Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Efekt motyla

Odsłony: 9147

Liczenie porażek nigdy nie jest zajmujące. Więcej, jest irytujące. Tymczasem piłkarze namysłowskiego Startu nie pozwalają kibicom kontemplować wcześniejszych

sukcesów, ostatnio wpędzając ich w mało wytłumaczalny marazm. A ten marazm, to cztery kolejne (licząc z sobotnią) porażki. Coś, co jeszcze w końcówce maja wydawało się mało prawdopodobne, dziś jest smutnym konkretem. Kibice, jak to kibice. Każdy ma swoją teorię obecnego stanu rzeczy. Jedni mówią o rozprężeniu drużyny po zapewnieniu sobie utrzymania, inni twierdzą, że słabe wyniki są efektem aktualnego potencjału zespołu. Tymczasem spory wpływ na kiepską serię ma z pewnością absencja czołowych zawodników, Damiana Zalwerta i (zwłaszcza) Rafała Samborskiego. Pokłosiem czerwonej kartki pokazanej „Samborowi” w Głubczycach jest zasadniczo inna gra Startu w ofensywie. Duet P.Pabiniak – Samborski rozumie się doskonale, ale jak jedno z ogniw wypada, nagle robi się duży problem. Teoretycy futbolu uważają, że brak jednego zawodnika w składzie nie powinien mieć większego znaczenia dla oblicza drużyny. Ale u czerwono-czarnych casus Rafała potwierdza, że jest inaczej. Powstał więc namysłowski „efekt motyla”.

Mecz na dobre rozkręcił się w 4’, po tym jak z rzutu wolnego z 20 metrów uderzający Gajda niewiele się pomylił, a piłka o pół metra minęła okienko bramki Startu. Namysłowianie odpowiedzieli akcją lewą flanką, zejściem i nieprzyjemnym strzałem po ziemi z 17 metrów Smolarczyka (6’). Natomiast w kolejnym ataku (7’) cieszyliśmy się z bramki. Dośrodkowanie z prawej strony Kamila Błacha trafiło na 7 metr do P.Pabiniaka, który futbolówkę przyjął i przelobował próbującego interweniować K.Zylę. Od tego momentu Start dobrze organizował grę, a miejscowi kibice liczyli, że ich ulubieńcy wreszcie się przełamią. Za chwilę (9’) autor gola zgrał „skórę” do Włoszczyka, którego uderzenie z 20 metrów zdołał obronić bramkarz. Mogliśmy natomiast głęboko odetchnąć w 11’. Wówczas to do dośrodkowania z kornera doszedł na 8 metrze Greinert, ale jego próba (strzał po koźle) wylądowała na spojeniu słupka z poprzeczką. Przy kolejnym rzucie rożnym niepewnie interweniował Stasiowski. Przez ułamek sekundy zapachniało golem, ale przytomność umysłu wykazała nasza defensywa i wybita przez jednego z obrońców piłka wylądowała na aucie. W 20’ po akcji lewym sektorem boiska Włoszczyka ze Smolarczykiem, drugi z wymienionych dograł futbolówkę do wbiegającego środkiem Sarnowskiego. Paweł uderzył z 13 metrów, ale lecącą w światło bramki piłkę w porę zablokował jeden z interweniujących mechniczan. Za moment (21’) rozpędzeni namysłowianie uderzyli po raz kolejny. Tym razem po dorzucie z kornera P.Pabiniaka, z 10 metrów główkował Ptak. Problem w tym, że podobnie jak „Sarna”, jego próba też została zablokowana. W 26’ Smolarczyk uciekł trzem rywalom, wybiegając „1 na 1” z K.Zylą. Kamil zbiegł do środka, ale próbę nerwów lepiej wytrzymał rywal, wygrywając pojedynek z naszym młodym napastnikiem. Pięć minut później (31’) Włoszczyk dośrodkował piłkę z rzutu wolnego, lecz główkujący Ptak posłał piłkę dokładnie w miejsce, gdzie stał golkiper LZS-u i z dobrej okazji wyszły nici. Czerwono-czarni nie rezygnowali, nadal prowadząc grę i stwarzając akcje pod bramką podopiecznych Krystiana Golca. W 34’ lewą stroną popędził Sarnowski, dorzucił piłkę do Drapiewskiego, a ten uderzył z woleja. To była efektowna akcja, choć szkoda, że lecącą do bramki futbolówkę „szczupakiem” wybił Stotko. A Smolarczyk nie zamierzał przestać nękać mechnickiej defensywy i w 36’ uczynił to ponownie. Tym razem po ataku lewą flanką zbiegł do środka, skąd jednak próba strzału została zablokowana. Sporadycznie zapędzający się na namysłowskie przedpole rywale w 38’ całkowicie zaskoczyli naszą defensywę. Gajda uciekł obrońcom, a w sytuacji „sam na sam” minął Stasiowskiego i uderzył do pustej bramki. Rywal wykorzystał w ten sposób wcześniejsze nieporozumienie Ł.Pabiniaka z Bilińskim. Szkoda nam było utraty gola, bo wcześniej nic nie wskazywało, żeby Start miał mieć jakiekolwiek kłopoty. Namysłowianie próbowali się odgryźć w przedłużonym czasie gry (45+2’), ale po stałym fragmencie gry w wykonaniu kuzynów – z kornera dogrywał P.Pabiniak, a akcję głową zamykał Ł.Pabiniak – bramkarz bez problemów obronił strzał w światło bramki.

Przebieg I części meczu jednoznacznie wskazywała na graczy Startu Namysłów. Tymczasem po szybkim objęciu prowadzenia i kolejnych atakach, w końcówce straciliśmy bramkę. To ważne o tyle, że gol dla LZS-u mocno podciął nam skrzydła i po przerwie role się całkowicie odwróciły…

Już 3 minuty po wznowieniu gry mechniczanie poważnie nam zagrozili (48’), po tym jak Greinert wybiegł naprzeciw Stasiowskiego. Nasz golkiper świetnie sobie jednak poradził, broniąc pewną „setkę”. Nasz zespół nie wyciągnął z ostrzeżenia rywali należytych wniosków i w 53’ było 1-2. Wówczas to A.Zyla „wjechał” z lewej strony pomiędzy namysłowskich defensorów i z 8 metrów umieścił piłkę pod poprzeczką. A żeby problemów nie było zbyt mało, w 56’ zaliczyliśmy klasyczny nokdaun, gdyż LZS wypracował sobie dwie bramki przewagi. Tym razem po ataku prawą stroną klepkę rozegrali A.Zyla z Gajdą, przy czym ten drugi precyzyjnie uderzył z prawej strony w długi róg bramki Stasiowskiego. Kolejne minuty, to szarpanie się namysłowian z rozsądnie grającym przeciwnikiem, który pozwalał nam grać, ale nie dopuszczał do zagrożenia przed własną bramką. Dopiero w 70’ obejrzeliśmy starania gospodarzy w korekcie wyniku. Tyle, że uderzenie Smolarczyka z 20 metrów było tyleż mocne, co niecelne. W 78’ Sarnowski był blisko wykorzystania błędu bramkarza, ale w porę zareagowali obrońcy, wybijając „kulę” poza linię końcową. A w następnych minutach znów patrzyliśmy jak „sklinczowani” czerwono-czarni miotali się w kreowaniu akcji ofensywnych. W 80’ na strzał z 20 metrów zdecydował się Sarnowski, lecz K.Zyla bez problemów piłkę wyłapał. Mimo przedłużenia przez arbitra meczu o 3 minuty, nic więcej godnego uwagi kibice na murawie nie zobaczyli.

Po przerwie namysłowianie wyszli na boisko kompletnie odmienieni. Ich gra w ogóle się nie kleiła i to zarówno w ofensywie, jak i na własnym przedpolu. Dużo szarpaniny i bezproduktywnych podań nie zrobiły żadnej krzywdy przeciwnikom. LZS zdołał natomiast dwukrotnie zaskoczyć naszego golkipera (niedługo po zmianie stron) i dlatego wywiózł z Namysłowa 3 punkty. Punkty mechniczan niespecjalnie jednak cieszyły, bowiem Ci szybko dowiedzieli się o rezultacie z Otmuchowa, gdzie Czarni pokonali źlinickiego Orła, przyklepując spadek LZS-u do klasy okręgowej.

Czwarta porażka z rzędu stała się dla nas bolesnym faktem. Teraz zespół musi stanąć na głowie, aby w wyjazdowej grze z Większycami zachować resztki dobrego wrażenia sprzed miesiąca. W innym wypadku o mozolnie tworzonej, kwietniowo-majowej reklamie namysłowskiego futbolu nikt nie będzie pamiętał. [MK, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
2 Komentarze | Dodaj własne