Na 4 metrze (na krótkim słupku) doszedł do niej Hanzel i uderzył. Fani z trybuny gospodarzy znów złapali się za głowy, bowiem Węglarski w sobie tylko wiadomy sposób piłkę obronił!
Nasz zespół odpowiedział w 17’, gdy po dośrodkowaniu Szpaka z rzutu wolnego, Lalko uprzedził naszych atakujących, wybijając „kulę” głową poza linię końcową. Trzy minuty później (20’) ten sam zawodnik rękami wyraźnie zatrzymywał Samborskiego, który po podaniu z głębi pola ruszył w kierunku bramki. Arbiter nakazał jednak kontynuowanie gry z czym nasz napastnik nie mógł się zgodzić, bo gdyby nie kontakt z rywalem, wyszedłby „1 na 1” z Łobaczewskim. Chwilę później zagrożenie pojawiło się pod namysłowską bramką. Po rzucie rożnym i kontrującej piłce jednego z gospodarzy, zaskoczony Gwiaździński zbyt lekko uderzył z powietrza (na 12-tym metrze) i nasz golkiper nie miał kłopotów z jej przejęciem. Z kolei w 25’ Rozmus zbyt łatwo uciekł na linii szesnastki pilnującemu go Lizakowi, po czym zewnętrznym podbiciem groźnie uderzył futbolówkę. Strzał przy krótkim słupku nie był jednak celny. Po kilkudziesięciu sekundach (26’) z dystansu obok bramki uderzył natomiast Hanzel. Przewaga Odry w tym fragmencie meczu była bardzo wyraźna, a gol dosłownie wisiał w powietrzu.
W 29’ werbalnie ożywił się miejscowy „młyn”, gdyż w sektorze gości pojawiła się 9-osobowa delegacja fanów namysłowskiego Startu. Za chwilę (30’) miejscowi wykonywali rzut rożny, po którym główkującego z 11 metrów Rozmusa zablokował towarzyszący mu Lizak. Ciekawiej pod bramką Odry zrobiło się w 32’, gdy po kontrze Startu Zajączkowski znalazł się w lewym narożniku boiska, skąd dorzucił „skórę” na 11 metr do Kamila Błacha. Główkujący w kierunku dalszego słupka bliźniak przeniósł jednak futbolówkę tuż nad poprzeczką. W odpowiedzi jeden z gospodarzy posłał dalekie podanie do Zyguły, który znalazł się na 15-tym metrze, decydując się na natychmiastowy strzał pod poprzeczkę. Węglarski połapał się jednak w intencjach strzelca i zdołał piłkę zatrzymać.
Sympatycy Odry w 36’ zaczęli już na swoich piłkarzy mocno utyskiwać, po tym jak prostopadłe podanie trafiło po prawej stronie do Krupy, a ten idealnie wstrzelił „kulę” do wbiegającego Hanzela. Zawodnik ten po raz kolejny potwierdził jednak, że w środowy wieczór miał mocno rozregulowany celownik. Z 4 metrów, lekko tracąc równowagę, uderzył bowiem nad bramką! Za chwilę nerwy kibiców zamieniły się jednak w okrzyki radości. W 38’, po kolejnym bezkarnym wstrzeleniu piłki na nasze przedpole (wrzucał Sławik), doszedł do niej na 6 metrze Gać i uderzył na bramkę. Węglarski intuicyjnie odbił „kulę” przed siebie, ale przy dobitce nie miał już żadnych szans. Dwie minuty później (40’) Gojny półgórną piłkę z lewej flanki dorzucił do Zyguły. Ten jednak z 10 metrów pomylił się, nie trafiając w światło bramki. Niestety, w 42’ przegrywaliśmy już 0-2. Tym razem po lewej stronie Gojny rozegrał szybką piłkę z Górnickim, a ten wrzucił ją na głowę wbiegającego Rozmusa, który z 7 metrów wpakował ją do siatki. A po kolejnych 3 minutach (45’) leżeliśmy już na łopatkach, a wynik na tablicy świetlnej informował o 3-bramkowym prowadzeniu gospodarzy! Gojny dostrzegł wchodzącego między namysłowskich stoperów Rozmusa, zagrywając mu świetną piłkę. Rozmus z lewej strony wbiegł w pole karne i uderzeniem przy krótkim słupku pokonał Węglarskiego.
Schodzący do szatni trener Kowalczyk z niedowierzaniem kręcił głową. Miał świadomość, że jego podopieczni zaprezentowali się koszmarnie. Ale najbardziej poirytowany był chyba tym, że w 37’ mimo wyraźnej przewagi Odry, utrzymywał się wynik bezbramkowy. A po gwizdku kończącym pierwszą część meczu było już 0-3. Wodzisławianie bezdyskusyjnie zapracowali na wysokie prowadzenie, prezentując się lepiej w każdym elemencie gry. Przede wszystkim mieli przewagę w środku pola i przeprowadzili mnóstwo akcji oskrzydlających, po których piłka raz po raz bezkarnie wstrzeliwana była na namysłowskie przedpole, gdzie bardzo często znajdowała adresata. Żadną przesadą nie będzie stwierdzenie, że gdyby nie dobra postawa Węglarskiego w bramce, to do przerwy przegrywalibyśmy zdecydowanie wyżej. Zmory z meczów przeciw Piastowi Strzelce Opolskie i Górnikowi II Zabrze powróciły. W tym momencie żaden z kibiców Odry znajdujących się na trybunach nie przypuszczał, że w końcówce meczu trybuny będą drżeć o utrzymanie prowadzenia. A tak właśnie było…
Po przerwie jako pierwsi pod bramkę przeciwnika zapędzili się wodzisławianie. W 48’ dobrym uderzeniem z 18 metrów popisał się Zyguła, lecz Węglarski zdołał odbić futbolówkę do boku. Od pierwszych minut po gospodarzach wyraźnie było jednak widać, że wysoki wynik całkowicie ich satysfakcjonuje i nie zamierzają forsować tempa. Oddali pole namysłowianom, sami czyhając na wyprowadzenie ewentualnych kontrataków. Start wziął się do roboty, choć w kolejnych minutach, poza posiadaniem piłki, niewiele z tego wynikało. W 57’ mogliśmy zostać trafieni po raz kolejny, gdy po dośrodkowaniu z lewej flanki, Żołnowski w ostatniej chwili ściągnął Krupie z nogi lecącą w jego kierunku piłkę, który miał przed sobą pustą bramkę.
Równo po godzinie gry mżawka zamieniła się w intensywnie padający deszcz. W takich warunkach zdecydowanie trudniej atakować, jednak czerwono-czarni nie zamierzali się tym przejmować, nadal próbując przedostać się pod bramkę Odry. W 61’ miejscowi przechwycili piłkę, a Zyguła prostopadle zagrał do wbiegającego w szesnastkę Hanzela. Hanzel doszedł do niej, lecz w momencie strzału został zablokowany przez Krystiana Błacha i upadł na murawę. Trybuny zdecydowanie domagały się rzutu karnego, jednak Pan Sowada z Opola nie dopatrzył się przewinienia i gry nie przerwał. W 63’ po odebraniu „kuli” przed własnym polem karnym, Jordan zdecydował się na kilkudziesięciometrowe podanie. Ruszyli do niej Samborski z Lalko, a także wybiegający z bramki Łobaczewski. Widząc swojego golkipera, Lalko odpuścił krycie. Nie przewidział jednak, że Łobaczewski minie się z piłką, a Samborski wykorzysta ten fakt i z lewego narożnika szesnastki spokojnie kopnie „skórę” do pustej bramki. Gol ten w jeszcze większym stopniu podbudował nasz zespół, choć wciąż należało być czujnym w tyłach. Wodzisławianie odpowiedzieli w 65’, gdy Górnicki ostro wstrzelił piłkę na 9-ty metr. Nikt jednak z jego kolegów nie zdołał przeciąć mocnego podania. Ponownie przejęli ją jednak gospodarze i za chwilę z 40 metrów na silne uderzenie zdecydował się Lalko. „Skóra” poleciała środek bramki, gdzie Węglarski nie miał kłopotów z jej zatrzymaniem. W 68’ półgórne podanie jeden ze stoperów Odry zatrzymał ręką. A że sytuacja miała miejsce na 20 metrze, to i arbiter nie miał wątpliwości, że należy się nam rzut wolny. Po naradzie trójki: bracia Błach oraz Szpak, ostatecznie ustalono, że do stojącej futbolówki podejdzie Krystian. Tuż przed strzałem Krystian, w stylu (nomen omen) Cristiano Ronaldo, zrobił kilka kroków w tył na palcach, po czym z krótkiego rozbiegu uderzył obok muru. „Kula”, tuż przy lewym słupku próbującego interweniować Łobaczewskiego, wpadła do siatki. W tym momencie Start złapał z rywalem kontakt! 2-3, to wynik, który dawał nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Kibice gospodarzy byli w totalnym szoku, nie mogąc uwierzyć, że ich zespół pozwolił na doprowadzenie do takiej nerwówki. W 74’ Zajączkowski zagrał ze środka do wbiegającego prawą stroną Krystiana Błacha, który dobrze dorzucił na 6-ty metr. Dwóch atakujących górną piłkę namysłowian uprzedził jednak Łobaczewski. W tej samej minucie trener Kowalczyk zdjął z boiska Lizaka, zastępując go Smolarczykiem. Oznaczać to mogło tylko jedno: przejście na grę z trzema obrońcami i dwoma napastnikami. Roszadzie naszego coacha trudno się zresztą dziwić, bo nie mieliśmy już czego bronić. Za sprawą bomby z 30 metrów Rozmusa, miejscowi próbowali się nam odgryźć, lecz był to niecelny strzał. W 80’ namysłowianie mogli doprowadzić kibiców Odry do szewskiej pasji, gdy po kolejnej akcji, z prawej strony kapitalnym podaniem na 5-ty metr popisał Samborski, a tam doszedł do niej Kamil Błach. Niestety, kolejny z bliźniaków w idealnej sytuacji uderzył nieczysto i „skóra” poleciała tuż obok dalszego słupka! Westchnęliśmy też, gdy w 82’ debiutujący w III lidze Włoszczyk szybko wykonał rzut z autu wzdłuż linii (z lewej strony). Futbolówka trafiła do Samborskiego, który z boku przepchnął się z Lalko, po czym wbiegł w pole karne. Mimo ostrego kąta, Rafał zdecydował się na ostry strzał, ale Łobaczewski („pieszczotliwie” zwany przez kibiców „Cyrkuśnikiem”) wyszedł z tego obronną ręką i odbił piłkę na korner. Gdyby „Sambor” zdecydował się podawać do wbiegających kolegów, to być może mielibyśmy okazję do manifestowania radości z trzeciego trafienia… Start nie rezygnował z walki o remis i wciąż atakował. W 84’ za sprawą Zyguły, Odra chciała odskoczyć na dwa gole, lecz jego uderzenie po ziemi z 30 metrów w bezpiecznej odległości minęło naszą bramkę. Z kolei w 87’ tuż przed polem karnym przewrócony został Zajączkowski. Jego protesty zdały się jednak na nic, bo gwizdek arbitra milczał. A już w przedłużonym czasie gry obie jedenastki po jednym razie przedostały się pod bramkę przeciwników. Najpierw (90+1’) dobrze wypuszczonego Sobika w szesnastce zastopował Krystian Błach. Na zakończenie natomiast (90+4’) na piłkę (na 40-tym metrze) nabiegł Żołnowski. I choć uderzył mocno, to jednak ta poszybowała obok bramki.
Druga połowa miała całkowicie inny przebieg. To namysłowianie byli zespołem częściej atakującym bramkę i częściej prowadzącym grę. Diametralna (in minus) metamorfoza Odry mogła się dla niej skończyć fatalnie. Miejscowi najwidoczniej uznali, że po przerwie załatwią nas „na stojąco”. Tymczasem niewiele zabrakło, a z prowadzenia 3-0 zrobiłoby się 3-3. Tuż po końcowym gwizdku widać było po naszych piłkarzach rozczarowanie minimalną przegraną. Bo rzeczywiście przyznać trzeba, że w drugich 45 minutach zespół mocno się napracował. Problem jednak w tym, że nasza drużyna grała fatalnie przed przerwą, a 3 gole w siatce były najniższym wymiarem kary. Dwie różne połowy dały w podsumowaniu jednobramkowy sukces wodzisławianom. Nam pozostaje wierzyć, że gra zaprezentowana przez Start po zmianie stron będzie dobrym prognostykiem na najbliższy mecz, który w sobotę zagramy z LKS-em Czaniec. Wczoraj nasz zespół (podobnie jak gracze Odry) pokazał dwie twarze. Zdecydowanie bardziej wolimy tą, którą oglądaliśmy po przerwie. [KK]