Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Piłkarskie szachy nierozstrzygnięte

Odsłony: 3605

Pojedynek w Łubnianach, w którym Śląsk zmierzył się z namysłowskim Startem, awizowaliśmy jako mecz wagi ciężkiej. W istocie faktycznie było to spotkanie z dużym ciężarem gatunkowym, gdyż obie jedenastki zaciekle walczą o uratowanie IV ligi. Przed spotkaniem w lepszym położeniu znajdowali się gospodarze, wyprzedzając czerwono-czarnych w tabeli o 5 punktów. I status quo został zachowany, gdyż padł bezbramkowy remis. Nielicznie zgromadzona publika obejrzała piłkarskie szachy, w których emocji było jak na lekarstwo. Minimalnie lepsze okazje do zadania decydującego ciosu mieli zawodnicy NKS-u, tyle, że po raz kolejny zawiodła skuteczność. Nasza sytuacja w tabeli jest coraz mniej ciekawa, choć nie oznacza to, że beznadziejna. Szanse na utrzymanie podopieczni Bartosza Medyka wciąż zachowują, lecz aby myśleć o tym realnie, muszą zacząć zgarniać pełne pule. A jak w detalach wyglądał łubniański pojedynek? O tym w kolejnych akapitach.

Zaczęło się od zagrożenia ze strony NKS-u. Już w 1’ po kornerze do strzału doszedł Żołnowski. Futbolówka miała jednak odrobinę za wysoki pułap i stąd zbyt lekkie uderzenie. Niebawem (4’) po rzucie wolnym z narożnika szesnastki P.Pabiniak trafił piłką prosto w mur. Kolejny atak także przeprowadzili namysłowianie. W 11’ z dobrą akcją wyszli Lavrinenko z Bilińskim, gdzie Kamil uruchomił lewą flanką Ptaka. Ten ostatni dośrodkował na krótki słupek (5-ty metr), jednak w ostatniej chwili futbolówkę poza linię końcową zdołali wybić obrońcy. W tym okresie gospodarze próbowali głównie rozgrywać „kulę” na własnej połowie, jednak bez żadnego przełożenia na grę ofensywną. W 21’ po rozegraniu rzutu rożnego piłka trafiła do Bilińskiego, który z 25 metrów zdecydował się na natychmiastowy strzał. Niestety dla nas, futbolówka poszybowała wysoko nad bramką. Z kolei 2 minuty później (27’) na uderzenie z większej odległości (tym razem 28 metrów) skusił się Wilczyński. Wojtek posłał naprawdę mocną bombę, tyle, że też niecelną („skóra” poleciała kilka metrów od bramki strzeżonej przez Szmigiela). Dopiero po półgodzinie (30’) miejscowi kibice doczekali się pierwszej stricte ofensywnej akcji swoich pupili. Wówczas to weteran Gnoiński z 23 metrów uderzył z rzutu wolnego… „Panu Bogu w okno”. Ośmieleni gracze miejscowych 2 minuty później także zaatakowali. Dośrodkowanie w pole karne innego weterana Tracza trafiło do wspomnianego Gnoińskiego, który jednak główkował bardzo nieprecyzyjnie. W 39’ Śląsk omal nie zafundował sobie „sambója”. Po zagraniu obrońcy do własnego golkipera, ten jednak w ostatniej chwili zdołał się „ściąć” i wybił piłkę na róg. Ostatnia akcja przed przerwą miała miejsce w 45’. Po kolejnym rozegraniu pod bramką Śląska, P.Pabiniak zagrał do Ptaka, który dograł płaską piłkę na 5-ty metr. Defensorzy z Łubnian zdołali zastopować strzał, tyle, że „kula” wróciła pod nogi Ptaka. Ale jego kolejne dośrodkowanie nie znalazło już adresata.

O pierwszej połowie niewiele pozytywnego da się napisać w kwestii atrakcyjności dla kibica. Bo na boisku naprawdę niewiele się działo. To była partia nudnych piłkarskich szachów, choć z nieco większą aktywnością w poczynaniach ofensywnych gości. Ale biorąc nasze sytuacje na ścisłość, żadna z nich nie kwalifikowała się do miana „klarownej”. O ofensywie Śląska tym bardziej nie było czego napisać, bo rywale zastosowali się do gry tzw. „szwajcarskim ryglem”. Po prawdzie obie drużyny nastawiły się przede wszystkim na to, aby nie stracić bramki, co po kolejnej odsłonie rzeczywiście stało się faktem.

Po przerwie znów pierwsi pod bramkę przeciwnika przedostali się namysłowianie. Dośrodkowanie z wolnego P.Pabiniaka zamknął Ciupa, zagrywając na 5-ty metr do Lavrinenki. Tyle, że Olek przegrał pojedynek z bramkarzem. Z kolei w 52’ mogliśmy się śmiało pokusić o gola. Lavrinenko dostał piłkę po długim podaniu od Żołnowskiego, wygrał pojedynek z obrońcą na lewej stronie, po czym doszedł po pozycji strzeleckiej już w szesnastce. Niestety, w decydującym momencie uderzył niecelnie. Niebawem 56’ Stasiowski dobrze zagrał do przodu, gdzie czerwono-czarni pressingiem wymusili na rywalach grę z pierwszej piłki. W końcu jedno z podań przejął P.Pabiniak, lecz ostro atakowany przez rywali w polu karnym, nie zdołał oddać strzału. Nasz snajper sygnalizował przekroczenie przepisów, jednak arbiter na te sugestie pozostał niewzruszony. W 61’ do pozycji strzałowej doszedł dla odmiany Tracz. Ponad 40-letni piłkarz uderzył mocno, lecz mogliśmy odetchnąć, gdyż futbolówka minęła bramkę „Stacha” o metr. W 72’ znów zrobiło się groźnie pod czerwono-czarną świątynią. Groźne dośrodkowanie z prawej flanki w ostatniej chwili wyjaśnił dobrze tego dnia dysponowany Wilczyński. Natomiast w 77’ powinniśmy mieć powody do radości. Wówczas to W.Czech przytomnie zagrał do P.Pabiniaka, a ten w kapitalnej sytuacji uderzył obok próbującego interweniować Szmigiela. Jęknęliśmy jednak tylko z zawodu, bo piłka ostatecznie trafiła w słupek, a nie do siatki (zabrakło kilku centymetrów precyzji). Gospodarze zrewanżowali się także groźną okazją w 79’, gdy do strzału na 10 metrze doszedł Grabowiecki. Tym razem za głowy złapali się kibice gospodarzy, który z trudem – ale jednak – strzał obronił Stasiowski. Za chwilę z 20 metrów (80’) niecelnie uderzył P.Pabiniak, choć mógł wtedy śmiało dogrywać do wychodzącego na dobrą pozycję Kamila Błach. Odpowiedź Śląska znów była natychmiastowa (81’) gdy szarżującego w szesnastce Grabowieckiego w ostatniej chwili wślizgiem zastopował kapitan Żołnowski. W 84’ Kamił Błach dobrze podał wychodzącemu na wolne pole W.Czechowi, ten jednak nieprecyzyjnie przeniósł sobie piłkę na lewą nogę i ostatecznie jego strzał poszybował nad poprzeczką. W 90’ Start dopiął swego, tyle, że z pozycji spalonej. Po dośrodkowaniu z prawej strony Zielińskiego piłkę głową do siatki skierował Kamil Błach. Ofsajd był jednak wyraźny i nasz strzelec nawet nie protestował.

Po przerwie gra nieco się ożywiła, choć do finezji sporo brakowało. Nie brakowało jednak, jak to generalnie w IV lidze bywa, walki. Namysłowianie stworzyli dwie idealne okazje do pokonania golkipera Śląska, a i miejscowi mogli nas ukłuć. Skończyło się jednak polubownym remisem, z którego tak naprawdę więcej było niezadowolonych niż usatysfakcjonowanych. Ale tak to już jest, gdy w meczu o tzw. 6 punktów nikt po sukces nie sięga. Ostatecznie Start zanotował trzeci punkt na wyjeździe w bieżącym sezonie, co wciąż jest wynikiem mocno poniżej przyzwoitości. Jeśli nasz zespół marzy o nawiązaniu kontaktu z wyprzedzającą go bezpośrednio konkurencją, to wyjazdowy margines błędu jest już na wyczerpaniu. Ale wciąż pozostajemy w grze i to jest – choć mały – powód do nadziei na lepsze jutro. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy