Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

ARCHIWUM

O sensacji nie było mowy

Odsłony: 19512

Do sobotniego spotkania przystępowaliśmy z bessą sześciu kolejnych przegranych. Niemniej każdy mecz jest okazją do przełamania czarnej serii. Wczorajszy pojedynek

był jednak tym o największym współczynniku trudności. Do Namysłowa zawitał bowiem zespół Skry Częstochowa, najlepszej ekipy III-ligi opolsko-śląskiej. Swoich nadziei na przełamanie fatalnej serii szukaliśmy w historii gier pomiędzy obiema drużynami. Do tej pory bowiem Skra trzykrotnie grała przy Pułaskiego 5 i za każdym razem musiała uznać wyższość Startu. Sytuacja ta miała miejsce m.in. w dwóch ostatnich sezonach. Tym razem jednak trenerowi Janowi Wosiowi udało się przełamać „namysłowską klątwę” (przegrywał w naszym mieście jako piłkarz Odry Wodzisław Śląski i trener Skry). Właściwie już po 31 minutach coach gości mógł głęboko odetchnąć.

Pierwszy raz gorąco w naszej szesnastce zrobiło się w 5'. Chmiest z prawej strony dośrodkował tuż przed bramkę Kuleszki, gdzie piłki głową nie sięgnął Semeniuk. Minutę później faworyzowani przyjezdni objęli prowadzenie, a bramkę podarował im… Kuleszka. Żołnowski zdecydował się na zagranie futbolówki głową w kierunku wspominanego „Dudka”. Zrobił to jednak dosyć nieprecyzyjnie i – starający się nie dopuścić do opuszczenia przez „skórę” boiska – Kuleszka ochoczo do niej ruszył. Zdołał utrzymać piłkę w polu gry. Cóż jednak z tego, skoro sam wylądował na murawie, tracąc przy tym kontrolę nad futbolówką. Na taki prezent czekał już Kowalski, który z bliska trafił do pustej bramki. Po premierowym trafieniu, goście w 8' starali się pójść za ciosem. Po zagraniu Geregi w pole karne i wybiciu piłki poza obręb szesnastki, do „kuli” doskoczył Kowalski i z 16 metrów kropnął nad poprzeczką.

Następny kwadrans gry nie przyniósł spięć podbramkowych. Skra posiadała przewagę, nie była to jednak dominacja absolutna. Częstochowianie prowadzili grę, jednak nie potrafili w tym fragmencie gry przełożyć tego na dobrą okazję bramkową. Czerwono-czarni mieli natomiast spory kłopot, żeby znaleźć sposób na przechytrzenie najszczelniejszej defensywy III ligi opolsko-śląskiej.

„Skrzacy” swój strzelecki impas przełamali w 23', w najlepszy z możliwych sposobów. Gerega, po „klepce” z Kowalskim, urwał się naszej obronie z prawej strony szesnastki, po czym mocno zagrał wzdłuż bramki. Akcję na dalszym słupku, dostawiając tylko nogę, zamknął z 2 metrów Semeniuk. Podopieczni Bogdana Kowalczyka starali się odgryźć w 30'. Samborski ze środka pola posłał długą piłkę w kierunku Kamila Błacha. Zamierzenie naszego zespołu dobrze „przeczytał” jednak Woszczyna, który odważnie ruszył na przedpole. Na 15 metrze od swojej bramki znalazł się w bliskim sąsiedztwie futbolówki, ale niespodziewanie miał spore kłopoty z jej złapaniem. Nie wynikło z tego jednak żadne niebezpieczeństwo dla jego zespołu.

W 31' częstochowianie zakończyli, zdobywając trzecią bramkę, rozważania co do ewentualnego zwycięzcy. Polak przymierzył w „świątynię” Kuleszki, ale ten odbił jego strzał. Wobec dobitki Kowalskiego nasz golkiper był już jednak bezradny.

Biorąc pod uwagę, że po niewiele ponad półgodzinie gry Skra prowadziła już 3-0, można było mieć uzasadnione obawy co do końcowego wyniku. A w 35' Gerega swoją akcją wzmógł tylko nasz niepokój. Indywidualnym rajdem przedarł się prawą stroną w namysłowskie pole karne. Tuż przed linią końcową jego podanie wzdłuż bramki zostało, na szczęście, zablokowane. W 38' jedną z niewielu okazji do zaprezentowania swoich umiejętności miał Woszczyna. Wywalczyliśmy wówczas rzut wolny, po którym technicznym uderzeniem golkipera Skry starał się zaskoczyć Samborski. Częstochowski bramkarz, piąstkując futbolówkę, poradził sobie jednak z zagrożeniem. Ostatnią godną odnotowania akcję przed przerwą zanotowaliśmy w 41'. Wówczas Skra miała znakomitą okazję, żeby podwyższyć prowadzenie. Aktywny Kowalski zacentrował z boku szesnastki tuż przed bramkę, gdzie niepilnowany Chmiest z bliska przeniósł głową futbolówkę nad bramką.

Drugą połowę goście mogli rozpocząć od mocnego uderzenia. W 49' Musiał wyszedł sam na sam z Kuleszką. Trafił jednak w naszego golkipera. Z dobitką pośpieszył Semeniuk, ale i jego próbę „Dudek” odbił. Dwie minuty później Woszczyna poza swoją szesnastką zderzył się z Samborskim. „Skrzak” został ukarany żółtą kartką. Naszemu zespołowi został z kolei przyznany rzut wolny. Bezpośrednie uderzenie Łątki w żaden sposób nie zagroziło przyjezdnym, gdyż piłka o kilka metrów minęła słupek. W 56' bezpańską futbolówkę tuż przed szesnastką rywali przechwycił Samborski. Wbiegł z nią w karny prostokąt, gdzie zatańczył z obrońcami, po czym huknął nad poprzeczką.

W kolejnych kilkunastu minutach Skra zaczęła zwalniać tempo gry. Stąd też ten fragment spotkania nie przyniósł podbramkowych spięć. Sytuacja zaczęła zmieniać się od 73'. Wówczas to goście egzekwowali rzut rożny. Po centrze z kornera Woldan na bliższym słupku sięgnął piłkę głową. Jego strzał był jednak niecelny. W 77' sprawy w swoje ręce ponownie starał się wziąć Samborski. Z narożnika szesnastki potężnie uderzył, ale piłka, po odbiciu się od pleców Drzymonta, minęła bramkę. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry goście ustalili wynik spotkania. Musiał urwał się naszej defensywie i wybiegł na spotkanie z Kuleszką. W odpowiednim momencie zagrał z lewej strony przed bramkę, gdzie Sobala, już na wślizgu, z bliska dopełnił formalności. W 85' z dobrej strony pokazał się jeszcze Chmiest. Przejął piłkę przed naszym polem karnym. Obrócił się z nią w lewo, potem w prawo, a następnie „spod kolana” nieźle uderzył… nad poprzeczką. Już w doliczonym czasie gry Start miał szansę na honorowe trafienie. Samborski dobrze przymierzył z 20 metrów, ale Woszczyna stanął na wysokości zadania i odbił piłkę do boku.

Lider przyjechał do Namysłowa i cel swój bez większych problemów zrealizował. Patrząc na spotkanie z boku, można było odnieść wrażenie, że faworytowi zwycięstwo przyszło bez większego wysiłku. Trzeba jednak przyznać, że znacznie ułatwiliśmy gościom zadanie. W szóstej minucie bowiem Kuleszka wystąpił w roli przedwczesnego świętego Mikołaja. Potem częstochowianie dosyć szybko trafili jeszcze dwukrotnie i właściwie było już po herbacie. W kolejnych minutach czerwono-czarni grali już tylko o uniknięcie kompromitacji. I to udało się. Owszem, straciliśmy jeszcze jedną bramkę i ostatecznie wysoko przegraliśmy. Ale nie zostaliśmy przez Skrę zmiażdżeni. Sensacji nie było. Tym razem Dawid nie miał nawet małej szansy, aby przechytrzyć Goliata. [MW]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy