Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Niczym Feniks z popiołów

Odsłony: 7833

Wizyta czerwono-czarnych w Brzegu skusiła na trybuny aż pół tysiąca widzów. Głównym powodem znakomitej frekwencji nie były jednak obecne dokonania Startu, lecz

znakomita postawa „Stalówki”, która 10 wcześniejszych gier zakończyła zwycięsko. Nie dziwne więc, że przedostatni w tabeli NKS wyszedł na boisko, niczym biblijny Dawid przeciw Goliatowi. W teorii nie mieliśmy najmniejszych szans na sukces, jednak praktyka mówiła co innego. Do przerwy podopieczni Bartosza Medyka sensacyjnie prowadzili z hegemonem rozgrywek 2-0, ale po końcowym gwizdku w euforię wpadli tylko gospodarze. Bo to, co po 45 minutach wydawało się dla namysłowskich kibiców pięknym snem, po ostatnim gwizdku zamieniło się w koszmarną jawę. Ostatecznie nasz zespół wypuścił z rąk idealną okazję nie tylko na zastopowanie silnej ekipy, ale też zyskanie potężnego kopa mentalnego. Druga część zawodów sprowadziła nas brutalnie na ziemię i w niecałą godzinę (przegrywając 2-3) z nieba trafiliśmy do przysłowiowego piłkarskiego piekła.

Pierwsi pod bramkę zapędzili się namysłowianie. W 4’ dośrodkowanie z prawej strony Kuby Drapiewskiego trafiło na głowę Kamila Smolarczyka, ale ten nieczysto trafił w piłkę i niewiele z zagrożenia wyszło. Za chwilę (6’) mieliśmy rzut rożny dla NKS-u. Do piłki podszedł Patryk Pabiniak, wrzucając futbolówkę w okolice 5 metra. Golkiper gospodarzy wyszedł do zagranej „kuli” jednak ta przy próbie złapania wypadła mu z rąk. Jego błąd momentalnie wykorzystał Kamil Smolarczyk, który z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce. Na trybunach niedowierzanie, bo „ligowy walec” przegrywał w tym momencie z outsiderem rozgrywek 0-1. Miejscowi pierwsze poważne zagrożenie stworzyli w 9’, gdy na uderzenie tuż zza pola karnego zdecydował się Gajda. Piłka poszybowała jednak metr nad bramką strzeżoną przez Wojtka Zająca. W odpowiedzi czerwono-czarni przeprowadzili kontratak. W 11’ P.Pabiniak prostopadle zagrał do „Smolara”, ale ten w czystej sytuacji zamiast strzelać, wdał się w drybling z defensorem i go przegrał. Po pierwszym kwadransie brzeżanie częściej byli w posiadaniu piłki, lecz ich akcje niespecjalnie się kleiły. Start zadowolony z wyniku zagęścił własne przedpole, oczekując na bardziej ofensywny ruch rywala, aby móc go skontrować. W 19’ powstało spore zamieszanie w szesnastce czerwono-czarnych. Po serii wybić futbolówki ta trafiła w końcu na 18-ty metr do Kulczyckiego, którego strzał okazał się zbyt lekki, aby zaskoczyć Zająca. Trzy minuty później (21’) dośrodkowanie z lewej strony Gajdy trafiło na głowę znajdującego się w polu karnym Łukasza Bonara. Uderzenie byłego zawodnika Startu było dobrej jakości, ale dobrze i pewnie interweniował Zając. Uwidoczniła się przewaga w posiadaniu piłki miejscowych, którzy w 24’ ponownie centrowali w szesnastkę. Tym razem zagrana z prawej strony „skóra” znalazła się pod nogami Jaworskiego, który w sobie tylko znany sposób, piętką za siebie, próbował umieścić futbolówkę w siatce. Na szczęście strzał był nieprecyzyjny. Podrażnieni wynikiem żółto-niebiescy w 26’ znowu natarli. Ale kontratak „3 na 2” źle został rozegrany i niedokładne zagranie jednego z rywali przejął Łukasz Pabiniak, wybijając „kulę” do przodu. 28’, to pierwsza po kilkunastu minutach akcja czerwono-czarnych i wywalczony rzut wolny 35 metrów od świątyni „Stalówki”. Do piłki podszedł P.Pabiniak, a jego mocne uderzenie poszybowało w środek bramki. Szymocha znów jednak niepewnie interweniował, gdyż „wypluł” futbolówkę przed siebie, a ruszający w jego kierunku Smolarczyk lekką podcinką skierował ją z bliska do siatki. Po niespełna półgodzinie gry zszokowani sympatycy Stali nie mogli uwierzyć w to, co widzieli na dużej tablicy świetlnej. Ale fakt był faktem – namysłowianie prowadzili 2-0! W tym momencie zapachniało wielką sensacją… Szkoda, że w 33’ więcej zdecydowania zabrakło autorowi obu goli. Smolarczyk wykorzystał błąd w ustawieniu defensorów Stali, przejmując piłkę i pędząc na bramkę. Zamiast jednak strzelać, Kamil ponownie wdał się w drybling i w efekcie jego uderzenie po „kiwce” zdołał zablokować kolejny z żółto-niebieskich obrońców. „Smolar” znakomitą okazję do ustrzelenia hat-tricka miał także w 41’, gdy po rajdzie lewą stroną P.Pabiniaka i dośrodkowaniu, znalazł się sam przed bramką na 5-tym metrze, mając piłkę na wysokości kolan. Zamiast jednak skierować ją wewnętrzną częścią stopy do siatki, nasz młody napastnik nieczysto uderzył „kulę” i ta ostatecznie poleciała na lewą stronę boiska. Wielka szkoda tej sytuacji, bo powinno być w tym momencie 3-0 dla Startu i w praktyce leżący na deskach gospodarze. Ci przeprowadzili ładny atak w 44’, gdy po serii zagrań na jeden kontakt, podanie po ziemi w pole karne Startu trafiło do niepilnowanego Ł.Bonara, który znalazł się w sytuacji „sam na sam”, ale też na minimalnym ofsajdzie. Za chwilę (45’) Ł.Bonar zagrał na prawo do Kulczyckiego, a ten będąc w szesnastce z ostrego kąta uderzył w boczną siatkę bramki strzeżonej przez Zająca.

Uczciwe trzeba przyznać, że mimo dwubramkowego prowadzenia namysłowian, lepiej w polu prezentowali się miejscowi. Tyle, że w żaden sposób nie potrafili przełożyć posiadania piłki na zagrożenie bramki Startu. Nasi piłkarze z kolei wycisnęli gospodarzy niczym cytrynę, gdyż z trzech bardzo dogodnych sytuacji, dwie zamienili na bramki dające im sensacyjne prowadzenie. Zasadniczym pytaniem zadawanym przez kibiców w przerwie meczu było to, czy Stal zdoła odwrócić katastrofalny dla siebie wynik. Namysłowscy fani nie dopuszczali do siebie takiej myśli, natomiast brzescy sympatycy nieśmiało zakładający scenariusz, że Stal odrodzi się niczym Feniks z popiołów, niestety dla nas, trafili w dziesiątkę…

Zaraz po przerwie (49’) świetnie środkiem pola popędził na bramkę rywali Sarnowski i tylko brzydki faul Józefkiewicza uratował brzeżan przed groźnie zapowiadającym się atakiem („Józek” zobaczył za ten faul żółty kartonik). Niedługo potem (52’) dobry kros Drapiewskiego trafił do „Smolara”, a ten w sytuacji „1 na 1”, przy skaczącej futbolówce, zdecydował się lobować Szymochę. Niestety, lob okazał się nieudany, gdyż golkiper Stali zamiary namysłowianina rozszyfrował. W 56’ sporo kontrowersji pojawiło się przy walce o piłkę w namysłowskiej szesnastce, gdzie starli się Żołnowski z Jaworskim. Ten ostatni padł na murawę, ale arbiter nakazał grać dalej, co spotkało się z dezaprobatą brzeskich trybun. Napór na czerwono-czarną świątynię nie malał i w 58’ znów zadrżeliśmy, gdy po dorzucie „kuli” z prawej flanki prosto na nogę niepilnowanego w szesnastce Gajdy, ten ostatecznie nie zdołał jej opanować. A jeszcze w tej samej minucie po kolejnym przejęciu futbolówki w środek bramki uderzył Ł.Bonar. Były pomocnik NKS-u wyróżniał się na tle swoich kolegów. W 61’ „Boni” zagrał dobrą piłkę Kulczyckiemu, jednak jego wolej został zablokowany przez kapitana Startu. Niestety, minutę później (62’) arbiter wskazał na „wapno”, po tym jak na skraju szesnastki Mazur nadział się na nogi jednego z namysłowskich defensorów. Sikorski pewnym uderzeniem w prawy róg dał gola kontaktowego gospodarzom. Oblężenie namysłowskiego pola karnego nie ustawało. W 63’ po serii strzałów i przebitek pod bramką Zająca, piłka trafiła pod nogi Kulczyckiego, który uderzył tuż obok lewego słupka świątyni Startu. A w 64’ był już remis 2-2, po tym jak aktywny Kulczycki przeprowadził rajd prawą stroną boiska, a będąc już w polu karnym, zagrał wzdłuż bramki do Gajdy, który pewnie trafił do siatki. Brzeżanie poczuli krew i niesamowitego kopa motywacyjnego. Dlatego nadal atakowali przedpole gości. W 72’ centra Kulczyckiego trafiła do Jaworskiego, ale ten główkował nad bramką Zająca. Z kolei w 79’ namysłowianie stracili cały dorobek sprzed przerwy, po tym jak dośrodkowanie z prawej flanki Mazura znalazło się w zasięgu Łukasza Szpaka, który w trudnej sytuacji główkował idealnie na długi słupek namysłowskiej bramki, zdobywając w ten sposób trzeciego gola dla Stali. Gospodarze ze stanu 0-2 wyciągnęli na 3-2 i realne marzenia o wywiezieniu z piekielnie trudnego terenu choćby punktu prysły niczym bańka mydlana. Jedyną sensowną odpowiedzią Startu była akcja z 86’, gdy po dośrodkowaniu z prawej strony Włoszczyka futbolówka trafiła do Kamila Błacha, który stojąc tyłem do bramki musnął ją lekko głową w środek bramki. Szymocha pewnie jednak interweniował. Do ostatniego gwizdka sędziego nic już wielkiego na murawie się nie wydarzyło. Gospodarze wyraźnie zwolnili tempo, będąc usatysfakcjonowanymi z rezultatu, natomiast czerwono-czarni nie potrafili już wyrządzić krzywdy liderowi.

Szkoda straconej szansy na wywalczenie choćby jednego punktu. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że wygrał zespół lepszy, bardzo mocny i dobrze zorganizowany w polu. Poza początkowymi minutami po przerwie, nasz zespół miał niewiele do powiedzenia na murawie, gdyż od 52 minuty oglądaliśmy już tylko jednostronny napór brzeżan na namysłowską bramkę. Tracąc trzy gole na przestrzeni 17 minut i ostatecznie przegrywając 2-3, drużyna nie dała powodów do radości kilkudziesięcioosobowej grupie namysłowskich kibiców, którzy tego dnia wspierali Start z trybun. Radość malowała się natomiast na twarzach brzeskich kibiców, którzy słusznie uznali, że skoro ich pupile wyszli zwycięsko z tak potężnych tarapatów, to w tym sezonie chyba już nikt w IV lidze nie będzie im straszny. [SK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy