Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Zwyciężyli bardziej zdeterminowani

Odsłony: 14273

Namysłowski Start świetnie wszedł w wiosenną rundę III-ligowych rozgrywek na Śląsku i Opolszczyźnie. Dwa tygodnie temu, mało kto liczył na jakąkolwiek zdobycz w wykonaniu

naszych ulubieńców. Nasze szanse zdawały się być tym bardziej nikłe, że w weekend poprzedzający ligę chłopcy wysoko przegrali w Pucharze Polski z Chemikiem Kędzierzyn-Koźle (0-3). Tymczasem po dwóch meczach o punkty waleczna ekipa czerwono-czarnych może pochwalić się kompletem punktów! Przed tygodniem po dramatycznym boju pokonaliśmy w Jaworznie Szczakowiankę (3-2), natomiast w sobotę podopieczni Bogdana Kowalczyka wykazali wyższość nad LZS-em Piotrówka (1-0). Spotkanie nie było wielkim widowiskiem piłkarskim, niemniej oglądaliśmy w nim sporo zaciętej walki. Dla kibiców zgromadzonych na trybunach satysfakcja była tym większa, że na 3 „oczka” zespół Startu zapracował jak najbardziej zasłużenie.

Do trudnych warunków boiskowych (nierówna murawa) szybciej zaadaptowali się namysłowianie, którzy w pierwszych 5-ciu minutach prowadzili grę na połowie gości. Ci jednak groźnie odpowiedzieli (5’) strzałem z rzutu wolnego Ukraińca Nykolyshyna, który posłał potężną bombę po ziemi w kierunku naszej bramki. Węglarski miał problem z utrzymaniem „kuli” w rękach, jednak (na raty) poradził sobie ze strzałem, a dodatkowo był jeszcze faulowany przez kolejnego Ukraińca Pulkiva. Inna sprawa, że podyktowany na 40-tym metrze stały fragment gry nie powinien mieć miejsca, bowiem Żołnowski w powietrznym starciu z jednym z rywali prawidłowo go zneutralizował. Niebawem (9’) Piotrówka egzekwowała korner, lecz dobrze bitą piłkę wybił w pole czujny na 8 metrze Szpak. Goście spróbowali swoich sił także w 11’, gdy Barć, po rzucie wolnym w okolicach chorągiewki narożnej, próbował  zaskoczyć naszą defensywę. Ta była jednak czujna i piłkę wybiła, a spadającą na 16 metr „skórę” dalekim uderzeniem od bramki (po ziemi) posłał Mrożek. Po kwadransie zarysowała się lekka przewaga w polu „brazylijskiego” LZS-u, choć gra z obu stron była nerwowa i bardzo szarpana. Przykładem tego choćby sytuacja z 17’, gdy po kilku niekontrolowanych stratach, strzał Barcia został zablokowany na 18-tym metrze.

W 23’ kibicom lekko podskoczyło ciśnienie, gdy kiepskim odegraniem piłki do tyłu, Zalwert zmusił Żołnowskiego do walki o górną piłkę z Pulkivem. Do przejęcia piłki Ukraińcowi zabrakło naprawdę niewiele, choć przytomnie zachował się w tej sytuacji także Węglarski, który wspomógł „Żołiego” i wysoką piłkę przechwycił w rękawice.

Po okresie niedokładnej gry, w 27’ namysłowianie wreszcie w sposób płynny przedostali się pod bramkę LZS-u. Wtedy to po wymianie piłki i dośrodkowaniu z prawej flanki, z zablokowanego strzału Bonara wyszedł… zgrabny kontratak rywali. Chwilę później trener Jean Paulista wściekał się jednak na Barcia, który po otrzymaniu piłki na linii 20 metrów uderzył bardzo nieudolnie.

W 30’ goście wykonywali rzut wolny z 35 metrów, podyktowany na faul (?!) Zalwerta na jednym z przeciwników. Barć posłał piłkę w namysłowski mur, a poprawka Filipe była całkowicie nieudana („skóra” poleciała daleko od bramki), co strzelający skwitował gardłowym okrzykiem frustracji. Po okresie sukcesywnego (i dosyć zdecydowanego) wybijania z rytmu LZS-u, w 32’ czerwono-czarni mogli pokusić się o gola. Po akcji lewą stroną, piłkę otrzymał Smolarczyk, decydując się na mocny strzał z narożnika szesnastki. A że futbolówka dodatkowo otarła się od jednego ze stoperów i zmieniła nieco lot, to i Radkiewicz miał spore kłopoty z ze zmianą swojego ustawienia (w powietrzu!) do piłki. Dał jednak radę, odbijając „kulę” do boku. Za kilkanaście sekund akcja przeniosła się pod bramkę Startu, gdzie spod lewej linii końcowej Pulkiv zagrywał przed bramkę. Futbolówka minęła Węglarskiego, a Żołnowski z Łątką asekurując jej trajektorię, nie wykonali żadnego ruchu. W efekcie dopuścili do dużego zagrożenia, gdyż zamykający akcję Sroka doszedł do strzału z 5 metrów (w narożniku pola bramkowego)! W tym momencie dopisało nam szczęście, gdyż nominalny obrońca gości trafił w boczną siatkę.

W końcowych minutach pierwszej połowy namysłowianie przesunęli wreszcie ciężar gry bliżej środka boiska, dokładając do tego kilka zagrań zaczepnych. Tak było choćby w 36’, gdy po dorzuceniu piłki z kornera przez Szpaka i wybiciu jej przez Iwana, Bonar próbował uderzenia z pierwszej piłki na bramkę (35 metrów). Piłka na przedpolu LZS-u kilkukrotnie osiągnęła wysoki pułap, jednak bramkowego zagrożenia nie było. Tak jak przy kolejnym rzucie rożnym (Szpaka) i ponownym wybiciu piłki przez Iwana.

W 39’ podopieczni Bogdana Kowalczyka powinni jednak objąć prowadzenie. Wtedy to po sprytnym rozegraniu piłki przed szesnastką, ta trafiła pod nogi nieplanowanego Smolarczyka. Kamil miał przed sobą tylko bramkarza, jednak z 15-tu metrów trafił prosto w niego. Inna sprawa, że Radkiewicz wyczuł pismo nosem i w momencie uderzenia znalazł się na 8 metrze, wyraźnie skracając naszemu młodzieżowcowi kąt do strzału.

W 41’ irytacja kibiców na trybunach stała się bardzo wyraźna. Nie była to jednak reakcja na grę namysłowian (bo Ci źle nie grali, tyle, że gry nie prowadzili), a zachowanie arbitra, który zagwizdał kolejny kontrowersyjny faul – tym razem Szpaka na Nykolyshynie. Pan Kosarzecki sprawiał wrażenie, jakby nie miał pomysłu na uspokojenie nerwów piłkarzy na boisku. A w irytujący wręcz sposób reagował na krzyki piłkarzy, właściwie za każdym razem dyktując rzuty wolne. Tym sposobem nasz zespół jeszcze przed przerwą wyłapał 3 żółte kartoniki, choć z każdym z nich trudno się nam zgodzić.

Wracając do wydarzeń na murawie, to jeszcze w tej samej (41’) minucie Krystian Błach niepotrzebnie próbował lobować rywala (zamiast daleko wybić piłkę) w swojej strefie obronnej. Wyszły z tego dwie próby dorzucenia piłki w okolice punktu karnego, gdzie w krótkim odstępie czasu Żołnowski obie sytuacje wyjaśnił głową.

Po pierwszej połowie kibice kręcili nieco nosami na przebieg spotkania. Po początkowej aktywności Startu, w kolejnych minutach sporymi fragmentami stroną posiadającą piłkę byli goście. Nasz zespół pod bramką przeciwnika uaktywnił się dopiero w końcowych minutach. Trzeba sobie jednak wyraźnie powiedzieć, że z posiadania piłki przez rywali niewiele wynikało. Namysłowianie bowiem konsekwentnie wybijali przeciwnika z rytmu, nie dając mu się w żaden sposób rozpędzić. Gracze LZS-u mieli piłkę częściej przy nodze, jednak taktycznie byli już przez naszą drużynę „związani” i ciężko było im (poza dwiema akcjami), cokolwiek wskórać. Remis na pewno nie krzywdził żadnej ze stron, tym bardziej, że i Smolarczyk (dwukrotnie) mógł jeszcze przed zejściem do szatni zasmucić ławkę rezerwowych gości.

Przerwa meczu najbardziej zaskoczyła… kibiców, którzy przyzwyczajeni do ciszy, tym razem oglądali boiskowe popisy najmłodszych grup piłkarskich Startu, dodatkowo okraszone konkursem dla dzieci i dorosłych. To nowość na naszym obiekcie, o której szerzej napiszemy w stosownym reportażu, który opublikujemy w tygodniu.

Drugą połowę zaczął nasz zespół. Już pierwsze minuty tej części wskazywały, że trener Kowalczyk dokonał modyfikacji w grze ofensywnej. Namysłowianie uszczelnili grę w środku pola i z tego sektora inicjowali – coraz groźniejsze – ataki. Przez pół godziny po przerwie czerwono-czarni osiągnęli optyczną przewagę, zakończoną objęciem prowadzenia. Zaczęło się od akcji z 49’, po której Bonar przy próbie strzału został przez rywali zablokowany. Futbolówka odskoczyła jednak w lewo, gdzie doskoczył do niej Samborski i uderzył tyleż ostro, co niecelnie. Niedługo potem (53’) nasz zespół rozegrał piłkę w środku pola, po czym ta znalazła się pod nogami Bonara, który z prawego narożnika szesnastki uderzył obok dalszego słupka. Namysłowianie sukcesywnie utrudniali przeciwnikom budowanie akcji przez środek boiska i LZS miał problem z dostosowaniem się do tej zmiany. W 60’ zagranie z lewej flanki trafiło do Krystiana Błacha, który strzałem po koźle posłał „kulę” daleko od bramki. Z kolei 63’ z krzesełek poderwała się namysłowska publika, po tym jak indywidualny rajd z lewej strony przeprowadził Szpak. Łukasz jednym zwodem sprytnie minął dwóch rywali, a już w szesnastce „nawinął” trzeciego. Mając przed sobą tylko bramkarza, zdołał uderzyć, lecz Radkiewicz z sytuacji „1 na 1” wyszedł obronną ręką. Gospodarze nie zamierzali odpuszczać i w 65’ stworzyli sobie kolejną dobrą sytuację. Długie wybicie piłki (przez Żołnowskiego) spod własnego pola karnego trafiło do Samborskiego, który zdołał przechytrzyć dwóch atakujących go rywali, przy okazji odgrywając „kulę” do Zajączkowskiego. Marcin strzałem z 17 metrów przeniósł jednak futbolówkę minimalnie nad poprzeczką. Za moment (66’) nasz zespół – za sprawą przerwania akcji rywali przez główkującego Bilińskiego – błyskawicznie wyprowadził piłkę ze środka pola. Trzy podania między naszymi zawodnikami spowodowały, że tuż przed 16-tką futbolówka trafiła na prawo do „Sambora”. Strzał Rafała trafił w bramkarza, a piłka wyszła poza linię końcową. Do rzutu rożnego (67’) podszedł Szpak. Dośrodkował na 8 metr, gdzie najwyżej do piłki wyskoczył Zajączkowski i celną główką trafił do siatki! Przy tym golu błąd popełnił asekurujący dalszy słupek defensor Piotrówki, gdyż mając piłkę na nodze, nie zdołał jej precyzyjnie wybić. Radość ze strzelonej bramki była w namysłowskim obozie w pełni uzasadniona, bo gol rzeczywiście od kilku minut wisiał w powietrzu.

Dwie minuty po objęciu prowadzenia (71’) mogliśmy jednak zostać boleśnie sprowadzeni na ziemię. Wtedy bowiem piłkę z rzutu wolnego dośrodkował z prawej flanki Nykolyshyn, a ta spadła na środek pola karnego, gdzie z 10 metrów po ziemi uderzył Iwan. Jak spod ziemi wyrósł jednak Zalwert i nogą zagrodził futbolówce drogę do siatki. W odpowiedzi (73’) nietypowym rozegraniem piłki popisali się namysłowianie. Z rzutu wolnego przed własną szesnastką, daleką piłkę w pole karne rywali posłał Węglarski. Futbolówka trafiła do odwróconego tyłem do bramki Samborskiego, który głową (z 10 metrów) próbował zaskoczył Radkiewicza. Ta, ku rozczarowaniu widzów, poszybowała niewiele nad poprzeczką.

Namysłowianie nie zamierzali osiadać na laurach i w 74’ zagrozili LZS-owi po raz kolejny. Tym razem długie podanie z własnej połowy Zajączkowskiego trafiło na 20 metr do Samborskiego. Rafał zdołał obiec próbującego powstrzymać go obrońcę, jednak wmieszali się w to Radkiewicz z kolejnym stoperem i akcję skasowali. Goście odpowiedzieli dopiero w 82’, gdy aktywny Iwan uderzył po ziemi obok lewego słupka bramki strzeżonej przez Węglarskiego. W 84’ Łątka świetnie na lewej stronie minął Mańkowskiego. Zamiast jednak podciągnąć z piłką kilkanaście metrów, zdecydował się na „zawiesinę”, która spadła w okolice punktu karnego, gdzie wyskakujący w górę Samborski nie miał szans w walce o piłkę z bramkarzem LZS-u. Za chwilę (85’) tylko przytomności umysłu Szpaka zawdzięczaliśmy, że futbolówka po strzale z 18 metrów Filipe nie poleciała w kierunku bramki (Łukasz zablokował strzelca). Gościom zaczęło się śpieszyć, co skutkowało niepotrzebną nerwowością na boisku. Efektem tego były dwa bezpardonowe faule (86’) na przestrzeni kilku sekund i to na środku murawy. Najpierw powalony został Samborski, a za chwilę po nogach dostał Bonar. Ławka rezerwowych Startu wyskoczyła z boksu, domagając się od arbitra sprawiedliwości. Ten jednak ukarał żółtą kartką tylko za drugi faul Barcia. W 88’ mogliśmy definitywnie pozbawić gości złudzeń na uzyskanie korzystnego wyniku. Wtedy to Zajączkowski świetnym podaniem wypuścił lewą flanką Kamila Błacha, który znalazł się „oko w oko” z golkiperem LZS-u. Jego uderzenie Radkiewicz zablokował, ale odbitą piłkę „bliźniak” przytomnie odegrał do wbiegającego „Zająca”. Autor gola z 67’ w dobrej sytuacji (12 metrów) uderzył jednak (przy asyście obrońcy) nad bramką. Końcowe minuty, to próby przedostania się Piotrówki na namysłowskie przedpole, a z drugiej strony gra Startu na uprzykrzenie życia rywalowi, jak i próby wyjścia z szybkim atakiem. Najgroźniej zrobiło się w 90+5’, gdy goście otrzymali rzut wolny z lewej strony boiska, tuż przy linii autowej (ok. 35 metrów od bramki). Z niego precyzyjnie na głowę Patmore’a Shereni’ego dośrodkował Nykoyshyn, jednak czarnoskóry Zimbabwejczyk z 10 metrów strzelił dokładnie w miejsce, w którym na linii bramkowej stał Węglarski. Odetchnęliśmy głęboko, a po chwili nasi piłkarze wpadli sobie w ramiona, bo arbiter zagwizdał po raz ostatni.

W drugiej połowie wyraźnie lepsze wrażenie sprawiali czerwono-czarni i ta postawa przyniosła im nagrodę w postaci 3 punktów. Oprócz sporej liczby ataków bramki Radkiewicza, namysłowianie wykazali się też zdecydowanie większym zaangażowaniem i determinacją w walce o piłkę. W defensywie byli jak kowalski młot – z małymi wyjątkami rozbijali (i to dosłownie) większość prób przeciwników. Bardzo wymowny był okrzyk Mateusza Iwana na kwadrans przed końcem spotkania. Kapitan Piotrówki próbował obudzić kolegów, krzycząc, żeby zespół wreszcie się skoncentrował i podjął walkę w środku pola. Jak widać, jego sugestie na niewiele się zdały, bowiem goście nie zdołali już zmienić swojej apatycznej gry. Owszem, próbowali się kilkukrotnie odgryźć, lecz w decydujących momentach zabrakło im precyzji. Dlatego po meczu schodzili z murawy z opuszczonymi głowami.

Druga wygrana Startu Namysłów z rzędu stała się faktem, co oznacza, że mimo trudnej sytuacji w tabeli, nasz zespół w pewien sposób wrócił do gry o utrzymanie w III lidze. Na razie cel ten jest dosyć odległy. Jeśli jednak nasi ulubieńcy w kolejnych meczach nadal będą prezentować boiskową walkę i hart ducha, to nie jest powiedziane, że dokonają niemożliwego. W ostatnich latach pokazali już 2-krotnie, że dla nich niemożliwe nie istnieje. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy