Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Pokłuci przez Jeża

Odsłony: 19749

Mając w pamięci tęgie lanie, jakie na początku maja rezerwy zabrzańskiego Górnika sprawiły namysłowianom, przed sobotnim rewanżem czerwono-czarni sympatycy byli pełni obaw.

Niepokój wywoływał nie tylko pogrom sprzed trzech tygodni, ale też lokalizacja meczu (Zabrze) oraz spore osłabienie drużyny (z powodu żółtych kartek nie mogli zagrać Bonar, Szpak i Zalwert). Przed spotkaniem dało się nawet słyszeć głosy, że skoro pierwsze spotkanie Start przegrał aż 0-8, to dlaczego zabrzanie nie mieliby się pokusić o dwucyfrówkę… Tym bardziej, że – jak się później okazało – w stosunku do meczu z 3 maja, „Trójkolorowi” wyszli na boisko wzmocnieni takimi tuzami, jak Łukasiewicz, Jež czy Majtán! Czekających jednak na kolejne upokorzenie czerwono-czarnych musimy rozczarować. Owszem, w starciu z gospodarzami namysłowianie nie mieli większych szans na sukces, jednak na przerwę, dzięki naprawdę sumiennej i odpowiedzialnej grze, schodzili przy sensacyjnym wyniku 1-1. Ostatecznie jednak sensacji nie udało się sprawić i ulubieńcy Namysłowa polegli 1-5. Wynik jest wysoki, niemniej w naszej piłkarskiej biedzie odnajdywaliśmy momenty dobrze rokujące na przyszłość.

Podopieczni Bogdana Kowalczyka weszli w spotkanie bardzo obiecująco, przez 5 minut odważnie rozgrywając futbolówkę na zabrzańskim przedpolu. W 6’ naciskany Żołnowski wycofał piłkę do Węglarskiego, który atakowany przez Majtána, próbował go kiwnąć. Słowacki napastnik zdołał zablokować wykopywaną przez rudowłosego golkipera piłkę, ale ta poleciała obok słupka. Nasz zespół odpowiedział w 9’, i to od razu golem! Po faulu Kuczy na Smolarczyku, do piłki na 35 metrze (wysokość prawego narożnika szesnastki) podszedł Łątka. Jego precyzyjna centra spadła na głowę wbiegającego z rywalami Kamosia, który z 9 metrów strzelił do siatki! Radość naszych zawodników mocno kontrastowała ze zdziwionymi minami zabrzan, ale gol dla namysłowian był faktem. Ci zrewanżowali się (11’) dalekim crossem na lewą flankę do R.Wolsztyńskiego (to młody atakujący zabrzan, który w pierwszej grze strzelił nam aż 5 goli), gdzie Urbański asekuracyjnie posłał piłkę poza linię końcową. Golem zapachniało natomiast w 12’. Wówczas Jež dośrodkował z kornera, a R.Wolsztyński główkował z 6 metrów nad bramką! Przy tej sytuacji niewątpliwie dopisało nam szczęście.

„Trójkolorowi” mieli problemy z grą w środku pola, gdzie byli skutecznie neutralizowani przez gości. W 14’ daleką piłkę na przedpole górników po przechwycie posłał Urbański. Ruszył do niej Smolarczyk, ale bramkarz okazał się szybszy i na wszelki wypadek kopnął piłkę w aut. Groźnie mogło być w 15’, gdy kolejne dalekie podanie spadło w okolice narożnika pola bramkowego Startu. Tam jednak źle przyjął ją R.Wolsztyński i zagrożenie minęło. W 18’ sprytnie za namysłowską linię obrony piłkę wrzucił Jež. Majtána dobrze asekurował jednak Żołnowski, który dzióbnął mu ją sprzed nóg. Dwie minuty później (20’) „Żołi” ponownie został cichym bohaterem zespołu, w ostatniej chwili ubiegając R.Wolsztyńskiego po podaniu od Wełnickiego. W odpowiedzi (21’), po klepce w środku pola, Zajączkowski źle zagrywał do Smolarczyka i w finalnym momencie piłkę przejął Loska. Od kilku minut miejscowi rozgrywali piłkę w środku pola, jednak niewiele byli w stanie osiągnąć. Dodatkowo musieli uważać na Start, który ewidentnie czyhał na kontrataki. W 24’ po dośrodkowaniu z lewej flanki, Dankowski zamknął akcję, odgrywając piłkę do Ježa, który z 10 metrów (wolejem) uderzył nad bramką. Trzy minuty później (27’) gra „Trójkolorowych” po obwodzie zakończyła się prostopadłym zagraniem Łukasiewicza do Cupriaka. Namysłowski bramkarz połapał się jednak w zamiarach rywali i to podanie przeciął. Niedługo potem (29’) Zajączkowski na 40-tym metrze zabrał piłkę Barbusowi. Źle jednak podał „w uliczkę” i zagrożenie minęło. W kolejnej akcji (31’) lewą stroną zaatakował Jordan, lecz Otwinowski umiejętnie piłkę przejął. Górnicy sporo piłek zagrywali w tym czasie w poprzek boiska, co irytowało nieco nieliczną publikę. W 34’ zrobiło się groźnie pod bramką Startu, po tym jak Jež znalazł podaniem Wełnickiego, który w lewym narożniku szesnastki zwodem oszukał Krystiana Błacha, po czym ostro uderzył. Było groźnie, jednak Węglarski poradził sobie ze strzałem rywala, odbijając piłkę w bok. Za chwilę z lewego kornera R.Wolsztyński zacentrował na głowę Łukasiewicza. Dwukrotny reprezentant Polski z 8 metrów strzelił jednak kilka metrów od bramki. Nasz zespół odpowiedział dopiero w 35’, gdy po dośrodkowaniu z wolnego Łątki, obrońcy ubiegli składającego się do główki Samborskiego. Kolejna akcja należała do zabrzan. W 38’Wełnicki zagrał do Ježa, a ten posłał prostopadłą piłkę w naszą szesnastkę. Połapał się w tym jednak Kamoś i wślizgiem skasował zagrożenie. Do kornera podszedł aktywny Jež i posłał futbolówkę na krótki słupek. Tam najszybciej wyskoczył do niej Dankowski i głową, tuż przy słupku, trafił do siatki. W tym momencie gospodarze poczuli krew, bowiem już do końca pierwszej połowy zdecydowanie atakowali namysłowską świątynię. W 39’ po szybkim kontrataku Majtán zagrał do Barbusa, lecz jego próba strzału (z 20 metrów) została zablokowana przez Żołnowskiego. Kilkanaście sekund później Majtán zdecydował się na mocny strzał z prawej strony (13 metrów), jednak bardzo trudną piłkę Węglarski zdołał obronić. 42’, to z kolei szybka akcja Kuczy i R.Wolsztyńskiego oraz odegranie do Barbusa. Znów dopisało nam szczęście, gdyż jego strzał z 8 metrów został w ostatniej chwili zastopowany. Start cofnął się zbyt głęboko, czym napędzał miejscowych, mających dużo miejsca w środku pola. Ostatnią groźną akcję górnicy przeprowadzili w 44’, po tym jak Łukasiewicz podał do Ježa, a ten oddał piłkę R.Wolsztyńskiemu. Młody snajper uderzył w światło bramki, lecz golkiper rodem z Wrocławia ponownie wyratował nas z opresji.

Schodząc na przerwę, namysłowscy piłkarze mogli być usatysfakcjonowani. Przede wszystkim nie dali się stłamsić zabrzanom, jak miało to miejsce w pierwszej grze. Poza tym podjęli rękawicę i starali się grać w piłkę, a nie tylko ją kopać. Na dobrą sprawę nasz zespół stworzył sobie tylko jedną sytuację, ale najważniejsze, że ją wykorzystał. Pod namysłowską bramką zaśmierdziało kilkukrotnie, lecz „Trójkolorowym” tylko raz udało się zmieścić futbolówkę między słupkami i poprzeczką.

Tuż po gwizdku rozpoczynającym drugie 45 minut (w 11 sekundzie) Dankowski dośrodkował „skórę” do Cupriaka, ale jego strzał zablokował Kamoś. Do kornera podszedł R.Wolsztyński i zacentrował półgórną piłkę, którą Urbański nieprecyzyjnie odbił głową i ta w niebezpiecznej odległości minęła słupek, po raz kolejny lecąc za linię końcową. W 49’ Kamoś po raz kolejny wystąpił w roli głównej. Najpierw najwyżej wyskoczył do dośrodkowanej z wolnego „kuli” (zagrywał Jež), a po chwili wybił piłkę zagraną na 5-ty metr przez R.Wolsztyńskiego (który zwiódł Żołnowskiego). Górnicy od początku tej partii zdecydowanie Start nacisnęli, co i rusz rozgrywając piłkę na namysłowskim przedpolu. Głową i szyją zabrzan był Robert Jež, rozdzielający dokładne piłki partnerom, a przy okazji sam podejmujący ataki, gdy nadarzała się ku temu okazja. W 51’ ze strony gospodarzy nastąpiło pierwsze poważne ostrzeżenie. Po akcji ze środka, piłka trafiła na lewo do Kuczy, który dorzucił precyzyjnie na długi słupek do wbiegającego R.Wolsztyńskiego. Ten jednak z 5 metrów główkował nad poprzeczką! Za chwilę (53’) Barbus nieprzyjemnie strzelił z 20 metrów, lecz Węglarski z jego próbą sobie poradził.

54’, to pierwszy… grzmot w okolicy stadionu, zwiastujący zbliżającą się burzę. Szybsi od niej okazali się jednak górnicy, którzy zgotowali nam burzę na boisku. W 54’ nieporozumienie Otwinowskiego z bramkarzem, ten drugi musiał naprawiać wybiciem „skóry” w aut. Rozegraliśmy piłkę (55’), która po wrzutce na lewą flankę trafiła do Samborskiego. W asyście dwóch defensorów Rafał zdołał oddać strzał po ziemi (po długim słupku), lecz Loska dał radę piłkę zatrzymać. Nasz zespół przesunął ciężar gry bliżej środka, odsuwając nieco rozpędzających się z każdą minutą zabrzan. W 59’ Jež rzucił piłkę za naszą defensywę, lecz w pościgu za nią lepszy okazał się Węglarski, uprzedzając jednego z atakujących interwencją na 35 metrze. Niestety, minutę później (60’) arbiter odgwizdał dosyć kontrowersyjną jedenastkę, po tym jak z bliska nastrzelony został Łątka (a ściślej jego ręka). Do piłki podszedł kapitan Kucza i pewnym strzałem w środek bramki dał Górnikowi prowadzenie. W 63’ nasz golkiper „zatańczył: przed bramką z R.Wolsztyńskim, by za moment wślizgiem ratować piłkę po odegraniu Łątki (uprzedzając przy tym szarżującego Majtána). Nasz zespół próbował się odgryźć w 68’, gdy z lewej strony ostro na wysokości pola bramkowego wstrzelił piłkę Kamil Błach. Żaden z naszych piłkarzy nie był jednak na linii zagrania, więc i szansa spełzła na niczym. Futbolówkę szybko przejęli rywale i po bardzo składnej akcji trafili na 3-1. Najpierw Jež zagrał na prawo do Majtána, a ten swojemu rodakowi odegrał na 15-ty metr. Tam Jež precyzyjnie uderzył po ziemi i piłka tuż przy słupku wpadła do bramki. A 3 minuty potem (71’) byliśmy już na przysłowiowych łopatkach, po tym gdy Górnik trafił Start po raz czwarty. Po faulu Zajączkowskiego na Cupriaku, oglądaliśmy rzut wolny wykonywany w odległości 40 metrów od bramki. Zagrywał z niego Jež, a futbolówka spadła do atakującego z lewej strony R.Wolsztyńskiego, który momentalnie odegrał ją do stojacego na 6-tym metrze Otwinowskiego. Ten ostatni właściwie dopełnił formalności, innej opcji jak trafienie do siatki nie miał…

W 72’ gospodarze zaatakowali nas trzykrotnie. I znów w roli głównej wystąpił główny rozprowadzający Jež. Jego podanie do Cupriaka było na nos, a ten zrewanżował się odegraniem do Słowaka. Ten wykonał jeszcze „ruletę”, ale nasi defensorzy przeczytali intencje zabrzańskiego pomocnika i zabrali mu piłkę. Za moment Węglarski odbił kąśliwy strzał zza pola karnego, a po kilku sekundach Ł.Wolsztyński uderzył nad bramką. Cupriak aktywny był też w 75’, gdy w ofensywnej akcji uderzył z ostrego kąta w kierunku dalszego słupka. Ale nie trafił. W 81’ Węglarski szybko uruchomił Kamila Błacha, który przebiegł z futbolówką kilkadziesiąt metrów, po czym oddał mocny strzał z 25 metrów. Mocny, ale niecelny, bo piłka poleciała kilka metrów nad bramką.

Nasz zespół próbował jeszcze podjął walkę, lecz górnicy dobrze się ustawiali i szybko odbierali nam piłkę. W 85’ Jež lekko zacentrował przed pole karne z wolnego, gdzie mający trochę miejsca Kucza „pocisnął” nad bramką. W odpowiedzi (85’) rzut wolny po przeciwnej stronie (z lewej strony szesnastki) wykonał Samborski. Huknął mocno, ale trafił w głowę jednego ze stojących w murze górników. Ci dobili nas w 86’, gdy po akcji i dośrodkowaniu z lewego sektora na długi słupek, Majtán przyłożył nogę i z 6 metrów zmieścił „kulę” w bramce. W 90’ w oddali pojawiła się… intensywna tęcza, a chwilę po niej nawet druga. To jednak nie miało już dla piłkarzy żadnego znaczenia. Ze względów estetycznych bardziej dla kibiców, którym na głowę zaczęło coraz intensywniej padać. W tej samej minucie po podaniu Otwinowskiego, Majtán uderzył obok bramki. A już w przedłużonym czasie gry „Sambor” (90+1’) przegrał walkę z bramkarzem i dwoma obrońcami, a po drugiej stronie akcja Jež – Kiepura – Kucza zakończyła się nieudaną próbą tego ostatniego.

Drugie 45 minut zdecydowanie należało do rezerw 14-krotnego Mistrza Polski. Zabrzanie całkowicie zdominowali środek pola, raz po raz inicjując z tej strefy ataki. Podopieczni Bogdana Kowalczyka cofnęli się zbyt głęboko, co gospodarzy tylko napędzało. Widać było, że w pierwszą połowę włożyli sporo sił i później im ich zabrakło. Nas zirytowała sytuacja z rzutem karnym, bo odgwizdany został jeszcze przy stanie 1-1 i mamy wobec niego sporo wątpliwości. W żaden jednak sposób nie ujmujemy sukcesu Górnikowi, który w przekroju 90 minut sięgnął po 3 „oczka” całkowicie zasłużenie. Czapki z głów przed Robertem Ježem. Po przerwie to właśnie przez niego przechodziły praktycznie wszystkie groźne akcje miejscowych i to on był głównym architektem efektownej wygranej Górnika. No, ale jeśli na co dzień gra się w Ekstraklasie, a koszulkę reprezentacji Słowacji zakładało się 9-krotnie (strzelając 3 gole), to takie CV do czegoś zobowiązuje…

W Zabrzu przeżyliśmy piłkarskie deja vu. Tydzień wcześniej po dobrej grze przed przerwą remisowaliśmy z rezerwami Podbeskidzia. A później wszystko się posypało. W sobotę bardzo podobnie wyglądał mecz na obiekcie Walki Makoszowy. Z tą jednak różnicą, że dominacja zabrzan po przerwie była zdecydowanie większa, niż przewaga bielszczan przed tygodniem. Piłkarska „droga krzyżowa” namysłowian trwa. W sobotę nasz zespół wyrównał niechlubny rekord z jesieni, kiedy to przegrał 9 kolejnych meczów. Pozostaje mieć nadzieję, że w najbliższej potyczce z wodzisławską Odrą fatalna seria zostanie wreszcie powstrzymana. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy