Niejednoznaczne do określenia spotkanie obejrzeli w sobotę licznie zgromadzeni kibice w Brzegu, gdzie IV-ligowa Stal podejmowała Start Namysłów. Dla czerwono-czarnych
ostatni sparing – pod względem wynikowym – przed pucharową batalią z kędzierzyńskim Chemikiem wypadł fatalnie. Natomiast jeśli chodzi o grę namysłowian, to ta długimi fragmentami wyglądała całkiem nieźle. Niestety, z naszej strony zabrakło na boisku tego, co w piłce najważniejsze – goli. Z kolei gospodarze bezlitośnie wykorzystali błędy popełnione przez nasz zespół w grze defensywnej i stąd końcowa porażka aż 0-3.
Początek meczu w wykonaniu podopiecznych Bogdana Kowalczyka był niemrawy. Nasz zespół wyglądał na mocno rozkojarzony i brzeżanie już w 4’ powinni wyjść na prowadzenie. Wówczas po dośrodkowaniu z lewej flanki, do futbolówki doszedł doświadczony Rabanda i z 8 metrów bezkarnie główkował. Wydawało się, że gol paść musi, ale na nasze szczęście „skóra” minimalnie minęła jeden ze słupków bramki strzeżonej przez Kuleszkę. Nasz zespół nie wyciągnął wniosków z ostrzeżenia, wynikającego przede wszystkim z faktu, że miejscowi dosyć łatwo wrzucali futbolówkę na namysłowskie przedpole. Dlatego już 3 minuty później Stal w końcu dopięła swego (7’). Tym razem półgórna piłka trafiła na głowę Rabandy z prawej strony (w tym roku napastnik żółto-niebieskich kończy 42 lata!), a ten z 5 metrów „szczupakiem” umieścił ją w siatce.
Wobec fatalnego początku, dla widzów zaskoczeniem były kolejne minuty, w których namysłowianie konsekwentnie odzyskiwali pole, starając się przejąć inicjatywę w grze. Nasz zespół mozolnie budował akcje, starając się jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Nie stworzył sobie jednak w tym okresie szczególnie groźnych sytuacji, choć kilka akcji mogło się podobać. W 25’ Bonar uruchomił na lewym skrzydle Kamila Błacha, który pociągnął z piłką do linii końcowej i wstrzelił ją wzdłuż bramki. Nadbiegającemu Samborskiemu zabrakło jednak kilkunastu centymetrów, aby wepchnąć „kulę” do siatki przy krótkim słupku. Dwie minuty później dobrą piłkę rzucił „Samborowi” Kuba Drapiewski. Rafał przyjął piłkę na klatkę piersiową, po czym złożył się do strzału. Raczkowski był jednak dobrze ustawiony i zdołał to uderzenie obronić. To był dobry okres gry czerwono-czarnych, którzy atakowali to z prawego, to znów z lewego sektora boiska. Klarownych sytuacji jednak nie wypracowaliśmy, a poza tym Stal umiejętnie rozbijała wszelkie próby bezpośredniego zagrożenia własnej świątyni, czekając na możliwość popełnienia kolejnych błędów ze strony gości. Nic takiego nie miało już jednak miejsca i na przerwę obie jedenastki zeszły przy skromnym prowadzeniu ekipy Sebastiana Sobczaka.
Sytuacja w drugich 45 minutach wyglądała podobnie do tej, którą obserwowaliśmy sporymi fragmentami w części pierwszej. Namysłowianie nadal walczyli o bramkę, która dałaby im wyrównanie i w 53’ cel ten powinni osiągnąć. Dobrą akcję prawym skrzydłem przeprowadzili Krystian Błach z Jordanem. Ten ostatni odważnie wszedł w szesnastkę i ostro uderzył „z dużego palca”. Futbolówka odbiła się jednak od golkipera i trafiła pod nogi znajdującego się na 7 metrze Samborskiego. Tymczasem Rafał w świetnej sytuacji fatalnie przestrzelił. To powinno być trafienie na 1-1, ale tak się nie stało. Nasza nieskuteczność dała znać o sobie także w 68’, gdy „Sambor” również miał obowiązek skierować piłkę do siatki. Najlepszy snajper czerwono-czarnych dostał piłkę między dwóch obrońców i wykorzystując swoją szybkość, zostawił ich w tyle. W decydującym jednak momencie, mając przed sobą tylko Raczkowskiego, przymierzył „po długim słupku”… obok bramki. Tego dnia Rafał ewidentnie nie miał dobrze ustawionego celownika. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że „jak nie strzelisz, to sam dostaniesz”. I ten scenariusz zrealizował się dosłownie kilkadziesiąt sekund później (69’), gdy Michalak (po fatalnym błędzie Zalwerta) wyszedł „sam na sam” z Węglarskim i nie dał mu najmniejszych szans na skuteczną interwencję. Po tym ciosie namysłowianie chcieli błyskawicznie złapać z rywalem „kontakt”, jednak po kolejnych 5-ciu minutach leżeliśmy już na przysłowiowych deskach. Chaotyczne ataki, ale i nieład wynikający z kolejnych zmian na placu gry, spowodowały, że brzeżanie po odzyskaniu piłki szybko przedostawali pod naszą bramkę. I w 74’, po tym jak Kulczycki otrzymał piłkę po prawej stronie i znalazł się „1 na 1” z Węglarskim, podwyższył prowadzenie Stali do trzech goli. W ostatnim kwadransie team z Pułaskiego próbował jeszcze uzyskać choćby trafienie honorowe, ale i ten cel nie został osiągnięty. Oszołomieni sporymi stratami goście nie byli już tak przekonujący w grze, jak we wcześniejszym okresie. Dlatego nie byli w stanie poważnie zagrozić stojącemu w bramce Raczkowskiemu.
W podsumowującym zimowe sparingi meczu żółto-niebiescy wypunktowali Start niczym rasowy bokser. Przegraliśmy z IV-ligowcem aż 0-3 i wynik ten na pewno nie odzwierciedla przebiegu gry. Z pewnością nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę. W futbolu liczy się jednak to, co w sieci, a w tym elemencie Stal pobiła nas na głowę. Owszem, występ namysłowian był więcej niż poprawny, jednak fatalna nieskuteczność pod bramką oraz proste błędy (znowu) pod własną świątynią złożyły się na mocno niepokojący rezultat. Jeśli w najbliższym tygodniu zespół nie podniesie jakości gry defensywnej, to perspektywa występu w wojewódzkim ćwierćfinale Pucharu Polski może się nam brutalnie oddalić. [G, KK]