Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Dwa dołki i szczyt - subiektywnie o sezonie

Odsłony: 13615

Mamy lato, sezon ogórkowy, czas idealny na podsumowania, analizy i prognozy. Zanim przejdziemy do tych ostatnich skupmy się jeszcze przez chwilę na tym,

co przeżywaliśmy przez ostatnie kilka miesięcy. Krótko mówiąc, w Namysłowie działo się. Odsuniemy na chwilę stos tabelek, wykresów i statystyk i zamiast tego subiektywnie, okiem czerwono-czarnego fana opiszemy, co nam się przez kilka miesięcy podobało, co trapiło, a co sprawia, że przyszłość maluje się... No właśnie, o tym przeczytacie niżej.

Po pierwsze, żeby nasz tok rozumowania był prawidłowy, to musimy się cofnąć w okolice zimy 2013/14. NKS po fatalnej jesieni, w czasie której dostawał po głowie niemiłosiernie, doszedł nad samą przepaść. Garstka piłkarzy na treningu, brak formy i zaangażowania ze strony zawodników oraz mierna sytuacja finansowa klubu. Wszystko to sprawiło, że pojawił się ogromny znak zapytania. Co dalej z klubem? Ostatecznie Start podjął rękawicę, jeszcze udało się wpompować trochę nadziei i na tym paliwie ujechaliśmy kilka tygodni. Potem pod względem sportowym jest już dramat, spadliśmy z III ligi i znak zapytania pojawił się po raz kolejny.

Tutaj następuje punkt zwrotny. W klubie dochodzi do szeroko zakrojonych zmian. Pułaskiego opuszczają nie tylko piłkarze, ale także szczególnie związany z klubem trener Kowalczyk, zmodyfikowany jest nawet skład zarządu. Od tego momentu w szatni będzie bardzo lokalnie. Przytłaczająca większość to wychowankowie, nie wykluczając nowego trenera. Bardzo młodego, bo urodzonego w 1988 roku Damiana Zalwerta. I właśnie teraz możemy zadać pytanie, jak to wszystko wpłynęło na nasze poczynania w sezonie 2014/15?

Gry kontrolne oraz pierwsze miesiące ligi jakoś szczególnie nie napawały optymizmem. Niby nie było źle, ale do „dobrze” bardzo dużo brakowało. Nie dało się wówczas ukryć, że właśnie przeżyliśmy rewolucję, a namysłowskie żółtodzioby muszą zapłacić frycowe za bliskie spotkania z dorosłą piłką. Na jesień notujemy... No właśnie, czy „dołek” to odpowiednie słowo? Nam to czasami bardziej przypomina męczarnie. Goli jak na lekarstwo, mało widowiskowości, łupanka, ale i dużo walki, co staje się naszą wizytówką w całej IV lidze. Jak na młody zespół przystało - wygrane przeplatamy niezrozumiałymi porażkami, a o punktach na wyjeździe możemy co najwyżej  pomarzyć. Ostatecznie rundę kończymy w okolicy strefy spadkowej.

Przepracowana zima daje nadspodziewanie pozytywny efekt. Od pierwszego tygodnia zespół bardzo dzielnie walczył o punkty, wreszcie zaczynamy strzelać bramki, nie tylko u siebie, ale i na wyjeździe. W pewnym momencie nie ma na nas mocnych. Kolekcjonujemy skalpy i stajemy się prawdziwą rewelacją rundy. Jesteśmy nawet liderem wiosennych zmagań. Zapisujemy kolejne rekordy i choć formalnie brakuje kilku punktów, to praktycznie zapewniamy sobie utrzymanie na długo przed końcem rozgrywek. Dodatkowego smaczku dodaje mecz przeciwko Stali Brzeg (na boisku 2-2), który w zasadzie mógłby reklamować rozgrywki IV ligi opolskiej. Nie mamy wątpliwości, że wszystko to było efektem ciężkiej pracy w okresie przejściowym.

Potem jednak następuje coś, co nazwaliśmy już „dołkiem”. W samej końcówce ligi, kiedy otwiera się przed nami szansa na przejęcie pozycji numer cztery - szansa na prawdziwy rajd na szczyt tabeli, ma miejsce zadziwiające (paradoksalnie raczej nie powinno dziwić, ale o tym niżej) zjawisko. Jedenastka Startu z kolejki na kolejkę, ot tak, nagle zachowuje się tak, jakby ktoś wcisnął guzik i sprawił, że zapomnieliśmy jak się zachować na murawie. Swego rodzaju symbolem był tutaj wybryk Samborskiego, który w Głubczycach nie pograł nawet pół godziny. Kontrowersje na boisku plus prowokacje trybun – nasz kapitan tak się zagotował, że postanowił iść na słowną wojnę, za co wyleciał z boiska. Rozumiemy, że emocje i tak dalej, ale w tym momencie Rafałowi należy się za to druga czerwona kartka – od naszych kibiców. Co by nie było, to od zawodnika z opaską na ramieniu należy wymagać wyższych standardów. Właśnie Sambor w 22' meczu przeciwko Polonii otworzył trzeci, ostatni i bardzo rozczarowujący etap w poczynaniach Startu.

Fot. 1: W końcówce maja namysłowscy kibice byli w znakomitych humorach. Ale mecz Startu ze Spartą Paczków (4-2, na zdjęciu) okazał się ostatnim, w którym czerwono-czarni zapunktowali. Później nastąpiło jednak w zespole zbyt duże rozprężenie i bardzo dobre wiosenne wrażenie zostało dosyć wyraźnie zatarte...
[zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

Od tego momentu nie zdarzyło nam się wyrwać choćby punktu – ustanawiamy anty-rekord pięciu porażek z rzędu. W międzyczasie przytrafia nam się jeszcze inna mroczna niespodzianka, mianowicie klęska 0-7 w Piotrówce. Niestety, ale taki wynik kojarzy nam się z wczesnymi rundami eliminacji Ligi Europejskiej, kiedy kelnerzy, stolarze i rybacy dostają baty od tej silniejszej części Europy. Wizerunkowo jest to więc wielkich rozmiarów rozczarowanie i nie ma nawet cienia wątpliwości, że coś takiego nie powinno mieć miejsca. Ostatecznie w tym fatalnym położeniu odnajdziemy malutkie pocieszenie – mecz przynajmniej nie odbył się w Namysłowie. Być może nie wszyscy się z tym zgodzą, ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Fani nie musieli być świadkami upokorzenia i na pewno szybciej o tym zapomną, niż gdyby ta nieszczęsna wtopa miała miejsce na własnym boisku.

Skąd takie nagłe załamanie formy? Jesteśmy bardzo ciekawi, co do powiedzenia na ten temat miałby nasz szkoleniowiec. Zresztą tak właśnie powinno brzmieć jedno z pytań w posezonowych rozmowach. My mamy na to swoje wytłumaczenie, nie będziemy bawić się w domorosłych psychologów, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko załamało się na polu mentalnym. Zespół przez większą część rundy walczył jak w amoku i parł przed siebie byle zapewnić sobie utrzymanie. Wyczyn udał się, a kiedy na boisku przestało się kleić to już naprawdę na dobre. Nic dziwnego, zespół utrzymywał się w ciągłej dyscyplinie i napięciu przez kilkanaście kolejek, doszedł do punktu szczytowego i w końcówce przyszło grać praktycznie o pietruszkę.  Kiedy krzywa motywacji minęła punkt przegięcia, ta poleciała na łeb na szyję. Nie jest to nasz wymysł, jeśli ktoś sięgnie pamięcią do półfinału ME 2000 Holandia – Włochy, bardzo łatwo odnajdzie analogię. Oranje tego dnia postanowili hurtowo zmarnować kilka karnych, a jako przyczynę podaje się właśnie fakt, że emocje po 120 minutach walki zeszły z zawodników niczym powietrze z balonu i mówiąc kolokwialnie w serii jedenastek Pomarańczowi byli już wypaleni. Ciężki przypadek doczekał się również swoich rozdziałów w książkach z zakresu psychologii. Z wielką łatwością odnajdziemy analogię do gry Startu. Mówimy tutaj o najwyższym światowym poziomie, więc wyobraźmy jak narażeni na tego typu zachowania są piłkarze w ligach amatorskich.

Ostatecznie sezon 2014/15 Start Namysłów kończy na pozycji numer 10. Oznacza to w praktyce środek tabeli. Jak należy ten rezultat ocenić? Trudno podać ocenę w skali szkolnej, zresztą nie byłoby to w pełni sprawiedliwe i nie oddawałoby pełnego spojrzenia na sprawę. Naszym zdaniem za całokształt możemy być usatysfakcjonowani. Tylko tyle i aż tyle. Tylko tyle, bo na własne życzenie popsuliśmy naszą świetną pozycję. Aż tyle, bo trzeba wziąć pod uwagę, gdzie byliśmy rok temu o tej samej porze. Legendarny generał George Patton powiedział „Nie oceniam sukcesu człowieka po tym jak wysoko się wspiął, lecz jak wysoko odbił się od dna”. Nie zamierzamy nikogo głaskać i usprawiedliwiać jak trudno się grało. Zresztą nasi zawodnicy kilka gorzkich słów już przeczytali, ale z drugiej strony mamy świadomość jaki był nasz punkt wyjściowy i należą się również słowa pochwały za duży postęp jaki wykonali piłkarze i cały sztab. Wiosenny doping też na pewno zrobił swoje w przepisie na sukces i w tym miejscu należą się słowa uznania dla namysłowskich fanów. Jak widać ocena nie jest łatwa i jednowymiarowa.

Poza chłodnym spojrzeniem na naszą pozycję w tabeli należy również zauważyć, że Start w lidze staje się swego rodzaju marką. Boisko przy Pułaskiego zaczęło uchodzić za bardzo trudny teren, gdzie obity może zostać każdy. Tego nie ukrywali nawet przedstawiciele czołówki ligi. Zespół swoją walecznością i nieustępliwością wpadł w oko trenerom i obserwatorom nie jeden raz. Na pewno cieszy więc fakt, że NKS nie jest na dzień dzisiejszy zbieraniną kilkunastu facetów w czerwono-czarnych koszulkach, ale drużyną z prawdziwego zdarzenia, drużyną z duszą.

Wiosnę 2015 kończymy w nastrojach „średnio na jeża”. A co przed nami? Na dzień dzisiejszy raczej trudno wyrokować jak będzie wyglądał jesienny skład osobowy, a od tego zależeć będzie najwięcej. Wiadomo, że z dnia na dzień nad Widawą nie pojawi się żadna armia zaciężna, tak więc z pewnością nadal opierać będziemy się na swoich. I bardzo dobrze, bo właśnie posiadanie tubylców w swoich szeregach dodaje dodatkowego smaczku.

Na pewno podstawą jest odpowiednie przepracowanie okresu letniego. Jeśli zawodnicy podejdą do tego z takim zaangażowaniem jak zimą, to można być pewnym, że kilka aspektów, niczym współczynniki w grze komputerowej, pójdzie do góry. Na dzień dzisiejszy nie myślimy o awansach i porywaniu się z motyką na Słońce. Interesuje nas raczej to, żeby klub zrobił mały krok do przodu na każdym polu. Jeśli w sferze sportowej udałoby się to spełnić, byłoby znakomicie. Jesteśmy dobrej myśli.

Zanim jednak liga ruszy – w tym miejscu należy podziękować zawodnikom, trenerom i wszystkim, którzy byli blisko zespołu i mieli swój wkład w odbudowywanie pozycji naszego klubu. Wszystkim, którzy uważają się za członka czerwono-czarnej rodziny życzymy udanego wypoczynku. Widzimy się już za kilka tygodni na gorących opolskich boiskach! [TD]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
1 Komentarze | Dodaj własne
  • :)Wiatm. Jestem starym,choc nie najstarszym kibicem Startu,bywalem na roznych meczach ale jako dziecko to ten pierwszy pamiętam z 1984 roku z maja,spraing ze Slaskiem Wroclaw (0-4),potem tez w tyrakcie lat i awansow NKS-u miałem okazje ogladac nasz klub w II czy III lidze, a nawet wczesniej w tzw. lidze miedzyokregowej. Byli u nas rozni piłkarze,walczaki i tacy co chcieli pobiegać itp.,ale obecnie mamy Rafala Samborskiego,i szczerze...pod koniec rundy,nasz najlepszy snajper nie wytrzymal,sprowokowany pokazal co o tym myśli,i dostal czerwona kartke. Ale go niesamowicie rozumiem i bronie. Fakt,ze oslabil swój zespol,ale zaraz,od czego mamy innych naszych grajkow? Wiec,uwazam,ze jest to mezczyzna z jajami,nie da sobie w kASZE DMUCHAC. Jest naprawdę -wg.mojego skromnego zdania-swietnym jak na IV lige napastnikiem,jak trzeba to wraca po pilke i kreuje sytuacje dla kolegow,on po prostu zawsze "zyje na boisku" i chce się ogladac jego akcje. Pisze to,bo nie uważam,ze to on stoi za oslabiebieniem celowym Startu. Mamy tez innych utalentowanych piłkarsko chlopakow,i daj Boze,zeby mieli ttyle ikry co nasz "Sambor".

    Lubię 0 Krótki URL: