Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Niewiadoma

Odsłony: 9343

Przedostatni mecz kontrolny za nami. W ostatnią sobotę piłkarze namysłowskiego Startu zmierzyli się z Bierutowie z Widawą, po zaciętej grze remisując 2-2. Nierozstrzygnięty

wynik jest swego rodzaju metaforą, bowiem nie do końca wiemy, w jakiej formie znajdują się czerwono-czarni. Bynajmniej nie mamy na myśli formy stricte fizycznej, lecz sportową. Trudno bowiem obiektywnie ocenić drużynę, która na kilkanaście dni przed startem ligi występuje w składzie wyraźnie różniącym się od optymalnego. Nie jest to jednak winą trenera Damiana Zalwerta, który z różnych przyczyn nie mógł skorzystać z usług czterech kluczowych ogniw zespołu, tj. Rafała Samborskiego, Patryka Pabiniaka, Kamila Bilińskiego i bramkarza Wojciecha Stasiowskiego. Ale mimo sporych ubytków kadrowych, pozostali zawodnicy pokazali, że są w stanie rywalizować na poziomie IV ligi. Bierutowianie są bowiem dolnośląskim reprezentantem tej klasy rozgrywkowej. Szkoda tylko, że okresy dobrej, zorganizowanej gry ulubieńcy Namysłowa przeplatają trudno zrozumiałymi przestojami. No i po raz kolejny, mimo strzelenia dwóch goli, niepokoi nas indolencja strzelecka. Tak właśnie było w ostatni weekend.

Po pierwszych 45 minutach niewielka grupka sympatyków czerwono-czarnych mogła czuć się częściowo usatysfakcjonowana. Podopieczni D.Zalwerta grali składnie i z pomysłem, dosyć często przebywając na połowie gospodarzy. Nasz zespół prowadził grę, zmuszając przeciwników do zabezpieczania własnego przedpola. Dobra gra ofensywna przełożyła się na stworzenie kilku bardzo dobrych okazji bramkowych, tyle, że „jesienna zmora” za nic nie chce Startu opuścić. W decydujących momentach szwankowała skuteczność i zamiast objąć dosyć pewne prowadzenie, na przerwę obie jedenastki zeszły przy wyniku remisowym. Mecz otworzył Bartosz Dempniak, który w 14’ musiał trafić między słupki po świetnej akcji Kamila Błacha. Jeden z braci bliźniaków odważnie zaatakował prawą flanką, zwiódł atakującego go obrońcę, po czym dograł do autora gola. Namysłowianie prowadzenie nie utrzymali jednak zbyt długo. 10 minut później radość zapanowała wśród fanów Widawy, gdy po błędzie naszej defensywy Zająca pokonał Chirowski (24’). Koniecznie trzeba wspomnieć o niewykorzystanych okazjach, których doliczyliśmy się czterech. Trzy z nich zaprzepaścił Kamil Smolarczyk i z tego tytułu mógł być mocno niepocieszony. Miejmy nadzieję, że „Smolar” zdoła się do premiery rozgrywek odblokować. Albo inaczej, Kamil nie musi za tydzień pokonywać golkipera Skalnika (z graczanami zagramy ostatni mecz kontrolny). Niech oszczędza amunicję na pierwszy bój z Olimpią i wtedy „odpali”.

Z przebiegu pierwszej połowy kibice mogli być zadowoleni. Bierutowanie napawali się optymizmem przed swoimi rozgrywkami, w których na półmetku okupują lokatę w strefie spadkowej. Podobne odczucia (choć z zastrzeżeniem wspomnianego braku skuteczności) mieli też kibice Startu, którzy podobnie jak sąsiedzi, także z niepewnością spoglądają w aktualną tabelę.

Miny nieco nam zrzedły po przerwie, bo spotkanie nie było już tak ciekawe. Nie można było odmówić piłkarzom walki i boiskowej ambicji, których nie brakowało. To jednak dobre dla piłkarskich koneserów, bo dla przeciętnego kibica sporo niedokładności i chaosu jest jednak mało strawne. Czerwono-czarni podejmowali kolejne próby zagrożenia bierutowskiej świątyni, lecz trudności napotykali już w momencie próby sforsowania zasieków obronnych rywali. W tej szarpanej grze niespecjalnie widać było zespół dominujący, choć trzeba przyznać, że lepiej wyglądali po przerwie gracze Widawy. Przede wszystkim częściej próbowali zagrozić stojącemu w bramce Zającowi, co w końcu przełożyło się na wymierny efekt. W 56’ autorem gola okazał się Magiera, najgroźniejsze żądło rezydentów z ulicy… Namysłowskiej. Na szczęście utrata gola nie zdeprymowała piłkarzy Startu, którzy mimo boiskowej szarpaniny, do końca podejmowali mniej lub bardziej udane próby ataków „prostokąta” gospodarzy. Nieustępliwość i determinacja została wynagrodzona namysłowianom w 88’. Wówczas to celnie do siatki główkował Jakub Drapiewski po precyzyjnym dograniu piłki z rzutu wolnego przez Szymona Włoszczyka. W ostatnich minutach obie strony próbowały zerwać się jeszcze do przeprowadzenia decydującej akcji, jednak efekt tych poczynań nie niósł już znamion zagrożenia.

Remis 2-2 z Widawą Bierutów, to wynik, który nie jest ani dobry, ani zły. To przede wszystkim rezultat kilku składowych, niekoniecznie odzwierciedlających aktualny potencjał czerwono-czarnych. O personalnych osłabieniach wspomnieliśmy na początku. No to należy dodać jeszcze dziwną, czy wręcz niezrozumiałą zmianę w boiskowych poczynaniach. Przed przerwą namysłowianie grali naprawdę ciekawą dla oka piłkę, ale im dalej w las, tym ciemniej. W drugiej połowie nasz zespół grał bowiem tak, jakby o swoich możliwościach prezentowanych w I części w ogóle nie wiedział. Na obecną chwilę brakuje nam elementu powtarzalności, czy jak kto woli, utrzymania koncentracji i płynności przez pełne 90 minut. Dobre fragmenty Start przeplatał kompletnie nijaką grą, co oczywiście nawet na poziomie IV-ligowym jest sporym mankamentem. Pozostaje mieć nadzieję, że sprawdzian generalny (w najbliższą sobotę ze Skalnikiem) pójdzie już po myśli namysłowskiego coacha i do pierwszej rywalizacji o punkty drużyna przystąpi podbudowana piłkarską solidnością. A obecna niewiadoma szybko pójdzie w zapomnienie. Tego sobie bynajmniej życzymy. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy