Start Namysłów
Zaloguj Zarejestruj

Logowanie do konta

Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zapamiętaj mnie

Stwórz konto

Pola oznaczone gwiazdką (*) są wymagane.
Imię *
Nazwa użytkownika *
Hasło *
Zweryfikuj hasło *
Email *
Zweryfikuj email *
Captcha *

ARCHIWUM

Dwa światy

Odsłony: 18393

Przedwczorajszy pojedynek na częstochowskiej „Lorecie” miał tylko jednego faworyta. Byli nimi gospodarze grający pod szyldem Skry.

Częstochowianie swoich kibiców nie zawiedli, efektownie gromiąc ekipę namysłowskiego Startu. Po meczu w obozie miejscowych gratulacjom nie było końca. To jednak zrozumiałe, skoro „Skrzaki” po ostatnim gwizdku wskoczyły na fotel lidera. Nasi zawodnicy schodzili z murawy mocno niepocieszeni. Ale trudno im się dziwić, skoro stracili aż 4 gole. Sportowa złość brała górę, tymczasem obiektywnie rzecz oceniając, w sobotę na jakakolwiek zdobycz punktowa jawiła się raczej iluzorycznie. Skra bez dwóch zdań była zespołem lepszym, udowadniając to zwłaszcza po przerwie. Czerwono-czarnym należą się natomiast słowa uznania za ambicję i walkę, dzięki której byli „w grze” przez ponad godzinę. Fakty są dla nas brutalne. W sobotę oglądaliśmy dwa piłkarskie światy, w których dziś znajdują się obie ekipy. Częstochowski świat, to potencjał już teraz uprawniający Skrę do rywalizacji w II lidze. A namysłowskie realia są naszym kibicom znane aż za dobrze. To przede wszystkim codzienna, trudna walka o organizacyjny byt, mająca swoje odzwierciedlenie również na murawie.

Zaczęło się od zdecydowanych ataków gospodarzy, którzy w początkowych minutach zamknęli Start w hokejowym zamku. Musiał co i rusz podaniami ze środka próbował regulować tempo gry kolegów, ale bez większego zagrożenia pod bramką. W 6’ precyzyjny cross na prawe skrzydło otrzymał Gerega, który momentalnie znalazł się w narożniku szesnastki. Fatalnie jednak uderzył i futbolówka poszybowała aż pod chorągiewkę narożną. Namysłowianie pierwszy raz pod bramką miejscowych znaleźli się dopiero w 8’. Wówczas atakujący lewą flanką Kamil Błach wywalczył rzut rożny. Pierwsza próba nie przyniosła większego zagrożenia, ale już drugi z rzędu korner z 12-tu metrów próbował sfinalizować Żołnowski. Niestety, został on zablokowany.

Przez kilka minut namysłowianie otrząsnęli się z naporu Skry i ryglowanie bramki zaczynali już w okolicach linii środkowej (wcześniej byli głęboko cofnięci). Ale w 13’ wszystko wróciło do początkowej „normy”. Wtedy to po kombinacyjnej akcji Świtała mógł stworzyć większe zagrożenie, gdyby nie „ręka”, którą na 11-tym metrze odgwizdał mu arbiter. „Skrzaki” nadal napierały, częściej czyniąc to prawym sektorem boiska. W 19’ wstrzymaliśmy oddech, gdy Musiał odszukał (na prawej flance) Geregę, a ten precyzyjnie dorzucił piłkę przed bramkę. Szczęśliwie dla nas, Niedbała nie zdołał jej sięgnąć i ta wylądowała poza linią końcową. Niestety, tyle szczęścia nie mieliśmy w 24’, gdy Skra objęła prowadzenie. Tym razem jej atak lewą stroną dośrodkowaniem na 5-ty metr wykończył Zawadzki. Tam krycie zgubili nasi defensorzy i osamotniony Sobala nie miał najmniejszych problemów aby głową umieścić „skórę” w siatce. Dwie minuty później nasza już trudna sytuacja tylko się pogłębiła. Niedyspozycję zgłosił P.Pabiniak, wobec czego trener Kowalczyk zadecydował o wymianie go na Krystiana Błacha. Przy całej sympatii dla tego ostatniego, jeden z braci bliźniaków nie jest jeszcze piłkarzem tej klasy, co doświadczony snajper. 27’, to rzut wolny (znów) z prawej strony dla gospodarzy. Zawadzki dosyć precyzyjnie wrzucił piłkę na namysłowskie przedpole, ale ponownie nikomu nie udało się jej sięgnąć. W 31’ „Skrzaki” rozegrały piłkę po obwodzie, a ta będąc (a jakże) w prawym sektorze, została dorzucona na 11 metr. Tam przyjął ją Sobala, szybkim zwodem zwiódł Żołnowskiego, a mając przed sobą tylko Rozmusa, uderzył obok słupka. Poważnie zaśmierdziało utratą gola, ale obyło się bez bolesnych konsekwencji. Niebawem Lizak skutecznie przeciął ostre dośrodkowanie spod linii końcowej, lecz piłka jak zaczarowana co i rusz wracała przed bramkę Rozmusa. Tak, jak choćby w 33’, gdy półgórny centrostrzał Niedbały ten „zepchnął” rękawicą do boku.

Od kilku minut ponownie byliśmy świadkami naporu gospodarzy. Ci w 34’ po raz kolejny zapędzili się pod bramkę Startu, gdzie sprzed linii szesnastki ostro uderzył P.Kowalczyk. Część widzów poderwała się nawet z krzesełek, myśląc, że padł gol. Tymczasem „kula” poszybowała minimalnie obok spojenia, trafiając we wspornik podtrzymujący siatkę bramki gości. Za moment (35’) ruchliwy Sobala zdecydował się na próbę indywidualnego rajdu, ale jego wykończenie z narożnika szesnastki było fatalne (piłka poszybowała wysoko nad bramką).

W końcówce pierwszej części do głosu wreszcie zaczęli dochodzić czerwono-czarni. W 39’ ciętą piłkę z rzutu wolnego zagrał na środek szesnastki Szpak, a składający się do strzału Bonar nieczysto ją trafił (będąc też blokowanym). Mimo to futbolówka sprawiła sporo kłopotów Woszczynie, który intuicyjnie odbił ją przed siebie. Momentalnie doskoczył do niej Kamil Błach. Był już jednak zbyt blisko golkipera i jego strzał z ostrego kąta ten zdołał ponownie odbić. Zapachniało wyrównującym golem, ale niestety, piłka nie znalazła się w siatce. Dwie minuty później Woszczyna niepewnie interweniował po kolejnym zagraniu ze stojącej piłki, ale bez większych dla niego konsekwencji. Częstochowianie odpowiedzieli (42’) kąśliwym uderzeniem po ziemi Geregi, jednak Rozmus był czujny. Za moment przy lewym narożniku pola karnego miejscowi sfaulowali Zajączkowskiego. Do piłki podszedł Samborski, po czym potężnie huknął w kierunku bramki Woszczyny. Wysoki bramkarz Skry wyciągnął się jak długi, nie miał jednak szans, aby „skórę” sięgnąć. Ta jednak ku naszej rozpaczy odbiła się od słupka (ok. 30 cm od spojenia z poprzeczką) i wyszła w pole! Gdyby Rafał nie pomylił się o kilka centymetrów, to niewątpliwie bylibyśmy świadkami bramki sezonu. A tak mogliśmy tylko po raz kolejny westchnąć. W kolejnej akcji arbiter przyznał Startowi następny rzut wolny, tym razem po drugiej stronie szesnastki. Uderzenie Łątki z 23 metrów trafiło w mur, natomiast poprawka wylądowała w „koszyczku” Woszczyny.

Niezła gra Startu w ostatnich minutach I połowy dawała nadzieje na osiągnięcie korzystnego wyniku. Nasze oczekiwania opieraliśmy właśnie na dobrze rozegranej końcówce, ale i sporej w tym fragmencie nerwowości gospodarzy. Fakt, po pierwszych trzech kwadransach „Skrzaki” prowadziły zasłużenie. Ale mimo wszystko szkoda, że ani Bonarowi do spółki z Kamilem Błachem, ani też Samborskiemu nie udało się skierować futbolówki do siatki. Kto wie czy wspomniana nerwowość wśród częstochowian nie byłaby jeszcze większa? A jak wiadomo, nerwy niczemu dobremu w futbolu nie służą.

Po zmianie stron znów jako pierwsi zaatakowali miejscowi. W 48’ egzekwowali korner, po którym Mastalerz z bliskiej odległości główkował obok słupka. Po kolejnym rzucie rożnym (51’) P.Kowalczyk spokojnie odegrał będącemu za nim Drzymontowi, a ten – mając dużo miejsca i czasu – z powietrza uderzył… obok słupka. W 53’ Sobala wygrał na boku pojedynek z Jandą i dograł piłkę do Polaka (wszedł po przerwie za Świtałę). Ten jednak w bardzo dobrej okazji przestrzelił. Minutę później Drzymont rewelacyjnym podaniem ze środka odnalazł w polu karnym Sobalę, lecz Pan Kamil z linii pola karnego nie trafił w światło bramki! To była kolejna sytuacja, „śmierdząca” pod naszą bramką utratą gola. W następnych minutach niewiele się na boisku zmieniało. Grający na biało-niebiesko gospodarze rozgrywali piłkę, próbując po raz drugi zaskoczyć namysłowską defensywę. Nasi chłopcy natomiast czyhali na możliwość wyprowadzenia kontrataku. W 57’ wymianę piłki po obwodzie zakończył strzałem na wiwat Gerega, a w odpowiedzi z blisko 30 metrów niecelnie kopnął Bonar. Mało brakło, a gola nr 2 stracilibyśmy w 60’. Wtedy to po wrzutce z lewej flanki P.Kowalczyka, stojącemu tyłem do bramki Piwińskiemu niewiele zabrakło do oszukania Rozmusa. Jego główka minimalnie minęła jednak lewy słupek bramki strzeżonej przez naszego golkipera. W 65’ dwukrotnie zagotowało się na naszym przedpolu. Najpierw po dośrodkowaniu z prawej strony obok słupka główkował Zawadzki, a chwilę później po rzucie rożnym o włos (też główkując) pomylił się Drzymont.

Jak się później okazało, decydująca dla losów meczu okazała się 67’. Wtedy to do prostopadłej piłki zdecydowanie wystartował Sobala, który już w polu karnym został zahaczony przez Łątkę. Arbiter nie miał wątpliwości, co do podyktowania „wapna”, pewnie wykorzystanego przez Woldana. Kilka minut później sytuacja się powtórzyła! Tym razem po przeciwnej stronie szesnastki, gdzie Krystian Błach rzekomo faulował Bednarka. Prawdę mówiąc sytuacja wydawała się sporna, bo jeśli już „Bliźniak” faulował, to było to nie na linii oznaczającej pole karne, ale kilka centymetrów przed nią. Do punktu oddalonego o 11 metrów od bramki podszedł P.Kowalczyk, ale jego próba wylądowała na słupku! Dopisało więc nam trochę szczęścia.

W 77’ namysłowianie mieli szansę na wyprowadzenie dobrego kontrataku, lecz nieudane zagranie ze środka na skrzydło plan ten szybko zniweczyło. Za to dwubramkowe prowadzenie wyraźnie uspokoiło miejscowych i Ci nie naciskali już tak zdecydowanie. Paradoksalnie jednak „luz w grze” Skry powodował, że co i rusz pachniało kolejnymi bramkami. Groźnie np. było w 79’, gdy po ostrym uderzeniu z 20 metrów Mastalerza, Rozmus musiał ratować się wybiciem piłki przed siebie. Nasz bramkarz niewiele miał jednak do powiedzenia w kolejnej sytuacji (80’). Najpierw Bednarek przeciął rozgrywaną przez Start piłkę i momentalnie dograł ją do wychodzącego lewą stroną Sobali. Szybki jak wiatr zawodnik gospodarzy zdołał ominąć próbującego jeszcze powstrzymać go Lizaka, a będąc przed Rozmusem, sprytnie strzelił mu między nogami. Nasz zespół był w tym momencie rozbity, a do zakończenia spotkania pozostawało ponad 10 minut. W 82’ hat-tricka na koncie mógł zapisać wspomniany przed chwilą Sobala (bezapelacyjnie gracz numer 1 sobotniej rywalizacji). Jego indywidualną szarżę przez pół boiska poprzedziło nieudane rozegranie kornera przez czerwono-czarnych. Futbolówka trafiła wówczas na prawą stronę, skąd właśnie w kierunku naszej świątyni pomknął „Sobi”. Po drodze bez najmniejszych problemów uporał się z Lizakiem, a będąc już przed Rozmusem mógł zapytać go, w który narożnik bramki strzelić. Formalności jednak Sobala nie dopełnił, gdyż uderzył obok słupka! W 85’ „oko w oko” z Rozmusem znalazł się Polak, ale Damian zatrzymał zdołał zatrzymać jego strzał. A chwilę wcześniej pod polem karnym Skry faulowany był Szpak… Za chwilę (86’) znów Sobala pojawił się przed namysłowską bramką. Tym razem uderzył z linii szesnastki, ale zwijający się jak w ukropie „Bośniak” znów nie dał się pokonać. W pierwszej minucie doliczonego czasu gry Sobala ponownie okazał się za szybki dla Lizaka, który zatrzymał go, uwieszając się na koszulce. Uchwyt był tak silny, że na trybunach słychać było pękanie szwów kostiumu szybkiego skrzydłowego. Niestety, nim arbiter zagwizdał po raz ostatni, częstochowianie strzelili gola numer cztery. W 90+4’ pewnie trafił z karnego Woldan, a arbiter zdecydował o wapnie po tym, jak próbujący wybić piłkę Biliński, trafił w głowę wszędobylskiego Sobalę. Chwilę później usłyszeliśmy wreszcie końcowy gwizdek i… mogliśmy odetchnąć. Bo prawdę mówiąc ostatnie kilkanaście minut w wykonaniu miejscowych, to była już egzekucja.

W sobotnie, późnie popołudnie, (jak się okazało) nowy lider zasłużenie pokonał Start. Nikt nie miał wątpliwości, że wygrał zespół zdecydowanie lepszy. Ale paradoksalnie nie był to łatwy dla „Skrzaków” mecz. Mimo wyraźnej przewagi w posiadaniu piłki, częstochowianie przez długi czas nie mogli znaleźć sposobu na destrukcyjną taktykę namysłowian, co widoczne było zwłaszcza w pierwszej odsłonie. Namysłowski koncept runął dopiero po utracie drugiego gola, a kolejne były tylko jego następstwem. Przegrywając 0-2 czerwono-czarni nie mieli już czego bronić i pewnie stąd oglądaliśmy ich częstsze wypady na przedpole gospodarzy. A że sił też zaczynało im brakować, nie mogły dziwić coraz większe luki między formacjami, będące wodą na młyn dla naprawdę silnej Skry.

Trudno tłumaczyć zespół po wysokiej porażce. No bo jeśli przegrywa się 0-4, optymizmu ciężko się doszukać. Pewną satysfakcję możemy mieć jedynie z faktu, że destrukcja długo pozwalała utrzymywać się Startowi w grze (do 67’ przegrywaliśmy tylko 0-1). Bieganie za piłką jest jednak zawsze bardziej męczące, niż operowanie nią. A tak właśnie przez większą część spotkania wyglądał przebieg boiskowych wydarzeń. No i w końcu dopadł chłopców kryzys, który największy faworyt ligi bezwzględnie wykorzystał. Teraz nie ma już znaczenia, czy przegralibyśmy 0-2, czy 0-6 (a i pół tuzina goli mogliśmy przecież stracić). Po prostu przedwczoraj nie było realnych przesłanek ku temu, aby marzyć choćby o remisie.

Przy okazji warto wspomnieć, że w sobotnim spotkaniu debiut w seniorskim zespole Startu zaliczył niespełna 18-letni Jakub Drapiewski. To po Kamilu Jandzie (mecz w Radzionkowie) oraz Krzysztofie Lizaku (pojedynke z Piastem II Gliwice) trzeci debiutant sezonu 2013/14 w czerwono-czarnych barwach.

O meczu w Częstochowie trzeba jak najszybciej zapomnieć. Jak wspomnieliśmy na wstępie, Skra, to dziś inny piłkarski świat. Uważamy, że ekipa spod Jasnej Góry będzie w tym sezonie po zasięgiem większości ekip III ligi opolsko-śląskiej. Dlatego dziś skupić się już trzeba na kolejnej batalii, która czeka nas z Szombierkami. W końcu Mistrz Polski z 1980 roku też w rozgrywkach kiepsko wystartował. I choćby z tego powodu sobotni mecz urasta do miana ważnej walki o tzw. „6 punktów” (a to przecież początek sezonu). Czerwono-czarni w każdym z dotychczasowych meczów miewali momenty dobrej gry. Kluczem do sukcesu jest jednak regularność i konsekwencja w realizacji taktyki przez 90 minut. Nad tym więc w tygodniu muszą solidnie popracować. Oby z satysfakcjonującym skutkiem. [KK]

Zaloguj się aby móc dodawać komentarze
Komentarze | Dodaj własne
  • Brak komentarzy