Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Irytacja

Odsłony: 10096

Przed pierwszym gwizdkiem kędzierzyńskich zawodów, większość obserwatorów IV ligi opolskiej faworyta meczu Chemik – Start upatrywała w gospodarzach. I nie tylko

dlatego, że nasi rywale plasowali się wyżej w tabeli, mając też – co zrozumiałe – więcej punktów na koncie. Chodziło raczej o postawę namysłowian w meczach na obcych boiskach, gdzie Ci – delikatnie mówiąc – nie spisują się najlepiej. Tym większym więc zaskoczeniem był dla kibiców przebieg pierwszej połowy, po której czerwono-czarni nie dość, że całkowicie zneutralizowali poczynania „Chemicznych”, to jeszcze strzelili im bramkę. Cóż jednak z tego, skoro po zmianie stron wszystko wróciło do – fatalnej dla Startu – normy. Na drugie 45 minut podopieczni Damiana Zalwerta wyszli na murawę zupełnie odmienieni, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Nasi chłopcy wręcz zaprosili przeciwnika do rozgrywania piłki na własnym przedpolu i to musiało się źle skończyć. Futbol nie znosi nijakości, dlatego też nasza porażka 1-2 stała się – choć wcale nie musiała – irytującym faktem.

Mecz bardziej obiecująco zaczęli namysłowianie. W 5’ dalekie podanie z głębi pola trafiło do wbiegającego w szesnastkę Samborskiego, który jednak w asyście dwóch defensorów źle uderzył z 10 metrów i futbolówka poszybowała w chmury. Gdyby Rafał wykazał więcej precyzji, to bardzo możliwe, że Olszewski musiałby wyciągać piłkę z siatki. W odpowiedzi (11’) przy dośrodkowaniu z prawej flanki Czepul miał duże problemy z opanowaniem futbolówki i zaczepna akcja spaliła na panewce. Nasz zespół poczynał sobie dosyć swobodnie, w zarodku eliminując próby zawiązywania akcji Chemika. W 14’ Kamil Błach przedarł się lewą stroną w pobliże linii końcowej, lecz jego próbę oszukania rywali przeczytali defensorzy, wybijając „skórę” na korner. Niebawem (17’) Drapiewski zarzucił piłkę z lewej strony, lecz walczącego na 5-tym metrze Włoszczyka zdołał powstrzymać kędzierzyński golkiper (futbolówka ponownie znalazła się poza linią końcową). Z rogu (18’) na bliższy słupek dośrodkował Biliński, a tam Samborski precyzyjną główką uderzył piłkę w długi róg bramki Olszewskiego i prowadzenie Startu stało się faktem! W 26’ Włoszczyk dosyć nieoczekiwanie dostał piłkę zagraną z większej odległości, lecz zbliżając się do szesnastki Chemika pogubił się w dryblingu i zanotował stratę. Kędzierzynianie odpowiedzieli dopiero w 36’, choć trudno mówić o zagrożeniu realnym. Prostopadłe podanie padło bowiem łupem Stasiowskiego, który o ułamek sekundy ubiegł szarżującego Sadyka. W 41’ doszło do groźnie wyglądającego zderzenia Samborskiego z Woźniakiem. Piłkarz Chemika szybko pozbierał się z murawy, natomiast „Sambor” potrzebował blisko dwóch minut, aby dać sygnał kolegom, że jest w stanie kontynuować grę. W 45’ Start miał dobrą okazję, aby podwyższyć wynik, po tym jak Drapiewski zagraniem z lewego sektora boiska znalazł w szesnastce Smolarczyka. Kamil z narożnika mocno uderzył po ziemi, lecz Olszewski stanął na wysokości zadania i piłkę zatrzymał. Po prawdzie jedynym poważniejszym zagrożeniem Chemika przed przerwą była sytuacja już w przedłużonym czasie gry (45+2’). Wówczas to po dośrodkowaniu z rzutu rożnego (prawa strona) Kiel został zablokowany przy próbie strzału z woleja (okolice 13-tego metra).

Po pierwszej połowie w namysłowskim obozie widoczne były oznaki zadowolenia. Wprawdzie mecz nie rzucał na kolana (był zwyczajnie słaby), ale to właśnie czerwono-czarni imponowali neutralizowaniem poczynań miejscowych. Dość powiedzieć, że Chemik miał spore problemy, aby pojawiać się w okolicach pola karnego Startu, nie wspominając o realnym zagrożeniu. Po drugiej stronie boiska gol Samborskiego chyba ustawił przebieg kolejnych minut, bowiem oglądaliśmy dosyć spokojne próby budowania akcji zaczepnych. Nie było ich może zbyt wiele, niemniej Olszewski musiał się przy dwóch poważniej wykazać.

Dlatego tym bardziej niepojęte jest, jak na przestrzeni kwadransa w szatni, w kolejnych minutach namysłowianie zaprezentowali antyfutbol. W połowie lat 90-tych kinomanów intrygował film „Co się wydarzyło w Madison County”, natomiast w drugim dniu listopada moglibyśmy to samo pytanie zadać w odniesieniu postawy Startu w Kędzierzynie-Koźlu. Bo choć emocje już opadły, nadal nie potrafimy znaleźć na nie sensownej odpowiedzi…

Zaraz po przerwie… oddaliśmy pole gry rywalom. W 53’ dośrodkowanie z rzutu wolnego (lewa strona), trafiło do Łyska, który już z pola karnego ostro uderzył nad bramką. Dwie minuty później (55’) Adamus chciał zaskoczyć Stasiowskiego bezpośrednim strzałem ze stojącej piłki, lecz ta próba mogłaby strącić kilka ptasich gniazd, gdyby za bramką Startu rosły drzewa. Skromną delegację sympatyków futbolu z Namysłowa najbardziej irytował fakt, że ich pupile całkowicie oddali inicjatywę rywalom… Nie minęły 2 minuty (57’), a po zbyt szybkim wznowieniu gry przez Stasiowskiego w naszym polu karnym zrobił się chwilowy kocioł, po którym arbiter odgwizdał rzut karny za zagranie ręką Żołnowskiego! Do piłki podszedł Łysek i pewnym strzałem w lewy róg bramki (58’) pokonał naszego doświadczonego golkipera.  Mało tego, w 65’ powinniśmy przegrywać, po tym jak Jaciuk wjechał między czterech (!) namysłowskich obrońców, lecz w decydującym momencie przestrzelił! Odpowiedzieliśmy w 67’, gdy Drapiewski źle dobijał piłkę po złej interwencji golkipera. W rewanżu (68’) Sadyk znalazł Szyndzielorza, który świetne zegranie posłał z 10 metrów nad bramką. Mało tego, po kilku minutach (72’), Kampa strzałem z lewej strony po ziemi powinien strzelić gola, lecz w decydującym momencie okazało się, że jednak uderzył obok bramki. Chcieliśmy odpowiedzieć w 77’, gdy Drapiewski dorzucił „kulę” z lewego rzutu wolnego. Nie udało się, bo ostatecznie obrońcy Chemika zdołali ją wybić. Nadzieja na odwrócenie niekorzystnego przebiegu meczu pojawiła się w 80’, po tym jak Samborski minął trzech rywali i ostrym strzałem z lewej strony chciał zaskoczyć Olszewskiego. Ale nie zaskoczył, bo piłka w niewielkiej odległości minęła słupek. Gorzej, że w tej samej minucie gola… straciliśmy, po tym jak po dalekim wykopie na namysłowskie przedpole, fatalny błąd w przyjęciu popełnił Włoszczyk, a biegnący za akcją Remień przejął piłkę i pewnie umieścił ją z kilkunastu metrów w bramce. Przez kilka kolejnych minut gra nieco się uspokoiła. A na kolejne emocje czekaliśmy do 88’. Wówczas to aktywnego Łyska po strzale z lewej flanki ubiegł Stasiowski. W przedłużonym czasie gry (90+1’) popularny „Stachu” znów wystąpił w roli głównej, gdy sparował uderzenie z lewej strony. Za chwilę (90+2’) Adamus chciał wykończyć akcję kolegów, lecz jego próba nie była zbyt precyzyjna. Z kolei mecz w 90+5’ zakończył Łysek, który kiepsko złożył się do strzału z 15 metrów.

Druga połowa, to namysłowska katastrofa. Na nic tłumaczenia o nieprzewidywalności futbolu. Nie przekonuje nas ta wersja wydarzeń, bo widzieliśmy, jak bezproblemowo radził sobie Start z Chemikiem przed przerwą. W drugiej połowie wszystko się jednak – in minus – odmieniło. Czerwono-czarni oddali pole gry przeciwnikowi i ostatecznie zebrali tego bolesne żniwo. Wiatr? Warunki atmosferyczne? Pojawią się w wywiadach, ale to z naszego punktu widzenia i tak uproszczenie. Nam po prostu nie mieści się w głowie, jak Start całkowicie zmienił oblicze na boisku. Piłka, to nie sport balonowy, tu liczą się umiejętności, charakter i determinacja. Nam tych cech zabrakło po przerwie i dlatego tak wściekli wróciliśmy do Namysłowa. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy