Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Topór nad głową

Odsłony: 9248

Nie tak to wszystko miało wyglądać... W sobotę piłkarze namysłowskiego Startu mobilizowali się przed potyczką w Mechnicach, chcąc wreszcie przełamać wyjazdowy impas.

Mobilizacja, konsekwencja i koncentracja. Te trzy słowa przyświecały zespołowi, który wyszedł na boisko. Dodajmy boisko wyjątkowo niewdzięczne, bo nie dość, że małe, to jeszcze bardzo nierówne. Żadne to jednak tłumaczenie, skoro warunki dla obu ekip były jednakowe. Ale bieżące występy w takich warunkach powodują, że przed każdym domowym spotkaniem handicap jest po stronie tamtejszego LZS-u. Niestety, namysłowianie nie wpisali się w trend sprzed tygodnia, kiedy to większyckie Po-Ra-Wie rozbiło miejscowych aż 5-0. Czerwono-czarni podtrzymali za to irytującą serię kończenia meczów w delegacji z punktowym zerem na koncie. Czy była szansa w Mechnicach wygrać? Oczywiście, że tak. Warunkiem podstawowym była jednak skuteczność. A że tej – mimo kilku świetnych okazji –zabrakło, to i w drogę powrotną nasz zespół udał się w bardzo minorowych nastrojach. Nie powinno to jednak dziwić, bowiem licznik Startu kolejnych porażek na obcym terenie wciąż bije i dziś pokazuje cyfrę 6. W tym roku kalendarzowym już go nie zatrzymamy, bo do końca rundy jesiennej pozostał nam już tylko jeden domowy mecz. Jeśli jednak drużyna wiosną nie zacznie punktować poza Namysłowem, to perspektywa gry w klasie okręgowej coraz bardziej zacznie się urealniać. A to już byłby dla zasłużonego klubu wyjątkowy dramat…

Sobotnie zawody zaczęły się już w 22 sekundzie, kiedy to po długim podaniu sprzed własnej szesnastki Kurpierza, uderzający już z namysłowskiej szesnastki Greinert posłał futbolówkę wysoko nad bramką. Sposób rozwiązania akcji był, jak się później okazało, dominującą strategią w drużynie gospodarzy. Małe i nierówne boisko nie pozwala bowiem w Mechnicach na prowadzenie płynnej gry. Namysłowianie przekonali się o tym w kolejnych minutach, próbując rozgrywać futbolówkę w boczne sektory boiska. Zagrania na jeden kontakt praktycznie nie były możliwe, stąd miejscowi spokojnie rozbijali nasze ofensywne próby, sami czyhając na szybkie przerzuty z własnego przedpola. W 8’ Sarnowski posłał kapitalną półgórną piłkę do wbiegającego w pole karne Kamila Błacha. Ten jednak w momencie przyjęcia „kuli” znalazł się w narożniku pola bramkowego, gdzie Krystian Zyla skrócił mu kąt i zablokował strzał. Rywale odpowiedzieli chwilę później (9’), choć akurat po sytuacyjnym podaniu z prawej flanki (zza szesnastki), przejmujący piłkę na 9 metrze Greinert złapany został w ofsajd. Na murawie oglądaliśmy bilard, bo żadna z drużyn nie potrafiła dłużej utrzymać się przy piłce. W 14’ czerwono-czarni powinni jednak objąć prowadzenie. Smolarczyk otrzymał wówczas piłkę przy prawej linii autowej i popędził z nią (gubiąc dwóch rywali) aż do narożnika boiska. Tam zdecydował się wgrać „kulę” przed bramkę, gdzie Dempniak z 6 metrów trafił prosto w intuicyjnie interweniującego K.Zylę! Z kolei poprawka wolejem z 10 metrów Smolarczyka (pobiegł za akcją) poszybowała nad poprzeczką! Kolejny jednak raz LZS zdołał się nam kąśliwie zrewanżować. W 17’ po kilku przebitkach na obwodzie szesnastki, Gajda bardzo mocno uderzył z 20 metrów. Zmierzającą przy słupku piłkę w świetnym stylu Stasiowski odbił jednak do boku i mechniccy sympatycy mogli tylko westchnąć. Minutę później (18’) Kamil Błach zagrał dalekiego crossa do Smolarczyka, który próbował przedrzeć się z prawej flanki w pole karne rywali. Kamil dwóch defensorów minął, jednak przewrócił się w momencie interwencji Bąka. Przez chwilę na trybunach zapanowała cisza. Arbiter jednak nakazał grać dalej, a po kilku sekundach udzielił naszemu napastnikowi reprymendy za rzekomą „jaskółkę”. Za chwilę (19’) jeden z piłkarzy LZS-u dobrze dorzucił piłkę na 12-ty metr, gdzie Kampę przytomnie uprzedził Zalwert, wybijając piłkę na korner. W 21’ faul na Sarnowskim (40 metrów od bramki K.Zyli) poskutkował rzutem wolnym dla NKS-u. Strzał ze stojącej piłki Drapiewskiego (tzw. „spadający liść”) przeleciał jednak około metra od dalszego słupka mechnickiej świątyni. Przez kilka minut goście ponownie starali się rozgrywać piłkę, a zagęszczeni na własnym przedpolu miejscowi zorientowani byli na wymuszanie błędu Startu i próbę szybkiego ataku. W 25’ w roli głównej wystąpili bracia bliźniacy. Krystian posłał precyzyjną prostopadłą piłkę do znajdującego się na linii szesnastki Kamila. Ten jednak źle sobie „kulę” przyjął, bo w innym przypadku znalazłby się sam przed bramkarzem. W 30’ rywale w krótkim odstępie czasu trzykrotnie wrzucali piłkę w bezpośrednią okolicę pola bramkowego Startu. Za trzecim razem Żołnowski głową wyjaśnił sytuację, wybijając piłkę nad namysłowską bramką. Po przeciwnej stronie (33’) Drapiewski ponownie próbował swoich sił z rzutu wolnego (z większej odległości), ale wysoki Kurpierz głową skasował zagrożenie. W środku pola zaczęło dochodzić do przepychanek. Podopieczni Damiana Zalwerta próbowali małej gry, z kolei ekipa Krystiana Golca skutecznie ją neutralizowała, krótko pilnując naszych ofensywnych piłkarzy. W 36’ po rozegraniu kornera Gajda szukał sobie miejsca do oddania strzału, a jak już znalazł, to uderzył wysoko nad bramką (z 20 metrów). W 38’ Biliński ze stojącej piłki uderzył w mur, lecz przytomnie zachował się Krystian Błach, spadającą futbolówkę posyłając od razu za linię obrony gospodarzy. Niestety, dwóch naszych ofensywnych graczy znalazło się na ofsajdzie i z dobrej okazji wyszły nici. W 39’ z rzutu wolnego dośrodkował dla odmiany Krystian Błach. Bitą z lewej flanki „skórę” mechniczanie odbili na 18-ty metr, gdzie z powietrza mocno uderzył Biliński. Aż żal, że zamiast w siatce, bomba Kamila spadła kilkadziesiąt centymetrów za poprzeczką. LZS zrewanżował się kornerem w 42’. Wtedy to po przepychankach i drugim z rzędu wprowadzonym rzucie rożnym, źle do główki z 6 metrów złożył się wysoki Kurpierz i zamiast do siatki, skierował „kulę” do boku, gdzie sytuację po chwili wyjaśnił dalekim wykopem Kamil Błach. Wyszła z tego kontra, lecz będący w lewym narożniku szesnastki Smolarczyk został przy próbie strzału zablokowany. Ostatnia akcja miała miejsce pod bramką miejscowych. W 45’ Drapiewski głęboko dośrodkował „kulę” spod linii autowej, Smolarczyk zgrał ją przed bramkę, ale składający się do strzału Kamil Błach został zastopowany przez czujnych obrońców LZS-u.

Pierwsze 45 minut było wyrównane, lecz więcej sytuacji podbramkowych wypracowali sobie czerwono-czarni. Nasz problem dotyczył jednak ich wykończenia i w efekcie oba zespoły zeszły do szatni przy bezbramkowym wyniku. Na murawie oglądaliśmy mnóstwo walki i stykowych sytuacji. Momentami Start zabierał się za rozgrywanie piłki, lecz miał z tym spory kłopot nie tylko ze względu na nierówną murawę, ale i ścisłe krycie rywali. Podopieczni Krystiana Golca teren starali się zdobywać długimi przerzutami, co kilkukrotnie im się udało. Spotkanie trzymało w napięciu, choć o płynnej grze w piłkę trudno mówić. Była ona bowiem szarpana, a piłka bardzo często po dwóch – trzech podaniach przechodziła w posiadanie drużyny przeciwnej. Grę obu drużyn trafnie spuentował jeden ze starszych kibiców zasiadających pod budynkiem klubowym, mówiąc, że ogląda „dziki mecz”.

W drugą połowę lepiej weszli namysłowianie, którzy za sprawą Bilińskiego oddali niecelny strzał z dystansu (46’). Mechniczanie pod naszą bramkę zawitali w 51’, gdy po wyrzucie z autu (z prawej strony boiska) piłka trafiła do Greinerta, a ten przy próbie strzału został zablokowany. Niebawem dobra interwencja Tistka głową (54’) spowodowała, że dwaj atakujący LZS-u musieli się obejść smakiem na 6 metrze. Za chwilę (55’) po dośrodkowaniu z kornera (lewa strona) zamykający na długim słupku akcję Kurpierz źle przyłożył nogę, zaprzepaszczając znakomitą okazję do otwarcia wyniku. Niedługo potem (58’) szeroka klepka po trójkącie (przy prawej linii autowej) między Zwolińskim, a Kampą, zakończyła się na skasowaniu jej przez Zalwerta. Namysłowianie odpowiedzieli na ten atak prawie idealnie (58’), gdy po podaniu z głębi Żołnowskiego do Samborskiego, ten drugi zdecydowanie zabrał się z piłką i przy asyście dwóch defensorów z lewej strony ostro uderzył na bramkę. Niestety, futbolówka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole, a czerwono-czarni mogli tylko westchnąć po zaprzepaszczonej okazji. Pięć minut później (65’) Smolarczyk przedarł się lewą stroną, po czym wymanewrował dwóch obrońców i uderzył po ziemi na bliższy słupek. Zbyt lekko jednak, aby zaskoczyć K.Zylę, który spokojnie złapał „kulę” w bramkarski koszyczek. Mechniczanie szansy szukali w 66’, gdy po faulu Kamila Błacha na Greinercie, arbiter wskazał na rzut wolny z 35 metrów. Uderzenie Tudyki było tyleż mocne, co niecelne, więc futbolówka poszybowała w przysłowiowe chmury… W 69’ piłka dosyć długo znajdowała się w okolicach szesnastki LZS-u, gdzie namysłowianie ją wstrzeliwali. Wreszcie po zagraniu Drapiewskiego, Sarnowski zdecydował się odważnie wjechać w pole karne, gdzie po kontakcie z rywalem padł na murawę. Na próbę wymuszenia „wapna” arbiter nie dał się nabrać, wymownie sugerując naszemu młodemu pomocnikowi, że następnym razem tolerancyjny już nie będzie. Za chwilę (70’) dośrodkowanie z rożnego Bilińskiego zostało na tyle skutecznie zablokowane, że mechniczanie wyprowadzili kontratak, po którym Greinert strzelił z lewej strony obok słupka. W kolejnej akcji (74’) aktywny Greinert podał piłkę ze środka Gajdzie, którego przy próbie przedarcia się na namysłowskie przedpole zablokował grający trener Zalwert. Niestety, w 75’ piłkarze w zielonych kostiumach strzelili bramkę. Na strzał z ok. 35 metrów zdecydował się jeden z mechniczan, a futbolówka odbiła się jeszcze od naszego stopera i zmieniając trajektorię lotu (ale i obracając się w poziomie) spadła w okolice pola bramkowego Startu. Wydawało się, że Stasiowski skasuje zagrożenie, tymczasem naszemu golkiperowi futbolówka wyślizgnęła się z rąk, a stojący obok Gajda dopełnił formalności, wpychając ją z bliska do pustej bramki. Nie mając nic do stracenia, oszołomieni czerwono-czarni postanowili zaatakować przedpole LZS-u większą liczbą graczy. W 82’ po kolejnym dorzucie piłki z kornera (Bilińskiego), ta spadła na 25-ty metr, gdzie próba Rembielaka została skutecznie zablokowana. Rywale mający dobry wynik w zasięgu ręki niespecjalnie kwapili się do wdawania się w piłkarską wymianę ciosów. Ale i tak w 85’ mogli podwyższyć prowadzenie. Najpierw rozegranie rzutu wolnego (z prawej flanki) i próbę Greinerta zastopował Żołnowski. Za chwilę jednak było dużo groźniej. Wrzutka z prawego sektora boiska (dośrodkowywał sprytny i szybki Zwoliński) spadła na głowę Kampy, który w bardzo dobrej sytuacji z 10 metrów główkował niecelnie. Namysłowianie miotali się w końcówce pod bramką gospodarzy. W 86’ Włoszczyk chciał wykazać się strzałem z 20 metrów, ale został zablokowany. Dwie minuty później (88’) Start przeprowadził płynny atak, po którym dorzut z lewej strony minął głowy kotłujących się przed bramką piłkarzy. Jeszcze w tej samej akcji futbolówka ponownie znalazła się pod nogami Włoszczyka, który tym razem uderzył z 22 metrów zbyt lekko, aby zaskoczyć K.Zylę. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry goście oblegali przedpole LZS-u, po tym jak z rzutu wolnego „skórę” wgrał w niebezpieczną strefę Drapiewski. Jedyne co udało nam się wywalczyć, to korner za sprawą Żołnowskiego, z którego niewiele wynikło.

Po przerwie obraz gry niewiele się zmienił. Na murawie nadal dominowała walka i częściej szarpana, niż płynna gra. W każdym razie kibice piłkarskich fajerwerków nie zobaczyli, choć na brak zaciętości narzekać nie mogli. W tej futbolowej przepychance skuteczniejsi okazali się zawodnicy z Mechnic, jedynego gola meczu uzyskując po błędzie namysłowskiego golkipera. Stasiowskiego nie chcemy jednak winić za porażkę, gdyż nie była to dla niego łatwa interwencja (dziwnie obracająca się w locie piłka i nierówna murawa). Problem leżał bardziej w skuteczności pod bramką przeciwników, a właściwie jej braku. Ze strzelaniem goli czerwoni-czarni mają ewidentny problem i stąd mocno niepokojąca sytuacja w tabeli. Remis w Mechnicach nie krzywdziłby żadnej ze stron, ale jak wiadomo, za wrażenia artystyczne punktów w piłce nożnej się nie przyznaje. Beniaminek potwierdził, że z domowego pogromu sprzed tygodnia piłkarze wyciągnęli wnioski. LZS zagrał bardzo walecznie i nieustępliwie, do tego wzajemnie się asekurując na niewielkiej przestrzeni. M.in. z tego powodu namysłowianie mieli kłopot ze sforsowaniem miejscowej defensywy. Gdybyśmy z czterech okazji golowych wykorzystali choć jedną, nasze nastroje byłyby zasadniczo inne. Gdybyśmy… To mechniczanom wystarczyło jedno trafienie, do tego, by cieszyć się z kompletu punktów i dziś to już historia. Czas na szybką odbudowę przed ostatnim meczem.

Proza życia obchodzi się teraz ze Startem dosyć bezceremonialnie. Nad czerwono-czarnymi głowami zawisł topór, którego ostrze złowrogo błyszczy. Na razie kat wykonał zamach do tyłu (czytaj: jesteśmy na półmetku rozgrywek), co jeszcze nic nie oznacza. Jeśli jednak nie chcemy, aby nasz zespół został ścięty (czytaj: widmo relegacji do okręgówki), to w ostatnim meczu jesieni musimy bezwzględnie zapunktować i zakończyć 5-meczową bessę. W innym wypadku przezimujemy w strefie spadkowej, co w przypadku tak zasłużonego klubu nie powinno mieć miejsca. Na razie ogłaszamy alarm I stopnia, czyli na razie bez paniki, ale miejmy się na baczności. W sobotę koniecznie uporajmy się z Po-Ra-Wiem, a okres zimowy poświęćmy na większą kreację gry w ofensywie oraz treningi strzeleckie. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
1 Komentarze | Dodaj własne