Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Obiecujący punkt

Odsłony: 18302

Radzionkowska inauguracja była jedną z ciekawiej zapowiadających się w III lidze opolsko-śląskiej. Oczekiwania sympatyków futbolu ogniskowały się przede wszystkim na gospodarzach,

którzy po rocznym niebycie w rozgrywkach ligowych powracali do gry o punkty. Spore grono zgromadzonych  na trybunach kibiców zastanawiało się, jakim faktycznie potencjałem dysponują żółto-czarni. Zastanawiali się, gdyż nie byli pewni swego. Byli jednak i tacy, których intrygowało, jak wyglądać będą w grze goście z Namysłowa. Wiadomo bowiem, że Start mocno odczuwa spore kłopoty organizacyjno-finansowe. Poza tym w przerwie letniej odeszło z klubu aż 13-tu piłkarzy, a nasz szkoleniowiec dopiero w ostatnim tygodniu miał powyżej 10-ciu zawodników na treningach.

Nieco więcej szans na sukces dawano Ruchowi i dlatego trudno się dziwić, że tuż po końcowym gwizdku kibice opuszczali trybuny lekko rozczarowani. Dla miejscowych fanów był to „tylko” remis, choć z drugiej strony docenili oni waleczną postawę swoich ulubieńców. Rzeczywiście gospodarze mogli odczuwać spory niedosyt. Bardziej jednak dotyczy on tego, co wydarzyło się w ostatnich minutach gry, niż ogólnego przebiegu zawodów.

Zaczęli radzionkowianie przy głośnym dopingu swoich fanów. W pierwszych minutach osiągnęli przewagę, choć pod bramką brakowało im dokładności. To jednak Start pierwszy egzekwował pod bramką przeciwnika stały fragment gry. Rzut wolny w wykonaniu Szpaka (chwilę wcześniej faulowanego) był nieudany. W odpowiedzi (5’) wstrzelona na namysłowskie przedpole piłka odbiła się przypadkowo od nóg dwóch zawodników i trafiła pod nogi Toszka. Ten nieczysto w nią trafił i Rozmus nie miał kłopotów z interwencją.

Za chwilę spod linii końcowej mocno po ziemi wstrzelił futbolówkę Urbainczyk, lecz zbierającego się do strzału Sadowskiego w ostatniej chwili ubiegli nasi defensorzy. Namysłowianie wypad pod bramkę zorganizowali w 9’, gdy po dobrej klepce Samborski znalazł się w narożniku szesnastki (lewa strona). Strzał zupełnie mu jednak nie wyszedł i ze słabo toczącą się piłką żadnych problemów nie miał Poturalski.

W 10’ miejscowi ciekawie rozegrali rzut wolny, ale strzelającego Czibę zablokowali namysłowscy stoperzy. Zdecydowanie mocniej zabiły nam serca w 12’, gdy Start wyprowadził kontratak. Szybka akcja Bonar – P.Pabiniak – Samborski umożliwiła znalezienie się temu ostatniemu w dobrej sytuacji, podobnej do tej z 9’. Tym razem Rafał był bliżej golkipera i uderzył zdecydowanie groźniej. Szkoda, że tylko w boczną siatkę.

W tym okresie radzionkowianie częściej znajdowali się przy piłce. Z kolei czerwono-czarni skoncentrowani byli głównie na rozbijaniu akcji ofensywnych rywala.

Między 14’, a 18’ Ruch wykonywał kilka kornerów. Po jednym z nich (18’) niezwykle groźny Urbainczyk z 10 metrów kapitalnie uderzył z powietrza, ale jeszcze lepszą interwencją popisał się Rozmus, wypychając „kulę” nad poprzeczkę. Z powietrza (22’), po tym jak przechwycił wybitą piłkę, uderzał także Bonar. Tyle, że w bezpiecznej odległości od bramki Ruchu. Kilkadziesiąt sekund później (23’) radzionkowskimi trybunami wstrząsnęła euforia. Sprawcą szczęścia kibiców Ruchu okazał się zdecydowanie wyróżniający się Urbainczyk, który po otrzymaniu prostopadłej piłki, przyjęciem zgubił Jandę, uprzedził też próbującego go zastopować Zalwerta i z ostrego kąta pokonał Rozmusa. Fakt, gospodarze częściej w tym okresie próbowali przedostawać się pod namysłowską bramkę, skupiając się głównie na wysokim ataku (i dosyć skutecznym odbiorze piłki w środku pola). Ale gol dla nich padł w momencie, gdy wydawało się, że nasz zespół rozszyfrował już sposób gry gospodarzy.

W 27’ znów w roli głównej zobaczyliśmy szybkiego i dobrze wyszkolonego technicznie Urbainczyka. Tym razem zawodnik z numerem 11 poszedł na przebój lewą flanką, a będąc już na linii pola karnego i tracąc równowagę, jeszcze strzelił. „Skóra” poszybowała jednak poza linię końcową, obok dalszego słupka. Cztery minuty później dobrą techniką na 25 metrze popisał się Kamil Błach, ale sama akcja nie zakończyła się strzałem. W 31’ po przedarciu się na linię szesnastki po ziemi uderzył Popiel. Rozmus był jednak czujny i pewnie „skórę” zatrzymał. Na murawie zrobiło się spokojniej aż do 35’. Wówczas nieodpowiedzialna strata wspomnianego Kamila spowodowała, że ten zmuszony był gonić Sadowskiego przez kilkadziesiąt metrów. Dobrze, że dośrodkowanie atakującego nie znalazło adresata, bo w innym razie jeden z braci bliźniaków zebrałby od kolegów ostrą burę. Zresztą kontynuacją tej straty było oblężenie przez kilkadziesiąt sekund bramki Startu. Najpierw próbę Urbainczyka „wjazdu” w pole karne powstrzymali stoperzy, a za chwilę groźne uderzenie Sucheckiego przy słupku z trudem złapał Rozmus.

W końcówce pierwszej części gry (od 40’) to namysłowianie przejęli inicjatywę, próbując ataków pozycyjnych. Chłopcy rozgrywali futbolówkę w środku pola, ale nie zdołali zagrozić Poturalskiemu. Częściowo udało się to natomiast w ostatniej akcji radzionkowianom. W 45’ dobrą piłkę z wolnego dorzucił Sadowski, lecz Cziba nie zdołał w nią precyzyjnie trafić.

Po pierwszej połowie powody do zadowolenia mieli tylko radzionkowianie. To jednak nie dziwi, skoro prowadzili po bramce Urbainczyka. Ale kibice cieszyli się również z niezłej dla oka gry Ruchu. Zespół ten starał się szybko i kombinacyjnie atakować, co nawet dobrze mu wychodziło. Nie oznacza to jednak, że nasz zespół był gorszy. Start nie dał się zdominować, niemniej częstsze posiadanie piłki przez rywala wynikało z defensywnego usposobienia naszej drużyny.

Druga połowa zaczęła się od zablokowanego strzału Cziby (47’) z kilkunastu metrów oraz kornera, po którym pod namysłowską bramką ostro się zakotłowało. Ostatecznie nasi defensorzy nie stracili zimnej krwi i jeden z nich futbolówkę wyekspediował daleko w pole. Za chwilę (48’) w szesnastkę wpadł Sadowski, lecz uderzył wysoko nad bramką. W 50’ czerwono-czarni zrewanżowali się dobrą akcją lewym sektorem boiska. Biliński dograł ze środka do Kamila Błacha, który po minięciu dwóch rywali strzelił wprost w Poturalskiego. Rewanż radzionkowian był natychmiastowy (52’) i Rozmus po ostrym strzale Sucheckiego znów musiał się wykazać bramkarskim kunsztem. Na murawie mniej już było grania w piłkę. Zaczęliśmy natomiast oglądać coraz więcej boiskowej walki, momentami nawet aż nazbyt nerwowej.

W 63’ po faulu Bonara na 45-tym metrze arbiter podyktował rzut wolny (a „Boniego” ukarał żółtkiem). Dośrodkowanie spadło na 10-ty metr, a tzw. „przebitka” spadła pod nogi Urbainczyka, którego strzał trafił w nogi namysłowskich obrońców. Za chwilę (64’) na radzionkowskich trybunach zapanowała spora konsternacja, a jej sprawcą okazał się Samborski, strzelając wyrównującego gola. Trafienie poprzedziło dośrodkowanie w szesnastkę P.Pabiniaka. Wydawało się, że jeden ze stoperów spokojnie przejmie piłkę. Tymczasem ta przeszła mu pod butem i trafiła pod nogi „Sambora”. Rafał momentalnie doskoczył do niej (znajdował się po prawej stronie pola karnego), decydując się na natychmiastowy strzał po długim słupku. Poturalski próbował jeszcze interweniować, ale „skóra” przełamując jego ręce, zatrzymała się dopiero w siatce. Mieliśmy więc remis 1-1 i mecz zaczynał się od nowa.

Dwie minuty później arbiter na 3 minuty przerwał mecz, po tym jak efektowne, żółte racowisko urządzili fani Ruchu. Po nim większą koncentracją wykazali się gospodarze, którzy w 70’ za sprawą Urbainczyka (ale i przy błędzie naszej defensywy) mieli dobrą okazję bramkową. Bez dwóch zdań najlepszy zawodnik spotkania uderzył z lewej strony bardzo dobrze (z ok. 9 metrów), ale znów świetnie zachował się „Bośniak”, czym wzbudził jęk zawodu radzionkowskich kibiców. W 72’ kibice z uznaniem pokiwali głowami, patrząc jak trzech rywali minął kolejny z bliźniaków, Krystian Błach. Jego popis miał jednak miejsce na środku placu gry i w chwilę później piłkę przejął Ruch. Radzionkowianie próbowali złamać defensywę gości, jednak rozsądnie broniący się Start poczynania te przeważnie neutralizował. Nie zawsze jednak im się to udawało bez podniesienia ciśnienia własnej ławce rezerwowych. Tak było choćby w 73’, gdy znów Urbainczyk uderzał z lewej strony (tym razem po ziemi), a Rozmus ponownie był na posterunku.

Z akcją godną odnotowania w przypadku namysłowian mieliśmy do czynienia w 74’. Wtedy przy linii bocznej Patryk Pabiniak świetnie minął dwóch atakujących go rywali i dobiegł z piłką pod linię końcową. Tam zdołał jeszcze dograć piłkę przed bramkę zewnętrzną częścią stopy, jednak nie na tyle precyzyjnie, aby przejął ją jeden z partnerów.

W kolejnym kwadransie tempo gry wyraźnie siadło, a gra toczyła się głównie w środku pola. Gdy na stoperze dochodziła 87 minuta, pewnie nikt spodziewał się, że mecz ten dostarczy jeszcze jakichkolwiek emocji. Tymczasem szturm, jaki na bramkę naszego zespołu przypuścili radzionkowianie, co i rusz wywoływał okrzyki nadziei i… jęku zawodu. Przez 8 minut (arbiter doliczył 5 minut – przyp. aut.) oglądaliśmy wręcz nawałnicę w wykonaniu graczy Ruchu, modląc się, aby korzystny rezultat utrzymać do końca. Zaczęło się od podbramkowej klepki Sucheckiego z Sadowskim (87’), po której ten ostatni ostro uderzył, ale został zablokowany. Piłka wytraciła impet i Damian Rozmus (według nas jeden z głównych bohaterów w ekipie Startu) spokojnie przejął ją w rękawice. Niedługo potem (89’) po wyrzucie z autu przed namysłowskim golkiperem odbył się festiwal główek, który ostatecznie wybiciem wyjaśnił… „Sambor”. Piłka jednak momentalnie wróciła na nasze przedpole, gdzie na kolejny ostry strzał z linii 16-tki zdecydował się Suchecki. Na szczęście i on został zablokowany. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze złapać powietrza, a Ruch ponownie zaatakował (90’). Tym razem po kornerze dwukrotnie zakotłowało się przed świątynią Rozmusa, ale w dobrych pozycjach ani Cepka, ani Twardawa nie zdołali pokonać zwijającego się jak w ukropie Damiana. Kolejny korner i tym razem Popiel stanął przed znakomitą szansą. Ale jak spod ziemi wyrósł przed nim Rozmus i tę próbę także zatrzymał!

92 minuta, to z kolei niebezpieczna wymiana piłki przez radzionkowian tuż przed naszym polem karnym. Ostatecznie arbiter odgwizdał rzut wolny w odległości 28 metrów od bramki. Cziba uderzył bardzo dobrze, ale Rozmus w ostatniej chwili w porę zareagował i zmierzającą przy słupku futbolówkę odbił poza linię końcową! Do ostatniego gwizdka miejscowi zaciekle atakowali, zamykając Start niczym w hokejowym zamku. Nie byli już jednak w stanie stworzyć sobie kolejnej klarownej okazji. Gdy więc arbiter zakończył mecz, radość w namysłowskim obozie była zrozumiała. Natomiast większość radzionkowian schodziła z murawy, kręcąc z niedowierzaniem głowami. Rzeczywiście za końcówkę rywalom należą się wielkie brawa. My jednak byliśmy bardzo dumni z naszych chłopców, którzy kanonadę przetrwali i w nagrodę dopisano im jeden punkt w tabeli.

Drugie 45 minut, to przede wszystkim zacięta walka. Tak jednak wyglądać będzie większość III-ligowych gier, nie tyko w wykonaniu Startu. Taki już urok futbolu na tym poziomie. Wspomniana walka zaowocowała trafieniem dla czerwono-czarnych, czym mocno zaskoczeni byli gospodarze. Ci jednak nie grali już z takim zaangażowaniem (i wysokim atakiem), jak przed przerwą, więcej uwagi poświęcając na pracę defensywną. My z postawy naszych bohaterów byliśmy ukontentowani do 87’. Wtedy jednak nastąpiło niezrozumiałe, nerwowe oczekiwanie na ostatni gwizdek, które mogło zakończyć się fatalnie. W życiu szczęściu trzeba jednak czasem dopomóc i szczególnie wtedy maksymę tę realizował Damian Rozmus. Nie znaczy to jednak, że pozostałym zawodnikom nie należy podziękować za grę. To byłoby nadużycie. Wszystkim chłopakom należą się brawa, bo każdy z nich dołożył cegiełkę do premierowego punktu. I oby punkt ten był obiecującą zapowiedzą kolejnych zdobyczy. Jednocześnie mamy nadzieję, że końcówka meczu w Radzionkowie będzie dla zespołu wymownym „pogrożeniem palcem”, uświadamiającym im, że nerwy w futbolu to pierwszy krok do kłopotów. Nam udało się ich ostatecznie uniknąć. Ale teraz trzeba zrobić wszystko, aby słabość ostatnich minut przekuć w siłę pod kątem środowej batalii z rezerwami Piasta Gliwice.

Na koniec dodajmy, że miłym zaskoczeniem było pojawienie się na meczu grupy namysłowskich fanów (w liczbie 25 osób). Ci i owszem dopingowali Start niemal przez cały mecz, ale nie stronili też od regularnego obrażania klubowych działaczy. A to już był w ich wykonaniu spektakl żenujący. Swoje problemy z kibicami mają też jednak radzionkowianie. Kilkadziesiąt minut przed meczem, przygotowujących oprawę sympatyków Ruchu zaatakowali na stadionie chuligani Polonii Bytom. A dosłownie 4 minuty po ostatnim gwizdku atak został ponowiony. Tym razem kilkadziesiąt osób mieniących się „fanami Polonii” zdołało sforsować ogrodzenie i przedrzeć się pod budynek klubowy, gdzie zostali powstrzymani dopiero przez policję. Radzionkowianom, których obiekt znajduje się na terenie Bytomia, w dzielnicy zamieszkiwanej głównie przez „sympatyków” Polonii, możemy tylko współczuć. Bo takie zachowania z futbolem nie mają kompletnie nic wspólnego. I na pewno nie zwiększają zainteresowania futbolem (a wręcz odpychają) w wydaniu polskim. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
1 Komentarze | Dodaj własne