Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

"Osiemnaście mgnień jesieni" - cz. II

Odsłony: 4790

Dzisiejszym tekstem kontynuujemy podsumowanie jesiennych meczów namysłowskiego Startu. Tym razem pod lupę wzięliśmy potyczki rozegrane między 9 września,

a 10 października ub. r. Niestety, to był równie fatalny okres, co przedstawiony w części pierwszej. Zanotowaliśmy wówczas 5 porażek, a jedynym promykiem nadziei okazał się mecz nr 12, który czerwono-czarni w końcu wygrali. Miało to miejsce podczas rywalizacji z Czarnymi Otmuchów, a sukces  odniesiony został w niezwykle dramatycznych okolicznościach. O tym i pozostałych grach przeczytacie w tekście poniżej, do czego zachęcamy:

1/16 wojewódzkiego Pucharu Polski (09.09.): Unia Kolonowskie – Start Namysłów 4-1

Mimo potężnego kryzysu, pucharowa wyprawa jawiła się jako idealna okazja do przełamania jakże fatalnej serii. Ba, większość kibiców była wręcz przekonana, że ze średniakiem klasy okręgowej czerwono-czarni uporają się bez większego problemu. Tym bardziej, że rok wcześniej doszło do identycznego spotkania, które namysłowianie wygrali 2-0. Teoria, to jednak nie praktyka. Ambitnie grający gospodarze brutalnie sprowadzili nas na ziemię. I marnym tłumaczeniem dla drużyny był fakt, że ta zagrała w dosyć eksperymentalnym składzie. To była piłkarska katastrofa – tak słabego meczu NKS-u nie widzieliśmy dawno. Początek był w wykonaniu gości niezły, ale im dalej w las, tym było ciemniej. Po kwadransie było 1-0 dla miejscowych, jednak Start za sprawą Smolarczyka odpowiedział 3 minuty później i szanse na dobry wynik wciąż były. Niedługo potem Kruk dał swojej drużynie ponowne prowadzenie, a w 34’ za zbytnią emocjonalność na trybuny odesłany został (z ławki rezerwowych) trener Zalwert. Miejscowi mogli się w tym meczu podobać. Posiadając całkiem spore umiejętności, bardzo ambitnie walczyli, a przede wszystkim zgarniali większość tzw. „przebitek”. Po przerwie uniści kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, patrząc też na to, co zrobią namysłowianie. A że nie zrobili nic, to i dodatkowo ich pokarali. Tuż przed upływem godziny wynik „z wapna” skorygował Reimann, natomiast w 87’ Włoch przystawił stempel na naszej druzgocącej  porażce. Pogrom z przedstawicielem „okręgówki” stał się faktem. Na obiekcie Unii… zunifikowaliśmy tylko fatalną jesienną postawę. Nie obawiał się nas już absolutnie nikt.

7. kolejka – IV liga (12.09.): Start Namysłów – Śląsk Łubniany 1-2

Rozbici i upokorzeni, czerwono-czarni po krótkiej przerwie wrócili do meczów o punkty. Na stadion przy Pułaskiego przyjechała ekipa weteranów z Łubnian, więc trudno było liczyć na szybki mecz i piłkarskie fajerwerki. A jednak Start swoich kibiców po raz kolejny zaskoczył. Zespół pierwsze 45 minut zagrał naprawdę dobrze. Chłopcy w pełni kontrolowali boiskowe wydarzenia, zaciekle też walcząc o bramkę. I wyszliśmy na upragnione prowadzenie w 35’, po tym jak Łukasz Pabiniak głową wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie z kornera swojego kuzyna Patryka. W tym okresie NKS nie pozwolił na jakiekolwiek zagrożenie pod własną świątynią, skutecznie neutralizując ofensywne próby gości. Gra drużyny mogła się podobać, bo była z zębem i charakterystyczną dla „Legendarnych” walecznością. No, ale po przerwie (który to już raz?) wszystko poszło wniwecz. Zawody stały się miałkie, a zawodnicy obu drużyn rzadko zatrudniali bramkarzy. W 47’ mieliśmy świetną okazję na podwyższenie prowadzenia, lecz P.Pabiniak z rzutu wolnego trafił w słupek. Rywale pierwsze poważne zagrożenie stworzyli w 56’ i od razu trafili do siatki (gol Woźnego). Z kolei kwadrans przed końcem najstarszemu piłkarzowi IV ligi, 43-letniemu Gnoińskiemu, wyszedł z wolnego strzał życia (wpakował futbolówkę w okienko). I z wyniku 1-0 zrobiło się 1-2. W praktyce dwa celne strzały gości dały im komplet punktów. Po 6-tej porażce w sezonie namysłowianie… awansowali na przedostatnią pozycję, gdyż mający identyczną liczbę „oczek” otmuchowianie wysoko przegrali w Krasiejowie. Pociecha to jednak żadna, bo nasza sytuacja w tabeli była już krytyczna.

8. kolejka – IV liga (20.09.): MKS Gogolin – Start Namysłów 4-3

Czara goryczy przechyliła się w tygodniu poprzedzającym mecz w Gogolinie i doszło do zmiany na stanowisku trenerskim. Misję ratowania IV ligi dla Startu powierzono Bartoszowi Medykowi, który zastąpił zdymisjonowanego Damiana Zalwerta. Medyk wprawdzie diametralnie zespołu nie odmienił (bo nie był w stanie), jednak tchnął na tyle pozytywnego ducha, że niewiele brakło, a zapunktowalibyśmy na terenie całkiem solidnego beniaminka. Kibice zastanawiali się, jak można strzelić 3 gole i przegrać mecz? Nasi piłkarze pokazali jednak, że można… Niestety, czerwono-czarni całkowicie „położyli” pierwszą połowę, w której stracili 4 gole! Zaczęło się idealnie dla namysłowian, którzy już w 2’ objęli prowadzenie (gol Samborskiego). Minutę później był już jednak remis po samobójczym trafieniu Żołnowskiego. A po kwadransie zrobiło się już 1-2. Start miał szansę doprowadzić do wyrównania, lecz tym razem Samborski miał pecha, bo jego strzał z 25’ trafił w spojenie słupka z poprzeczką. A że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić… W 34’ i 36’ Kaczmarek do spółki z Wróblem dorzucili dwie kolejne bramki i przegrywaliśmy już (aż) 1-4! Gdyby była to walka bokserska, to pewnie w narożniku wieńczącym 6-tą rundę wyglądalibyśmy niczym po dwóch konkretnych nokdaunach. Tymczasem po zmianie stron na „ring” wyszedł zupełnie odmieniony „bokser”. To Start prowadził grę i często zagrażał miejscowym. W 53’ wynik na 2-4 skorygował P.Pabiniak, a w 62’ czerwono-czarni przegrywali już tylko jednym golem (po trafieniu „Sambora”). Gospodarze od stanu 2-4 w praktyce przestali grać ofensywnie, ograniczając się jedynie do przeszkadzania rozpędzonym gościom. Niestety, mimo kolejnych prób (najlepsze mieli Samborski i Wilczyński), chłopakom nie udało się doprowadzić choćby do remisu i kolejna porażka stała się przykrym faktem. Straty sprzed przerwy okazały się zbyt wysokie, ale te 3 gole i dobra gra od 46 minuty przywróciły delikatną nadzieję kibicom, że trwający marazm znajdzie wreszcie swój epilog.

9. kolejka – IV liga (26.09.): Start Namysłów – TOR Dobrzeń Wielki 1-2

Z TOR-em rozpoczynaliśmy serię trzech gier domowych z rzędu, więc po cichu liczyliśmy, iż dawna „Twierdza Namysłów” choć przez ten okres nie będzie regularnie zdobywana. Przeliczyliśmy się, bo dobrzenianie – jak kilka ekip wcześniej – także nas ograli. Premierowe 30 minut upłynęło przy lekkiej przewadze „Legendarnych”, którzy byli w tym czasie zespołem bardziej zaangażowanym w grę ofensywną. Okres niezłej gry Samborski udokumentował golem (27’), co oczywiście cieszyło. Parę minut później (35’) nasze szanse na punkt(-y) wzrosły jeszcze bardziej, gdy arbiter podyktował dla Startu jedenastkę (Samborskiego łokciem potraktował Balewicz). Ale przed jej wykonaniem zrobiło się potworne zamieszanie (więcej TUTAJ) i ostatecznie do piłki podszedł Żołnowski. Jego strzał w świetnym stylu obronił Szmielak i mogliśmy tylko jęknąć. To był przełomowy moment spotkania, gdyż dał gościom impuls do bardziej zdecydowanych ataków. Zaraz po przerwie dwukrotnie Komor mocno postraszył naszą defensywę, tyle, że ta wniosków nie wyciągnęła. A za chwilę (60’) Samborski odesłany został do szatni, po tym jak zobaczył drugie „żółtko” (ze rzekome wymuszanie karnego). Od tej chwili namysłowianie zaczęli się bronić, z rzadka atakując. TOR z kolei ruszył do ataków i w 66’ wyrównał (gol Komora). Sądziliśmy, że chłopcy zdołają utrzymać choćby remis, lecz i ta sztuka im się nie udała, bo w 89’ W.Morka zdołał po rogu wcisnąć piłkę do naszej bramki. Po ostatnim gwizdku w obozie gości zapanowała zrozumiała radość, z kolei wściekli namysłowianie ruszyli z pretensjami do arbitra, który faktycznie tego dnia spisywał się kiepsko. Kolejne punkty uciekły. Kibice też piłkarzom nie pomogli, bo ich… nie było. Zamknięte trybuny, to efekt sankcji Wydziału Dyscypliny po zamieszkach wywołanych przez namysłowskich fanów podczas inauguracyjnej gry ze Starowicami.

Fot.: Spotkanie Startu Namysłów z większyckim Po-Ra-Wiem (na zdjęciu) było klasycznym przykładem niemocy (ale i niefartu) czerwono-czarnych jesienią. Przegraliśmy wówczas... wygrany mecz i trudno było znaleźć dla tej porażki racjonalne wytłumaczenie. [zdjęcie: Artur Musiał/StartNamyslow.pl]

10. kolejka – IV liga (03.10.): Start Namysłów – Po-Ra-Wie Większyce 1-2

Status quo został zachowany również po meczu z większyczanami, a namysłowianie pokazali tym razem jak przegrać wygrany mecz. Bardziej aktywni w pierwszej połowie miejscowi częściej nękali golkipera Po-Ra-Wia, niż konkurencja naszego Stasiowskiego. W dobrych sytuacjach bramkowych było 3-1 dla Startu, tyle, że najważniejsza statystyka – ta bramkowa – pozostawała dziewicza. Zaraz po przerwie (47’) kibice złapali się za głowy, gdy znakomitą okazję spartolił Samborski. Ale nie zdążyli jej nawet przeanalizować, bo jeszcze w tej samej minucie gol dla Startu padł. Akcja duetu Pabiniaków (Łukasz dorzucał, Patryk trafił między słupki) spowodowała, że kolejny raz w bieżącym sezonie wyszliśmy na prowadzenie. Nadzieje na korzystny rezultat były tym większe, że goście przez godzinę byli mocno bezbarwni. Niestety, w 69’ babolem „popisał się” młodziutki Adrian, który przy próbie wybicia futbolówki stracił ją na rzecz Jędrzejczyka, co ten skwapliwie wykorzystał. 3 minuty później (72’) graliśmy już jednak z przewagą jednego gracza, po tym jak Kozołup „spadł” z boiska za nieprzepisowe powstrzymanie szarży „Sambora”. Po tym zdarzeniu chłopcy przycisnęli i do objęcia prowadzenia brakowało tylko (lub aż) przysłowiowego szczęścia. No bo jak choćby wytłumaczyć fakt, że P.Pabiniak kapitalnie uderzył z 10 metrów, a trafił w intuicyjnie wystawioną rękę przez bramkarza? Tymczasem w 84’ niezdecydowanie Bilińskiego znów wykorzystał Jędrzejczyk i było po herbacie. Zszokowani czerwono-czarni próbowali jeszcze dążyć do korekty wyniku, lecz rywale spod Kędzierzyna nie dopuścili do większego zagrożenia i to oni mogli radować się z sukcesu. A kibice? Ci upuszczając stadion z niedowierzaniem kręcili głowami, że ich pupile mieli rywali na deskach, a dali się wypunktować. Jesienią niełatwo było być fanem NKS-u.

11. kolejka – IV liga (10.10.): Start Namysłów – Czarni Otmuchów 2-1

Po 10. kolejkach totalnymi outsiderami ligi były dwie drużyny – namysłowski Start oraz Czarni i te dwie drużyny spotkały się w końcu ze sobą. Nasza ekipa miała na koncie ledwie 2 „oczka”, natomiast przedstawiciele futbolu z południa Opolszczyzny wyprzedzali nas o 1 punkcik. Reszta stawki już dosyć wyraźnie odjechała. Kiedy więc mieliśmy liczyć na sukces? No, ale nauczeni bolesnymi doświadczeniami wcześniejszych potyczek, sympatycy jedenastki z Pułaskiego w głębi duszy odczuwali niepokój. Bo ewentualna porażka byłaby właściwie przybiciem gwoździa do naszej IV-ligowej trumny. Grali ligowi maruderzy, lecz mimo to stawka meczu (ta psychologiczna) była spora. A na trybunach już tylko desperaci, którzy w liczbie 50 osób wierzyli w przełamanie. Odnieśliśmy w końcu zwycięstwo, ale po ostatnim gwizdku zdecydowanej większości z nas przybyło po kilka siwych włosów… To nie był mecz, który wspominać można latami. Start od początku był stroną aktywniejszą i już w 6’ wyszedł na prowadzenie. Radości przysporzył nam P.Pabiniak, wykorzystując podanie „Smolara”. W kolejnych minutach Czarni próbowali nam zagrozić, ale poza dwiema sytuacjami, także za wiele im nie wychodziło. Start przycisnął jeszcze w końcówce I części, ale też bez wymiernych efektów. W drugiej połowie niewiele się zmieniło. Namysłowianie znów okazali się stroną aktywniejszą, częściej zagrażając gościom. Mieliśmy jednak problemy z budowaniem akcji ofensywnych. Zając dwukrotnie stanął na wysokości zadania, broniąc w pierwszym kwadransie dwie trudne piłki (jedną po strzale z wolnego). Potem Drapiewski (60’) znalazł się „oko w oko” z Popardowskim, ale nie opanował należycie „kuli”. Chwilę później dobry strzał Smolarczyka wylądował... na plecach obrońcy gości i to by było na tyle. Ostatnie 20 minut meczu było już mocno jałowe, więc kibice myśleli tylko o tym, żeby Start dowiózł skromne prowadzenie do ostatniego gwizdka. Tymczasem w 85’ dalekie zagranie trafiło do Wąchały, który mocnym strzałem pokonał naszego golkipera! Kibicom na trybunach dosłownie opadły ręce, a przed oczami pojawił się dobrze znany scenariusz z meczów poprzednich. Ale w 90+2’, to namysłowianom (po raz pierwszy w sezonie) dopisało szczęście! W ostatniej akcji zawodów Wilczyński znalazł podaniem na 10-tym metrze P.Pabiniaka, a ten mocnym uderzeniem w okienko dał nam długo oczekiwane zwycięstwo! W tym momencie nie liczył się styl, nie liczyły nerwy w końcówce. Liczyły się 3 punkty i fakt, że czerwono-czarni po 15-tu (!) meczach bez wygranej (licząc z końcówką sezonu 2014/15) wreszcie sięgnęli po komplet punktów. Ale nikt też nie ukrywał, że 5 „oczek” po 11-tu kolejkach, to był statystyczny dramat.

Opisem pierwszego zwycięstwa w sezonie kończymy drugą część podsumowania jesiennych dokonań Startu Namysłów. Natomiast już dziś zapraszamy do zaglądania na nasz portal, bo za parę dni ostatni odcinek naszego tryptyku, zatytułowanego „Osiemnaście mgnień jesieni”. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy