Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

ARCHIWUM

Apatia

Odsłony: 20830

Dla piłkarzy namysłowskiego Startu miniony weekend miał być w pewnym sensie przełomowym. Fani jedenastki z Pułaskiego liczyli (fakt, że po cichu) na to, że ich pupile

zdołają wreszcie przywieźć z wyjazdu pełną pulę. Zadanie wcale nie wyglądało na „bułkę z masłem”, mimo, że rywal z Piotrówki w sześciu wcześniejszych spotkaniach zdobył tylko jednego gola. No, ale rozbudzone apetyty namysłowskich sympatyków futbolu nie brały się z niczego. Start w ostatnim okresie bardzo pozytywnie zaskakiwał (vide: trzy domowe zwycięstwa z rzędu), dlaczego więc – pytali fani – piękna seria nie miałaby poszerzyć się o sukcesy wyjazdowe? W sobotę optymizm ten widoczny był też u najbardziej zainteresowanych, tyle, że do... pierwszego gwizdka sędziego. Półtorej godziny gry nie okazało się bowiem tym, na co czekaliśmy. Czerwono-czarni rozegrali słaby mecz i nikogo nie może dziwić, że zasłużenie przegrali. Paradoksalnie jednak miałka postawa mogła przynieść nam wymierną zdobycz punktową, gdyby nie brak szczęścia w końcówce.

A co się wydarzyło w Piotrówce? O tym przeczytacie w kolejnych wersach relacji.

Lepiej w mecz weszli „brazylijscy” gospodarze, choć to namysłowianie jako pierwsi zapędzili się bliżej bramki rywala. W 3’ piłkę w środku pola przejął Szpak i zagrał ze środka do wbiegającego lewą flanką P.Pabiniaka. Nasz kapitan posłał crossa na przeciwległą stronę, gdzie z narożnika pola karnego, z pierwszej piłki uderzył Samborski. Niestety, nad bramką Francesa. Odpowiedź z 5’ Piotrówki była jeszcze groźniejsza. Wówczas po akcji lewą stroną dorzuconą na przedpole piłkę namysłowianie wybili przed szesnastkę. Tam na 22 metrze dopadł do niej młody Barć i potężnie przymierzył po ziemi. Rozmus stał jednak na linii naprawdę ostrego strzału i piłkę zatrzymał. Chwilę później P.Pabiniak podjął się próby wykonania rzutu wolnego w odległości 40 metrów od bramki. Trafił jednak w klatkę piersiową stojącego w murze Iwana, któremu konieczne było udzielenie pomocy. W pierwszych minutach czerwono-czarni wyglądali całkiem obiecująco, prowadząc grę na przedpolu LZS-u, a zatem i dłużej utrzymując się przy piłce.

W 11’ Zalwert przeczytał zamiary jednego z defensorów, przejmując futbolówkę w środku pola. Momentalnie odegrał ją do wybiegającego na rywali K.Smolarczyka, który jednak zbyt długo zwlekał z podaniem i został zablokowany. A szkoda, bo wyraźnie sygnalizował mu swoją dobrą pozycję P.Pabiniak (mający przed sobą tylko Francesa).

Po kwadransie namysłowskie aktywa coraz bardziej zanikały na rzecz przeciwników. W 16’ duży błąd popełnił Lizak, który odpuścił spadającą w jego sektor piłkę. Gwaze momentalnie skorzystał z nieoczekiwanej okazji i choć wypchnięty poza szesnastkę przez Jandę, zdołał odegrać futbolówkę do Guilherme. Ten ostro huknął z 14 metrów w krótki róg próbującego interweniować Rozmusa, a „skóra” odbiła się od wewnętrznej części słupka i lecąc wzdłuż linii bramkowej, wyszła w pole. Mieliśmy przy tej okazji furę szczęścia. Jeszcze w 22’ mogliśmy mocno skomplikować życie rywalom, gdy K.Smolarczyk znalazł się przy piłce w sytuacji 2 na 2. Znów jednak był wyraźnie spóźniony z decyzją i w efekcie gdy podał w końcu piłkę Samborskiemu, to liniowy pokazał ofsajd. Rywale zrewanżowali się bardzo niebezpiecznym strzałem Kluza, który na namysłowską bramkę posłał prawdziwy „pocisk”. Piłka uderzona z 30 metrów otarła jeszcze jednego z naszych stoperów i tylko dlatego Rozmus nie musiał interweniować. Dobrze jednak, że wyszła poza linię końcową. Z kornera Barć dośrodkował na głowę Guilherme, który na 7 metrze jedynie „liznął” piłkę czupryną. Wychodzącą w pole piłkę zdołał jednak zablokować Gwaze, oddając ją do Kluza. Ten ponownie ostro przymierzył z daleka, ale tym razem w bezpiecznej odległości od bramki.

W 26’ Żołnowski skutecznie zablokował zagranie z rzutu wolnego, wykonywanego na przedpolu gospodarzy. Pomógł mu w tym arbiter, którego piłka nabiła. Namysłowianie podjęli nawet kilka prób przedarcia się w pole karne Piotrówki, ale efekty były mizerne. W 29’ rzut wolny wykonywał Szpak. Jego uderzenie z około 30 metrów trafiło w mur, a poprawka P.Pabiniaka poszybowała w chmury.

W 31’ gospodarze przez kilkadziesiąt sekund intensywnie oblegali bramkę Startu. W finalnym momencie Kluz wrzucił „kulę” na głowę Jorge, który główkował obok bramki Rozmusa. Za chwilę na ławce rezerwowych gości zapadła konsternacja, po tym jak kilka sekund wcześniej o zmianę poprosił P.Pabiniak. A wiadomo, ile znaczy brak naszego doświadczonego snajpera na boisku. Patryka zmienił Łątka, w związku z czym nasz coach (który ze względu na karę drugi mecz oglądał z trybun) dokonał zmiany ustawienia na boisku. Łątka powędrował na lewy bok obrony, skąd na lewe skrzydło przesunięty został Kamil Błach. Sam zainteresowany (to o P.Pabiniaku) chwilę później powiedział nam, że w tygodniu naciągnął ścięgna pod kolanem, które przy ostrych startach mocno dawały mu się we znaki.

Mecz toczył się jednak dalej. W 37’ Lizak zdołał się częściowo zrehabilitować za błąd z 16’, blokując nieprzyjemny strzał z lewej strony Filipe. Za chwilę (38’) K.Smolarczyk ładnie wywiódł w pole dwóch przeciwników, ale będąc na 30-tym metrze podał do... nikogo. Z kolei w 40’ dobrze z prawej flanki dorzucił piłkę Jorge, lecz wyskakujący do główki na 7 metrze Gwaze o centymetry minął się z nią (wspólnie z jednym z namysłowskich stoperów).

Kilkanaście minut wcześniej zawodnicy Piotrówki złapali rytm gry, który nie skutkował wprawdzie huraganowymi atakami na namysłowską bramkę, ale pozwalał rozgrywać piłkę według własnych schematów. A te głównie polegały na wymianie kilku poprzecznych podań i próbie zaskoczenia gości zagraniami do przodu. W rozegraniu celował Kluz oraz wspierający go Barć. Natomiast na skrzydłach naszych bocznych (ale i środkowych defensorów) nękali Gwaze i Guilherme. Nasz zespół ograniczał się w tym okresie głównie do przejęcia piłki i wyprowadzania kontrataków. Problem w tym, że siła rażenia Startu była tego dnia wyjątkowo mizerna.

Tuż przed przerwą gospodarze nie tyle mogli, co powinni wyjść na prowadzenie. W 43’ piłkę z prawej strony dośrodkował Mpako. Tę odbił nasz blok defensywny i futbolówka poszybowała do góry (a’la „świeca”), po czym spadła na 6-ty metr pod nogi Iwana. Ten już leżąc zdołał oddać zaskakujący strzał z bliska, ale nie trafił w bramkę! Ponownie mogliśmy głęboko odetchnąć, a po kilku kolejnych minutach arbiter zaprosił obie jedenastki do szatni.

Najwidoczniej uwag trenera namysłowianie nie do końca w szatni z należytą atencją słuchali, bo już w 49’ stracili bramkę. Piłkę ze środka pola otrzymał przed szesnastką obrońca Iwan, po czym lekkim zwodem zrobił sobie miejsce do strzału i huknął w okienko bramki strzeżonej przez Rozmusa. Nasz golkiper przysiadł tylko na nogach i bezradnie odprowadził piłkę wzrokiem. W tym momencie mogłoby się wydawać, że podrażnieni utratą gola, czerwono-czarni ruszą do bardziej zdecydowanych ataków. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. Przez kilkanaście kolejnych minutach na boisku, poza wymianami podać z obu stron (częściej specjalizowali się w tym miejscowi), generalnie wiało nudą. Ot, zrobiła się z tego typowa kopanina. W naszym zespole widoczny był brak znanej nam kreatywności drugiej linii, co przekładało się na znikome zagrożenie ataku. A i w tyłach nie ustrzegliśmy się błędów. Start wyglądał w drugiej części gry bardzo nieporadnie, pewnie też i przez dużą niedokładność podań.

W 71’ po jednym z kontrataków (źle rozegrany rzut rożny przez Start) nie atakowany Mańkowski przebiegł prawą stroną kilkadziesiąt metrów, po czym – przy asekuracji Łątki – posłał piłkę w aut. Inna sprawa, że namysłowianie doprowadzili do tej sytuacji, gdyż podjęli już ryzyko związane z atakiem większą liczbą zawodników. Fakt, nie było już w tym momencie czego bronić. Z każdą kolejną minutą nerwowość w naszym obozie była coraz większa, a konsekwencją choćby dwa „żółtka” (dla Bonara i Zajączkowskiego) za niepotrzebne okazywanie niezadowolenia z decyzji arbitra. Za chwilę (75’) po aucie Filipe, Gwaze z lewej flanki potężnie uderzył, trafiając... Jandę w korpus.

W 84’ namysłowianom spadła przysłowiowa gwiazdka z nieba. Mimo kiepskiej postawy, stać ich było na zryw, który powinien przynieść gola wyrównującego. Wówczas piękną ciętą piłkę posłał za linię obrony Szpak (okolice koła środkowego). Do futbolówki momentalnie ruszył szybki Samborski i dwaj pilnujący go stoperzy. Już polu karnym Rafał minimalnie wyprzedził Iwana, który trącając naszego napastnika, spowodował jego upadek. Decyzja arbitra mogła być tylko jedna – czerwona kartka dla strzelca bramki (klasyczna faul po akcji ratunkowej) i rzut karny dla Startu! Do piłki podszedł sam poszkodowany i po rozbiegu uderzył silnie w prawy dolny róg bramki LZS-u. Niestety dla nas, nie mający do tej pory zbyt wiele roboty Frances wyczuł intencje „Sambora” i końcami palców odbił „kulę” do boku! W tym momencie nasi chłopcy w większości złapali się za twarze, mając świadomość, że szansa na punkt bezpowrotnie przepadła. Gorzej, że za tę konsternację drogo zapłacili. Chwilę później (86’) piłka „poszła” bowiem z przedpola LZS-u na połowę Startu, gdzie Bulaji zagrał na lewo do Gwaze. Ten po krótkim zwodzie stworzył sobie pozycję do strzału i z kilkunastu metrów uderzył „po długim rogu”. Uderzenie było precyzyjne i Rozmus po raz drugi musiał sięgać do siatki. W ciągu kilkudziesięciu sekund zaliczyliśmy błyskawiczną wędrówkę z nieba do piekła. I zamiast remisu 1-1 zrobiło się 0-2, co przy 4 minutach do końca regulaminowego czasu gry definitywnie oznaczało porażkę. Zresztą nasz zespół przestał już w tym momencie wierzyć w odwrócenie losów meczu, czekając na końcowy gwizdek. Tymczasem w 90+1’ Filipe oddał znakomity strzał z 40 metrów (z rzutu wolnego), po którym Rozmus musiał się ratować wybiciem piłki spod poprzeczki na aut bramkowy. Z kolei w 90+3’ długa piłka trafiła do Jorge, który złamał linię, wbiegł w środek szesnastki i kąśliwie uderzył. Na szczęście obok słupka.

To nie był występ, z którego czerwono-czarni mogą być dumni. De facto był to najsłabszy występ naszych ulubieńców w obecnych rozgrywkach. Namysłowianie grali w Piotrówce bez przekonania, a przede wszystkim bez tak charakterystycznego dla nich „zęba”. W sobotę stricte sportowej walki było jak na lekarstwo, za to w nadmiarze widzieliśmy brak zdecydowania i apatię. Start na tle wcale nie rewelacyjnej Piotrówki raził też brakiem dokładności w każdej formacji. Jedynym zawodnikiem, który w naszym zespole zaprezentował się naprawdę solidnie, był Rafał Żołnowski. Łatał dziury w defensywie, imponując przede wszystkim spokojem. Skoro jednak mówimy o stoperze, to komentarz do meczu mógłby być już zbyteczny.

Paradoksalnie, mimo kiepskiej postawy, Start mógł z Piotrówki wywieźć remis. Ale nawet szansa w postaci rzutu karnego nie została przez zespół wykorzystana, a chwilę później rywal dobił nas drugim golem. Oczywiście znamy klubowe realia i wiemy, jakie problemy toczą w ciągu każdego tygodnia drużynę. Absencje na treningach, to dziś najważniejszy problem. Dopóki jednak w klubie nie znajdzie się konkretny zastrzyk finansowy, dopóty trener Kowalczyk będzie miał bardzo utrudnione zadanie w roli... krawca. Bo o ile przysłowiowy „materiał” skroił całkiem zgrabnie, to już z jego zeszyciem ma notoryczny problem.

Nie zamierzamy się pastwić nad zespołem, bo mamy świadomość, w jak trudnych warunkach jest budowany. Zmartwiła nas jednak wspomniana apatia w grze, która nie powinna się zespołowi zdarzyć. Dziś można mieć obawy przed kolejnym wyjazdem do Czarnowąs. Jeśli jednak nasz coach szybko przywróci bojowego ducha w drużynie, to kolejny weekend wcale nie musi być smutny. Na pewno drużyna ma o czym myśleć. I stanie też przed okazją, aby w następną sobotę zrehabilitować się w oczach trenera. Pokazać mu, że wyprawa do Piotrówki była tylko klasycznym „wypadkiem przy pracy”. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy