Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"Twierdza Namysłów" zdobyta

Odsłony: 5715

„Twierdza Namysłów” padła - tak pokrótce można podsumować to, co działo się w sobotnie deszczowe popołudnie na namysłowskim stadionie. Niesprzyjająca aura - zaledwie 6 stopni Celsjusza - do tego ciężkie boisko. To wszystko musiało niekorzystnie wpłynąć na poczynania obu drużyn walczących o zupełnie inne cele w obecnym sezonie IV ligi. Borykający się z różnymi kłopotami kadrowymi gospodarze przystąpili do zawodów bez rezerwowego bramkarza, a i pewni swych umiejętności goście również jakby nieco lekceważąc swego rywala, przyjechali do Namysłowa praktycznie tylko z trzema zawodnikami rezerwowymi.

Mecz odważniej rozpoczęli miejscowi, którym już od dawna przyświeca jeden cel - walka o uratowanie bytu. Nie mając nic do stracenia już w pierwszej akcji grający ze sobą bliźniacy i Kamil Smolarczyk próbowali przedostać się błyskawicznie na pole karne rywali, czego efektem w 2’ korner dla czerwono-czarnych. Jego egzekwowanie nie przyniosło jednak zamierzonego efektu, gdyż rośli defensorzy Polonii spokojnie sytuację wyjaśnili. Nasi piłkarze stosowali pół pressing, przez co ułatwiali gościom opanowanie środka boiska i próby przedostawania się na naszą połowę poprzez szybkie podania do skrzydłowych (w tym elemencie gry prym wiedli Rudziński i Kobylnic). Z uwagi na mocno nasiąknięte wodą boisko gra nie mogła toczyć się płynnie, było natomiast sporo chaotycznych rozwiązań. Mimo prób ataków ze strony przyjezdnych, nasi obrońcy starali się wzorowo wypełniać swe założenia taktyczne i do zagrożenia bramki Stasiowskiego nie dochodziło. W 9’ to gospodarze wykonywali swój drugi stały fragment gry - rzut rożny, ale niestety i tym razem jego wykonanie (jak i poprzednim) NKS-owi nic nie przyniosło, natomiast stworzyło okazję dla grających w czerwonych strojach gościom, którzy szybko rozegrali kontratak. Tu sytuacja potoczyła się na wskroś dramatycznie, gdyż podanie do napastnika Polonii przejął Paweł Sarnowski, jednak zamiast pewnie podać do swojego stopera, zrobił to nieprecyzyjnie. Jego podanie okazało się zbyt krótkie, z czego momentalnie skorzystał biegnący tuż za nim Rudziński. Przejął futbolówkę i od razu posłał soczysty strzał w kierunku bramki Stasiowskiego, jednak ta (na szczęście) minęła prawy słupek świątyni czerwono-czarnych.

Start nie próbował wychodzić do gry atakiem pozycyjnym. Próbowaliśmy gry tylko poprzez wybijanie piłki bezpośrednio przez bramkarza daleko do przodu, gdzie najczęściej o piłkę walczyli Biliński i Ptak, chcący uruchomić jednym podaniem naszych napastników lub skrzydłowych. Na taki sposób gry goście byli jednak dobrze przygotowani. W 14’ strzał na naszą bramkę z głębi pola oddał Zalewski, ale był on zbyt lekki by mógł zaskoczyć naszego doświadczonego golkipera. Nasz zespół nie potrafił takim właśnie próbom umiejętnie przeszkodzić, co niejednokrotnie denerwowało trenera Medyka. Potwierdzeniem takiego stanu rzeczy była sytuacja z 21’. Wówczas to na podobny strzał zdecydował się Bawoł, ponownie zatrudniając pewnie spisującego się dotąd Stasiowskiego. Start próbował natychmiast odpowiedzieć. Po ładnym przejęciu piłki w środku pola przez Bilińskiego, od razu uruchomiony został Krystian Błach, który z końcowego narożnika z lewej strony boiska posłał mocne dośrodkowanie do wbiegającego w 5-ty metr przed bramkę Polonii Smolarczyka. Ten zamierzał tylko dostawić nogę do lecącej futbolówki, jednak minimalnie szybciej zareagował Woźniak, a nasz napastnik tylko „machnął się” przed interweniującym golkiperem gości. Ta próba w wykonaniu miejscowych mogła się jednak podobać. W tym czasie poloniści próbowali przejąć inicjatywę w grze, na szczęście czerwono-czarni umiejętnie „czytali” ich zamierzenia i w porę wybijali piłkę przed konkretnym podaniem do ich napastników (Biliński). Brakowało u nas dokładnego rozegrania w środku pola, zresztą nie od dziś wiadomo, że w naszym zespole brakuje pewnego playmakera.  W 25’ znów aktywny Smolarczyk z prawej strony po swoim szybkim rajdzie próbował dograć piłkę do wychodzącego na 16-ty metr Patryka Pabiniaka, jednak jego podanie przecięli pewnie interweniujący obrońcy z Głubczyc. Nie załamany takim obrotem sprawy popularny „Smolar” skopiował dwie minuty później to zagranie, ale i tym razem nie przyniosło ono spodziewanego efektu.

Dopiero w 26’ goście po raz pierwszy wykonywali swój pierwszy korner, ale i nasi obrońcy zachowali spokój i precyzję, więc o wielkim zagrożeniu nawet nie mogło być mowy. Namysłowski pech zaczął się od 28’, gdy Start próbował wyjść z własnej polowy szybkim podaniem do walczącego Sarnowskiego. Wówczas to nasz obrońca w stykowej sytuacji z przeciwnikiem, podczas gdy przyjmował piłkę, wraz z rywalem padł na murawę. Z trybun wydawało się, iż został on sfaulowany, jednak arbiter ocenił sytuację zupełnie inaczej. Poirytowany Sarnowski w dyskusji ze swoim przeciwnikiem tak zbulwersował sędziego, że ten... pokazał mu czerwony kartonik, sugerując że „Sarna” opluł rywala. Niestety, od tego momentu Start musiał już sobie radzić w dziesięciu. Wicelider z Głubczyc został więc jeszcze bardziej ośmielony w poczynaniach na boisku. W 34’ mocne i pewne dośrodkowanie z prawej strony Kobylnika na głowę Bawoła mogło przynieść prowadzenie gościom, ale „skóra” minimalnie minęła słupek bramki „Stacha”. W odpowiedzi Patryk Pabiniak też próbował zatrudnić mocnym strzałem golkipera przyjezdnych, ale ten wybił piłkę na rzut różny. I właśnie w tym okresie mieliśmy trzy z rzędu występujące po sobie stałe fragmenty gry, choć bez wymiernego efektu. W 42’ kontuzji w walce z przeciwnikiem nabawił się dobrze grający tego dnia Smolarczyk i musiał opuścić plac gry (niestety, „Smolar” złamał bark i prawdopodobnie nie zobaczymy go już w grze do końca sezonu). Piłkarze z Głubczyc wyczuwając kolejne osłabienie naszej drużyny znów z impetem ruszyli na namysłowską bramkę. Ekipa Bartosza Medyka niepotrzebnie wówczas cofnęła się na własne przedpole i nieudanie wybijane piłki z własnego pola karnego doprowadziło do utraty gola. Gdy po raz kolejny nieumiejętnie ekspediowana futbolówka trafiła pod nogi napastnika gości Hajduka, ten korzystając z okazji soczystym strzałem w okienko dał prowadzenie gościom. Pech, bo była to ostatnia minuta pierwszej połowy i czerwono-czarni musieli schodzić do szatni ze straconą bramką do przerwy.

Na drugą odsłonę meczu trener gospodarzy postanowił podjąć ryzyko i wstawił do składu Wilczyńskiego w miejsce dobrze spisującego się w odbiorze piłki Bilińskiego. Start przegrywał, więc potrzeba było kogoś, kto dokładnym podaniem jest w stanie uruchomić choćby naszego snajpera Patryka Pabiniaka, a z tego nie od dziś popularny „Wilu” słynie. Niestety, źle weszliśmy w drugą połowę. Wicelider chciał na dobre pokazać kto rządzi na boisku i nasz bramkarz już w 48’ był konkretnie zatrudniony przez  Bawoła. Z kolei trzy minuty później było już 0-2. Po składnej akcji drużyny z Głubczyc i szybkiej wymianie piłki Zalewski po raz drugi pokonał namysłowskiego bramkarza, nie bez winy obrońców. W tym okresie czerwono-czarnym udawało się jedynie...wywalczanie kolejnych rzutów rożnych. Defensorzy gości grali pewnie, nie dopuszczając naszych zawodników do sytuacji podbramkowych. W 56’ P.Pabiniak próbował celnie dorzucić futbolówkę w pole karne Polonii i zrobił to dokładnie, ale z jego podania nie skorzystał już Lavrinenko, którego uderzenie minęło lewy słupek świątyni Woźniaka. Minutę później cieszyliśmy się jednak z kontaktowego gola. Wreszcie stały fragment gry, a dokładniej kolejny już korner po akcji z lewej strony boiska z aktywnym udziałem Kamila Błach spowodował na tyle duże zamieszanie pod bramką Woźniaka, że ten interweniując, odbił ją prosto pod nogi naszego najlepszego strzelca. A Patryk tylko mocnym i efektownym strzałem pod poprzeczkę dał nadzieję na uratowanie wyniku ambitnie walczącym gospodarzom. Mecz jeszcze bardziej się otworzył. Potem nastąpiły dwie parady Wojciecha Stasiowskiego (58’), bo goście poczuli się bardzo rozdrażnieni. W 61’ Oleksandr Lavrinenko głową próbował zmusić do kapitulacji Woźniaka, ale ten pewnie zachował się na swoim posterunku. Dwie minuty później znów w opałach znalazł się „Stachu” instynktownie broniąc strzał napastnika Polonii. W 67’ na mocną piłkę ze środka pola zdecydował się Rafał Żołnowski, chcąc uruchomić P.Pabiniaka, ale ten po efektownym minięciu  kilku rywali już na oddanie mocnego uderzenia nie miał sił. Był to okres, w którym Start zaczął ambitnie przeważać na placu gry, mimo iż cały czas grał w osłabieniu. Zwłaszcza lewa strona przy udziale braci bliźniaków i Wilczyńskiego próbowała coś wykreować, aby można było myśleć o sytuacji na zdobycie wyrównującej bramki. Ale próby te nie znalazły ostatecznie przełożenia na konkretny wynik. Uaktywnił się też po przerwie mało widoczny wcześniej Lavrinenko, lecz i jego kolejna próba-dogranie do Kostrzewy (78’) nie przyniosła bramki. Goście też nie próżnowali, znów atakując prawą stroną - Kobylnik strzelił nad poprzeczką po skorzystaniu z podania Wiciaka. Akcje były chaotyczne, ale zawsze istniało niebezpieczeństwo, że mokra i śliska piłka sprawi kłopot obrońcom bądź bramkarzowi.

W 85’ wydawało się, że Polonia skorzysta ze wspomnianego obrotu sprawy, kiedy po strzale Czarneckiego nasz bramkarz minął się z piłką. Na szczęście namysłowscy defensorzy stanęli na wysokości zadania, umiejętnie przejmując mokrą „skórę”. W doliczonym czasie gry (90+3’) na strzał rozpaczy zdecydował się jeszcze Wilczyński, ale  jego mocne uderzenie po ziemi minimalnie minęło prawy słupek bramki przyjezdnych.

Start przegrał zasłużenie biorąc pod uwagę stworzone sytuacje bramkowe i ich ilość, jednak zasłużył na słowa pochwały za ambicję i walkę do końca meczu z tak wymagającym rywalem, jak głubczycki wicelider. Smucą natomiast dwie sprawy - odniesiona kontuzja Smolarczyka i czerwona kartka Sarnowskiego, tak jakby kłopotów w naszym zespole nie brakowało. Pokazaliśmy jednak kolejnemu przeciwnikowi, że do końca mocno walczymy o byt w tej lidze i łatwo się nie poddamy. Drobnym pocieszeniem jest fakt, że w statystyce wykonywanych rzutów rożnych okazaliśmy się od wicelidera lepsi (w stosunku 7-5). To jednak tylko statystyczny pozytyw, nie mający żadnego przełożenia na najważniejszą statystykę – punkty w tabeli. [MS]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy