Po trzech kolejnych porażkach, w sobotę piłkarze Startu Namysłów wreszcie odnieśli zwycięstwo. Klubowi trenerzy bardzo często podkreślają, że wyniki gier kontrolnych są drugorzędne,
jednak po od momentu wznowienia treningów w obozie czerwono-czarnych atmosfera była daleka od oczekiwań, m.in. także z powodu mało przekonujących występów. Kibice zorientowani w trudnej sytuacji organizacyjno-kadrowej NKS-u mają świadomość, że dziś nie jesteśmy ligowymi tuzami. Dlatego wygrana z zawsze groźnym Skalnikiem Gracze tym bardziej pozwala na złapanie większego oddechu… optymizmu. A chłopcy mają satysfakcję, że ich praca na treningach wreszcie zaczyna przynosić wymierne efekty. Poza tym wygrana nawet w meczu kontrolnym zawsze podbudowuje zwycięzców w sferze mentalnej.
Niestety, trener Kowalczyk po raz kolejny nie miał możliwości przeglądu pełnej kadry w jednym meczu. Tym razem z różnych względów zabrakło kilku zawodników, których nasz coach miał do dyspozycji przed tygodniem. Urbańskiego zatrzymały zajęcia na uczelni, a P.Pabiniak i Zajączkowski narzekają na problemy zdrowotne. Zabrakło też testowanych w meczu z Olesnem Węglarskiego (którego zmogła choroba) oraz Kamosia (zatrzymały go sprawy osobiste).
Po pierwszej połowie namysłowianie prowadzili 1-0. Gola otwierającego wynik uzyskał w 41’ Bartosz Jordan, przytomnie zgarniając drugą piłkę po wykonaniu rzutu rożnego. Bartek najlepiej zorientował się w locie futbolówki, którą krótko przyjął i uderzył na bramkę. Ta ku naszej radości przeleciała przez gąszcz nóg rywali i zasłonięty G.Bąk mógł ją tylko wyciągnąć z siatki, a następnie oddać kolegom, aby Ci wznowili grę od środka. Wcześniej prowadzenie mógł nam dać Samborski, jednak w 25’ nie wykorzystał zespołowej akcji kolegów (uczestniczyli w niej Żołnowski i Bonar).
Należy wspomnieć, że w premierowych 45 minutach nie oglądaliśmy boiskowych fajerwerków. Co ciekawe, namysłowianie przez większość czasu byli w posiadaniu piłki, natomiast rywale ograniczali się do gry defensywnej i mocno asekuracyjnej. Trudno powiedzieć czym taki stan rzeczy był spowodowany. Czy wynikał on z problemów personalnych czy też nakreślonej przez trenera rywali taktyki? Odpowiedzi nie znamy. Przyczajeni na własnej połowie graczanie umiejętnie przesuwali się jednak w liniach, znacznie utrudniając w ten sposób Startowi próby sforsowania ich zasieków obronnych. Inna sprawa, że ciężkie zimowe treningi wyraźnie dały się obu ekipom we znaki (zauważalny był zwłaszcza brak dynamiki w grze). Generalnie Skalnik nie kwapił się do ataków, czekał raczej na błąd w rozegraniu namysłowian. Kilka razy udało im się przedostać pod bramkę Kuleszki, jednak bez sytuacji, która mogłaby zrobić na naszym bramkarzu wrażenie.
Po zmianie stron odważniej do ataków ruszyli nasi rywale i już w 51’ mogli cieszyć się z gola. Do remisu głową doprowadził Szypuła, z 4 metrów wykorzystując dośrodkowanie z rzut wolnego jednego ze swoich kolegów. Trzeba jednak przyznać, że gol ten w dużym stopniu obciąża namysłowską defensywę oraz golkipera, którzy w porę nie zareagowali na całą sytuację. Później oglądaliśmy z obu stron sporo chaosu w grze. Zdecydowanie mniejsza dyscyplina taktyczna nie mogła się podobać nielicznej publice. W pewnym momencie oglądaliśmy nawet grę przypominającą ringową, nieprzemyślaną wymianę ciosów w boksie. Mało było przemyślanych akcji, spokoju i dokładności, a zdecydowanie więcej gry na aferę. Na pewno nie było to 45 minut, po których trenerzy obu ekip mieliby powody do zadowolenia. Wiele wskazywało, że chaos nic już na boisku nie zmieni. Tymczasem w 84’ namysłowianie zdobyli gola decydującego o zwycięstwie. W płynnym kontrataku prawym sektorem boiska Smolarczyk dograł precyzyjną prostopadłą piłkę do wchodzącego w szesnastkę Pukasa. Marek uderzył z pierwszej piłki tuż przy krótkim słupku i futbolówka wpadła do siatki. Z pewnością nie był to atomowy strzał, jednak fatalny błąd popełnił interweniujący Klimsz, który ułamek sekundy przed strzałem… rzucił się w drugą stronę. Tym sposobem namysłowski Start odniósł pierwsze zwycięstwo w 2014 roku. [G, KK]