Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Przełamanie

Odsłony: 3503

Piłkarze namysłowskiego Startu spełnili wreszcie oczekiwania swoich fanów. Nasi gracze długo kazali nam czekać na wyjazdowy triumf, ale jak już się doczekaliśmy, to w najbardziej oczekiwanym momencie. W sobotnim, niezwykle ważnym boju w Kup, czerwono-czarni pokazali się ze strony, z jakiej są w lidze znani. Zagrali z zębem, pełni determinacji, waleczności i sportowej ambicji, dzięki czemu sięgnęli po pełną pulę. Zwycięstwo 2-1 nie przyszło jednak łatwo, bowiem gospodarze także mieli okazje na osiągnięcie lepszego rezultatu, tyle, że w ich przypadku zawiodła skuteczność. Na jej brak nomen omen ostatnio narzekaliśmy, więc dwa gole w gościach dające pełną pulę muszą cieszyć. A cieszą tym bardziej, że dzięki nim Start Namysłów zrobił mały krok w kierunku utrzymania w IV lidze opolskiej. Do spokojnego grania jeszcze bardzo daleko, więc w zbędny hurraoptymizm nie popadamy. Jeśli jednak udało się przełamać wyjazdową niemoc (nie liczymy pojedynku z Agroplonem Głuszyna, gdzie de facto byliśmy gośćmi na swoim stadionie) po prawie roku (dokładnie po 343 dniach, gdy 11 czerwca 2016 r. wygraliśmy 3-1 w Lewinie Brzeski), to radość jest niejako z automatu. Sprawdźmy więc, co wydarzyło się na obiekcie w Kup minionej soboty.

Już w 1’ P.Pabiniak dograł dobrą piłkę na lewo do Kamila Błach, który jednak strzelił niecelnie. Za chwilę (2’) Kostrzewa zagrał wzdłuż linii bramkowej, ale na 2 metrze nie sięgnął jej Lavrinenko i futbolówka przemknęła obok świątyni drużyny z Kup. Dobry początek narobił nam apetytów na kolejne szarże namysłowian. Nasi chłopcy i owszem, częściej byli w posiadaniu piłki, lecz w kolejnych minutach żadna ze stron konkretnie przeciwnikowi nie zagroziła. Ten stan rzeczy przerwany został dopiero w 20’, gdy po zagraniu za plecy obrońców, do futbolówki próbował dojść P.Pabiniak, jednak w ostatniej chwili uprzedził go wychodzący z bramki Kwiecień. Za chwilę (21’) P.Pabiniak, po zagraniu głową Sarnowskiego, znalazł się przed bramkarzem LZS-u i próbował go minąć. Ten jednak nogami wyłuskał mu piłkę i ostatecznie niebezpieczeństwo zażegnał. W 25’ rywale próbowali zagrozić Startowi po rzucie wolnym. Musieliśmy się mieć w tym momencie na baczności, bo wiadomo było, że podopieczni Grzegorza Świerczka w swojej taktyce bazują głównie na kontrach i właśnie stałych fragmentach gry. Po dośrodkowaniu ze stojącej piłki do strzału doszedł Warzyc, lecz jego główka była zbyt lekka i do tego niecelna, więc Zacharski mógł odwołać podbramkowy alarm. Minutę potem (26’) po wrzutce z lewej flanki P.Pabiniaka tym razem do piłki dopadł Lavrinenko i z 5 metrów na raty umieścił „kulę” w bramce. Liniowy zasygnalizował jednak spalonego, więc po przedwczesnej radości namysłowian wynik nadal brzmiał 0-0. Zmienił się jednak 10 minut później na korzyść miejscowych. Wtedy to (36’) po centrze Dobrzyńskiego z rzutu wolnego futbolówka w zamieszaniu odbiła się od namysłowskiego słupka. Powstały zamęt skrupulatnie wykorzystał Bojar, który z bliskiej odległości zmieścił „skórę” w siatce i dał LZS-owi prowadzenie. W tym momencie byliśmy lekko skonsternowani, bo to nasz zespół ciekawiej prezentował się podczas rozgrywania piłki. No, ale nie od dziś wiadomo, że liczy się to, co w sieci, a nie wypracowane okazje. W 39’ Kostrzewa otrzymał piłkę po prawej stronie boiska, wychodząc wraz z P.Pabiniakiem i Lavrinenko w przewadze 3 na 1. Miłosz zdecydował się podawać do kolegi, jednak jego precyzja była daleka od pożądanej, bo dograł (a właściwie nie dograł) fatalnie. Start nie rezygnował z ofensywnych zapędów mimo zbliżania się pauzy. W 43’ Lavrinenko wyszedł „jeden na jednego” z golkiperem Kup i znów zdołał go pokonać, ale i tym razem arbiter odgwizdał mu „ofsajd” i trafienia nie uznał. Za moment (44’) Paszkowski mocno pociągnął z 18 metrów, jednak „kula” w bardzo niewielkiej odległości minęła spojenie świątyni Kwietnia. A gdy wszyscy oczekiwali już sygnału oznaczającego zejście do szatni, namysłowianie zdołali wyrównać! W 45+1’ P.Pabiniak zacentrował z kornera na dalszy słupek, gdzie najwyżej wyskoczył Żołnowski i pewną główką kontrującą pokonał golkipera gospodarzy. Ten gol z pewnością dodał wiary czerwono-czarnym. Zresztą na niego zasłużyli.

Namysłowianie nieźle zaprezentowali się przed przerwą. Starali się rozgrywać piłkę, do tego dosyć często przedostając się pod bramkę przeciwników. Gospodarze z kolei dość solidnie wyglądali w tyłach, z przodu ograniczając się do nieskomplikowanej taktyki polegającej na próbach szybkich wypadów, ewentualnie stwarzania zagrożenia z tzw. SFG. Po jednym z rzutów wolnych Bojar skomplikował trenerowi Zalwertowi plan na kolejne minuty, niemniej ten nie przepadł całkowicie, bowiem za odbudowę nakreślonego przed spotkaniem scenariusza wziął się w przedłużonym czasie Żołnowski. Rafał dał nam radość i gola na 1-1 oraz nadzieję, że po zmianie stron jeszcze będziemy mieć powody do radości. I mieliśmy, ale o tym w kolejnych akapitach.

Zanim jednak przeżyliśmy chwile euforii, najpierw zadrżały nam serca. W 51’ po stracie piłki w środku pola Bojar zdecydował się natychmiast uderzyć z 40 metrów, próbując przelobować wysuniętego z bramki Zacharskiego. Na szczęście atakujący LZS-u niewiele się pomylił. A niebawem (54’) po długim podaniu i kiksie „Zachara”, z 16 metrów do pustej bramki główkował Fluder. I znowu dopisało nam szczęście, którego we wcześniejszych spotkaniach brakowało. Bo Fluder ostatecznie nie trafił w bramkę. W odpowiedzi (60’) szybki Lavrinenko „urwał się” obrońcom i „pociągnął” prawą stroną z piłką przy nodze do pola karnego. Na wysokości 12 metra Olek Postanowił podać do nadbiegającego P.Pabiniaka, lecz uczynił to bardzo niedokładnie. Za chwilę (62’) Kamil Błach dośrodkował „kulę” z lewego sektora boiska, ale uderzającego z woleja P.Pabiniaka zablokował jeden z rywali, a futbolówka poleciała na aut bramkowy. Z kornera P.Pabiniak precyzyjnie dośrodkował na głowę Żołnowskiego, lecz jego strzał wybyli obrońcy. W tej samej minucie nastąpiła powtórka z rozrywki, tj. P.Pabiniak ponownie centrował z rogu do „Żołiego”. Tym razem Rafał piękną główką w okienko (piłka po drodze odbiła się jeszcze od górnej części słupka) wpakował „kulę” do bramki! Dwie minuty później pokazał się dawno nie widziany w Starcie Samborski. W 64’ „Sambor” ładnie zwiódł swojego „plastra” i dorzucił piłkę na 11 metr do P.Pabiniaka, który strzelił tuż przy słupku. Kwiecień wykazał się jednak dużymi umiejętnościami i z trudem, ale skutecznie interweniował. Wreszcie w 69’ po dośrodkowaniu Kamila Błach groźnie uderzał Lavrinenko i szkoda, że futbolówka ostatecznie w niewielkiej odległości spadła na górną siatkę. Później drużyny częściej się między sobą klinczowały, niż potrafiły zaskoczyć. Podbramkowy zastój trwał aż do ostatnich fragmentów meczu. W 90+1’ P.Pabiniak podał precyzyjnie na dalszy słupek do Wolskiego, który jednak w idealnej sytuacji z 7 metrów fatalnie przestrzelił (piłka poleciała nad bramką). Mogło się to na nas okrutnie zemścić minutę później (90+2’), bo wtedy po dośrodkowaniu z rzutu wolnego futbolówka trafiła pod nogi Dobrzyńskiego, który z 8 metrów pomylił się o pół metra! Głęboko więc odetchnęliśmy, by kilkadziesiąt sekund później radować z pełnej puli!

Determinacja i walka przez 90 minut zawodów pozwoliła zebrać naszemu zespołowi oczekiwane przez kibiców Startu plony. Podopieczni Damiana Zalwerta zarażeni jego walecznością, przełożyli to na boisko. W naszych piłkarzach widać było większą chęć sukcesu i tym nastawieniem miejscowych przewyższali. Kup może nie rozegrało najlepszego spotkania, ale trzeba przyznać, że to drużyna niebezpieczna. Parafrazując klasyka, LZS gra niczym przyczajony tygrys, ukryty smok. Udało się ekipie G.Świerczka objąć prowadzenie, ale tego dnia nic więcej już do namysłowskiej nie udało się im wrzucić. Z nawiązką za to odpowiedział im bohater spotkania Rafał Żołnowski. „Żołi” dwukrotnie należycie sfinalizował dokładne wrzutki P.Pabiniaka i stał się ojcem sukcesu. A niewiele brakło, aby w identycznej jak te bramkowe sytuacji pokonał Kwietnia po raz trzeci. Wtedy z pewnością porównalibyśmy jego wyczyn do przypadku Radosława Kałużnego, który jako reprezentacyjny obrońca w październiku 2000 roku 3-krotnie trafił do bramki w eliminacyjnej grze Polaków przeciw Białorusi. No, ale jeszcze nic straconego, więc wypada życzyć Rafałowi, aby hat-tricka jednak upolował. Najlepiej najbliższym pojedynku przeciwko LZS-owi Starowice Dolne! ;-) Radość po zwycięstwie jest, ale na świętowanie jeszcze za wcześnie. Na nie przyjdzie czas po wykonaniu zadania, czyli zapewnieniu Startowi Namysłów utrzymania. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy