Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Punkt, który trzeba szanować

Odsłony: 6691

Przed spotkaniem w Kup każdą zdobycz punktową wzięlibyśmy w ciemno. No, ale jeśli mierzy się cicha rewelacja rozgrywek z jednym z outsiderów, to trudno się dziwić kibicom

(i w dodatku gościom), że każde „oczko” bywa w takich potyczkach na wagę złota. Sobotnie zawody nie były rywalizacją, które będziemy wspominać miesiącami. To taktyczna partia szachów bez większych fajerwerków. Te odpalono raptem dwukrotnie. Prowadzenie objęli namysłowianie, lecz mimo, że na stoperze widniało kilkanaście minut do ostatniego gwizdka, nasz zespół nie zdołał go utrzymać. Uczucie niedosytu wśród czerwono-czarnych kibiców było więc z tego powodu uzasadnione. Tyle, że jeśli obiektywnie spojrzeć na ostatnie pół godziny gry i zwłaszcza meczbola z 84’, którego gospodarze nie wykorzystali (wcześniej doprowadzając do remisu), to z jednego „oczka” powinniśmy być mimo wszystko usatysfakcjonowani.

Obie jedenastki zaczęły spotkanie wyjątkowo ostrożnie i pewnie dlatego pierwszą ciekawą akcję podbramkową kibice obejrzeli dopiero w 11’. Ptak zagrał ze środka do wbiegającego lewą flanką Smolarczyka, który złamał atak do środka, po czym strzelił z 13 metrów po ziemi. Koczwański pewnie złapał jednak futbolówkę. Miejscowi zrewanżowali się rzutem wolnym (14’), z którego kąśliwie dośrodkował Butrym, a zaskoczony nieco takim obrotem sprawy namysłowski golkiper odbił piłkę poza linię końcową. W kolejnym minutach znów oglądaliśmy więcej walki w środku pola, niż zagrożenia pod obiema szesnastkami. Nieco nużącą sytuację w 25’ starał się ponownie przerwać Ptak. Tym razem zdecydował się na uderzenie z 25 metrów. Piłka otarła się jeszcze o nogę jednego z obrońców Kup i w niewielkiej odległości (około metra) minęła słupek świątyni Koczwańskiego. Przyznać trzeba, że kibicom gospodarzy serce podeszło pod gardło, ale skończyło się tylko na strachu. Po półgodzinie na strzał z dystansu zdecydował się tym razem Marcinów, ale zbyt lekki, aby zaskoczyć Stasiowskiego. 8 minut potem (38’) gospodarze ponownie egzekwowali rzut wolny z lewej strony boiska. Piłkę z 25 metra lewą nogą dorzucił Butrym, a niepilnowany na środku szesnastki Sobczak miał sporo czasu i miejsca, aby precyzyjnie przymierzyć. A że główkował metr obok bramki, to i mogliśmy głęboko odetchnąć. Namysłowianie odpowiedzieli w 41’, gdy po rozegraniu rzutu wolnego futbolówka trafiła na 20-ty metr do Bilińskiego, który zdecydował się uderzyć z pierwszej piłki (z powietrza). Szkoda, że bomba Kamila o pół metra minęła bramkę Koczwańskiego, bo gdyby strzał był precyzyjniejszy, to ławka rezerwowych Startu miałaby powody do manifestowania radości z efektownego trafienia. Rywale skontrowali nas (42’), a dodatkowo błąd w polu karnym popełnił Adrian, dopuszczając do groźnego strzału Marcinowa, który jednak z ostrego kąta (z 6 metrów) nie trafił w światło bramki. Ostatnią godną odnotowania sytuacją sprzed przerwy była ta z 44’. Wtedy to P.Pabiniak zdecydował się na strzał z 28 metrów, tyle, że mocno bita piłka poszybowała 2 metry powyżej poprzeczki.

To była połówka bez fajerwerków. Obie jedenastki skupione na ryglowaniu dostępu do własnej bramki bardziej koncentrowały się na grze defensywnej, niż podjęciu ryzyka w ofensywie. Dlatego nie było to widowisko specjalnie atrakcyjne dla oka i co z punktu kibica najistotniejsze, nie było też za wiele emocji przy zatrudnianiu bramkarzy.

Na drugą połowę bardziej zdeterminowani wyszli (wyraźnie osłabieni tego dnia) gospodarze i było to lekkim zaskoczeniem, gdyż do przerwy to oni grali… z wiatrem. I w 51’, po stracie piłki w środku pola przez Wilczyńskiego, miejscowi po raz pierwsi zagrozili Startowi. Ostatecznie piłka trafiła na 16-ty metr do Świętka, który uderzył po ziemi, ale prosto w rękawice Stasiowskiego. Z kolei próba strzału (z 25 metrów) z lewej strony Sobczaka (60’) poszybowała wysoko nad namysłowską bramką. Nasz zespół odpowiedział w 65’, gdy po dośrodkowaniu z kornera do piłki doszedł Żołnowski. Szkoda, że jego próba okazała się zbyt lekka i Koczwański bez problemów piłkę przechwycił. 4 minuty później (69’) czerwono-czarni egzekwowali kolejny rzut rożny, po którym Sarnowski uderzył zbyt lekko i do tego niecelnie. Namysłowianie swojej szansy szukali także w 72’, tym razem ze stojącej piłki. Z lewej strony w szesnastkę dośrodkował P.Pabiniak, a futbolówka spadła idealnie na głowę Żołnowskiego, który uprzedzając dwóch defensorów, głową skierował ją idealnie na dalszy słupek i nasz zespół mógł cieszyć się z objęcia prowadzenia! Niebawem (76’) po akcji i podaniu P.Pabiniaka, do futbolówki doszedł Wilczyński, który mocnym strzałem sprawdził refleks i umiejętności Koczwańskiego. No to dodamy tylko, że Koczwański ten sprawdzian z trudem, ale jednak zaliczył. Minutę później (77’) rozochocony Wilczyński po raz kolejny uderzeniem zza szesnastki przetestował bramkarza Kup. Ale tym razem uderzył zbyt lekko i żadnego zagrożenia nie było. Miejscowi zaatakowali w 78’. Prostopadłe podanie Świętka trafiło do Marcinowa, który niezbyt mocnym uderzeniem z lewej strony pola karnego doprowadził do remisu. Nasi chłopcy reklamowali przy podaniu spalonego, ale arbiter pozostał niewzruszony i Start zmuszony był rozpoczynać grę od środka. Mocno odsapnąć mogliśmy z kolei w 84’, bo niewiele brakło, a LZS zdołałby wyjść (a raczej powinien) na prowadzenie. Wtedy to po kolejnym rzucie wolnym do piłki na 5-tym metrze doskoczył Sobczak, ale w idealnej sytuacji fatalnie przestrzelił. W końcowych minutach gospodarze postawili na zdecydowany atak, ale realne zagrożenie stworzyli tylko raz, w 90’. Wtedy to po kornerze do futbolówki na 5-tym metrze doszedł strzelec wyrównującej bramki (Marcinów), jednak w decydującym momencie zderzył się z kolegą z zespołu i nie zdołał oddać celnego strzału. W pozostałych przypadkach namysłowianie dosyć rozsądnie reagowali na ofensywne zapędy miejscowych.

Po zmianie stron to zawodnicy Kup okazali się stroną bardziej aktywną i częściej atakującą namysłowskie przedpole. Rywale zbyt często jednak rozgrywali akcje w pośpiechu, przez co brakowało im dokładności przy próbie wyprowadzenia namysłowian w pole. Z kolei podopieczni Bartosza Medyka nie przejawiali wielkich chęci w atakach przeciwników, lecz mimo to wykorzystali stały fragment gry i w 72’ objęli prowadzenie. Radość nie trwała jednak długo, bo w 78’ był już remis 1-1. A gdyby nie szczęście, które dopisało nam w 84’ (fatalne pudło z bliska Sobczaka), to prawdopodobnie pozostalibyśmy bez punktów. Dlatego mimo pewnego niedosytu (zdobyliśmy gola na 1-0 na kilkanaście minut przed końcem) punkt wywalczony w Kup należy szanować. Bo to jednak punkt wywalczony na trudnym terenie z najlepszym obecnie beniaminkiem w IV-ligowej stawce. Na obecną chwilę legitymujemy się mini-serią dwóch gier bez porażki, a to daje kibicom nadzieje, że w najbliższą sobotę – w meczu, którym pożegnamy piłkarską jesień – chłopcy zdołają ją przedłużyć. Gdyby udało się pokonać dobrze ostatnio spisującą się Olimpię, to perspektywa wiosennej rywalizacji nie wyglądałaby aż tak tragicznie, jak jeszcze 2 tygodnie temu. Ale nie zapeszajmy i na ostateczne rozstrzygnięcia zaczekajmy do soboty. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy