Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Złe miłego początki?

Odsłony: 9433

Nie tak wyobrażali sobie namysłowscy kibice IV-ligową inaugurację w wykonaniu swoich pupili. Przed spotkaniem sympatycy jedenastki z Pułaskiego mieli świadomość,

że mecz o punkty będzie miał zupełnie inny wymiar niż seryjnie rozgrywane sparingi. Liczono jednak, że Start nawiąże do całkiem niedawnej historii meczów z „Olimpijczykami” i co najmniej nie przegra. Tymczasem goście – z raptem trzema piłkarzami na ławce rezerwowych – rozegrali więcej niż dobry mecz pod względem taktycznym i po raz pierwszy w XXI wieku okazali się od nas lepsi.

Zaczęło się nerwowo. W 3’ obserwowaliśmy nieporozumienie w namysłowskich szeregach, gdy na 30 metrze skiksował Drapiewski. Tylko brakowi precyzji podającego w kierunku napastnika zawdzięczamy fakt, że jeden z atakujących gości nie znalazł się w świetnej sytuacji bramkowej. Start odpowiedział długim zagraniem w kierunku Pabiniaka (4’), którego zdecydowanym wyjściem z bramki uprzedził Dudzik. W 5’ lewinianie egzekwowali rzut rożny. Zrobili to jednak bardzo niedokładnie, czym znacznie ułatwili interwencję namysłowskiej defensywie. W 8’ po raz pierwszy usłyszeliśmy pomruk zawodu wśród kibiców gospodarzy. Po faulu, otrzymaliśmy rzut wolny z lewej strony boiska (ok. 30 metrów od bramki Olimpii). Precyzyjne dośrodkowanie Drapiewskiego wylądowało na głowie odwróconego Żołnowskiego, który intuicyjnie odbił ją w kierunku bramki. Ku naszemu zawodowi, futbolówka o centymetry minęła prawy słupek „Olimpijskiej” świątyni. Z kolei w 13’ obejrzeliśmy pierwszy płynny atak czerwono-czarnych na tzw. jeden kontakt. Futbolówka powędrowała od Sarnowskiego do Samborskiego, który dograł ją na prawo do Kostrzewy. 16-letni namysłowianin mocno wrzucił „kulę” przed bramkę gości, jednak nie mając optymalnej pozycji strzałowej, Biliński uderzył wysoko nad poprzeczką. Goście z Lewina Brzeskiego pod naszą bramką znaleźli się w 20’. Wtedy to po faulu Bilińskiego, arbiter podyktował rzut wolny w odległości 25 metrów od bramki Rozmusa. Próby dośrodkowania podjął się Trepka, lecz uczynił to nieprecyzyjnie i „skóra” przeleciała wysoko nad znajdującymi się na namysłowskim przedpolu zawodnikami. Znakomitą szansę na otwarcie wyniku mieliśmy natomiast w 29’. Wówczas to Pabiniak idealnie dorzucił „kulę” z kornera, wprost na głowę osamotnionego na 5 metrze Bilińskiego. Kamil oddał strzał pod poprzeczkę, jednak drogę do siatki zagrodził futbolówce czujny Dudzik. Niedługo potem (31’) Drapiewski przejął „skórę” na środku boiska, po czym przebiegł z nią kilkanaście metrów i w dogodnej sytuacji uderzył na bramkę (z 18 metrów). Niestety, ku własnemu niezadowoleniu, uderzył za wysoko. Tenże Drapiewski mógł być autorem asysty w 36’, gdy dobrym podaniem odnalazł w szesnastce Pabiniaka. Patryk zwodem „pod siebie” oszukał pilnującego go rywala, po czym – mając przed sobą tylko bramkarza – huknął z 6 metrów… w poprzeczkę! To druga wyborna okazja meczu, którą namysłowianie zaprzepaścili. A że niewykorzystane okazje lubią się mścić, boleśnie przekonaliśmy się o tym w 42’. Wtedy to po kilku przebitkach głową na 20-tym metrze przedpola NKS-u, futbolówka przeleciała nad namysłowskimi obrońcami, trafiając pod nogi niepilnowanego Paczka, który uderzeniem a’la „szczur” umieścił ją w bramce, tuż przy jednym ze słupków.

Namysłowianie zaczęli mecz nerwowo, lecz po kilkunastu minutach napięcie z nich zeszło i odważniej atakowali. Wróciły jednak zmory z meczów kontrolnych, czyli brak skuteczności pod bramką rywali. Sytuację Startu dodatkowo skomplikował gol do szatni, który znacząco zmieniał postać rzeczy. Nasz zespół nie miał bowiem innego wyboru, jak zaatakować przeciwnika po przerwie.

I tak rzeczywiście było, bowiem w początkowych fragmentach II połowy nasz zespół osiągnął lekką przewagę. Usatysfakcjonowani wynikiem goście skoncentrowali się na grze defensywnej, przy okazji licząc na skuteczny wypad kontrujący. Taki nadarzył się w 56’, gdy po jednym długim podaniu w dogodnej pozycji znalazł się Tomasik. Napastnik gości uderzył jednak zbyt lekko i Rozmus nie miał problemu ze złapaniem piłki. Trzy minuty później z kontrą wyszli podopieczni Damiana Zalwerta, jednak brak ostatniego podania zniweczył podjęty, szybki atak. Podobnie było też w 61’, gdy Smolarczyk mając przed sobą tylko obrońcę (po prawej stronie szesnastki) i dwóch wysuniętych kolegów na 16-tym metrze, zagrał prosto pod nogi rywala (ponownie zabrakło ostatniego podania). W 67’ było już jednak 0-2. Blisko linii środkowej Rembielak przegrał walkę z Paczkiem, który prostopadle zagrał do Tomasika. Ten uprzedził wychodzącego z bramki Rozmusa, umieszczając piłkę w siatce. Próbę odpowiedzi podjął w 70’ Pabiniak, lecz jego groźny strzał wylądował wprost w rękawicach Dudzika. Kopię tej sytuacji oglądaliśmy też minutę później. Na kwadrans przed końcem meczu (75’) Kamil Błach próbował zaskoczyć rywali strzałem z rzutu wolnego (z prawej flanki). Niestety, uderzył zbyt lekko i goście dalekim wybiciem piłki w pole zagrożenie oddalili. W 76’ oglądaliśmy najpierw kontratak Olimpii (wrzutkę pewnie przechwycił Rozmus), a za moment po przeciwnej stronie Rembielak zastopowany został w szesnastce przez pilnującego go obrońcę. Odpowiedź gości, to w 84’ niecelne uderzenie z dystansu Maja oraz groźna kontra (87’) ponownie zastopowana przez „Bośniaka”. Szybki wypad na nasze przedpole widzieliśmy też w 90’, gdy w spornej sytuacji (wydawało się, że faulowany był Samborski) arbiter nakazał kontynuować grę. Na szczęście dla nas, dobrą szansę kolejny raz spartolił Tomasik. W ostatniej podbramkowej akcji meczu (90+3’) z dystansu strzelił Smolarczyk, ale poza kornerem (źle wykonanym) niewiele wskóraliśmy. Chwilę później Pan Dudek z KS Opole zakończył spotkanie i zwycięstwo Olimpii w Namysłowie stało się faktem.

Po pierwszym meczu o punkty śmiało można potwierdzić słowa trenera Zalwerta, dotyczące słabości czerwono-czarnych. Gościom należą się słowa uznania, że z pietyzmem odrobili zadanie domowe, skutecznie neutralizując namysłowskie atuty w ofensywie. Pech Startu polegał na tym, że ten przy stanie 0-0 nie wykorzystał dwóch stuprocentowych sytuacji. Gdybyśmy strzelili choć jedną bramkę, to być może wynik byłby zasadniczo inny. Gdybanie jednak nie ma większego sensu. Porażka stała się faktem, choć sporymi fragmentami można było się dopatrzeć całkiem obiecującej gry gospodarzy. Dla odmiany goście, mocno przeciętnie prezentując się w ataku, wykorzystali pierwszą z nadarzających się okazji, ustawiając sobie w dalszych minutach mecz. Po przerwie Olimpia zastawiła skuteczne zasieki obronne, licząc na szybkie zaskoczenie atakujących głęboko namysłowian. Jedną z takich okazji lewinianie wykorzystali i po ostatnim gwizdku ich radość była całkiem zrozumiała. Nam pozostaje mieć nadzieję, że to… złe miłego początki. Albo jak mawia były trener Startu, Bartosz Medyk: „Pierwsze śliwki robaczywki”. [SK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy