Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Więcej takich meczów!

Odsłony: 9771

Takich meczów, jak ten sobotni, chcielibyśmy oglądać więcej! I nie jest to zdanie odosobnione, bo pewnie zdecydowana większość kibiców opuszczających stadion

po spotkaniu ze Śląskiem Łubniany miała powody do dużego zadowolenia. Piłkarze namysłowskiego Startu rozegrali jedno z najlepszych spotkań w obecnie trwającym sezonie, w pełni zasłużenie wygrywając 3-0 z wyżej notowanym rywalem. Zwycięstwo ekipy Damiana Zalwerta było całkowicie zasłużone, a gdyby nie brak szczęścia w kilku innych podbramkowych sytuacjach, wynik byłby jeszcze wyższy. Widać, że po fatalnym występie z TOR-em (przed dwoma tygodniami) drużyna wyzwoliła w sobie dużą sportową złość. Dzięki temu w dwóch kolejnych spotkaniach czerwono-czarni sięgnęli po komplet punktów bez straty bramki!

Świąteczny mecz lepiej zaczęli namysłowianie. Już w 3’ zrobiło się gorąco pod bramką gości, po tym jak P.Pabiniak dorzucił piłkę z prawego kornera, a ta po krótkim wybiciu spadła pod nogi Sarnowskiego. Młody pomocnik Startu uderzył z 16-tu metrów, lecz trafił w gąszcz kończyn obrońców gości. W kolejnych minutach oglądaliśmy sporo zdecydowanej walki, jednak to gospodarze wykazywali znacząco wyraźniejszą aktywność w ofensywie. W 7’ namysłowscy kibice po raz pierwszy poderwali się z miejsc. W roli głównej wystąpili bracia bliźniacy Błach. Krystian posłał głębokie dośrodkowanie z prawej strony boiska, a nabiegający na piłkę Kamil główkował z 14 metrów w poprzeczkę bramki Śląska! Gdyby futbolówka zmierzała pod poprzeczkę, to zbyt daleko wysunięty Kozioł nie miałby żadnych szans na skuteczną interwencję. Chwilę później nad stadionem rozszalała się śnieżka zadymka. Przez moment można było odnieść wrażenie, że jeśli intensywność opadu utrzymałaby się, to arbiter musiałby przerwać mecz. Na szczęście nie było takiej potrzeby. Rywale odpowiedzieli w 12’, gdy po krótkim prostopadłym podaniu, w polu karnym starli się Gawlica z Zalwertem. A że ten pierwszy wyraźnie faulował, arbiter odgwizdał rzut wolny. W odpowiedzi daleko posłana piłka spadła w okolice 16-tego metra, gdzie przepychający się z dwójką obrońców Samborski ostatecznie nie dał im rady. Dwie minuty później (14’) P.Pabiniak świetnie dośrodkował na długi słupek Samborskiemu, który z 8 metrów główkował tuż obok bramki. Trybuny ponownie westchnęły, bo rzeczywiście okazja do objęcia prowadzenia była naprawdę wyśmienita. Ale co się odwlecze… W 19’ arbiter podyktował dla Startu rzut wolny w odległości 30 metrów od bramki Kozioła (na wysokości lewej linii bocznego obrysu szesnastki, patrząc od strony strzelającego). Wydawało się, że z tak dużej odległości P.Pabiniak będzie dośrodkowywał. Tymczasem Patryk „pocisnął” petardę w stronę bramki, a futbolówka, pod poprzeczką, zatrzepotała w siatce! Bomba naszego snajpera była niezwykle efektowna, choć nie bez winy był bramkarz Śląska, który zbyt daleko wysunięty nie miał już „centymetrów” aby lecącą z impetem piłkę sięgnąć. Niebawem (24’) mogło być 2-0, po tym jak P.Pabiniak nisko dorzucił „skórę” z kornera, a walczący o pozycję Krystian Błach strzelił z 8 metrów (szkoda!) nad poprzeczką świątyni Łubnian. Po 25’ kibice NKS-u mogli czuć satysfakcję, gdyż ich ulubieńcy cały czas parli do przodu. Z kolei pod naszą bramką podopiecznych Dariusza Brolla zobaczyliśmy z ciekawszą akcją w 27’. Wówczas to po zagraniu ze środka pola i dwóch przebitkach w okolicy szesnastki, „kulę” przejął Gawlica i strzelił na bramkę. Stasiowski nie miał jednak większych problemów z wyłapaniem uderzenia. W rewanżu (28’) namysłowianie wyszli z kontrą. P.Pabiniak podał Samborskiemu, a ten odegrał wbiegającemu z lewej strony Kamilowi Błachowi. „Bliźniak” zaskakująco ruszył w pole karne, gdzie wpadł w „kleszcze” dwóch obrońców i padł na murawę. Nasi piłkarze domagali się jedenastki, ale sędzia Zapotoczny na krzyki i reklamacje pozostał niewzruszony. Namysłowianie ani na moment nie zamierzali spuszczać z tonu. Prowadząc jednym golem, wciąż szukali szansy, żeby wyrobić sobie dwubramkowy zapas. W 29’ Biliński uderzeniem z 20 metrów przymierzył przy prawym słupku, jednak Kozioł wyczuł intencje strzelca i piłkę pochwycił. Minutę później (30’), po krótko rozegranym rzucie rożnym (lewa strona), z piłką w szesnastkę ruszył P.Pabiniak. Będąc już w polu karnym Patryk chciał zaskoczyć Kozioła mocnym strzałem z ostrego kąta. Ale tym razem futbolówka wystrzeliła w górę i poleciała w aut. Goście próbowali się odgryźć w 32’. W kierunku biegnącego lewą flanką Gnoińskiego jeden z jego kolegów posłał długiego crossa ze środka. Czujny był jednak Żołnowski, który zdecydowanym wślizgiem (i wybiciem piłki w aut) przeciął nadciągające zagrożenie. Za tą interwencję „Żołi” zebrał zresztą od widowni rzęsiste brawa. Pod drugiej stronie (37’) nieco przypadkowy centrostrzał w wykonaniu Kamil Błacha (sprzed linii końcowej boiska) spadł tuż za poprzeczką (na długim słupku) bramki Śląska. Goście ożywili się dopiero w końcowych minutach I połowy, gdy kilkukrotnie przedarli się na namysłowskie przedpole. Z próby podjęcia walki wynikły jednak… dwie żółte kartki. Najpierw za nieprzyjemny atak w nogi Drąga kartonik zobaczył Kostrzewa, a chwilę później Świrski bezpardonowo potraktował aktywnego Kamila Błacha i do szatni też powędrował z „żółtkiem” na koncie.

Po pierwszych 45 minutach zgromadzeni na trybunach kibice (z wyjątkiem tych z Łubnian) mogli mieć spore powody do satysfakcji. Ci z sympatyków Startu, którzy dwa tygodnie wcześniej widzieli potyczkę z TOR-em, przecierali oczy ze zdumienia. Czerwono-czarni byli bowiem zupełnie innym zespołem. Walczącym, kreującym grę i śmiało atakującym przeciwnika! Namysłowianie osiągnęli przewagę w środku pola, skąd posyłali w bój formację ofensywną (a to środkiem, a to znów skrzydłami). Spore zamieszanie powstawało też na przedpolu gości po rzutach rożnych, których całkiem sporo egzekwowaliśmy. Po prawdzie brakowało nam jedynie drugiego trafienia, które pozwalałoby na złapanie większego oddechu i spokojne granie w dalszej części spotkania. Te i tak miały jednak nadejść…

Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. Różnica dotyczyła początkowych kilkunastu minut, gdy drużyna z Łubnian wyżej zaatakowała gospodarzy, podejmując próby doprowadzenia do remisu. Ale wobec ofensywnej mizerii Śląsk nie miał zbyt wielu atutów do odwrócenia losów meczu. W 47’ goście wykonywali rzut wolny z 28 metrów (na wprost bramki Startu). Kumiec przesunął piłkę do Gnoińskiego, a najstarszy zawodnik IV ligi posłał klasycznego „kapcia” w bezpiecznej odległości od bramki. Namysłowianie odpowiedzieli szybkim atakiem w 51’. Samborski zagrał ze środka do biegnącego lewą stroną P.Pabiniaka. Ten wypracował sobie trochę miejsca, po czym uderzył z lewego narożnika szesnastki. Uderzona „z fałsza” futbolówka otarła jeszcze o nogi próbującego zablokować piłkę defensora i po wysokim lobie spadła tuż za drugi słupek bramki Śląska. Mieliśmy więc korner (52’) przy którym tradycyjnie piłkę zagrywał P.Pabiniak. Dobre dośrodkowanie spadło na 11-ty metr do Żołnowskiego, który głową posłał „skórę” w odległości 2 metrów od dalszego słupka. Za chwilę (54’) z lewego kornera dorzucił piłkę Kamil Błach, a Żołnowski ponownie wystąpił w roli głównej. Tym razem po jego główce piłka o centymetry minęła bramkę i kibice tylko jęknęli, bo już widzieli ją w siatce! Wobec braku możliwości przedostania się z piłką w okolice bramki Startu, drużyna z Łubnian szukała okazji po stałych fragmentach. W 55’ miała takowy na 35-tym metrze. Po rozegraniu przez Kumca na prawo do Świrskiego, ten odegrał do tyłu Gnoińskiemu, którego próba strzału została zablokowana. Rewanż, to dalekie podanie Stasiowskiego do Samborskiego (56’), błyskawiczny bieg Rafała w kierunku bramki w asyście trzech rywali i strzał z linii pola karnego (z odchylenia), po którym Kozioł piłkę zatrzymał. Najlepszą okazję do wyrównania gracze Śląska wypracowali w 58’. Wtedy to po podaniu z prawej strony Gnoińskiego, z bocznego sektora szesnastki ostro przy słupku uderzył Stręk (13 metrów). Jeszcze lepiej zachował się jednak Stasiowski, odbijając futbolówkę do boku. Za chwilę (60’) burę od kolegów zebrał Włoszczyk, który lekkomyślnie zagrał na własnej połowie do środka. Futbolówkę przechwycił Świrski i mocno uderzył z 30 metrów. Mocno, ale też niecelnie i nadal mieliśmy wynik 1-0. Czerwono-czarni zrewanżowali się szybkim atakiem przedpola Łubnian, gdzie najpierw (62’) zablokowany na 23 metrze został P.Pabiniak, a poprawka Kamila Błacha poszybowała obok bramki. Namysłowianie nie rezygnowali z prób zdobycia drugiej bramki i w 63’ znów nią zapachniało. Tym razem krótka wymiana podań przed polem karnym zakończyła się podaniem na lewo do Włoszczyka, który świetnie dośrodkował na 8 metr. Kamil Błach dobrze nabiegł na piłkę i uderzył z 8 metrów głową, tyle, że trybuny znów jęknęły, bo „kula” poleciała minimalnie, ale jednak obok słupka! W rewanżu (65’) z rzutu wolnego dośrodkował Bartosiewicz. Kamil Błach wybił „kulę” z pola karnego, a czyhający Świrski z woleja huknął wysoko nad bramką. W 66’ arbiter odgwizdał rzut wolny w odległości 35 metrów od bramki Śląska, po tym jak… na murawie za głośno krzyczał w jego kierunku M.Nowak. Potężne uderzenie P.Pabiniaka otarło o nogę jednego z rywali i poleciało 2 metry nad bramką. A po kolejnym już kornerze stoper LZS-u ubiegł składającego się do główki Kamila Błacha. W 73’ dośrodkowanie z rożnego Bartosiewicza pewnie skasował Stasiowski. Po nim nastąpił szybki atak, w którego końcowej fazie Samborski walczył już przy linii końcowej pola karnego (prawa strona) z dwoma rywalami i pojedynek przegrał, choć i tak wywalczył kolejny róg. Po dorzucie (74’)  P.Pabiniaka, nieczysto w piłkę trafił Ptak i tym samym piłka poleciała obok dalszego słupka. W 76’ doczekaliśmy się drugiego trafienia dla namysłowian i od tego momentu kibice oglądali już mecz z całkowitym spokojem. Po faulu przy prawej linii autowej (blisko środka boiska) do wykonania rzutu wolnego zabrał się Włoszczyk. Szymon perfekcyjnie posłał „kulę” na 10-ty metr do Kamila Błacha, który głową uprzedził wychodzącego z bramki Kozioła (jego błąd) i trafił do siatki! Futbolówka spadała lobem i jeszcze na linii bramkowej o jej wybicie walczył jeden z obrońców z Żołnowskim. Z perspektywy trybun, ale i po reakcji Rafała, wydawało się, że ten już na linii wepchnął ją do siatki i cieszył się z własnego trafienia. Po spotkaniu wątpliwości rozwiała jednak namysłowska szatnia, precyzując, że to jednak gol Kamila. Od tego momentu już do końca spotkania atakowali (podobnie jak przez większość meczu) namysłowianie. W 82’ dobrą prostopadłą piłkę zagrał do P.Pabiniaka Biliński, ale Patryka zdołał ubiec defensor. Chwilę później (83’) Smolarczyk przejął odbitą przed polem karnym piłkę i zdecydował się na efektowny strzał z 23 metrów. Ku jego i kibiców niezadowoleniu, ta pomknęła jednak 1 metr obok dalszego słupka bramki Śląska. Za moment (86’) Smolarczyk ruszył lewą stroną do piłki niczym japoński ekspres „Shinkansen”. Bez trudu pozostawił w tyle dwóch goniących go rywali, „wjechał” w szesnastkę, gdzie chciał jeszcze odgrywać do lepiej ustawionego Samborskiego. Połapał się w tym jednak M.Nowak i w ekwilibrystyczny sposób (piętą!) zdołał przeciąć podanie oraz zneutralizować poważne zagrożenie. Ale jeszcze w tej samej 86’ Świrski musiał ratować się faulem na Drapiewskim, aby zapobiec utracie trzeciej bramki. A że piłkarz z Łubnian faulował w polu karnym, to de facto odłożył tylko wyrok w czasie. Do „wapna” podszedł Samborski (87’) i pewnym strzałem przy prawym słupku (choć Kozioł wyczuł jego intencje) ustalił wynik meczu na 3-0 dla NKS-u! Rozluźnieni czerwono-czarni w 88’ o mało sami nie stracili gola. Po walce w naszym polu karnym i odegraniu piłki do tyłu, S.Nowak potężnie uderzył z linii szesnastki. Szczęście, że uderzył w środek bramki, gdzie stojący Stasiowski instynktownie wystawił ręce, odbijając piłkę przed siebie. W innym wypadku rywale zapisaliby na swoje konto bramkę honorową. W 90+3’ oglądaliśmy ostatni atak Startu w Wielką Sobotę. Sprzed pola karnego Biliński świetnie podał do wychodzącego mu w tempo Samborskiego, który na wysokości 11-tu metrów odbił nieco do prawej strony – gubiąc obrońcę i bramkarza – po czym kopnął do pustej bramki. Jeden z defensorów wybił jednak futbolówkę (z linii?, zza linii?) w pole i powstała kontrowersja, bo Rafał ostro protestował, że liniowy bramki nie uznał, a uznać powinien. Tak czy inaczej, chwilę później namysłowianie utworzyli kółko i odtańczyli zwycięski taniec, będący pokłosiem efektownego wyniku, ale przede wszystkim naprawdę dobrej gry przez pełne 90 minut meczu.

W drugiej połowie podopieczni Damiana Zalwerta nie zwolnili tempa. Poza początkowymi minutami, gdy rywale wyżej atakowali, nie pozwolili sobie na smród pod własną bramką. Sami za to stwarzali go bez liku na przedpolu Śląska. Goście nie mieli w sobotę żadnych sensownych atutów (pomysłu na grę z przodu), którymi mogliby zagrozić Stasiowskiemu (z dwoma odosobnionymi wyjątkami). Determinacja w dążeniu do ofensywnej gry Startu zaowocowała dwoma kolejnymi golami, które przypadły nam w udziale jak najbardziej zasłużenie. Takich meczów chcielibyśmy oglądać więcej, najlepiej co tydzień. Bo uczciwie trzeba przyznać, że pod względem czysto piłkarskim był to jeden z najlepszych – jeśli nie najlepszy – mecz naszej drużyny w bieżącym sezonie. Po jesiennej porażce 1-2 w Łubnianach nasi piłkarze odczuwali ogromny niedosyt. Jego powodem była niezasłużona, z przebiegu gry i boiskowych wydarzeń pod obiema bramkami, porażka. W sobotę nikt już żadnych wątpliwości w tej materii nie miał. Chłopcy pokazali się ze znakomitej strony, dlatego nasze oczekiwania względem kolejnego meczu w Otmuchowie niejako z automatu wzrastają. Ciesząc się z tego, co mamy, czekamy na to, co potencjalnie w najbliższym czasie możemy zdobyć. Tymczasem dziękujemy za piękny świąteczny prezent! [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy