Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Cieszy tylko wynik

Odsłony: 20808

Wizyta namysłowskiego Startu w Łanach miała być dla miejscowych kibiców nie lada gratką. Nigdy bowiem wcześniej Victoria nie miała okazji do rywalizacji z III-ligowcem.

Przyjazd klubu, który w przeszłości miał okazję grać na zapleczu ekstraklasy nie wywołał jednak wielkiego zainteresowania. Jednym z powodów była niepewna pogoda. Nie można też jednak wykluczyć, że wpływ na skromną frekwencję mogła też mieć jesienna postawa czerwono-czarnych, którzy w swoich rozgrywkach spisali się słabo. Ale właśnie w marnej formie Startu sympatycy z Łanów upatrywali sprawienia sensacji przez swoich pupili. Różnica trzech klas rozgrywkowych to dwa piłkarskie światy, jednak w meczach pucharowych (nawet na Opolszczyźnie) padały już bardziej sensacyjne rozstrzygnięcia. Jeszcze więc przed pierwszym gwizdkiem spotkanie Dawida z Goliatem zapowiadało się interesująco.

Można też było przypuszczać, jaki przebieg będzie miał sam mecz. Schowani za podwójną gardą i czekający na błąd gości, gracze Victorii cierpliwie czekali na możliwość skontrowania namysłowian. Niejako więc zgodnie z przewidywaniami dużo niżej notowani gospodarze zastosowali taktykę wobec III-ligowego Startu. Startu, który tego dnia wyszedł na murawę w bardzo osłabionym składzie. Z różnych względów trener Bogdan Kowalczyk nie mógł skorzystać aż z 10-ciu (!) zawodników na co dzień mających możliwość regularnej gry w III lidze. Sam więc zmuszony był założyć korki i wybiec na murawę. Co ciekawe, wobec spodziewanych problemów ze skompletowaniem składu, nasz coach wraz z trzema innymi zawodnikami (to juniorzy młodsi: Kacper Sławenta, Mateusz Sieczka oraz nieobecny w Łanach Szymon Włoszczyk – przyp. aut.) został zatwierdzony do gry dopiero w piątek.

W pierwszym kwadransie czerwono-czarni prowadzili grę, próbując zbudować sensowną akcję w ataku pozycyjnym. Zdyscyplinowani, a przede wszystkim dobrze ustawiający się gospodarze neutralizowali jednak poczynania naszych zawodników. W 15’, tuż przy linii pola karnego, sfaulowany został Kowalczyk. Grający trener sprytnie zaskoczył rywali przy egzekwowaniu rzutu wolnego i zamiast dogrania przed bramkę, wycofał piłkę na linię 16-tu metrów. Tam zza obrońców wyskoczył Wilczyński i momentalnie uderzył. Futbolówka szczęśliwie dla miejscowych odbiła się jednak od pleców jednego z defensorów i zamiast w siatce, wylądowała poza linią końcową. Nieprecyzyjnie rozegrany korner umożliwił Victorii wyprowadzenie szybkiego kontrataku. Akcję „2 na 2” zdołali jednak skasować namysłowscy defensorzy i początkowe zagrożenie minęło.

W 21’ to gospodarze mieli ogromną szansę na objęcie prowadzenia. Długo rozgrywana piłka w namysłowskiej strefie obronnej trafiła do Piwowarczyka. Awaryjnie ściągnięty na to spotkanie weteran niepotrzebnie zdecydował się zagrywać futbolówkę z własnej strefy przez środek boiska. Jeden z rywali przeciął zagranie, po czym dograł na prawe skrzydło. Kolejny gracz Victorii podciągnął ze „skórą” do 7 metra i zagrał przed bramkę. Walczący o nią Mikulski sprytnie poradził sobie z asekurującym go obrońcą, tym samym wypracowując sobie sytuację sam na sam z Kuleszką. Napastnik gospodarzy koncertowo zmarnował jednak setkę, z 8 metrów posyłając piłkę nad poprzeczką. My z kolei mogliśmy w tym momencie głęboko odetchnąć, bo rywal był naprawdę o włos od uzyskania gola.

Dwie minuty później (23’) podobną akcję (do opisywanej przed chwilą) miejscowi przeprowadzili lewą flanką. Namysłowianie znów zanotowali niewymuszoną stratę pod kryciem rywala i w efekcie piłka trafiła do boku, skąd wstrzelona została po ziemi na 9 metr. Mimo asekuracji Krystiana Błacha, napastnik Victorii był o ułamek sekundy szybszy i zdołał uderzyć. Ponownie jednak mogliśmy odetchnąć z ulgą, gdyż „kula” trafiła w boczną siatkę. Dwie dobre kontry łanowian w krótkim odstępie czasu okazały się dla Startu bardzo poważnym ostrzeżeniem. Dlatego też w 26’ to nasz zespół oglądaliśmy w roli atakującego. Piłka jak po sznurku wędrowała między zawodnikami, po czym trafiła na prawe skrzydło, gdzie Zalwert przeprowadził rajd w starym, angielskim stylu. Podciągnął z futbolówką do linii końcowej, po czym dośrodkował przed świątynię Bochenka. Dobrze w tempo wbiegł tam Wilczyński, oddając strzał głową. Uderzenie nie miało jednak siły oraz należytej precyzji, padło więc łupem spokojnie interweniującego golkipera Victorii.

Jak się później okazało, decydująca dla losów spotkania była 33’. Zagrana z głębi pola piłka (w okolice szesnastki) odbita została do prawej strony przez stopera. Tam głową odważnie zgarnął ją Biliński, nabijając kolejnego zawodnika gospodarzy. Futbolówka na linii 16-tki znalazła się pod nogami Zajączkowskiego, który po przyjęciu zdołał jeszcze „złamać” zwodem rywala i mając nieco miejsca, zdecydował się na strzał. Dodajmy strzał bardzo efektowny, gdyż futbolówka wylądowała w okienku bramki Bochenka. Po tym golu namysłowianie nieco odetchnęli, w kolejnych minutach grając już bez niepotrzebnej nerwowości.

Paradoksalnie gol otwierający wynik meczu był też ostatnią godną odnotowania akcją w I części spotkania. W kilkunastu następnych minutach żadna z drużyn nie stworzyła większego zagrożenia pod jedną z bramek. Czerwono-czarni prezentowali w tej fazie wyższą kulturę gry, do tego dłużej utrzymując się przy piłce. Jednak kolejne ataki pozycyjne nie niosły żadnego zagrożenia dla formacji defensywnej Victorii.

Choć graliśmy bardzo eksperymentalnym i w większości młodym (z wyjątkiem dwóch weteranów) składem, do przerwy widać było w naszej grze większą dyscyplinę taktyczną oraz boiskową dojrzałość. To wystarczyło do objęcia skromnego prowadzenia.

Po przerwie Victoria, nie mając nic do stracenia, starała się zaatakować prowadzących namysłowian. Robiła to jednak w sposób dosyć szarpany i momentami mało przemyślany. Okazało się jednak, że zmiana taktyki na bardziej ofensywną mogła im przynieść wymierne efekty już w 50’. Wtedy to po raz drugi w meczu fatalnie zachował się Piwowarczyk. Mając piłkę pod pełną kontrolą, zupełnie niezrozumiale… podał ją do napastnika stojącego 4 metry przed nim. Ten odważnie wbiegł z boku w pole karne i zagrał futbolówkę na 5-ty metr. W międzyczasie piłkę „dzióbnął” jeszcze Kowalczyk, dzięki czemu składający się do strzału przeciwnik zwyczajnie się machnął. Gdyby nie spryt trenera, pewnie byłoby 1-1 i spory kłopot w perspektywie kolejnych minut.

Czerwono-czarni odpowiedzieli rzutem wolnym w 53’. Z prawego narożnika szesnastki dobrze uderzył Biliński, jednak lecącą w okolice okienka piłkę odbił przed siebie Bochenek. Doskoczył do niej jeszcze J.Gąska, lecz „rowerek” w jego wykonaniu trafił w obrońcę Victorii. 6 minut później (59’) namysłowianie wyszli tym razem z kontratakiem. K.Smolarczyk sprytnie „zakręcił” rywalem w szesnastce i idealnie wyłożył piłkę Gąsce. Jędrek oddał niezły strzał, ale jeszcze lepiej zachował się Bochenek, odbijając „kulę” przed siebie. Do dobitki doskoczył jeszcze Wilczyński, ale jego techniczna poprawka poszybowała nad poprzeczką.

W następnych minutach oglądaliśmy zaciętą walkę z obu stron. Pewien niepokój wzbudzała gra faworyzowanych namysłowian, którzy nie trzymali już konsekwentnej dyscypliny na murawie. Odstępy między poszczególnymi formacjami były już większe, co w zespole III-ligowym (nawet grającym w dużym osłabieniu) nie powinno się zdarzać. Skromne prowadzenie powinno wprowadzać w zespole szczególną czujność. Tymczasem ekipa Bogdana Kowalczyka z każdą minutą grała coraz bardziej nerwowo. Złe wybory i zagrania powodowały niepotrzebne napięcie, a ambitnego rywala dodatkowo napędzały. Gdyby gospodarze posiadali nieco większe umiejętności, to nie jest wykluczone, że dziś rumienilibyśmy się ze wstydu. Victoria nie potrafiła jednak skutecznie trafić Startu.

W 74’ nasz zespół powinien podwyższyć prowadzenie. Na 25-tym metrze Wilczyński zebrał tzw. „drugą piłkę”, zrobił zwód i oddał bardzo dobry strzał po koźle. Bochenek z najwyższym trudem odbił piłkę przed siebie, a tam momentalnie doskoczył do niej K.Smolarczyk. Zamiast jednak huknąć z 5 metrów nad leżącym golkiperem, nasz młody atakujący zdecydował się na techniczną podcinkę, która poleciała nad poprzeczką… Zamiast więc w miarę bezpiecznego wyniku, Start w ostatnim kwadransie wciąż był niepewny swego. Ostatecznie nasz team utrzymał korzystny dla siebie rezultat do końca, choć uczciwie trzeba przyznać, że końcówka była wyjątkowo nerwowa. Niesiona dopingiem kibiców, Victoria starała zagrażać naszej bramce (głównie po stałych fragmentach), lecz do 90 minuty nie stworzyła sobie groźnej sytuacji. Gorąco zrobiło się natomiast już w doliczonym czasie gry. Zamiast szanować piłkę, namysłowianie popełniali sporo błędów. Górę zaczął brać brak doświadczenia (na boisku nie było już trenera Kowalczyka, który na skutek urazu mięśniowego zszedł w 78’), co w konsekwencji utrzymywało Victorię w grze aż do ostatniego gwizdka arbitra (a ten przedłużył zawody o 6 minut – przyp. aut.). Końcowa wybijanka przyniosła jednak namysłowianom zamierzony efekt i Ci skromne prowadzenie ostatecznie zdołali obronić.

Namysłowski Start z naprędce skleconym składem awansował do kolejnej rundy Pucharu Polski i to jest informacja najważniejsza. I tylko z tego możemy być zadowoleni, bowiem gra naszej ekipy była daleka od oczekiwań. Jasne, niemal rezerwowe zestawienie jest jakimś wytłumaczeniem mało przekonującej postawy drużyny. Nikt jednak nie brałby tego pod uwagę, gdyby Victoria zdołała nas pokonać. Wstyd byłby wówczas wielki. Gospodarzom należy pogratulować ambitnej walki do ostatnich sekund meczu. Natomiast naszym zawodnikom podziękować za to, że – choć z trudem – to jednak zrealizowali przedmeczowy cel. Zwycięstwo w konfrontacji z klubem grającym trzy klasy rozgrywkowe niżej było obowiązkiem. I tak się stało. Szkoda jedynie, że w sobotę nasi piłkarze nie zawsze realizowali boiskowe obowiązki, zgodnie ze wskazówkami trenera. Cieszy więc tylko wynik, bo do gry można mieć już sporo zastrzeżeń.

Skromne zwycięstwo wskrzesiło w kibicach Startu iskierkę nadziei przed długą przerwą zimową. Nadziei na lepsze jutro, a przede wszystkim nadziei na znaczącą poprawę organizacyjno-finansową w klubie. Piłkarzy czeka teraz do stycznia odpoczynek. Natomiast dla działaczy NKS-u najbliższe tygodnie mogą okazać się najtrudniejszymi od momentu reaktywacji klubu. [G, KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
1 Komentarze | Dodaj własne