Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Tak blisko, a tak daleko

Odsłony: 17057

Liczyliśmy na to, że po spektakularnym laniu, jakie urządzili nam przed tygodniem zawodnicy Swornicy Czarnowąsy (0-6), nasi piłkarze pałać będą żądzą rewanżu

i w spotkaniu z drugim zespołem Ruchu Chorzów pokuszą się podtrzymanie dobrej passy w meczach domowych. W końcu P.Pabiniak i spółka trzy ostatnie pojedynki przed własną publicznością rozstrzygali na swoją korzyść.

Kluczowym pytaniem przed pierwszym gwizdkiem była kwestia zestawienia, w jakim na boisko wyjdą chorzowianie. Ostatecznie Karol Michalski miał do dyspozycji jednego zawodnika, który w tym sezonie miał już okazję występu w spotkaniu Ekstraklasy. Mowa o niemal 30-letnim Adrianie Mrowcu, którego przygoda z piłką obejmuje m.in. mistrzostwo Litwy w barwach FBK Kaunas oraz grę w szkockiej Scottish Premier League dla Heart of Midlothian. Niespodziewanie znalazł się jednak zawodnik, który swoim nazwiskiem przyćmił wspomnianego gracza. Z pewnością zastanawiacie się Państwo, o kim może być mowa, skoro już zaznaczyliśmy, że przypadek Mrowca był jedynym. Śpieszymy z wyjaśnieniami. Otóż wczoraj po namysłowskim stadionie biegał Maciej Sadlok, 15-krotny reprezentant Polski. Tu sprawa okazała się bardzo czytelna – 24-latek powoli wraca do gry po kontuzji i długim okresie rehabilitacji.

Pierwsze pół godziny gry upłynęło pod znakiem zdecydowanej dominacji rezerw "Niebieskich". Goście często zamykali czerwono-czarnych na ich własnej połowie. Momentami podopieczni Bogdana Kowalczyka mieli nawet problem, żeby wyjść z własnej szesnastki. Naszych zawodników w okresie, jak i przez większość spotkania, stać było tylko na posyłanie długich piłek w kierunku przedniej formacji.

Co ciekawe, to namysłowianie w 3' mogli otworzyć wynik spotkania. Lewą stroną w pole karne Ruchu wdarł się Samborski. Podciągnął ku końcowej linii, po czym wycofał do nieźle ustawionego K.Smolarczyka. Młodziutki napastnik nieczysto trafił jednak w piłkę i szansa spełza na niczym. Chorzowianie naszej bramce po raz pierwszy zagrozili w 6', lecz Stanisławski z linii szesnastki przymierzył po ziemi wprost w Kuleszkę. W 10' nadarzyła się jedna z niewielu okazji, żeby przenieść – choć na chwilę – ciężar gry przed „świątynię” Lecha. Wywalczyliśmy wówczas rzut rożny, z którego na bliższy słupek dośrodkował Szpak. Tam do zagrania doszedł Samborski, który z 4 metrów przeniósł głową futbolówkę niewiele nad poprzeczką. Przyjezdni odpowiedzieli w 12', kiedy to Szymański z 18 metrów, po podaniu Sadloka, sprawdził po ziemi Kuleszkę. „Dudek” i tym razem był na posterunku. Sytuacja ta rozpoczęła fazę, w której goście zamknęli na kilka minut Start na jego połowie. Idąc dalej, w 18' z pomocą naszemu golkiperowi, blokując strzał Otręby z 14 metrów, przyszedł Szpak. Groźnie było również  w 20'. Po podaniu Mrowca, z pola karnego uderzał Stanisławski i futbolówka, po rykoszecie, opuściła boisko. Z kornera Lipski krótko podał po ziemi do Otręby, którego uderzenie z narożnika szesnastki zakończyło się na bocznej siatce. 60 sekund później, po dłuższej przerwie, pod bramką przeciwników pokazali się czerwono-czarni. Prawą stroną z piłką urwał się Samborski. Dobiegając do krótszego boku szesnastki, odegrał przed pole karne do Bonara, który nie mając czystej pozycji do strzału, zagrał jeszcze do P.Pabiniaka. Ten z 16 metrów oddał jednak kompletnie nieudany strzał i „skóra” poszybowała wysoko nad poprzeczką.

W 23' „Niebiescy” dopięli swego, po raz pierwszy kierując piłkę do namysłowskiej siatki. Szymański precyzyjnym strzałem z 16 metrów trafił w prawy górny róg bramki Kuleszki. Riposta Startu przyszła w 26', gdy Samborski, będąc na prawej stronie pola karnego, uderzył w krótki róg, gdzie na piłkę czekał już Lech. W 28' akcja przeniosła się ponownie na nasze przedpole. Aktywny Szymański, po odegraniu Kotusa, uderzył tym razem z 14 metrów obok słupka. W kolejnej akcji (29') z dobrej strony pokazał się Włodarczyk, którego niezła próba z 18 metrów minęła nieznacznie poprzeczkę. Niewiele do szczęścia w 31' zabrakło też Stanisławskiemu. Po szybkiej akcji Ruchu, kropnął z 15 metrów, a „kula” przeleciała minimalnie obok słupka. W 35' w ofensywie pokazali się namysłowianie. Bonar zagrał na prawo, na dobieg, do Samborskiego. Ten ostatecznie dopadł do piłki w okolicach szesnastki gości. Po chwili znalazł się z nią w polu karnym, gdzie zwodem minął obrońcę Ruchu, a następnie huknął niewiele obok bramki. Lech w tej sytuacji kontrolował lot futbolówki. Kopię te akcji widzieliśmy też w 38'. Tym razem w roli podającego wystąpił jednak P.Pabiniak, a Samborski przymierzył z podobnej pozycji z identycznym (nie)skutkiem.

W 42' gorąco zrobiło się w naszej szesnastce. Najpierw uderzenie Otręby z rzutu wolnego, po odbiciu się od jednego z naszych zawodników, opuściło plac gry. Następnie z rzutu rożnego Lipski podał do wspomnianego już Otręby, który posłał centrę w pole karne. Tam futbolówkę głową trącił Komor i wysoko lecące zagranie chorzowianina przeleciało nad poprzeczką. Nie był to jednak koniec emocji w pierwszej części gry. W 43' Szymański z pola karnego przymierzył w długi róg. Jego strzał minął jednak bramkę w bezpiecznej odległości. A już w doliczonym czasie gry dośrodkowanie w namysłowską szesnastkę posłał Sadlok. Stanisławski wykończył je głową i Kuleszka zmuszony został do interwencji. Nie zdołał złapać piłki, „wypluwając” ją przed siebie i w naszym polu karnym zapanowało spore zamieszanie, które ostatecznie udało się nam wyjaśnić.

Po przerwie przewaga chorzowian nie miała już takiego wymiaru, jak miało to miejsce w pierwszych dwóch kwadransach spotkania. Na początku drugiej połowy żadnej ze strony nie udało się stworzyć dogodnej okazji bramkowej. Odnotowaliśmy tylko niecelny strzał Bilińskiego, który po rykoszecie minął poprzeczkę (52'). Ofensywny impas w 57' przerwał nasz zespół. Z lewej strony szesnastki Ruchu Zajączkowski krótko zagrał do Kamila Błacha, który momentalnie dośrodkował przed bramkę Lecha. Tam do centry doszedł Krystian Błach, którego „główka” w dobrej okazji minęła prawy słupek bramki strzeżonej przez chorzowskiego golkipera. Biorąc pod uwagę, że niewykorzystane szanse lubią się mścić, w 60' przegrywaliśmy już 0-2. Kotus, po slalomie w naszym polu karnym między trzema zawodnikami, przymierzył nie do obrony i futbolówka trafiła pod poprzeczkę.

Wydawało się, że drugie trafienie dla gości zakończy już emocje w tym meczu. Kolejne kilkanaście minut gry wydawało się potwierdzać tę tezę. W notesie zanotowaliśmy bowiem tylko niecelny strzał Bilińskiego z 22 metrów (69') i kompletnie nieudaną próbę Szymańskiego z linii szesnastki (74'). Niespodziewanie jednak w 77' namysłowianie zdobyli bramkę kontaktową. Zalwert wykorzystał centrę Łątki z rzutu wolnego i głową skierował piłkę do siatki. Taki obrót spraw podrażnił gości, którzy momentalnie groźnie odpowiedzieli. W 78' Chwastek zagrał z boku pola karnego przed naszą bramkę. Na dalszym słupku do centry doszedł Mrowiec, zagrywając futbolówkę do Szymańskiego. Ten w klarownej okazji technicznie uderzył, lecz Kuleszka znakomitą robinsonadą sparował próbę chorzowianina poza boisko. Okazję do wyrównania mieliśmy w 85', gdy wywalczyliśmy rzut wolny blisko boku pola karnego. Do stojącej futbolówki podszedł Samborski. Przed oczami stanęła nam w tym momencie potyczka w Częstochowie ze Skrą, podczas której „Sambor” w podobnej okazji ostemplował słupek bramki przeciwników. Tym razem próba naszego najskuteczniejszego snajpera minęła poprzeczkę w bezpiecznej odległości.

W 88' swoje szanse miały obie strony. Najpierw bramkę Kuleszki szturmował Ruch. Korczyński podał do Szymańskiego, który wyłożył futbolówkę Stanisławskiemu. Ten ostatni z pola karnego przymierzył obok słupka. Kilkanaście sekund później Otręba z 14 metrów sprawdził Kuleszkę. Nasz golkiper poradził sobie z tym zagrożeniem i to Start wyprowadził szybką kontrę. W jej finale Samborski wypuścił w bój Piwowarczyka, który już z szesnastki gości kropnął w Lecha. Tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra przyjezdni ustalili zaś końcowy wynik meczu. Po podaniu Lipskiego, do naszej bramki trafił Stanisławski.    

 

Bilans ostatnich trzech gier jest dla Startu druzgocący. Komplet porażek przy stosunku bramkowym 1-11 optymizmem napawać w żaden sposób nie może. Wczoraj po trafieniu Zalwerta na 1-2 mogłoby się wydawać, że złapaliśmy kontakt z rywalem. Tak naprawdę była to jednak czysta statystyka. Rezerwy chorzowskiego Ruchu przez zdecydowaną większość spotkania wydawały się być bowiem poza naszym zasięgiem. Zdobywając jeden punkt, moglibyśmy zaś mówić o bardzo dużej dozie szczęścia. Nasz główny problem polegał jednak na tym, że wobec przesunięcia Łukasza Szpaka na środek defensywy, w środku pola brakowało nam zawodnika, który potrafiłby dłużej przytrzymać futbolówkę. Efektem tego było (zwłaszcza na początku meczu) oddanie bez walki środkowej części boiska gościom. A skutek możliwy do przewidzenia – spora przewaga optyczna "niebieskich rezerwistów". Jak przyznał po spotkaniu trener gości, tylko złym wyborom graczy Ruchu zawdzięczamy, że nie straciliśmy w tym fragmencie jeszcze kilku goli.

Zatrzymując się jeszcze przy naszym zespole, gra on po prostu na miarę tego, jak w obecnej sytuacji organizacyjno-finansowej klubu jest w stanie grać. Chłopcom nie można odmówić walki, ale często brakuje im po prostu piłkarskiej jakości. Dokładając do tego marną frekwencję na treningach, trudno nam wypracować warianty, które byłyby w stanie zniwelować różnicę w umiejętnościach piłkarskich. Stąd przewaga w czasie meczów z reguły jest po stronie przeciwników. Koło niejako się zamyka i trudno w tym momencie myśleć, że czerwono-czarni cały czas będą regularnie punktować. Podsumowując, sytuacja zaczyna wyglądać tak, jak – niestety – można było się tego spodziewać wobec naszych przedsezonowych perturbacji. Cały czas wierzymy jednak, że podopieczni Bogdana Kowalczyka jesienią powiększą jeszcze swój dorobek punktowy. [MW] 

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy