Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Rozczarowujący koniec

Odsłony: 5279

Ligowe pożegnanie jesieni zakończyło się w Namysłowie rozczarowaniem. Piłkarze czerwono-czarnych przed spotkaniem ze Skalnikiem byli zdeterminowani i dostatecznie zmotywowani w walce o punkt(-y), jednak te po ostatnim gwizdku powędrowały do Graczy. Żal jest tym większy, że stadion przy Pułaskiego – poza dwoma wyjątkami – był w mijającym półroczu sporym atutem podopiecznych Grzegorza Rośka. Tym razem jednak Skalnik wykazał nad Startem swoją wyższość, wygrywając 3-1. O ile w pierwszej części trudno było wskazać wyraźnego kandydata do sukcesu, to druga połowa te wątpliwości rozwiała. Nie mówimy jednak o fenomenalnej grze gości, ale wyrachowaniu i boiskowym cwaniactwie. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a Skalnik po przerwie na wiele NKS-owi nie pozwolił, sprzymierzeńca mając też w kiepskich warunkach terenowo-atmosferycznych. To już jednak zmartwienie tylko i wyłącznie namysłowian, bo przecież warunki do gry obie jedenastki miały identyczne. Co spowodowało, że rundę kończymy porażką z ekipą Skalnika? O tym w kolejnych wersach.

Na początku nieco aktywniejsi byli namysłowianie. W 3’ po dośrodkowaniu z rzutu rożnego P.Pabiniaka do strzału doszedł Wilczyński, tyle, że nie miał z czego uderzyć i jego lekka próba poszybowała obok bramki strzeżonej przez Grzegorza Bąka. Goście odpowiedzieli dwie minuty później (5’). Po rozegraniu futbolówki w środkowej strefie boiska Rychlik zdecydował się strzelić z 25 metrów, ale tę po rykoszecie Kodliuk pewnie wyłapał. Ósma minuta, to z kolei ładne rozegranie akcji przez czerwono-czarnych. Samborski wypuścił prawą stroną Szczygła, a ten wpadł w pole karne, próbując jeszcze dograć „kulę” na 5 metr do P.Pabiniaka. Podanie w ostatniej chwili przeciął jednak interwencją nogą golkiper. Start nie rezygnował i w 9’ znów przedostał się pod świątynię gości. Tym razem Żołnowski odnalazł podaniem w szesnastce P.Pabiniaka, a Patryk odwrócił się i z 13 metrów uderzył w kierunku bramki. Niestety, uderzył minimalnie obok słupka. Piłkarze Skalnika nie zamierzali się jednak tylko biernie przyglądać poczynaniom ekipy trenera Rośka i w 11’ sami zaatakowali. Po wyrzucie z autu i zbyt krótkim wybiciu piłki przez jednego z naszych defensorów dopadł jej Maryszczak i od razu strzelił. Gracz rywali był jednak tą próbą mocno niepocieszony, bo „skóra” poleciała wysoko nad poprzeczką. Dużo groźniej pod bramką NKS-u zrobiło się chwilę później, czyli w 12’. Do prostopadłego podania sprytnie wystartował Zygmunt Bąk, w efekcie stając przed okazją „sam na sam” z Kodliukiem. Na szczęście namysłowski golkiper w ostatnim momencie zdołał wyłuskać super-weteranowi Skalnika „kulę” spod nóg, kasując niechybnie nasze potencjalne kłopoty. W kolejnym kwadransie już tak różowo pod obiema bramkami nie było. Było za to sporo walki między obiema szesnastkami. Stagnację tę dopiero w 27’ przerwał P.Pabiniak. Patryk dostał piłkę w lewym sektorze boiska, złamał z akcją do środka i strzelił lewą nogą z 20 metrów. Ale zbyt lekko, aby zaskoczyć G.Bąka. Dla odmiany w 32’ Hołub otrzymał podanie na lewym boku szesnastki, lecz w znakomitej sytuacji próbował jeszcze dogrywać „kulę” do Samborskiego, którą zastopował jeden z graczańskich defensorów. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem w tej sytuacji byłby strzał Kamila, tym bardziej że miał przed sobą tylko golkipera. Tym sposobem zamiast otworzyć wynik na korzyść Startu, ten nadal brzmiał 0-0. Za parę minut (38’) po błędzie obrońcy Skalnika Hołub znalazł się w sytuacji „sam na sam” z G.Bąkiem i uderzył po krótkim słupku. Futbolówka jednak – prześlizgnąwszy się jeszcze po rękawicach golkipera – przeszła jednak nad poprzeczką. Nasz napastnik mógł w ciągu paru minut postawić rywali pod ścianą, ale zabrakło mu decyzji i… precyzji. W 40’ do ofensywnej gry podłączył się Paszkowski, decydując na strzał z 30 metrów. Za lekki jednak, aby zrobić jakąkolwiek krzywdę zawodnikowi stojącemu między słupkami. Start próbował także szczęścia w 42’. Tym razem po dośrodkowaniu Łukasza Pabiniaka z 7 metrów główkował jego kuzyn Patryk. Tyle, że to kolejny zbyt słaby strzał w kierunku bramki Skalnika. No i w efekcie gola ponownie nie było. Goście zrewanżowali się w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry pierwszej części. W 45’ Z.Bąk po otrzymaniu piłki na 20 metrze, obrócił się z nią i mocno strzelił. Piłka poszybowała jednak prosto w rękawice Kodliuka, więc i nam krzywda się żadna nie stała.

Pierwsza połowa nie rzuciła najbardziej zdeterminowanych kibiców na kolana (w sobotę zanotowaliśmy dramatyczną frekwencję 30 osób!!!). Żadna ze stron nie wypracowała przewagi w polu, choć nieco częściej pod bramkę przebili się gospodarze. Tyle, że poza dwoma konkretnymi okazjami zaprzepaszczonymi przez Hołuba, pozostałe zakwalifikować można do kategorii pół- a nawet ćwierćsytuacji.

Fot.: W sobotę Skalnik zaprezentował wyższe loty od Startu... [zdjęcie: Oliwer Kubus/www.nto.pl]

 

Niestety, po wyjściu na boisko na drugą połowę, okazało się, że intensywnie padający deszcz (a padał od rana) zamienił murawę w nawierzchnię trawiasto-wodną. Warunki były jednakowe dla obu ekip, więc kibice zastanawiali się, który z zespołów lepiej się do nich przystosuje. Jak się okazało, byli to graczanie i to oni cieszyli się po ostatnim gwizdku z sukcesu.

Druga połowa zaczęła się dla Startu fatalnie. Już kilkadziesiąt sekund po gwizdku rywale cieszyli się z bramki. W 46’ po uderzeniu z 18 metrów Z.Bąka nasz golkiper zdołał odbić piłkę do boku. Tam jednak znalazł się Maryszczak i z 5 metrów uderzeniem po ziemi skierował ją do siatki. Niebawem (54’) znów zrobiło się niebezpiecznie. Po odegraniu „kuli” do tyłu przez Ł.Pabiniaka ta zatrzymała się w kałuży. Dopadł jej więc Maryszczak, wpadł w szesnastkę i strzelił po krótkim słupku. Kodliuk – na raty – poradził sobie jednak z nieprzyjemną piłką. Start odpowiedział w 56’. Wtedy to Samborski uderzył po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Kąśliwą główkę G.Bąk zdołał jednak sparować na korner. Gorzej, że w 64’ przegrywaliśmy już 0-2 i nasza sytuacja stała się niemal beznadziejna. Po dośrodkowaniu z lewej strony do „skóry” wyskoczył Kodliuk. Nie opanował jej jednak i ta wypadła mu z rękawic. Na to czekał tylko przyczajony Z.Bąk i z 5 metrów wpakował do bramki. Z kolei 8 minut później było „po herbacie”. W 72’ rywale przeprowadzili akcję, gdzie przy próbie interwencji poślizgnął się nasz stoper Adrian. Jeden z rywali momentalnie przejął „kulę” i ruszył z nią w pole karne, gdzie wyłożył znajdującemu się na 10 metrze rezerwowemu Sierakowskiemu, który spokojnie kopnął piłkę do pustej już bramki. 0-3, a więc wynikowy nokaut – bez szans na odwrócenie losów meczu. Co najwyżej straty te mogliśmy jedynie zminimalizować. Tymczasem w 82’ goście otrzymali rzut wolny na 17 metrze. Sierakowski mocno strzelił, ale trafił piłką w mur. W 84’ kibice lekko się ze swoich stanowisk poderwali, po tym jak po dośrodkowaniu Zielińskiego bramkarz Skalnika końcami palców zdjął piłkę z głowy składającego się do strzału z 5 metrów Samborskiego. Akcję zamknął jeszcze Kamil Błach, ale oddał niecelny strzał. Honorowy gol dla Startu jednak padł, konkretnie w 88’. Po piłki dorzucie z lewej flanki przez P.Pabiniaka, w zamieszaniu na polu bramkowym sprytnie odnalazł się D.Raszewski i wepchnął ją do siatki. To taki gol na otarcie łez. Jeszcze w przedłużonym czasie gry (90+3’) po rzucie rożnym do pozycji strzałowej doszedł na 10 metrze Zieliński. Jednak jego niezła próba dosłownie o centymetry minęła świątynię gości. Czy ewentualne trafienie dałoby jeszcze minimum szans na remis? Raczej nie, bo do zakończenia meczu pozostawały sekundy. Tak czy inaczej wynikiem 1-3 zakończyliśmy to spotkanie.

Piłkarze Startu w słaby sposób pożegnali się z ligową jesienią. Większość z nas zdawała sobie sprawę, że nie będzie to łatwy pojedynek, lecz mimo wszystko oczekiwaliśmy co najmniej remisu. Pierwsza połowa taką nadzieję dawała, ale po zmianie stron czerwono-czarni nie przekonali. Chłopcy nie wyciągnęli wniosków z panującej aury i z uporem maniaka próbowali konsekwentnie grać piłką po ziemi. Ta jednak płatała im figle, a to nabierając nieoczekiwanego poślizgu, a to znów stając w kałuży. Za to goście wykazali się sprytem i błyskawicznie właściwie ocenili zmianę nawierzchni po przerwie. Nie zamierzali grać dołem, lecz zdobywać teren prostymi środkami, zagrywając górne piłki. I to był strzał w dziesiątkę, gdyż przyniósł im powodzenie. Skalnik potwierdził, że mimo niskiej pozycji w tabeli, jest wciąż wymagającym i groźnym przeciwnikiem. Przeciwnikiem grającym w inteligentny sposób, potrafiącym dostosować się do danej sytuacji. Także przeciwnikiem wyciągającym wnioski z racji mimo wszystko większego doświadczenia (i sprytu). Rywalom gratulujemy zdobycia stadionu przy Pułaskiego. Naszym chłopcom z kolei dziękujemy za jesienną walkę. Ale liczymy też, że zespół zechce zrehabilitować się za marny finisz (dwie przegrane) i w ostatniej rywalizacji roku 2016 z brzeską Stalą zdoła zaprezentować pełnię swoich umiejętności. A co to oznacza? My życzylibyśmy sobie awansu do ćwierćfinału, ale pamiętajmy, że rewelacja III ligi z Brzegu, to aktualnie ścisły top Opolszczyzny. Nie takie jednak sensacje w piłce widzieliśmy, więc… czekamy na sobotę! [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy