Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Przewrotność futbolu

Odsłony: 8933

To, co wczoraj wydarzyło się na namysłowskim stadionie, trudno racjonalnie wytłumaczyć. Porażka Startu w meczu, w którym wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały,

że będzie dokładnie odwrotnie, stała się smutnym i irytującym faktem. Seria siedmiu gier bez porażki (5 zwycięstw i 2 remisów) została w szokujący sposób przerwana przez piłkarzy z Racławic Śląskich. Przegraliśmy z drużyna, którą w ostatnich tygodniach dotknęły poważne problemy organizacyjne – zwłaszcza kadrowe. Polegliśmy z zespołem, który do Namysłowa przyjechał spóźniony, a zawodnicy do ostatnich chwil zbierali się, żeby w ogóle wyruszyć na mecz. Goście przyjechali na pięć aut, w trybie przyspieszonym przeprowadzili rozgrzewkę, a na ławce mieli raptem trzech rezerwowych. I tak rozbity organizacyjnie zespół ograł 2-1 będących w dużym gazie namysłowian! Nie chce się wierzyć, że to w ogóle prawda. A jednak sensacja – nie bójmy się tego powiedzieć – stała się faktem. Po wielekroć powtarzamy, że futbol jest przez to dyscypliną piękną, że nierzadko padają w nim kompletnie irracjonalne rozstrzygnięcia. Dokładnie taka sytuacja miała miejsce wczoraj. Ale mimo próby empatii dla sukcesu Racławii, tak na gorąco nie potrafimy się cieszyć ze wspomnianej nieprzewidywalności najpopularniejszej dyscypliny na świecie…

Tak znakomitego otwarcia meczu nie pamiętamy. W 31 sekundzie Maciaszczyk nieprzepisowo powstrzymał szarżującego w szesnastce P.Pabiniaka i arbiter wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł nasz etatowy egzekutor jedenastek”, czyli Rafał Samborski, jednak jego mocny strzał poleciał wysoko nad poprzeczką (na stoperze widniała 65 sekunda…)! I zamiast postawienia osłabionych rywali pod ścianą, nasz zespół musiał szukać kolejnych okazji do zagrożenia świątyni Kani. Wysokim pressingiem czerwono-czarni starali się wymusić na przeciwnikach błąd. W 9’ piłkę na lewej flance przejął Samborski, ograł dwóch rywali i podał do znajdującego się na 14-tym metrze Kostrzewy. Młody pomocnik Startu miał przed sobą tylko golkipera, lecz jak na złość, strzałem po ziemi trafił prosto w niego. Za moment (10’) Tistek znalazł na lewej stronie Kostrzewę, a ten zagrał półgórną piłkę do Drapiewskiego, który wolejem z 13 metrów ostemplował poprzeczkę! Bardzo jednostronny przebieg pierwszych minut zawodów spowodował, że kibice zaczęli się zastanawiać nad… ostatecznymi rozmiarami sukcesu swoich piłkarzy. Rywale w tym czasie skupieni byli tylko i wyłącznie na przeszkadzaniu atakującym gospodarzom. Racławia pierwszy raz na naszym przedpolu pojawiła się w 14’. Z lewej strony rzut wolny z 35 metrów wykonał Bielak, ale Ptak bardzo pewnie sytuację wyjaśnił. Niebawem (16’) przy próbie założenia „hokejowego zamka” piłkę w środku pola stracił P.Pabiniak. Nasz snajper ruszył jednak w pogoń za rywalem i ostatecznie swój błąd naprawił. Start nie zamierzał zwalniać i w 18’ oglądaliśmy kolejny atak. Tym razem po zagraniu ze środka z piłką prawą stroną ruszył Drapiewski, skąd dośrodkował na 12-ty metr. Tam naciskany przez obrońcę P.Pabiniak źle jednak złożył się do strzału i w efekcie przestrzelił. Goście próbując unikać pressingu, często wycofywali piłkę do bramkarza, który umiejętnie oddalał zagrożenie. W 22’ to nasi piłkarze zagrali piłkę do Stasiowskiego. Nasz bramkarz przy próbie wybicia trafił w wyskakującego do bloku T.Hajduka, ale piłka i tak opuściła linię końcową. 24’, to kolejna wrzutka piłki na przedpole Racławii (z prawej strony), którą jeden z obrońców wybił przed szesnastkę. Tam sporo miejsca miał Biliński, ale jego mocny strzał z 20 metrów poleciał – niestety – obok racławickiego „prostokąta”. Kilkanaście sekund później (25’) Tistek świetnie wypatrzył Samborskiego, zagrywając w lewym sektorze dokładną piłkę na kilkadziesiąt metrów. „Sambor” wpadł w pole karne, jednak przy próbie zwodu, dwóch rywali zdołało mu ją spod nóg wyłuskać. Z kolei po faulu na Ptaku (28’) z prawej strony (ok. 35 metrów) „kulę” dorzucał Biliński. Interweniujący Kania wypiąstkował ją pod nogi Tistka, który od razu zagrał pod nogi P.Pabiniaka. Patryk z kolei przy próbie strzału został na 22 metrze skutecznie zablokowany. Po początkowym impecie, namysłowianie – mimo, że nadal bardzo często posiadali piłkę  przy nodze – zaczęli mieć coraz większe problemy ze sforsowaniem defensywy rywali. W 31’ w dobrej sytuacji znalazł się Ptak, który po dośrodkowaniu z rożnego P.Pabiniaka główkował z 9 metrów. Kłopot w tym, że nie trafił w światło bramki i po chwili rywale wznowili grę z pola bramkowego. Za moment (32’) piłka znów wróciła pod bramkę Racławii. Dalekim crossem popisał się Tistek, a walczący o górną piłkę Samborski zderzył się z Kanią, który przez kilkadziesiąt sekund nie mógł się z murawy pozbierać. W 33’ Stasiowski musiał ratować się wykopnięciem wysoko zagranej piłki przez jednego ze swoich kolegów. Natomiast w 34’ „Stachu” wściekł się, gdy namysłowianie nie zaasekurowali Zalewskiego, który na 12-tym metrze „nawinął” Ł.Pabiniaka, choć przytomny Zalwert zdołał mu „skórę” wyłuskać. 35’, to wysokie zagranie za linię obrony Racławii i uderzenie z pierwszej piłki (7 metrów) mocno wychylonego Ptaka. Adrian uderzył nad bramką, a kibice tylko westchnęli. Ale nawet gdyby padł gol, to i tak nie zostałby uznany ze względu na pozycję spaloną strzelca. Dwie minuty potem (37’) Start powinien w końcu wyjść na prowadzenie. Samborski zagrał na lewo do Kostrzewy, który mając przed sobą dwóch obrońców (już polu karnym) podał do czyhającego na 13-tym metrze Blińskiego. Kamil mocno strzelił po ziemi, ale Kania w sobie tylko wiadomy sposób odbił piłkę przed siebie! Rywale w 39’ odpowiedzieli kornerem Bielaka, po którym Ptak spokojnie skasował potencjalne zagrożenie. Z kolei w 44’ Zalewski na dwa razy dorzucał piłkę z prawej strony. Za pierwszym razem zrobił to z rzutu wolnego, a za drugim już strzelił. Odległość była jednak zbyt duża, żeby zaskoczyć stojącego pewnie na nogach Stasiowskiego.

Po pierwszej połowie kibice niedowierzali, że wyraźnie dominujący na murawie namysłowianie nic nie wcisnęli do siatki. Tym bardziej, że okazje ku temu były wyborne. Bramka Racławii była jednak jak zaczarowana. Próby oszukania defensywy przeciwnika ostatecznie się nie udały, bo ani dośrodkowania z boku, ani prostopadłe zagrania przed bramkę gości nie przyniosły oczekiwanego skutku. Zawsze ktoś w ostatniej chwili stawał piłce na drodze, a celował w tym rosły, ale spokojnie reagujący na boiskowe wydarzenia Czerniak (grający w roli ostatniego obrońcy).

Wydawało się, że w drugiej połowie czerwono-czarni kontynuować będą napór i w końcu złamią zasieki obronne gości. Tymczasem mecz się nieco wyrównał. Racławiczanie przetrwali pierwsze 45 minut bez strat, więc w szatni ich morale zdecydowanie wzrosło, bo nie ograniczali się tylko do utrudniania gry Startowi, ale sami podejmowali próby dłuższego utrzymywania się przy piłce. W 48’ Sarnowski prostopadłą piłką odszukał szarżującego w szesnastce Samborskiego. Z prawego narożnika tego pola gry Rafał potężnie uderzył, lecz Kania zdołał odbić piłkę poza linię końcową. A za chwilę próbując domykać rozegranie kornera, Krystian Błach posłał niskie dośrodkowanie przed bramkę, gdzie jednak nie było żadnego z atakujących NKS-u. Niebawem (50’) Drapiewski dośrodkował dokręcaną piłkę z lewej flanki. Ta otarła się jeszcze o głowę Czerniaka, jednak Kania w porę się zorientował, zatrzymując ją. Pierwsze poważne ostrzeżenie otrzymaliśmy w 51’. D.Hajduk dośrodkował „kulę” na 6-ty metr, skąd T.Hajduk o mały włos nie skierował jej do siatki. Mieliśmy sporo szczęścia, bo gdyby najlepszy strzelec Racławii prawidłowo przyłożył nogę, to Stasiowski musiałby wyciągać piłkę z siatki. Inna sprawa, że do zagrożenia w ogóle by nie doszło, gdyby nie brak decyzji przed własnym przedpolem Ł.Pabiniaka. Niedługo potem (54’) wrzutka z kornera P.Pabiniaka spadła na głowę zamykającego długi słupek Ł.Pabiniaka. Łukasz „skontrował” piłkę do środka, lecz przy polu bramkowym nie było nikogo, kto skorzystałby z zagrania. Odpowiedzią Racławii był atak prawą flanką, po którym w finalnym momencie z dosyć ostrego kąta (spod kolana) uderzył D.Hajduk. Tylko refleksowi Stasiowskiego zawdzięczaliśmy, że goście nie objęli prowadzenia, gdyż nasz golkiper błyskawiczną interwencją wypchnął piłkę zmierzającą w „widły” przy krótkim słupku. Wreszcie w 57’ Bielak posłał piłkę z kornera na dalszy słupek, gdzie do główki doszedł D.Hajduk i z 8 metrów uderzył tuż nad bramką. Te trzy ostrzeżenia dosyć jednoznacznie sygnalizowały, że goście poczuli krew, a przede wszystkim szansę na wywiezienie z Namysłowa korzystnego dla siebie rezultatu. A jak na złość, nasza sytuacja skomplikowała się z 59’, po tym jak z powodu kontuzji z boiska musiał zejść grający trener Zalwert. W 63’ Zalewski zabrał piłkę Tistkowi, a następnie zagrał w kierunku T.Hajduka, który naciskany przez namysłowskiego obrońcę, na wślizgu nie trafił w piłkę z 10 metrów. Za moment (64’) poza szesnastką interweniował Kania i arbiter wskazał na rzut wolny z 16-tu metrów. P.Pabiniak wziął rozbieg i huknął ile sił w nogach, lecz piłka pomknęła metr nad prawym okienkiem świątyni gości. 67’, to z kolei szybko rozegrany rzut wolny z prawej strony między D.Hajdukiem i Zalewskim, a groźny atak uratował wślizgiem Dempniak. Z rożnego zacentrował Bielak, a zamykający akcję w lewym narożniku pola bramkowego D.Hajduk uderzył w okolice okienka bramki Stasiowskiego, który ofiarną interwencją odbił trudną piłkę na kolejny korner. W rewanżu oglądaliśmy najładniejszą akcję podbramkową Startu (68’). Po grze na jeden kontakt między Samborskim, Kamilem Błachem i Drapiewskim, ten ostatni odegrał „kulę” na 11-ty metr, skąd P.Pabiniak huknął z woleja… 1,5 metra obok słupka! To powinien być gol, a jednak piłka nadal nie chciała wpaść do siatki. Mecz się wyrównał, a gra Startu, wynikająca z pośpiechu, stawała się coraz bardziej nerwowa. Tymczasem w 72’ straciliśmy gola! Do dalekiego podania z głębi pola wystartował T.Hajduk, który uderzeniem z pierwszej piłki (już upadając, przy asyście Ł.Pabiniaka) zdołał z 14 metrów oszukać Stasiowskiego. Radość z gola racławiczan mieszała się z niedowierzaniem na taki stan rzeczy kibiców na trybunach. Start momentalnie zerwał się do ataku, lecz w 73’ uderzenie z lewego narożnika pola karnego było w wykonaniu Drapiewskiego fatalne. Co ciekawe, nawałnica NKS-u trwała już do końca spotkania, a zaczęła się w momencie rozpoczęcia efektownej oprawy przez najwierniejszych fanów czerwono-czarnych. Kolejny atak przyniósł nam już jednak wyrównanie. W 75’ piłkę z prawego narożnika szesnastki mocno wstrzelił Sarnowski. Ta odbiła się od jednego z gości, otarła o rękawice próbującego interweniować Kani i spadła pod nogi Samborskiego, który przy dalszym słupku z 2 metrów dopełnił formalności. W 77’ była szansa pójścia za ciosem, po tym jak z rzutu wolnego (lewa strona) dobrze zarzucił piłkę P.Pabiniak, a Samborski z 7 metrów trafił nią… w bramkarza! A za chwilę mieliśmy kolejny kocioł, bo najpierw soczyste uderzenie z 15 metrów P.Pabiniaka zablokowali rywale, a parę sekund później z prawej strony w szesnastkę wjechał Kamil Błach, gdzie w ostatniej chwili został zablokowany. Start wściekle atakował i w 78’ znów było bardzo groźnie, po tym jak P.Pabiniak z linii szesnastki potężnie uderzył pod poprzeczkę, a Kania czubkami palców zdołał „kulę” przerzucić nad poprzeczką. NKS nie zwalniał i zdeterminowany nadal parł do przodu. W 81’ po faulu D.Hajduka na Dempniaku po raz kolejny otrzymaliśmy rzut wolny. Tym razem P.Pabiniak huknął z 25 metrów, ale bardzo źle, 4 metry nad bramką. Minutę później (82’) rajd Krystiana Błacha prawą stroną skończył się wywalczeniem rzutu rożnego, z którego zawodnik ten dośrodkował. Futbolówka spadła na 8 metr, gdzie składającemu się do strzału Bilińskiemu Kania ściągnął „kulę” z głowy, a poprawka z 22 metrów Dempniaka poleciała nad bramką. W kolejnym ataku (84’) Samborski z lewej strony wjechał z piłką pole karne, gdzie oddał ją Dempniakowi. Ale „Balon” w momencie strzału został zablokowany (13 metr). Dempniak szukał gola także w 86’, gdy uderzył po koźle zza pola karnego. Piłka w ostatniej chwili padła jednak łupem zwijającego się jak w ukropie Kani, który wypchnął ją do boku. W 87’ z rzutu wolnego piłkę na przedpole Racławii wrzucił Kamil Błach. Tę trochę za krótko wybili obrońcy, na co czekał Dempniak, ponownie uderzając zza szesnastki. Niestety, pomylił się o 2 metry. W 88’ mogło być po meczu, bowiem T.Hajduk uciekł z piłką Krystianowi Błachowi, ale będąc „sam na sam” ze Stasiowskim nie zdołał go pokonać. Nasz bramkarz do końca wyczekał napastnika Racławii i wyszedł z opresji górą. Niestety, w przedłużonym czasie gry (90+2’) racławiczanie i tak dopięli swego, sprawiając dużego kalibru sensację. Tym razem po wyprowadzonej kontrze T.Hajduk wymanewrował Ł.Pabiniaka i Krystiana Błacha, po czym nieco z lewej strony pola karnego (z 11 metrów) zmieścił piłkę w siatce między słupkiem, a próbującym ratować sytuację Stasiowskim. Coś, co przed meczem wydawało się niemożliwe, po kolejnych 4 minutach stało się bolesnym dla nas faktem.

Start Namysłów przegrał mecz, którego przegrać nie powinien. Polegliśmy z rywalem mającym nóż na gardle nie tylko z uwagi na sportowe wyniki. Musieliśmy uznać wyższość Racławii, dla której dziś większym kłopotem od gry jest złożenie jedenastki zdolnej do podjęcia walki na murawie. Okazało się jednak, że „niemożliwe nie istnieje”. Mimo sukcesu racławiczanie nadal znajdują się „pod kreską”, ale niewątpliwie po środowym sukcesie powinni poczuć mentalnego kopa. Kopa dającego pozytywną energię i wiarę w to, że mimo kłopotów, ten sezon są jeszcze w stanie uratować. A Start? No cóż, po meczu kibice niespecjalnie wiedzieli, jak go skomentować. Bo Start w przekroju 90 minut był zespołem wyraźnie lepszym, którzy stworzył sobie kilkanaście naprawdę dobrych okazji tego, żeby w sposób przekonujący sięgnąć po 3 punkty. Zabrakło nam wczoraj szczęścia pod bramką przeciwników i to jeden z kluczowych powodów naszej porażki. Chłopcy chyba też po imponującym początku zbyt szybko uwierzyli, że bramki i tak zdobędą się same… No to momentami ofiarnie broniący się goście udowodnili nam, że w piłce nic samo nie przychodzi. Futbol jest przewrotny i całe swoje piękno (choć akurat nie dla nas) objawił w środowe popołudnie. Rozczarowanie wynikiem jest oczywiście w naszym obozie spore. Mamy jednak nadzieję, że przekuje się ono w sportową złość, którą zespół pokaże już w sobotę. Wtedy zagramy w Źlinicach z kolejnym teamem dramatycznie walczącym o zachowanie IV-ligowego bytu. A takie mecze nigdy nie są łatwe. Możemy być jednak pewni, że Start podejmie walkę o dobry wynik, bo przecież my – mimo wysokiej pozycji w tabeli – też jeszcze utrzymania pewnego nie mamy. A żeby szybko zapomnieć o wpadce z Racławią, wypadałoby się zespołowi równie szybko zrehabilitować. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy