Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Rozczarowanie

Odsłony: 9047

Gdyby tuż po ostatnim gwizdku zapytać namysłowskich kibiców o najkrótsze podsumowanie sobotniego meczu Start Namysłów – TOR Dobrzeń Wielki (0-1), Ci z dużym

prawdopodobieństwem odpowiedzieliby: „Rozczarowanie”. Po udanej inauguracji w Lewinie Brzeskim, większość z nas liczyła na to, że czerwono-czarni pójdą za ciosem i z równie wymagającym TOR-em też coś uszczkną. Tymczasem porażka stała się uwierającym nas faktem. Tym bardziej bolesnym, że po blisko 7 miesiącach budowana z mozołem „Twierdza Namysłów” padła bez większego oporu. Podopieczni Damiana Zalwerta nie znaleźli żadnego pomysłu na przechytrzenie mądrze grających gości, dlatego też poniedziałkowa lektura „Nowej Trybuny Opolskiej” niespecjalnie nam smakowała.

Lepiej w mecz weszli dobrzenianie, którzy w 4’ egzekwowali rzut rożny. Z lewej strony dośrodkował Sieńczewski, a akcję na drugim słupku domykał Malik, który głową zgrał piłkę w środek do wbiegającego Komora. Ten jednak naciskany przez defensorów (również głową) przeniósł „kulę” nad poprzeczką. Niebawem Komor ponownie wystąpił w roli głównej. Otrzymawszy podanie błyskawicznie ruszył w kierunku namysłowskiego przedpola. Mimo asysty trzech naszych defensorów gracz TOR-u zdołał z 25 metrów uderzyć bardzo mocno. Odetchnęliśmy jednak, bo po rykoszecie futbolówka w bezpiecznej odległości minęła prawy słupek bramki strzeżonej przez Stasiowskiego. A kolejne dośrodkowanie z kornera Sieńczewskiego nasz golkiper z trudem wypchnął nad poprzeczkę. W 6’ oglądaliśmy czwarty rzut rożny dla gości (!), po którym Zalwert głową wyjaśnił sytuację, choć za moment przy linii autowej arbiter odgwizdał wątpliwy faul Włoszczyka na jednym ze skrzydłowych. Głębokie dośrodkowanie w namysłowską szesnastkę było bardzo nieprzyjemne, ale nasi zawodnicy poradzili sobie z nim i zagrożenie skasowali. Ze strony gości podniósł się gremialny protest, że w zamieszaniu jeden z naszych obrońców zagrał piłkę ręką. Arbiter na ich reklamacje okazał się jednak niewzruszony, nakazując grać dalej.

W początkowych minutach Start grał bardzo nerwowo, co przy dosyć wysokim pressingu rywali nasz zespół sprawiał wrażenie niezorganizowanego. W 11’ zagranie ze środka boiska spadło za plecy Tistka, prosto pod nogi nadbiegającego Komora. Nasz lewy defensor próbował odebrać rywalowi piłkę, lecz ten w momencie ataku zwiódł go na zamach, po czym strzelił z kilkunastu metrów po „długim rogu”. Po bardzo groźnym uderzeniu mogliśmy tylko odetchnąć, gdyż piłka o centymetry minęła namysłowski słupek i wyszła w aut. Pierwszy kwadrans zakończył mocnym, ale bardzo niecelnym uderzeniem Sieńczewski (15’). W 16’ ławka rezerwowych TOR-u widziała już piłkę w siatce, lecz kapitalnie spisał się Stasiowski. Po akcji lewym sektorem boiska futbolówka została wycofana na 23 metr, skąd wszędobylski Sieńczewski sprzymierzył idealnie w okienko. Ale namysłowski golkiper efektownie pofrunął w kierunku „kuli” i dosłownie opuszkami palców zdołał ją odbić do boku! Tak kapitalnej interwencji dawno przy Pułaskiego nie widziano.

Pierwszy ciekawy wypad podopiecznych trenera Zalwerta zanotowaliśmy dopiero w 21’. Wtedy to po krótko wyrzuconym aucie, z prawej strony uderzeniem z woleja popisał się Ł.Pabiniak. Odległość była jednak zbyt duża, a kąt zbyt ostry, aby Grabowski nie poradził sobie ze strzałem. Tym bardziej, że futbolówka poleciała dokładnie tam, gdzie stał. Z każdą kolejną minutą uwidoczniał się problem Startu z grą w środku pola. Nasi chłopcy zagrywali niedokładnie, notując sporo niewymuszonych strat. Chwilę później (22’) Samborski w kole środkowym sprytnie „klepnął” piłkę w kierunku szarżującego Smolarczyka. Ten w asyście stopera pomknął w kierunku bramki, lecz będąc już w szesnastce oddał bardzo kiepski, do tego niecelny strzał. W odpowiedzi (24’) Malik wrzucił piłkę z autu w szesnastkę (z prawej strony), gdzie po chwilowym zamieszaniu futbolówka znalazła się na 20-tym metrze. Doskoczył do niej Benedyk, ostro uderzając po ziemi, jednak Stasiowski był czujny i złapał ją w „koszyczek”. Niebawem (26’) znów zadrżeliśmy, gdy Achtelik w dobrej sytuacji (będąc w szesnastce, po prawej stronie, na 14-tym metrze) kąśliwie uderzył, a odchodząca piłka o pół metra minęła naszą świątynię. W 29’ to namysłowianie pojawili się na przedpolu przeciwnika. Po wprowadzeniu piłki z autu, Tistek dośrodkował do Zalwerta, który już w polu karnym próbował oszukać zwodem Bednarza. Ten jednak czysto wybił mu „skórę” spod nóg i zagrożenie minęło. Odpowiedzieliśmy rzutem wolnym z 38 metrów Sarnowskiego, tyle, że najpierw Grabowski, a później jeden z obrońców, zdołali sytuację uspokoić. W 32’ kibicom Startu znów zrobiło się gorąco. Wtedy to po ataku prawą stroną Wolański zagrał do Komora, a ten uderzył ostro po ziemi tuż przy prawym słupku. Stasiowski przewidział jednak rozwój zagrażających mu wypadków i w ostatniej chwili wystawił rękę, zagradzając w ten sposób futbolówce drogę do siatki.

Dobrzenianie wykonywali sporo rzutów rożnych, których etatowym wykonawcą był Sieńczewski. Od 32’ po prawej stronie zluzował go jednak przy egzekwowaniu tych stałych fragmentów Luptak. W 35’ golkiper TOR-u niepotrzebnie wychodził z bramki, w kierunku atakującego Włoszczyka. W efekcie nasz młody skrzydłowy wywalczył rzut rożny (większego zagrożenia po nim jednak nie było). W końcówce pierwszej połowy czerwono-czarni zerwali się wreszcie do ataku, tyle, że niebawem arbiter zaprosił obie drużyny do szatni. Najpierw w 44’ Biliński posłał daleką piłkę do Samborskiego. Ten z prawego narożnika boiska wycofał ją do Włoszczyka, który krótko odegrał do P.Pabiniaka. Patryk z kolei podał wzdłuż linii 16-tu metrów do wbiegającego za akcją kuzyna Łukasza, lecz „Arum” źle złożył się do strzału i z ciekawego ataku wyszły nici. Za chwilę (45’) Sarnowski znalazł podaniem P.Pabiniaka, który przed polem karnym „przełożył” dwóch rywali, po czym strzelił po ziemi. Strzelił celnie, lecz czujny Grabowski odbił piłkę do boku.

Drugie 45 minut zaczęło się od ataków gości. W 47’ strzał Wolańskiego z 20 metrów został zablokowany. Do rykoszetu ruszył jednak K.Morka i dopiero w ostatniej chwili został uprzedzony przez Stasiowskiego. Nasz zespół odgryzł się w 48’. Dośrodkowanie z prawego kornera P.Pabiniaka ostatecznie trafiło na 13-ty metr do Ł.Pabiniaka, którego strzał w środek bramki Grabowski zatrzymał. Za moment (49’) akcję prawą flanką zamknął dorzutem spod linii końcowej Wolański. Jego zamiarów nie przeczytał jednak K.Morka, który wbiegł zbyt głęboko i w efekcie „kula” spadła na 7 metr, już za jego plecami. A sytuacja była wyśmienita (pusta bramka), gdyż nasz golkiper akurat stał przy krótkim słupku, asekurując wspomniane dośrodkowanie. Rywale nie rezygnowali i w 52’ ponownie nam zagrozili. Tym razem po dośrodkowaniu z lewego kornera Sieńczewskiego, do lecącej futbolówki przepchnął się Wolański, muskając ją głową na 6-tym metrze. Na szczęście piłka poleciała w bramkowy aut, bo gdyby napastnik TOR-u przymierzył dokładnie, Stasiowski nie miałby raczej większych szans na interwencję. Ofensywną mizerię namysłowian starał się przerwać Samborski, lecz jego próba z 28 metrów (56’) nie sprawiła kłopotów Grabowskiemu. 57’ okazała się decydującą dla losów spotkania. Wtedy to Bednarz przed polem karnym bezkarnie przemykał obok trzech naszych defensorów, po czym odegrał piłkę na lewą stronę. Dośrodkowanie spadło w okolice 8 metra, odbiło się jeszcze od jednego z zawodników i spadło pod nogi Benedyka, który strzałem z półobrotu pokonał próbującego ratować sytuację Stasiowskiego. Za chwilę (59’) Wolański sprawdził czujność naszego bramkarza uderzeniem po ziemi (20 metrów), ale „Stachu” zachował spokój i piłkę wyłapał. Nie minęła minuta (60’), a Bednarz zdecydował się na potężny strzał z 16 metrów. Lecąca z impetem futbolówka trafiła jeszcze w Zalwerta, zmieniając tor lotu i lądując na aucie bramkowym.

Widać było, że tuż po objęciu prowadzenia, dobrzenianie chcieli pójść za ciosem, aby końcówkę spotkania rozgrywać bez zbędnego stresu. W 63’ Ł.Pabiniak zagrywał głową do Stasiowskiego, który musiał się wyraźnie sprężyć, aby ubiec ostro ruszającego w jego kierunku K.Morkę. Po szybkim wznowieniu długa piłka trafiła do Samborskiego, który chcąc ubiec wychodzącego mu naprzeciw bramkarza, zdecydował się na lobowanie z 16-tu metrów. Kibice podnieśli się z krzesełek, ale ostatecznie szybko usiedli, bo lob okazał się niecelny. Niebawem (66’) na strzał z 35 metrów zdecydował się bohater dnia Sieńczewski, ale Stasiowski (to cichy bohater Startu) ponownie był na posterunku. W następnym kwadransie gra toczyła się głównie w środku pola, a kibicom nie dane było zobaczyć interweniujących bramkarzy. Dopiero w 81’ do dalekiego podania jednocześnie wyskoczyli Grabowski z P.Pabiniakiem i po wzajemnym kontakcie obaj upadli na murawę. Arbiter nie dopatrzył się jednak przewinienia rywala i gra toczyła się dalej. W 88’, po wybiciu piłki z autu, ta trafiła do Bilińskiego. Kamil z 27 metrów uderzył jednak tyleż mocno, co wysoko. Natomiast w ostatniej akcji spotkania (90+1’) Stasiowski dalekim wykopem uruchomił Rembielaka, który w momencie przyjęcia uniósł zbyt wysoko nogę i w efekcie akcję z własnej szesnastki wznowili goście.

Ostatni gwizdek zadecydował o tym, że 3 punkty pojechały do Dobrzenia Wielkiego. Start zaprezentował się słabo i dlatego trudno nawet mówić, że kibice mogliby mieć uczucie niedosytu. Nie mogli, bo w ofensywie nasze aktywa były znikome. Dwa strzały, które nie sprawiły większego kłopotu Grabowskiemu to zdecydowanie za mało, aby myśleć o punktach. Przy większej dozie szczęścia mogliśmy się pokusić o bezbramkowy remis, tyle, że i w defensywie nasza gra pozostawiała sporo do życzenia. Z drugiej strony porażka 0-1 i tak może być traktowana jako najniższy wymiar kary, gdyż dobrzenianie stworzyli sobie jeszcze trzy bardzo klarowne okazje. Dobry mecz rozegrał jednak Stasiowski i to w głównej mierze dzięki niemu zawdzięczamy rezultat „na styku”. W poczynaniach naszych zawodników za dużo było nerwowości. Czerwono-czarni mieli duże problemy, aby grając po ziemi, przedostać się pod bramkę rywala. Stąd też po przerwie oglądaliśmy regularne „dzidy” posyłane w kierunku Samborskiego. Osamotniony w ataku Rafał był jednak dobrze pilnowany przez graczy TOR-u i niewiele mógł zdziałać. Za główną przyczynę porażki uznać trzeba brak pomysłu na grę w środku pola. Traciliśmy tam zdecydowanie za dużo piłek. To efekt zagęszczenia tej części boiska przez przeciwników, wśród których brylował Sieńczewski. Doświadczony kapitan gości grał niczym rasowy playmaker sprzed kilkunastu lat, gdy gra w dużym stopniu opierała się właśnie na kreatywnym środkowym. Ze świetnie ułożoną stopą najlepszy piłkarz zawodów wykonywał większość stałych fragmentów gry. Do tego sukcesywnie rozdzielał piłki między swoich kolegów. A jak pojawiała się możliwość, to nie stronił też od strzałów z dystansu. Przy znakomicie usposobionym Sieńczewskim nasza mało doświadczona formacja środkowa niewiele była w stanie wskórać. Z drugiej strony zimny prysznic zafundowany Startowi w dalszej części sezonu może okazać się zbawienny. Nasi młodzi zawodnicy przekonali się bowiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i cały czas trzeba się mieć na baczności. Po meczu z Olimpią wydawało się, że wskoczyliśmy na właściwe – nomen omen – tory. Ale TOR skutecznie nas z nich wykoleił. Znając trenera Zalwerta, ten pewnie w najbliższym tygodniu dokładnie przeanalizuje słabe punkty sobotniego meczu i postara się zrobić wszystko, aby z pięty achillesowej uczynić skuteczną tarczę. W Lewinie Brzeskim nasz zespół miał miejsce na to, by ze środka pola zagrywać piłki do atakujących. W sobotę tego miejsca rywal nam już nie zostawił. Trzeba więc pomyśleć nad rozwiązaniem, które przywróci nam możliwość wyrównania sił tej newralgicznej formacji. Pracy jest sporo, ale wierzymy, że sumiennie odrobiona, sobotnia lekcja, przyniesie wymierne korzyści już w następnym spotkaniu. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy