Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Remis na początek

Odsłony: 5576

Niedzielny pojedynek w Namysłowie nie przyniósł rozstrzygnięcia. Tym samym w wiosennej premierze IV ligi opolskiej jedenastki Startu Namysłów i Polonii Nysa musiały zadowolić się podziałem punktów. Przed spotkaniem kibice czerwono-czarnych liczyli, że uda się ich pupilom ograć niżej notowanych rywali, choć z drugiej strony większość obserwatorów zdawała sobie sprawę, że Ci w zimie poważnie się wzmocnili. Efekt boiskowych poczynań nie rzucił nikogo na kolana, bo mecz nie toczył się w tempie, które zadowoliłoby nawet niewybrednych obserwatorów. Na pewno jednak obu ekipom nie można było odmówić walki. Póki, co za nami pierwsze śliwki robaczywki. Podopieczni Grzegorza Rośka muszą mimo wszystko popracować nad organizacją gry, niemniej należy ich pochwalić, że z trudnej dla siebie sytuacji wyszli (choć częściowo) obronną ręką. Sprawdźmy więc, co działo się w niedzielne popołudnie na kultowym obiekcie przy Pułaskiego 5.

Początek spotkania wyglądał z trybun całkiem obiecująco, bowiem czerwono-czarni z impetem zaatakowali przedpole gości. Już w 1’ P.Pabiniak wpadł z piłką w pole karne i uderzył z ostrego kąta, lecz futbolówka po rękawicach Popardowskiego wyszła w pole. Za chwilę (2’) Kostrzewa doszedł do strzału po dośrodkowaniu Kamila Błach, ale obrońcy Polonii dobrze je zablokowali. Do odbitej „kuli” doskoczył jeszcze znany z „mocnego kopyta” Paszkowski, lecz i jego próba z 26 metrów – po rykoszecie – okazała się niecelna. Sympatycy NKS-u ostrzyli sobie zęby na kolejne ataki swoich ulubieńców, tymczasem ekipa Grzegorza Rośka zrobiła trochę wiatru i nastała… cisza. By nie napisać zupełna boiskowa cisza. Z racji położenia w tabeli, żaden z zespołów nie zamierzał się otwierać, więc i w następnych minutach poczynania zawodników przypominały bardziej bokserski klincz, niż piłkarski pojedynek o niezwykle cenne punkty. Monotonię postarali się przerwać w końcu gospodarze. W 23’ po rozegraniu rzutu rożnego obrońcy Polonii wybili piłkę przed siebie i ta trafiła na 20 metr do P.Pabiniaka. Patryk momentalnie podjął próbę strzału z powietrza, jednak nieczysto w nią trafił i z potencjalnego zagrożenia wyszły nici. Niebawem (27’) Żołnowski doszedł do strzału głową po kolejnym namysłowskim kornerze. W asyście obrońcy z 8 metrów główkował jednak nieprecyzyjnie. I znów nastała kilkunastominutowa cisza, którą przerwał w 38’ wspomniany Żołnowski. Popularny w Namysłowie „Żołi” zupełnie nieoczekiwanie zaatakował wślizgiem napastnika z Nysy, który znajdując się już przy linii końcowej, nie miał zbyt wielkiego pola manewru. Niestety, faul miał miejsce już w polu karnym, więc Pan Tomasz Okaj nie miał żadnych wątpliwości, że gościom należy się rzut karny. Taką też decyzję podjął, a w 40’ „z wapna” nie pomylił się Bobiński, który mocnym strzałem pod poprzeczkę dał prowadzenie Polonii. Okoliczności utraty gola były dla namysłowskich kibiców o tyle frustrujące, że do tego momentu goście ani razu poważniej nie zagrozili bramce Zacharskiego. Niestety, chwila nieuwagi, i niejako na własne życzenie zafundowaliśmy sobie kłopoty. Do przerwy nic już godnego uwagi nie wydarzyło się na placu gry, więc arbiter zaprosił obie ekipy do szatni.

Asekuracyjna gra w pierwszej połowie z obu stron powodowała ziewanie wśród kibiców. Właściwie nikt nie miał wątpliwości, że to będzie połówka na pewne 0-0. Tymczasem w końcówce głupi faul doświadczonego defensora Startu spowodował, że prezent w postaci karnego wykorzystał Bobiński i to Nysa znalazła się w zasadniczo lepszym położeniu. Przerwa, to jednak nie tylko odpoczynek, ale przede wszystkim korekty ze strony trenerów. No to chyba wszyscy domyślają się, że w czerwono-czarnej szatni warunków do odpoczynku raczej komfortowych nie było…

Fot.: 1-1 jesienią oraz 1-1 w niedzielę, już wiosną. Dwumecz Startu Namysłów z Polonią Nysa (na zdjęciu) wypadł idealnie
remisowo. [zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

 

Na drugą część siłą rzeczy namysłowscy piłkarze wyszli bardziej zdeterminowani, bo nie mieli już czego bronić. Asekuracyjna gra i tak nic nie mogła wnieść, należało gonić wynik. Ale to nysanie pierwsi zaatakowali. W 46’ Sawicki przedarł się lewą flanką i uderzył po dłuższym słupku, ale z jego strzałem Zacharski sobie poradził. Za chwilę (47’) Majerski zdecydował się na próbę z 22 metrów, lecz i tym razem nasz młody golkiper pewnie ją zatrzymał. Goście starali się grać swoje, pilnując wyniku, jednak Start grał coraz bardziej walecznie i zadziornie. Ale dopiero w 58’ obejrzeliśmy ciekawszą akcję NKS-u. Wtedy to P.Pabiniak strzelił z okolic 27 metra. Niestety, huknął tyleż mocno, co niecelnie. Chłopcy ambitnie starali się coś wykreować, tyle, że Polonia umiejętnie przetrzymywała piłkę, wybijając nas z rytmu. I znów na kilkanaście minut oba przedpola zostały zahibernowane. W 73’ jednak po dośrodkowaniu z rzutu wolnego P.Pabiniaka do główki zdołał dojść Żołnowski. Rafał uderzył jednak nad poprzeczką, a piłka spadła na górną siatkę. Zaczynaliśmy częściej podchodzić pod nysan. W 75’ z prawego sektora na 16 metr dośrodkował Kamil Błach. Tam efektownie z woleja uderzył Ptak, tyle, że wprost w rękawice bramkarza. Na szczęście w 80’ namysłowscy kibice mogli wreszcie fetować gola. Wówczas na 8 metr dorzucił „kulę” P.Pabiniak, gdzie walczący z obrońcą i bramkarzem Świerczyński zdołał dzióbnąć piłkę, do której doskoczył Lavrinenko i z 5 metrów dopełnił formalności. Rywale chcieli od razu nas skontrować (co w trakcie meczu nierzadko czynili, jednak źle dogrywali sobie piłki) już minutę później (81’). Po rzucie wolnym do główki na 7 metrze doszedł Ukrainiec Malyk, ale odetchnęliśmy, bo przeniósł ją wysoko nad poprzeczką. W 89’ to jednak namysłowski Ukrainiec (Lavrinenko) mógł zostać bohaterem spotkania. Olek doszedł wtedy do bezpańskiej piłki na 16 metrze i mocno strzelił. Ale tę Popardowski zdołał z trudem przenieść nad bramką i usłyszeliśmy tylko jęk zawodu na trybunach. W 90’ z kolei P.Pabiniak uderzył z rzutu wolnego. I zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, aby jego próba z 24 metrów poszybowała w światło bramki. Kibice poderwali się też z miejsc w 90+2’, gdy w podbramkowej akcji Paszkowski huknął z woleja z okolic 25 metra. Silnie lecąca „skóra” ostatecznie jednak w niewielkiej odległości minęła bramkę i za chwilę arbiter zakończył spotkanie.

To jeszcze nie była rywalizacja, która w pełni zadowoliłaby kibiców. I nie o wynik tylko chodzi. Ale nie zamierzamy mieć pretensji do piłkarzy Startu, bo mamy świadomość, że to ich pierwszy od dłuższego czasu mecz o stawkę i zawsze inaczej gra się w takich okolicznościach, niż testowo. Nie było jeszcze oczekiwanej płynności, choć wymian podań zobaczyliśmy sporo. Był natomiast, ale dopiero po przerwie, charakter i chęć walki. Determinacja czerwono-czarnych w drugich 45 minutach przyniosła pożądany skutek i to się liczy. Jasne, może gdyby w końcówce dopisało nam szczęście, ewentualnie gdyby błędu nie popełnił nasz stoper, to dziś cieszylibyśmy się z pełnej puli. Ale to tylko gdybanie. Na teraz szanujemy punkt wywalczony z – naszym zdaniem – drużyną, która wiosną może prezentować solidną piłkę. Tak naprawdę żadna z drużyn nie powinna narzekać, bo był to typowy pojedynek na remis. Poza tym mecz meczowi nierówny, o czym przekonaliśmy się choćby przed tygodniem. Wówczas Start zaprezentował się w gościach z silniejszym rywalem (LZS Kup) dużo korzystniej, a mimo to zszedł z murawy pokonany i do półfinału Pucharu Polski nie awansował. Teraz tak obiecującej gry nie było, ale za to mamy „oczko”. Jak to mówią, lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy