Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Wimbledon, a sprawa namysłowska

Odsłony: 8600

Lipiec, to w naszym kraju tradycyjny okres przerwy między sezonami. Początek tego lata jest dosyć przyjemny, można więc liczyć, że piłkarze na wakacjach na tyle wypoczną, że za kilkanaście dni

wrócą do ciężkiej pracy, aby odpowiednio przygotować się przed kolejnym sezonem. Tymczasem w ostatnich dniach na ustach większości kibiców sportowych w naszym kraju są tenisiści. Ma to oczywiście związek z najbardziej prestiżowym turniejem Wielkiego Szlema, rozgrywanego w londyńskiej dzielnicy Wimbledon. Trójka Polaków wywołała nad Wisłą istne szaleństwo, notując tam wyniki, do jakich nigdy wcześniej nawet się nie zbliżyliśmy. Wczoraj, pięknie walcząc o finał, odpadła Agnieszka Radwańska. Dziś natomiast wszyscy trzymać będą kciuki za udany półfinał Jerzego Janowicza. Nasz portal postanowił podążyć tym tropem, choć dzisiejszy materiał nie będzie traktował o tenisie. A mógłby, bo przecież Start Namysłów, to klub dwusekcyjny, z piłką nożną i tenisem ziemnym właśnie! Niestety, przyznajemy bez bicia, że nasza redakcja o bardzo eleganckiej dyscyplinie ma mgliste pojęcie. Zajmiemy się więc... futbolem. No to teraz zapytacie, co Wimbledon ma wspólnego z piłką nożną? Ano ma i to sporo, bo przecież z dystyngowanej dzielnicy wywodzi się klub o tej samej nazwie! Równie dobrze możecie się jednak zastanawiać z jakiej racji angielski IV-ligowiec miałby zagościć w naszym (Waszym) serwisie? Pewnie będziecie mocno zdziwieni, ale ekipa ze stolicy Anglii ma z namysłowskim Startem bardzo wiele wspólnego! Nie wierzycie? Wobec tego zapraszamy do lektury.

Kto zacz ten piłkarski Wimbledon? Starsi kibice powinni pamiętać klub z okolicy słynącej w świecie przede wszystkim z turnieju tenisowego Wielkiego Szlema. Bo też piłkarze z dzielnicy Wimbledon w latach 1986-2000 z powodzeniem rywalizowali z najlepszymi zespołami w Anglii. Klub nosił wówczas nazwę Wimbledon Football Club i był zaprzeczeniem logiki dotyczącej finansów w sporcie. Na przekór możnym, skromna ekipa z frekwencją nie rzucającą na kolana, uporczywie utrzymywała się w angielskiej elicie przez długich 14 lat. Mało tego, w 1988 r. popularny "Crazy Gang" dotarł do finału Pucharu Anglii, by w walce o główne trofeum zmierzyć się z wielkim Liverpoolem. The Reds byli murowanymi faworytami meczu. Jednak gola na wagę historycznego sukcesu (1-0) zdobył Lawrie Sanchez, wprawiając w osłupienie większość publiki na Wembley, a w stan ekstazy fanów Wimbledonu. Do dziś w Anglii Vinnie Jones (teraz wzięty aktor filmowy), Dave Beasant, Terry Phelan, Dennis Wise czy John Fashanu znani są doskonale nawet fanom młodszego pokolenia. Przypominane zwycięstwo londyńczyków nad LFC jest zresztą jedną z większych sensacji w historii najstarszych rozgrywek świata. A skoro sensacyjne rozstrzygnięcia zawsze były solą piłki nożnej, więc i "Szalony Gang" stał się nam jakby bliższy.

No właśnie, to co ma piernik do wiatraka? Już wyjaśniamy. Swego czasu czytając ciekawy artykuł (ściślej dodatek sportowy "Gazety Wyborczej" z 4 maja ub.r.) odnieśliśmy wrażenie, że historia ekipy z południowego Londynu jest łudząco podobna do dziejów namysłowskiego Startu. W tej chwili ktoś pewnie wymownie puknie się w głowę, dając do zrozumienia, że nam się w głowie pomieszało. Nie do końca, ponieważ ciekawe podobieństwa, oczywiście przy zachowaniu proporcji, jednak znaleźliśmy.

Zacznijmy od początku. Wimbledon FC założony został w roku 1889, co przy powstaniu Startu w 1952 roku, punktu wspólnego nam nie da. Anglicy jednak większość swojej piłkarskiej egzystencji spędzili w ligach niższych. Pierwszy poważny sukces zanotowali dopiero w 1977 roku, pojawiając się w najniższej lidze zawodowej (skąd zresztą rozpoczęli długi marsz do ekstraklasy, zwieńczony sukcesem w 1986 r.). No i tu mamy pierwszy punkt wspólny ze Startem, bowiem dokładnie w 1977 r. (!) czerwono-czarni też po raz pierwszy osiągnęli poważny sukces. Był nim awansował do klasy wojewódzkiej, wówczas najwyższej ligi na Opolszczyźnie, będącej czwartym poziomem rozgrywkowym. Przygoda "wimbledończyków" z zawodowym futbolem trwała blisko trzy dekady. Nieoczekiwanie jednak zakończyła się w 2002 r., gdy Ci zostali "przeniesieni" do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Milton Keynes. Nowy klub, a właściwie "twór", przejął "aktywa" naszych londyńskich bohaterów (ten zresztą w 2004 r. ostatecznie przemianowano na MK Dons). Jak można się domyślić, kibice Wimbledonu nie mogli się pogodzić z taką decyzją zarządu. Nie tylko nie uznali MK Dons za kontynuatora sukcesów swojej miłości, a wręcz zażądali kategorycznego odcięcia się MKD od tradycji ich WFC! Koniec końców w walce tej odnieśli zwycięstwo, lecz... zostali bez klubu. Na szczęście fani byli bardzo przewidujący, jeszcze w tym samym roku zakładając "nowy" Wimbledon. Ostatecznie zgłosili go do gry w jednej z regionalnych lig amatorskich.
Jeśli przypomnimy sobie, że namysłowski Start też przez większość swojego istnienia występował na obrzeżach poważnego futbolu, to mamy drugi punkt odniesienia. A gdy dodamy do tego fakt, że nasze "pięć minut" w futbolu zawodowym to lata 1992-1998, zakończone... przeniesieniem klubu do odległego o kilkadziesiąt kilometrów Opola, to odkrywamy punkt wspólny nr 3. Ciekawostką może być też wątek, że przeniesienie NKS-u do stolicy województwa nastąpiło na początku 1999 roku, natomiast Wimbledonu do Milton Keynes ledwie 3 lata później. Do tego odległość w obu przypadkach była podobna. Namysłów od Opola dzieli ok. 60 km, natomiast dwa angielskie miasta jakieś 80 km.

Mniejszym zaskoczeniem będzie zapewne informacja, że w obu przypadkach piłkarską pustkę próbowano wypełnić jak najszybciej. W Namysłowie uczyniono to po 1,5 roku, natomiast w Londynie alternatywny Wimbledon kibice założyli niemal natychmiast po pojawieniu się zagrożenia z północy. Wymowny jest zresztą skrót nazwy londyńczyków "AFC" czyli "A Fans Club" (Klub Kibiców). Zarządzający klubem kibice strzegą swojego "dziecka" jak oczka w głowie, bardzo skrupulatnie "prześwietlając" każdego potencjalnego inwestora. I chyba w dobie opanowania angielskiej piłki przez Abramowiczów i innych bliskowschodnich szejków, nie można im się specjalnie dziwić. Tradycja jest tam wartością nadrzędną, co chyba też śmiało możemy napisać o naszym NKS-ie (podobieństwo nr 4). Kojarzycie może tablicę przy wejściu do budynku klubowego na naszym stadionie? Jeśli nie, to przypominamy, że pod emblematem klubowym znajdziecie motto "Tradycja zobowiązuje".

Punkt wspólny nr 5, to styl gry obu ekip. Na hasło "Wimbledon" wielu kibicom wyspiarskiego futbolu momentalnie przypomina się nieskomplikowana taktyka, atak bramki rywali raczej prostymi środkami, a przede wszystkim niesamowita walka piłkarzy na murawie. To była wręcz modelowa ekipa "walczaków". Dziś w niemal identyczny sposób grają namysłowianie, nawiązując w ten sposób do stylu prezentowanego przez Start w okresie jego największych sukcesów. Wielu twierdziło, że w latach 90-tych NKS grał futbol fizyczny. Jest w tym sporo prawdy, ale m.in. właśnie dzięki takiej grze rywale nigdy nie mogli być pewni swego. Nasz przypadek względem Wimbledonu z ówczesnej First Division (dawno przemianowanej na Premierleague) jest więc niemal bliźniaczy!

Pamiętacie, jak przy pierwszym podejściu Startu do nowej III ligi pisaliśmy o pojawieniu się czerwono-czarnych w grze "Football Manager"? Domyślacie się pewnie, że ówczesny Start Namysłów w kultowej grze - z dokładnym odwzorowaniem kadry i możliwości każdego zawodnika - w dużej mierze znalazł się tam ze względu na determinację naszego portalu. No to dziś napiszemy jedynie, że producent popularnego "FM-a" jest jednym z ważniejszych sponsorów... Wimbledonu.

Powyższymi przykładami nie wyczerpaliśmy wszystkich podobieństw Startu i "Crazy Gangu". Tych jest bowiem znacznie więcej! W następnych akapitach znakomicie wyręczy nas matematyka, a ściślej kilka obliczeń, których dokonaliśmy pod kątem wychwycenia kolejnych punktów wspólnych.

Zacznijmy od kwestii dla kibiców najważniejszych, czyli sukcesów. Tych w historii Wimbledonu było sporo, natomiast jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, to łącznie na 124 lata funkcjonowania (pod dawną i obecną nazwą), zespół też 27 sezonów spędził w ligach zawodowych (14 w najwyższej klasie, 6 na jej zapleczu, 3 na trzecim poziomie oraz 6 na poziomie czwartym, tj. ostatnim zawodowym). Edycja 2013/14 będzie nosiła numer 28, co łącznie daje odsetek na poziomie 22,6% gier na poziomie zawodowym.

Oczywiście namysłowskich dokonań nie sposób "1 w 1" porównać. Na pewno jednak dla nas punktem odniesienia postrzeganym w kategoriach sukcesu, są występy na poziomie ponadwojewódzkim. I wychodzi nam, że na 61 lat istnienia, w ligach wyższych niż najwyższa opolska, spędziliśmy 11 sezonów (dokładnie 10,5), natomiast kolejny będzie sezonem 12-tym (ściślej 11,5), co łącznie daje nam 18,9%. Jeśli jednak pod uwagę wzięlibyśmy w naszym klubie rok założenia sekcji piłki nożnej (1961), to okazuje się, że na poziomie ponadwojewódzkim (licząc z kampanią nadchodzącą) występujemy co piąty sezon (dokładnie 22,1%). Różnica w statystyce Wimbledonu i Startu wynosi raptem 0,5% (!) i przez wielu matematyków traktowana jest w kategoriach błędu statystycznego. I to według nas podobieństwo nr 6.

Dużo ciekawiej robi się natomiast, gdy przyjrzymy się dokonaniom obu ekip po "odbudowie". Swój marsz na utracone pozycje Wimbledon zaczynał od 9-tej ligi (2002 r.), by w najniższej lidze zawodowej (nr 4) zameldować się po 10 latach (2012 r.). Z kolei namysłowianie reaktywowali się w 2000 roku, a na poziom ponadwojewódzki awansowali dokładnie po 9 latach (w 2009 r.)! Sami Państwo widzicie, że okoliczność (to już nr 7) w czasookresie osiągnięcia podobnego "punktu odniesienia" jest właściwie ta sama. Jedyna różnica jest taka, że Start Namysłów spędził ostatnio trzy sezony w III lidze opolsko-śląskiej, podczas gdy Wimbledon w League Two gra od dwóch lat. No to dorzućmy kolejne podobieństwo (nr 8), mówiące o tym, że londyńczycy i czerwono-czarni aktualnie występują na tym samym, czwartym poziomie rozgrywkowym w swoich krajach.

Dobijamy wreszcie do wydarzeń z dwóch ostatnich sezonów. Już wiemy, że oba kluby sezony 2011/12 i 2012/13 spędziły w ligach, które w hierarchii futbolowej są ligami poziomu czwartego. Przed rokiem Wimbledon wywalczył 54 punkty, dające im spokojne utrzymanie. Natomiast w maju b.r. AFC skończyli rozgrywki na ostatnim bezpiecznym miejscu, gromadząc o jeden punkt mniej. Nasze dokonania w tym czasie? W czerwcu 2012 r. zakończyliśmy III ligę na miejscu bezpiecznym, choć do ostatniej kolejki walczyliśmy o utrzymanie. Uzbieraliśmy wtedy 27 punktów. Z kolei przed dwoma tygodniami zakończyliśmy ligę z identycznym dorobkiem punktowym co przed 12-toma miesiącami, też w ostatniej chwili zapewniając sobie ligowy byt. Widzicie podobieństwa (nr 9 i 10)? Nie dość, że oba kluby powtarzają swój punktowy wynik rok po roku (u londyńczyków to różnica raptem "oczka"), to jeszcze w obu przypadkach kończyły ligę, przede wszystkim skupiając się na uniknięciu degradacji. Kiedy więc w maju Wimbledon dosłownie rzutem na taśmę zdołał wyrwać się ze strefy spadkowej, w redakcyjnym kolegium trochę żartobliwie komentowaliśmy, że Start dokładnie w ten sam sposób zakończy sezon (AFC długo byli w strefie spadkowej, w której znaleźli się też 18 minut przed końcem sezonu!). Sytuacja Startu była jednak o niebo gorsza, bowiem nasz cel był długo odległy na kilka punktów. Tymczasem w najmniej spodziewanym momencie z pomocą przyszła nam. reforma rozgrywek, w wyniku której utrzymanie dawała pozycja nr 14. Jak wiemy, ostatecznie lokatę tą chłopcy wywalczyli i w nagrodę znów rywalizować będą na tym samym poziomie, co... Wimbledon.

Ze zrozumiałych względów fani AFC największą niechęcią darzą wspomniany MK Dons, klub, który wyrósł na fundamentach dawnego Wimbledonu. W przypadku Startu niechęć do opolan też nie jest żadną tajemnicą, choć akurat Odra, to klub z bardzo dużymi tradycjami. Ale jednak w feralnym dla nas 1999 roku zbudowanym na bazie NKS-u (podobieństwo nr 11). Londyńczycy czekali długich 10 lat, aby zmierzyć się wreszcie ze swoim oponentem. A skoro do meczu nie doszło w lidze (MK Dons występuje w League One, czyli klasie nr 3), wiadomym było, że jedyną możliwością była rywalizacja w Pucharze Anglii. Tak też się stało w grudniu ub.r., choć piękny sen się nie ziścił, gdyż niżej notowany AFC przegrał 1-2. Podobieństwo? I owszem jest (to już nr 12). Z Odrą pierwszy mecz po reaktywacji też zagraliśmy w pucharze i też go przegraliśmy (2-4 w 2005 r.). A jeśli losy Wimbledonu i Startu nadal mają być bliźniacze, to mamy złe dla wyspiarzy wiadomości. Drugi mecz z Odrą też stoczyliśmy o pucharowy awans (2010 r.) i też go przegraliśmy, choć dopiero po karnych (2-2 po 120 minutach gry i 2-3 w konkursie jedenastek). Z Odrą za to aż czterokrotnie o punkty zagraliśmy w dwóch ostatnich sezonach. Naturalnie nie mamy nic przeciw, aby taka perspektywa pojawiła się również przed londyńczykami w kontekście gier z MK Dons. Póki co, konkurent z Milton Keynes znajduje się od nich ligę wyżej, a zatem dokładnie tak jak w przypadku Startu i Odry, która ostatnio awansowała do II ligi (podobieństwo nr 13).

Na koniec wspomnijmy jeszcze, że AFC Wimbledon występuje dziś w strojach niebiesko-żółtych, a to kolorystka, która obowiązywała w Starcie za czasów prezesury Ryszarda Raczkowskiego (czego akurat nigdy nie zaakceptowali namysłowscy fani). Z kolei w poprzednim sezonie (2011/12) trzeci komplet strojów Wimbledonu miał barwy czerwono-czarne, niemal identyczne, w jakich występuje nasz zespół. Podobieństwo jest tu jednak zbyt mocno naciągane, abyśmy uznali je za kolejne.

Przedstawione w artykule przykłady świadczą o wyjątkowym zbiegu okoliczności zawiłej historii dwóch klubów, oddalonych od siebie prawie 1500 km. Do tego mówimy o klubach, które nigdy ze sobą nie grały i których kibice do tej pory nic (lub prawie nic) o sobie nie wiedzieli (swoją drogą byłoby miło zagrać kiedyś taki mecz towarzyski)! Fakty jednak nie kłamią. Start Namysłów ma z AFC Wimbledon wiele punktów wspólnych  i przede wszystkim z tego względu staramy się śledzić jego losy. A czy od dziś nasi czytelnicy również spoglądać będą na unikalny londyński zespół w ten sam sposób, jak na unikalność NKS-u? Ciężko powiedzieć. Natomiast warto przyglądać się kolejnym sezonom rozgrywanym przez Anglików (tam rozgrywki ligowe kończą się zawsze co najmniej miesiąc wcześniej niż w Polsce). Bo nie jest wykluczone, że ewentualne sukcesy klubu z Wysp Brytyjskich będą też... zapowiedzią piłkarskich sukcesów w Namysłowie. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy