Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Dramat w dwóch odsłonach

Odsłony: 6463

Marnie zaprezentowali się namysłowscy piłkarze w sobotnim pojedynku z TOR-em Dobrzeń Wielki. W grze o przysłowiowe 6 punktów czerwono-czarni polegli z kretesem z zespołem, który przed spotkaniem plasował się dwie lokaty niżej. Niestety, wynik 0-3 jest odzwierciedleniem tego, co działo się na boisku. Brak determinacji i walki, a więc znaku rozpoznawczego NKS-u, spowodował, że konsekwentnie, acz bez żadnych fajerwerków grający goście zwyczajnie nas wypunktowali. Nie mieliśmy argumentów, aby przedstawić się przeciwnikowi i tłumaczenie naszej fatalnej gry brakiem Paszkowskiego i Kamila Błach niewiele tu zmienia. Zaprezentowaliśmy się bardzo źle, co potwierdzili nawet sympatycy regularnie oglądający podopiecznych Grzegorza Rośka w akcji. De facto tak fatalnego spotkania należałoby szukać kilka lat wstecz, bo nawet w dramatycznym sezonie 2015/16 (w naszym wykonaniu) nie znajdujemy porównania. Mówi się, że skoro gorzej już być nie może, to może być tylko lepiej. I tej wersji się przynajmniej do kolejnego meczu trzymajmy. Póki co jednak, trudno zamiatać kłopoty zespołu pod dywan, a problem wiosną ze zdobywaniem punktów nijak nie został rozwiązany. W efekcie wylądowaliśmy na 15. miejscu w tabeli i czujemy już oddech rywali znajdujących się „pod kreską”. W Namysłowie należy bić na alarm i czym prędzej zewrzeć szyki, aby w czerwcu nie wylądować w okręgówce. A co konkretnie wydarzyło się w sobotę przy Pułaskiego? O tym w poniższych akapitach.

W pierwszym kwadransie oglądaliśmy mało przekonującą i szarpaną grę. Nieco lepiej wyglądali goście, którzy jednak wcale nie zamierzali nacisnąć namysłowian. Nasz zespół miał duże problemy z wymianą kilku piłek między sobą, co kibiców już na tym etapie zaczęło lekko irytować. Dopiero w 15’ zobaczyliśmy pierwszą ciekawą sytuację. Wtedy to Krystian Błach przedarł się środkiem pola, po czym rozegrał „klepkę” z P.Pabiniakiem. Będąc jednak na 20 metrze na wprost bramki bliźniak zdecydował się ponownie podawać na prawo, zamiast strzelać i szansa przepadła. Za chwilę (17’) po dośrodkowaniu z rzutu wolnego rywali, jeden z namysłowian przy próbie interwencji nabił rękę swojego kolegi. A że sytuacja miała miejsce w szesnastce, to i arbiter wskazał na wapno. Do piłki podszedł Szepeta, zmylił namysłowskiego golkipera, jednak trafił piłką w słupek i ta ostatecznie wyszła w pole. Mieliśmy wówczas furę szczęścia i dostateczny sygnał, że dobrzenianie także myślą o zagarnięciu trzech punktów. Jak się jednak później okazało, wniosków należytych podopieczni zdenerwowanego trenera Rośka nie wyciągnęli… Przed przerwą konkretnych sytuacji było jak na lekarstwo, co w praktyce świadczyło o tym, że nie był to ciekawy mecz. Czerwono-czarni męczyli się na murawie, a wcale nie grający wielkiego futbolu rywale starali się kontrolować nasze poczynania. Niemniej w 37’ Start przeprowadził ładny atak. Lavrinenko dostał futbolówkę na lewej flance i wpadł z nią w pole karne, po czym dograł wzdłuż bramki do zamykającego szarżę na prawej stronie Kostrzewy. Miłosz nie zdołał jednak sięgnąć „kuli” i kibice zamiast cieszyć się z gola, byli tym faktem rozczarowani.

W I połowie doliczyliśmy się raptem trzech sytuacji godnych odnotowania, co ewidentnie świadczy o tym, że z boiska wiało nudą. Z jednej strony niewiele się działo na murawie, choć TOR powinien w momencie zejścia do szatni prowadzić. Z drugiej irytowała postawa namysłowian, którzy mieli nie tylko ogromne problemy z rozgrywaniem futbolówki, ale zupełnie „zatracili” w tym spotkaniu walory determinacji i waleczności, co przed drugą częścią nie napawało optymizmem. Owszem, liczyliśmy, że „suszarka” Grzegorza Rośka w szatni odniesienie konkretny skutek i w drugiej odsłonie zobaczymy Start walczący o każdy metr boiska. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nastąpiła natomiast wynikowa… katastrofa.

Po przerwie pierwsi zaatakowali czerwono-czarni. W 50’ po dośrodkowaniu z kornera Sarnowskiego główkował Kostrzewa. Niestety, nasz pomocnik nieczysto trafił w „kulę” i ta poleciała obok bramki. Z kolei pierwszy atak gości przyniósł im prowadzenie. W 55’ Benedyk przedarł się przez trzech (!) namysłowskich defensorów i mocnym strzałem z 10 metrów pokonał Kodliuka. Start próbował się odgryźć w 60’, gdy po krótko rozegranym rzucie rożnym P.Pabiniak uderzył z narożnika szesnastki. Golkiper TOR-u zdołał jednak skutecznie wypiąstkować piłkę do boku. Nasz zespół odpowiedział akcją z 61’. Wtedy to Sarnowski próbował zaskoczyć Grygiera bezpośrednim uderzeniem z rzutu wolnego, ale piłka ostatecznie spadła tylko na górną siatkę jego świątyni. Po kilku minutach względnego spokoju, w 68’ goście ponownie znaleźli się pod bramką NKS-u i… podwyższyli prowadzenie. Tym razem Zieliński w swojej strefie obronnej zagrał piłkę do tyłu. Nie ruszył jednak za nią Adrian ani Kodliuk, więc wyprzedził ich obu Komor, spokojnie lokując piłkę w pustej bramce. Fatalny błąd miał fatalny w skutkach epilog. Nasza gra była do tego momentu bardzo kiepska, więc gdy zrobiło się 0-2, właściwie nikt (patrząc na dotychczasowy przebieg zawodów) nie wierzył, że chłopcy tego dnia zdołają jeszcze cokolwiek wskórać i uratować choćby remis. Niestety, tego dnia rzeczywiście nic im nie wychodziło. W 78’ gospodarze mimo to zdołali TOR-owi zagrozić. Sarnowski wycofał „kulę” na 20-ty metr do Wolskiego, który jednak fatalnie uderzył i ta poszybowała nad poprzeczką bramki Grygiera. Rywale nie kwapili się natomiast do specjalnych szarż, mając konkretny wynik w kieszeni. Mimo to w przedłużonym czasie gry dobili Start trzecim trafieniem. W 90+2’ po złym wybiciu kuli przez namysłowskich obrońców na 20 metrze doskoczył do niej Benedyk i lekkim, ale mierzonym uderzeniem zaskoczył Kodliuka. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od słupka i ostatecznie zatrzepotała w siatce. Nasz zespół był na kolanach, więc arbiter za chwilę zakończył zawody. Dodajmy, zawody w ich wykonaniu fatalne…

Porażka Startu z rywalem walczącym – podobnie jak nasi ulubieńcy – o utrzymanie, to kiepska wiadomość. A smutna tym bardziej, że przeciwnicy wcale nas nie zdominowali. Ot, zagrali poprawne IV-ligowe rzemiosło, które w zupełności wystarczyło do okazałego sukcesu. Wielu sytuacji z obu stron nie oglądaliśmy, ale przyznać trzeba, że goście za brak walki i typowej dla czerwono-czarnych zadziorności ukarali nas przykładnie. Pozostajemy jedną z trzech drużyn, która wiosną jeszcze nie wygrała i to kolejny asumpt do tego, aby zacząć się tym wszystkim poważnie martwić. Bez punktowych kompletów szans na utrzymanie pozbyć się możemy bardzo szybko, dlatego zespół musi się wziąć jak najszybciej w garść. W walce o wypadnięcie w piłkarski niebyt nie ma już półśrodków. Blisko pół roku (168 dni) bez zwycięstwa, to kolejna dramatyczna statystyka. Żeby nie wspomnieć o najwyższej domowej porażce od sierpnia 2015 roku (wówczas 0-4 na inaugurację sezonu z LZS-em Starowice Dolne). Źle to wszystko w sobotę wyglądało. Dramat rozegrał się w obu częściach zawodów, co wiosną nie miało miejsca. Dlatego liczymy, że sportowa złość weźmie w następnej grze górę i „Chłopcy z Pułaskiego” pokażą w końcu pazur. A że jedziemy na ekstremalnie trudny teren do Czarnowąsów? No cóż, jeśli chce się myśleć o spokojnym czerwcu, to walczyć o punkty (i je zdobywać) trzeba wszędzie! [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy