Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

Pionierzy Against Modern Football

Odsłony: 20215

W dobie powszechnego natłoku atakujących nas zewsząd informacji, człowiekowi z trudem przychodzi ich filtrowanie. Nie wszystkie wiadomości nas interesują i pewnie dlatego

wypracowujemy sobie pewne schematy ich poszukiwań. Kontakt między ludźmi ogranicza się w coraz większym stopniu do zdawkowej, koniecznie krótkiej treści. A skrajnym tego efektem jest pojawienie się w mowie potocznej... skrótów. Dziś większość z nas doskonale orientuje się, co oznaczają hasło-litery, jak polskie JP2, Z/W czy choćby GG. Mnóstwo jest natomiast zapożyczeń z języka angielskiego, w którym królują OK, 4U, GR8, BTW, OMG i inne. Ogólnie znane skróty spotkamy też w języku sportowym. Takowe mają np. zawodowe rozgrywki w Stanach Zjednoczonych (NBA, NHL, NFL, MLS) i co ciekawe, posługują się nimi również kibice. W Polsce bez mała wszyscy chyba wiedzą, co to KS-y i wszelkie ich odmiany (jak nasz NKS). Najbardziej fanatyczni kibice posługują się natomiast mało przyzwoitymi hasłami JP czy HWDP . Ale są też i tacy, którym nieobce są anglojęzyczne pojęcia SYLFT oraz AMF. Że to już wyższy stopień wtajemniczenia? Być może, i pewnie m.in. z tego powodu chcielibyśmy skupić się na tym ostatnim.

AMF, to skrót hasła „Against Modern Football”. W wolnym tłumaczeniu znaczy to mniej więcej: „Przeciw nowoczesnej piłce nożnej”. Hasło protest. Kto więc i po co protestuje oraz czemu ma to służyć? To chcemy wyjaśnić w kolejnych akapitach, również z perspektywy namysłowskiej.

W dużym uproszczeniu kibice forsujący ideę „Against Modern Football” nie zgadzają się z postępującą komercjalizacją najpopularniejszej dyscypliny świata. Złośliwy chichot historii szczególnie upodobał sobie Anglię, z jednej strony kolebki futbolu i kibicowania, jako sposobu wielu ludzi na spędzanie wolnego czasu (z całą otoczką spotykania się w pubach przed meczami, wspierania klubu w czasie gry i pomeczowego opijania sukcesu/porażki). Z drugiej zaś jako jednym z pierwszych i najważniejszych obszarów, na którym futbol stał się potężnym biznesem. Właściwie należałoby tu napisać, że to biznes rządzi futbolem. Fakt, bez pieniędzy nie da w dzisiejszych czasach osiągnąć choćby małego sukcesu. Wiemy to najlepiej na własnym, namysłowskim przykładzie. Cieszymy się, że nasi piłkarze mogą rywalizować na najniższym poziomie ponadwojewódzkim. Ale z drugiej martwimy się, że bez zbudowania konkretnego budżetu (na poziomie kilkuset tysięcy złotych!) w III lidze z góry stawiani jesteśmy w roli outsiderów. Jasne, skoro nas nie stać, to zawsze można pograć w IV lidze. To jednak błędne myślenie, bowiem koszty utrzymania klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej województwa są w praktyce niewiele mniejsze. Poza tym to jednak zasadniczo inna – pod względem jakości – piłkarska para kaloszy. Wychodząc z założenia, że gramy tam, gdzie jest tanio, w praktyce możemy kopać w klasie A. I znaleźlibyśmy nawet – zasłyszane w samym Namysłowie – argumenty. Moglibyśmy wtedy grać mecze derbowe (powiatu, gminy), na których frekwencja byłaby niemal gwarantowana. Już do mowy o frekwencji nie jesteśmy przekonani. Tym bardziej do lokalnych derbów. Bo one w praktyce byłby świętem dla zespołów (i ich kibiców) o tradycjach dużo niższego kalibru. Poza tym jaką zachętą dla młodego piłkarza trenującego w Starcie byłyby występy w A-klasowych seniorach? Struktura rozgrywek piłkarskich, to typowa piramida. Niektórzy jednak niespecjalnie przyjmują do wiadomości, że ambicje Startu Namysłów powinny sięgać dużo wyżej niż popularna „Serie A”. Ktoś zadowoli się IV ligą, ale pocieszające jest to, że nie będą to... piłkarze. Nasi ulubieńcy rozsmakowali się już w rywalizacji przeciw rywalom ze Śląska i trudno byłoby im (choć to prawdopodobne) znów przestawić się na bitwy na własnym podwórku. Dla nas standardem powinna być III liga, choć wiemy, że zdobycie na nią pieniędzy jest bardzo trudne.

Martwi nas jednak odbywająca się na naszych oczach reforma rozgrywek szczebla centralnego oraz III ligi właśnie. Jesteśmy bowiem świadkami ukrytej komercjalizacji pod chwytliwym hasłem profesjonalizacji polskiego futbolu klubowego. O co chodzi? To proste, dziś III-ligowy budżet pozwalający na utrzymywanie przyzwoitego poziomu sportowego, to rząd wielkości 300-500 tysięcy złotych. Za 2 lata III liga odchudzona zostanie z ośmiu do czterech grup. To z kolei oznacza, że w miejsce grup składających się z przedstawicieli dwóch województw, będą to grupy skupiające kluby z czterech województw. Koszty po prostu wzrosnąć muszą. A mniej piłkarzy w III lidze, to faktycznie bardzo prawdopodobny wzrost poziomu tej klasy rozgrywek, ale i wzrost… wymagań płacowych tychże piłkarzy. No bo skoro będzie ich mniej, to prezentując wyższy poziom, domagać się będą wyższych apanaży. Nie zdziwimy się, że granica przyzwoitości budżetowej przesunie się w okolice 600-800 tysięcy. Retorycznym więc pozostaje pytanie, czy jeśli dziś Start Namysłów balansuje na finansowej krawędzi, to czy tym bardziej – przy zdecydowanie trudniejszej wtedy rywalizacji o awans – stać nas będzie na III ligę w nowym wydaniu?

Powie ktoś, że jeśli Cię nie stać na grę w III lidze, to w niej nie będziesz grał. I stwierdzenie to niewątpliwie ma swoją logikę. Co jednak powiedzieć potencjalnemu sponsorowi, który zapyta: „No to jak to jest Panowie, że kilka lat wcześniej graliście w III lidze z takim a takim budżetem, a dziś chcecie na utrzymanie klubu sumy dużo wyższej, a szanse, że III ligę powąchacie, są praktycznie zerowe?”. Sponsor chce reklamy w jak najwyższej lidze i mało go interesuje, że w międzyczasie przeprowadzono jakąś tam reformę rozgrywek, która komplikuje klubom grę na danym poziomie. A skoro przy trzeciej lidze jesteśmy, to pamiętajmy, że obecna III liga nazywa się tak ze względów właśnie komercyjnych. W praktyce to bowiem klasa rozgrywkowa numer 4.

Kultowa komedia „Pieniądze to nie wszystko”, jak to w filmach, miała szczęśliwe zakończenie. Tymczasem piłkarski serial, który już zaczął fundować nam PZPN – vide obecne dwie grupy w naszej III lidze i możliwy spadek kilkunastu drużyn – może mieć dla Startu dużo bardziej przykre konsekwencje. Nie chcemy być złymi prorokami, ale podstaw do optymizmu (przy okrojeniu III ligi do czterech grup) zbyt wielu nie widzimy.

Świat kręci się wokół pieniędzy, więc i piłka prędzej czy później też musiała się koło nich zakręcić. Przykładów potwierdzających ten stan rzeczy jest na świecie całe mnóstwo. Począwszy od skomercjalizowanej do granic obrzydliwości Ligi Mistrzów, poprzez świetny papierek lakmusowy w postaci angielskiej Premier League, gdzie piłkarze zarabiają horrendalne kwoty, a przeciętnego kibica nie stać na bilet wstępu na mecz. Dodajmy ligowy mecz. Skoro więc kibiców z ich wadami (wulgarni?, aktywni?, palący race?) i zaletami (przywiązani do barw klubowych, uczestniczący w dopingu i tworzeniu unikalnej atmosfery na stadionie) z trybun wymiotło, to w ich miejsce pojawili się konsumenci. Ci słono płacą za bilet, zostawiają sporo grosza na stoiskach cateringowych i z oficjalnymi (drogimi) gadżetami. A skoro siedzą też (a nie stoją) i nie gwiżdżą na przeciwnika, to wielu się to podoba. Na szczęście wymiana publiki w Namysłowie nam nie grozi, gdyż Start to nie jest klub z pierwszych stron gazet, gdzie ludzie walą na stadion drzwiami i oknami. Ale już absurdalne zapisy ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych dosyć skutecznie utrudniają życie najbardziej aktywnym fanom (czego Ci zresztą wcale nie ukrywają).

Skrajnym przykładem komercjalizacji w piłce nożnej jest Austria Salzburg. Założony w 1933 r. klub jest jednym z najbardziej utytułowanych w historii austriackiego futbolu. W 2005 r. został kupiony przez „Red Bulla”, potężnego producenta napojów energetycznych. Kibicom fioletowo-białych wydawało się, że ich ulubiony klub złapał Pana Boga za nogi. Szybko jednak okazało się, że pojawił się w ich ukochanej Austrii Szatan. Nazwę klubu szybko zmieniono na Red Bull. Zmieniono też barwy i herb (na logo firmy). Nowy właściciel postanowił całkowicie zerwać z tradycją i ogłosił, że Red Bull Salzburg jest nowym klubem. Protestującym kibicom zaproponowano łaskawie, że bramkarz będzie grał... w fioletowych skarpetach. To miała być jedyna forma nawiązania do historii. Oburzeni fani postanowili więc całkowicie odciąć się od korporacji i założyli własną Austrię Salzburg, zgłaszając ją do rozgrywek 7. ligi. Dziś Austria puka odważnie puka do bram 2. Bundesligi, będąc zdecydowanym liderem jednej z grup Regionalligi (klasa rozgrywkowa nr 3).

Analizując historię Austrii, wielu kibicom Startu scenariusz wydaje się bliźniaczo podobny do tego, który w Starcie przerabialiśmy w sezonie 1998/99, gdy graliśmy w II lidze (wówczas zaplecze Ekstraklasy). W przerwie zimowej ówczesny prezes i właściciel klubu (Pan Ryszard Raczkowski) postanowił o przeniesieniu drużyny seniorów Startu do Opola i wiosennych występach pod banderą Odry (ściślej Odry/Varty). Wcześniej jednak sukcesywnie dokonywał zmian w Namysłowie. Zaczął od nazwy klubu, a Start kolejno nazywał się Raczkowski/Start, Raczkowski, Varta/Start, Varta, a nawet Varta Alkaline (od flagowego modelu baterii). To wszystko działo się na przestrzeni 7 lat. Zmienił także klubowy herb (na logo firmy z piłką w części centralnej) oraz barwy (z czerwono-czarnych, na żółto-niebieskie, oczywiście firmowe). W namysłowskim przypadku kibice nie odwrócili się jednak od klubu. Ba, w tamtych czasach nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby zakładać własny klub. To były inne czasy i inne realia (poza tym Namysłów jest jednak zbyt małym ośrodkiem na tego typu inicjatywy, co pokazał choćby przykład Namysłowianki). Co więc zrobili fani? Dokładnie nic, czyli... pozostali przy tradycyjnej nazwie, barwach i herbie. Dla nich Start nadal był Startem, a szale na ich szyjach były tylko czerwono-czarne. Taka postawa spotkała się ze sporym uznaniem wśród kibiców w kraju, nawet z klubów ekstraklasowych. W przeciwieństwie do sympatyków Wisły Płock, która najpierw stała się Petrochemią, a później Orlenem. Po latach płocczanie wrócili do pierwotnej nazwy, co spotkało się ze sprzeciwem części kibiców, którzy optowali za pozostawieniem nazwy... Petrochemia. Zresztą przez 10 lat funkcjonowania pod nową nazwą (była też Petra) kibice mocno się z nią zżyli, posiadając kibicowski asortyment właśnie z odniesieniem do naftowego giganta. Krótko mówiąc, co kraj, to obyczaj.

Fot.: Wydawałoby się, że sprzeciwianie się komercjalizacji, to domena kibiców w Europie. Tymczasem idea "Against Modern Football" wychodzi też poza Stary Kontynent, czego przykładem powyższe zdjęcie, wykonane w egipskim Zamalek. [zdjęcie: www.stopmodernfootball.com]

Wracając do kibiców Startu, to właśnie na początku lat 90-tych nasi fani stali się nieświadomymi pionierami idei „Against Modern Football” na polskiej scenie piłkarskiej! Uparcie trwali przy swoich zasadach, na każdym kroku podkreślając, że tradycji nikt nie będzie w stanie wymazać z ich serc i pamięci. I trzymali się tego bardzo konsekwentnie, czego przykładem spora popularność czerwono-czarnych szali (rozprowadzanych „z drugiej ręki”) nie tylko wśród fanatyków, ale i zwykłych kibiców, którzy w meczach poza naszym miastem nie uczestniczyli. W tym okresie żółto-niebieskie szaliki nabyć można było nabyć jak najbardziej oficjalnie. Tyle, że właściwie nikt ich nie kupował... Dodajmy, że piłkarska komercja – także w wymiarze światowym – dopiero raczkowała. Gdy Start Namysłów po raz pierwszy zmienił nazwę (1991/92 r.), to Ligę Mistrzów po raz pierwszy rozegrano w formule grupowej (wówczas dwie grupy 4-zespołowe, a dziś to aż 32 kluby w fazie grupowej).

Dopełnijmy jeszcze, że źródeł idei AMF należy szukać w Anglii już w nowym tysiącleciu, a charakterystycznym logo AMF jest oldskulowa futbolówka w otoczeniu dwóch laurowych wieńców.

Angielski syndrom komercji szybko znalazł swoich naśladowców i ten pojawił się również w Polsce. Nazw klubów dziś raczej nikt nie rusza, choć przykłady KGHM Zagłębia Lubin czy Termaliki Brut-Bet Nieciecza oraz Dolcanu Ząbki (to odpowiednio dawne LZS Nieciecza oraz Ząbkovia Ząbki) zdają się świadczyć o czymś innym. Coraz popularniejsza staje się jednak sprzedaż nazw stadionów, z „Pepsi Areną” w Warszawie (obecny stadion Legii) czy „Ineą Stadion” w Poznaniu (obiekt Lecha). Tu jednak tylko szczególnie ortodoksyjni fani marszczą brwi w geście złości. W końcu to zawsze spory zastrzyk gotówki dla klubu, który zdecyduje się ją sprzedać (oczywiście przy aprobacie władz miejskich, będących w Polsce właścicielami obiektów sportowych – przyp. aut.).

Demokracja ma to jednak do siebie, że nikt przeciętnemu Kowalskiemu nie może zabronić własnego postrzegania rzeczywistości. Także tej sportowej. Jeśli Kowalski uzna, że nie przeszkadza mu zmiana nazwy klubu na komercyjną, bo dzięki temu jego ukochana drużyna będzie posiadała budżet pozwalający na walkę o wyższe cele, to nikt go do zmiany optyki nie przekona. Nawet najwięksi tradycjonaliści i obrońcy historycznych wartości. Można nawet w ciemno przyjąć, że ze zrozumieniem (a wręcz aprobatą) większości kibiców spotkałaby się sytuacja, w której Start Namysłów corocznie dokapitalizowany byłby kwotą kilkuset tysięcy złotych w zamian za to, że zamiast na „Stadionie Sportowym” występowałby na „Browar Namysłów Arenie” lub „Stadionie Velux”. Ba, istniałoby też całkiem spore prawdopodobieństwo, że w mniejszości znaleźliby się protestujący przeciw zmianom kibice, gdybyśmy w najbliższych latach mieli przerabiać znany nam (i dziś przypominany) scenariusz z lat 90-tych.

Na pewno jednak dwa różniące się punktem widzenia obozy spotkałyby się gdzieś pośrodku, gdyby na horyzoncie pojawił się kolejny skrót, czyli dziś SYLFT. To także termin wywodzący się z Anglii, będący pokłosiem właśnie zbytniej komercjalizacji (nie tylko) topowych klubów na Wyspach. Skoro wielu osób nie stać na wejściówki klubów z elity, to kibice zaczęli bliżej interesować się drużynami z ich najbliższego sąsiedztwa. To „Support Your Local Football Team” czyli „Wspieraj swój lokalny klub piłkarski”. Czy pod tradycyjną nazwą na piłkarskich opłotkach, czy też komercyjną na arenie krajowej, jedni i drudzy chcieliby, aby klub z rodzimej miejscowości był ważną częścią ich codziennych zainteresowań sportowych.

No to jak wreszcie postrzegać ideę „Against Modern Football”? Trzymać się tradycyjnych wartości, kosztem gry w niższych ligach bez szans na większe sukcesy? Czy może pozwolić na ekspansywny marketing i w zamian za możliwość oglądania swoich ulubieńców na poważnym poziomie, zaakceptować zmianę historycznych symboli? A jak widzą to nasi fanatycy, kibice, sympatycy Startu oraz czytelnicy portalu? Zapraszamy do dyskusji, bo to niewątpliwie interesujący, choć dziś na naszym podwórku tylko teoretyczny temat. Czy Waszym zdaniem można połączyć dwie skrajności? A jeśli tak, to w jaki sposób? Zachęcamy do wpisów pod artykułem. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy