Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Start murowany czy drewniany?

Odsłony: 7335

„Źle się dzieje w piłkarskim państwie namysłowskim”... W środę czerwono-czarni zagrali trzeci mecz w niedawno rozpoczętym sezonie IV ligi i po raz trzeci przegrali.

Ekipa prowadzona przez Damiana Zalwerta mocno ugrzęzła na dnie tabeli i dziś niewiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, aby trend ten wreszcie się odwrócił. Wiara kibiców w przełamanie gaśnie z każdym tygodniem, choć paradoksalnie zespół uzyskuje… coraz mniej bolesne porażki. Żadne to jednak pocieszenie, skoro progres wynikowy (kolejno: 0-4, 0-3, 1-2) w komplecie dotyczy meczów przegranych. Jeśli myślimy o w miarę spokojnej zimie (tak, tak, to nie pomyłka, myślimy już o przerwie zimowej), to Start musi zacząć gromadzić punkty. Obserwatorzy obecnych gier czerwono-czarnych podkreślają, że rozmachu w naszej grze specjalnie nie widać, choć drużyna próbuje grać w piłkę. Wygląda jednak na to, że przyjemne dla oka podania wszerz boiska zespół będzie musiał odłożyć na półkę i zorientować się tylko i wyłącznie na walkę z przeciwnikami najprostszymi środkami. Z naciskiem na słowo „walka”. Tak zasłużonemu klubowi jak Start Namysłów zwyczajnie nie przystoi „grzanie tyłów” w IV lidze. Równie nieciekawej sytuacji, jak obecnie, nie mieliśmy w naszym klubie od ćwierćwiecza! W sezonie 1990/91 po raz ostatni dramatycznie walczyliśmy o utrzymanie w klasie okręgowej (ze szczęśliwym skutkiem), bo w następnym zdobyliśmy już awans do klasy międzywojewódzkiej (będącej odpowiednikiem aktualnej IV ligi, bez dwóch zdań zdecydowanie silniejszej od obecnej, bo obejmującej ekipy z czterech ówczesnych województw: opolskiego, częstochowskiego, katowickiego i bielsko-bialskiego – przyp. aut.). Syrena alarmowa przy Pułaskiego uruchomiona została już jakiś czas temu. I tylko od samych piłkarzy zależy, kiedy zostanie wyłączona. Na razie alarm trzeciego stopnia trwa. A co bardziej nerwowi kibice wieszczą nawet powrót do czasów sprzed epoki Ryszarda Raczkowskiego, który na przełomie lat 80-tych i 90-tych „zastał Start drewniany, a zostawił murowany”. Od wspomnianego okresu czerwono-czarni nigdy nie zostali zdegradowani (oczywiście w rywalizacji sportowej) poniżej IV ligi, a według niektórych taka perspektywa może być za kilka tygodni całkiem prawdopodobna. Sezon dopiero wystartował, a my faktycznie znaleźliśmy się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Wszyscy jesteśmy przygnębieni fatalną serią kolejnych porażek (licząc z końcówką poprzedniej kampanii, mamy ich na koncie już osiem), niemniej cały czas jest w nas nadzieja, że w końcu chłopcy zaskoczą. W środowej grze z OKS-em Olesno jeszcze się nie udało. A przebieg tego spotkania opisujemy w kolejnych akapitach.

Zaczęło się od stałego fragmentu gry dla gości. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego (z prawej strony boiska) w podbramkowym zamieszaniu na strzał z 15-tu metrów zdecydował się Woźny, jednak zmierzającą pod poprzeczkę piłkę pewnie odbił Stasiowski. Odpowiedź namysłowian nastąpiła w 2’. P.Pabiniak dograł „kulę” z wolnego na głowę Samborskiego, ale jego próba o pół metra minęła słupek świątyni OKS-u. Po dobrym początku w kolejnych minutach niewiele się na murawie działo. Oba zespoły podjęły zaciętą walkę o przejęcie inicjatywy w środku pola, ale żadnej to się nie udało. Kibice oglądali więc mało ciekawe i rwane zawody. Trybuny ożywiły się ponownie dopiero w 20’, gdy po dośrodkowaniu z lewej flanki piłkę głową do Jasiny przedłużył Hober. Jasina potężnie strzelił z woleja pod poprzeczkę bramki Stasiowskiego. Strzał w środek bramki namysłowski golkiper efektowną paradą zdołał jednak zastopować. Pięć minut później (25’) długą piłkę zagraną przez Adriana głową wybijał Pawelec. Zrobił to jednak na tyle nieprecyzyjnie, że przelobował swojego golkipera i niewiele zabrakło do bramki samobójczej. Za chwilę jednak padł premierowy w tym sezonie gol dla czerwono-czarnych. Tym razem (26’) na dalekie wybicie zdecydował się Stasiowski. Walczący z obrońcą Samborski zdołał ją podbić i „skóra” w efekcie znalazła się przy P.Pabiniaku, który zdecydował się na momentalny strzał po koźle. Silnie uderzona futbolówka wylądowała pod poprzeczką oleśnieńskiej bramki i kibice mogli wreszcie okazać długo wyczekiwaną radość. Swoją drogą Patryk ustrzelił niezwykle efektowną bramkę. Za chwilę autor gola dośrodkował z prawej strony do wbiegającego w szesnastkę Drapiewskiego, któremu w ostatniej chwili piłkę z nogi „zdjął” jeden z defensorów gości. „Drapek” zdołał jeszcze odzyskać futbolówkę i zagrać do Samborskiego, który oddał ją do nadbiegającego Bilińskiego. Strzał Kamila z 20 metrów minął jednak bramkę Kościelnego o 2 metry. Niewiele brakło, a w goście w 29’ pokusiliby się o wyrównanie. Po wrzutce z kornera do „skóry” doskoczył Pawelec. Na szczęście jego główka z niedużej odległości o metr minęła namysłowski „prostokąt”. Po tej sytuacji znów zrobiło się niemrawo, a ze swoistego piłkarskiego letargu (a raczej szarpanych szachów) wyrwał piłkarzy arbiter, już w doliczonym czasie gry zapraszając do szatni.

Pierwsze 45 minut, oczywiście poza wynikiem, nie mogło kibiców zadowolić. Nie oglądaliśmy wielkich zawodów, bo na boisku zdecydowanie brylowała walka. Piłki było w tym wszystkim jak na lekarstwo. Ale „mieliśmy” wynik, więc walory artystyczne siłą rzeczy spychaliśmy na drugi plan.

Fot.: Po niezbyt ciekawym meczu piłkarze OKS-u Olesno (na zdjęciu w niebieskich koszulkach) wywieźli z Namysłowa niezwykle cenne zwycięstwo (2-1). Za parę dni nikt nie będzie zwracał uwagi na jakość spotkania, ale punkty obu zespołów tabeli. [zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

Po przerwie plan namysłowian był dosyć jasny. Uważnie rozgrywać piłkę, skoncentrować się na zabezpieczeniu tyłów, a przy okazji spróbować ukłuć gości po raz wtóry. Plan jednak legł całkowicie w gruzach...

Zaraz po przerwie Start wywalczył rzut rożny. Dobra wrzutka trafiła na głowę Samborskiego, który strzelił 1,5 metra od bramki. Z kolei w 53’ kibice tylko jęknęli, po tym jak z prawego narożnika szesnastki uderzył z rzutu wolnego Włoszczyk, a futbolówka po rykoszecie otarła zewnętrzną część słupka i wyszła w aut. Niebawem (56’) na próbę z wolnego zdecydował się P.Pabiniak. Z 25 metrów trafił jednak w mur. Kolejna akcja (57’) także nosiła znamiona zagrożenia. Włoszczyk bezpośrednią centrą z kornera o mało nie zaskoczył Kościelnego, ale ostatecznie skończyło się dla gości tylko na strachu. Odpowiedź rywali minutę później (58’) była dla nas bardzo bolesna. Dobre dośrodkowanie z lewej strony spadło na głowę Hobera, który z 5 metrów nie dał żadnych szans Stasiowskiemu. Zrobiło się 1-1. Za sprawą Smolarczyka lekko oszołomieni namysłowianie próbowali odgryźć się w 66’. „Smolar” zbiegł z piłką z prawej flanki do środka, skąd zdecydował się na strzał lewą nogą z 20 metrów. Dobrze ustawiony Kościelny zdołał jednak zapobiec utracie gola. W rewanżu do wrzutki z rzutu wolnego doszedł Pawelec, którego główkę z najwyższym trudem wybił nad poprzeczkę Stasiowski. Niebawem (70’) namysłowski golkiper uchronił Start przed stratą bramki po raz kolejny, nieprzyjemny strzał z lewej strony (z okolic 10 metra) odbijając poza linię końcową. W 75’ czujny do tej pory Stasiowski przy dośrodkowaniu minął się z piłką, ale asekurujący go Zalwert w ostatniej chwili uratował sytuację. W 79’ miała miejsce dosyć niejednoznaczna sytuacja, gdy przy próbie odbicia piłki skiksował Wilczyński, a zmierzającą w pole karne futbolówkę złapał Stasiowski. Za to – nieco przypadkowe zagranie – arbiter podyktował rzut wolny pośredni z lewego narożnika pola bramkowego. Po krótkim rozegraniu Bieniasa, Hober ostro uderzył w światło bramki, nabijając rękę stojącego od niego 2 metry (w murze) Smolarczyka, co arbiter zakwalifikował jako nieprzepisowe zagranie, dyktując rzut karny. Do piłki podszedł Bienias i strzałem w lewy róg bramki Stasiowskiego, dał prowadzenie gościom (82’). Popularny „Stachu” wyczuł wprawdzie intencje strzelca, jednak uderzenie było na tyle precyzyjne, że piłka wpadła do siatki. Nie mając nic do stracenia, namysłowianie zdecydowali się zaatakować całym zespołem, ale do 90 minuty nie stworzyli większego zagrożenia. Gorąco na przedpolu oleśnian zrobiło się dopiero w przedłużonym czasie gry. W 90’ strzał z rzutu wolnego P.Pabiniaka (z 20 metrów) wpadł prosto w rękawice Kościelnego. W 90+1’ Zalwert przechwycił piłkę w środku pola, po czym zagrał ją do Samborskiego, którego uderzenie z 15 metrów z trudem obronił golkiper OKS-u. Minutę później (90+2’) Włoszczyk z rzutu wolnego (też 20 metrów od bramki) trafił piłką w nogi stojących w murze zawodników. Wreszcie w 90+3’ Wilczyński wrzucił piłkę w szesnastkę rywali, gdzie w zamieszaniu przejął ją P.Pabiniak, podejmując próbę oszukania bramkarza przeciwników. Niestety, jego uderzenie defensorzy zdołali zablokować, a chwilę później opanował ich szał radości.

Druga połowa niewiele zmieniła się pod względem jakościowym. Piłki było w niej niewiele, a walki – jak to w IV lidze – sporo. Kibice nie przepadają za takimi „wymęczonymi” meczami. W tym piłkarskim klinczu większym sprytem (ale i szczęściem) wykazali oleśnianie, choć większość obserwatorów stwierdziła, że był to typowy mecz na remis. Co innego jednak przebieg spotkania, a co innego piłki w siatce. W tym aspekcie o jedno trafienie lepsi okazali się żółto-niebiescy i dlatego to oni – kosztem NKS-u – wygrzebali się ze strefy oznaczonej kolorem czerwonym.

Trener Zalwert dysponuje praktycznie tym samym zespołem, co w poprzednim sezonie. Nie można więc chłopakom odmówić umiejętności. Drużyna mocno się jednak zacięła i jedyna nadzieja w tym, że jak najszybciej się odblokuje. A potem może wreszcie pójdzie jej z górki. Na razie stoimy przed ogromną górą i nijak nie mamy pomysłu, jak zacząć się na nią wdrapywać... [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy